10 najmocniejszych scen z 5. sezonu "Gry o tron"
Nikodem Pankowiak
20 czerwca 2015, 14:42
UWAGA, TEKST ZAWIERA DUŻE SPOILERY!
Śmierć Mance'a Raydera (odcinek 1)
Stannis za sprawą Melisandre bardzo polubił zabawy z ogniem (jak się zapewne domyślacie, jeszcze o tym wspomnę), co zobaczyliśmy już w 2. sezonie. Spalenie Mance'a Raydera miało dobitnie udowodnić, kto jest prawdziwym królem i z kim należy się liczyć. Mance, odkąd tylko go poznaliśmy, był człowiekiem dumnym i honorowym i zachował tę postawę nawet wtedy, gdy było już pewne, że czeka go pewna śmierć, jednak cały jego królewski majestat poszedł z dymem (dosłownie), gdy dosięgnęły go płomienie. Stąd pełne ulgi spojrzenie, gdy Jon zabija go strzałą.
Już ta scena pokazała nam, że Stannis nie ma żadnych skrupułów w walce o to, co uważa za swoje, a Jon Snow zawsze będzie robił to, co w jego mniemaniu jest słuszne i prawe. Nawet jeśli może nieść to za sobą konsekwencje, bo przecież przyszły dowódca Nocnej Straży sporo ryzykował, przeciwstawiając się woli Stannisa. Paradoksalnie jednak zyskał dzięki temu większe uznanie w jego oczach i choć obaj panowie mieli odmienne opinie niemal w każdym temacie, to już do końca darzyli się szacunkiem.
Śmierć Barristana (odcinek 4)
Po nieco przeciętnych odcinkach nr 2 i 3 wreszcie coś zaczęło się dziać pod koniec kolejnego. Barristan Selmy, postać znajdująca się w cieniu Daenerys (jak każda inna postać z jej otoczenia) wreszcie miał okazję udowodnić, dlaczego był nazywany najlepszym wojownikiem w Siedmiu Królestwach. Do tej pory musieliśmy wierzyć na słowo i dobrze, że skoro twórcy zdecydowali się pożegnać tego bohatera (przedwcześnie, w książkach ma się całkiem nieźle), to chociaż zafundowali mu pożegnanie godne mistrza.
Gdy grupa Nieskalanych wpada w pułapkę zastawioną przez Synów Harpii, Barristan sięga po miecz i zaczyna wyczyniać z nim prawdziwe cuda. Mimo wieku, porusza się z gracją i pewnością siebie, a dzięki swojej sile i umiejętnościom zabija większość przeciwników. Niestety, przewaga liczebna Synów Harpii robi swoje i ostatecznie jeden z najbardziej zaufanych ludzi Daenerys pada martwy. Cała scena walki została doskonale zrealizowana i to głównie dzięki niej miałem nadzieję, złudną, że "Gra o tron" wreszcie przyspieszy. Nic takiego się nie wydarzyło, ale przynajmniej dane nam było zobaczyć jedną z najlepszych scen śmierci w historii tego serialu.
Valyria i Kamienni Ludzie (odcinek 5)
Wreszcie mogliśmy zobaczyć Valyrię – miasto, o którym słyszeliśmy już niejeden raz. Niegdyś wspaniałe miasto, później wymarło i zostali już tam tylko ludzie chorujący na łuszczycę. Właściwie po tym, co zobaczyliśmy, należy się zastanowić, czy powinniśmy jeszcze nazywać ich ludźmi.
Trzeba przyznać, że to ponure miejsce, choć pojawiło się tylko na chwilę, było jedną z najciekawszych lokacji, jakie odwiedziliśmy w tym sezonie. Na pewno ciekawszą od Dorne, ale od Dorne nawet wychodek w Winterfell byłby ciekawszy. Kamienni ludzie naprawdę mogli budzić odrazę i tutaj na pochwały zasługują charakteryzatorzy, którzy wykonali kawał dobrej roboty. Do tego brawa należą się także aktorom i ekipie realizującej odcinek, bo jak możecie zobaczyć poniżej, nakręcenie tej sceny nie należało do najłatwiejszych. Walka Joraha i Tyriona z przeciwnikami, których do tej pory nie mieliśmy okazji zobaczyć, była naprawdę emocjonująca i z pewnością będzie miała swoje konsekwencje w przyszłości, w końcu Jorahowi została po niej mała pamiątka…
Gwałt na Sansie (odcinek 6)
Ileż przy tej scenie było, także na Serialowej, marudzenia. Że zła, że niepotrzebna, że uwłaczająca kobietom… Czytając te wszystkie komentarze, zastanawiałem się tylko, jaki do tej pory oglądaliście serial. Bo przecież "Gra o tron" była od samego początku taka, jak świat, na którym bardzo się wzoruje (dla niekumatych, chodzi o średniowiecze) – brutalna i szowinistyczna. Czy ktoś sobie wyobrażał, że Ramsay przyjdzie do sypialni, zapali tuzin świec, rozsypie płatki róż na pościeli i powie "Chodź, Sanso, chcę się z tobą kochać"?
Może i ta scena wzbudzała skrajne emocje i patrzyło się na nią z obrzydzeniem (choć zdecydowanie więcej twórcy zostawili wyobraźni), ale pasowała do Ramsaya oraz wszystkiego, co widzieliśmy w tym serialu wcześniej. I chociaż przez większość czasu twórcy skupili uwagę na twarzy Theona, jej wyraz oraz krzyki Sansy mówiły wszystko. Trzeba przyznać, że trochę pomyliliśmy się w naszych przewidywaniach i ten gwałt nieco cofnął rozwój postaci, na całe szczęście nie na tyle, by zapomniała ona o wszystkim, czego się nauczyła. Sansa robi wszystko, aby nie zostać stłamszoną i ostatecznie ucieka od swojego męża-oprawcy.
Nocny Król i jego armia (odcinek 8)
Długo czekaliśmy na powrót Białych Wędrowców, ale gdy już się doczekaliśmy, nie mogliśmy oderwać oczu od ekranów. Najpierw wielka bitwa, podczas której armia nieumarłych wyrżnęła rzeszę Dzikich, a później TA scena, moim zdaniem jedna z najlepszych w historii całego serialu i to pomimo faktu, że brał w niej udział Jon Snow.
Wizyta w Hardhome to było chyba najlepsze 30 minut tego sezonu – jeszcze lepiej poznaliśmy Dzikich, dzięki czemu mogliśmy się przekonać, że nawet wśród nich może dochodzić do konfliktów, choć przecież walka o przetrwanie powinna ich jednoczyć. Bitwa, w której Dzicy i kilku przedstawicieli Nocnej Straży była zrealizowana na najwyższym poziomie, tak samo starcie Jona z Białym Wędrowcem, ale prawdziwym ukoronowaniem całego odcinka była ta przejmująca cisza na końcu. Podczas wskrzeszania poległych w bitwie miałem ciary na plecach, a te niebieskie oczy jeszcze na długo pozostaną w mojej pamięci.
Nocny Król wyrósł nam na głównego antagonistę w "Grze o tron", a co najgorsze, większość bohaterów jest zbyt zajęta swoimi sprawami, aby w ogóle zwrócić na niego uwagę. Najwięcej o zagrożeniu z jego strony wie Jon, ale on… Zresztą, sami rozumiecie.
Śmierć Shireen (odcinek 9)
Nigdy nie byłem fanem Stannisa, ale zawsze rozumiałem jego pretensje do tronu i uważałem je za całkiem uzasadnione. Po tej scenie jestem jednak przekonany, że ktoś, kto dla władzy jest w stanie poświęcić własną córkę, nie zasługuje na miejsce na Żelaznym Tronie. Dla niego władza stała się celem samym w sobie, a nie środkiem do celu i właśnie dlatego poniósł klęskę.
Pan Światła, jeśli w ogóle istnieje, go opuścił, ale co gorsze, opuściło go także wojsko. I bardzo dobrze, bo tylko zaślepiony rządzą władzy człowiek mógł zdecydować się na złożenie ofiary z własnego dziecka, a zaślepieni ludzie nigdy nie powinni siadać na tronie. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek czułem takie obrzydzenie do jakiejkolwiek postaci, jak do Stannisa, gdy Shireen wyła z bólu i prosiła ojca o pomoc. Chyba każdemu z nas zrobiło się przykro, gdy wrzask ucichł i wiedzieliśmy, że dla małej księżniczki nie ma już ratunku.
Daenerys lata na smoku (odcinek 9)
No dobra, może i pod koniec tej sceny wyszły ograniczenia budżetowe, z jakimi "Gra o tron" wciąż musi się od czasu do czasu zmagać, ale nie zmienia to faktu, że była to scena przełomowa i mająca ogromne znaczenie dla dalszej fabuły serialu. W końcu Daenerys ujarzmiła Drogona – najbardziej krnąbrnego z jej smoków. Wszystko zaczęło się od rzezi, jaką Synowie Harpii zafundowali podczas otwarcia areny. Drogon wyczuł, że jego pani znajduje się w niebezpieczeństwie i gdy już wydawało się, że Matka Smoków nigdy nie będzie miała okazji powalczyć o Żelazny Tron, wkroczył do akcji i szybko pokazał, że staje się coraz bardziej niebezpieczną bronią. Ten, kto potrafi go ujarzmić, zyskuje ogromną przewagę nad swoimi przeciwnikami.
Jednocześnie przekonaliśmy się, że smoki, przynajmniej na tym etapie, nie są jeszcze niezniszczalne i pokonanie ich jest możliwe, wystarczy odpowiednio duża przewaga liczebna. Nie ma to chyba jednak większego znaczenia, bo rosną one w zastraszającym tempie i zanim znów zostanę użyte do walki, mogą być dwa razy większe. Śmialiśmy się, także tutaj, z miernych efektów specjalnych, bawiły nas porównania do "Niekończącej się opowieści", ale nie zmienia to faktu, że była to bardzo ważna scena.
Arya morduje Meryna (odcinek 10)
Niestety, ale sporo mówi to o całym sezonie, jeśli w moim podsumowaniu znalazły się aż trzy sceny z finału. Nie mogło wśród nich zabraknąć momentu, gdy Arya stała się prawdziwym zabójcą i wykreśliła kolejne nazwisko ze swojej listy. Choć cały jej wątek w Domu Czerni i Bieli był dla mnie jednym wielkim nieporozumieniem, ta scena zrekompensowała mi tygodnie nudy niemal w całości.
Jeśli komuś z Was brakowało brutalnych scen w tym sezonie, opłaciło się czekać. Arya nie miała litości dla człowieka, który dawno temu zabił jej nauczyciela, Syrio, i choć miała stać się nikim, wyjawiła mu swoją prawdziwą tożsamość, aby miał świadomość, z czyjej ręki został zamordowany. Jeśli choć przez moment mieliście w tym sezonie "Gry o tron" wątpliwości, która z sióstr Stark jest tą twardszą, finał powinien je bardzo szybko rozwiać. A chyba wszyscy rozumieją, że Arya dopiero się rozkręca…
Pokutny marsz Cersei (odcinek 10)
Obok bitwy w Hardhome była to chyba najlepiej zrealizowana scena w tym sezonie. Oczywiście pojawiły się mniej lub bardziej kuriozalne opinie, że cała ta sekwencja była zbyt brutalna i niepotrzebnie epatowała nagością, ale moim zdaniem takie opinie może wyrażać tylko osoba, która nie rozumie "Gry o tron".
Ta scena musiała być dokładnie taka, musiała robić na nas wrażenie i sprawić, żeby niemal zrobiło nam się żal Cersei. Kobieta, która traktowała wszystkich jak śmieci, spiskowała, mordowała i upadlała, została upodlona przez zwykły motłoch. Gdy naga przechodziła przez kolejne uliczki Królewskiej Przystani, byłem przekonany, że właśnie wydaje w głowie wyrok śmierci na wszystkich tych, którzy przyczynili się do jej upokorzenia. Z początku dumna Cersei zaczęła upadać i choć do bram Czerwonej Twierdzy dotarła jako wrak człowieka, w jej oczach można było dojrzeć ogromne pragnienie zemsty. Jestem przekonany, że faktycznie do niej dojdzie. Ten marsz był przełomowym wydarzeniem dla tej postaci i jeśli ktokolwiek uważa, że wcale nie musiał zostać przedstawiony w taki sposób, chyba nie wie, o czym mówi.
Śmierć Jona Snow (odcinek 10)
Tej sceny oczywiście nie mogło tu zabraknąć. Możemy domniemywać, tworzyć teorie, ale na ten moment Jon jest martwy – zapewnia nas o tym Kit Harington, zapewniają nas o tym twórcy. Szkoda, bo nawet jeśli czepiałem się tego, jak drewniana jest to postać w tym serialu, trzeba przyznać, że jego historia była zawsze jednym z najciekawszych wątków w serialu. Jon w najbrutalniejszy możliwy sposób przekonał się, że w świecie "Gry o tron" nie można kierować się tylko sercem, a za podejmowanie niepopularnych decyzji prędzej czy później poniesie się konsekwencje. On nigdy nie był pragmatykiem i dlatego został zadźgany, rzekomo w imię Nocnej Straży. Smaczku całej scenie dodaje fakt, że decydujące pchnięcie wykonał Olly, którego wcześniej Jon wziął pod swoje skrzydła.
Do tej pory twórcy nie kończyli w ten sposób żadnego sezonu, tzn. jego ostatnia scena nigdy nie była tak mocna. Pewnie, widzieliśmy już narodziny smoków czy marsz Białych Wędrowców, ale w tym roku po raz pierwszy widzowie krzyczeli do telewizorów i łapali się za głowy, aby po chwili zorientować się, że teraz muszą czekać 10 miesięcy, żeby zobaczyć, co dalej. Moim zdaniem Jon jeszcze w jakiś sposób do serialu wróci, i tak jak ja myśli chyba większość widzów. Niestety, zbyt szybko nie przekonamy się, czy mam rację.