10 powodów, aby oglądać 2. sezon "Detektywa"
Marta Wawrzyn
21 czerwca 2015, 11:03
Widzieliśmy już trzy odcinki 2. sezonu "Detektywa" i na razie możemy powiedzieć jedno: jest to zupełnie inna historia niż rok temu, choć pewne cechy wspólne oba sezony mają. Zdradzamy 10 powodów, dla których warto zainteresować się produkcją HBO właśnie teraz. Tekst zawiera spoilery, ale w granicach rozsądku.
Widzieliśmy już trzy odcinki 2. sezonu "Detektywa" i na razie możemy powiedzieć jedno: jest to zupełnie inna historia niż rok temu, choć pewne cechy wspólne oba sezony mają. Zdradzamy 10 powodów, dla których warto zainteresować się produkcją HBO właśnie teraz. Tekst zawiera spoilery, ale w granicach rozsądku.
Na początek kilka słów wyjaśnienia: HBO nam już pokazało trzy pierwsze odcinki 2. sezonu "Detektywa", czyli "The Western Book of the Dead", "Night Finds You" i "Maybe Tomorrow". Moje opinie niemalże na żywo mogliście znaleźć na Twitterze, z przedpremierowej recenzji jednak zrezygnowaliśmy, ponieważ usłyszeliśmy ostrzeżenie: "tylko nie zdradźcie wszystkiego!". A ponieważ o "Detektywie" rozmawia się trudno bez spoilerów, bez dokładniejszej analizy słów, które padły z ust bohaterów, i wszystkich ciężkich westchnięć tym razem nie Matthew McConaugheya, a Colina Farrella, recenzja spoilerowa będzie w poniedziałek późnym wieczorem, po premierze nowego sezonu w HBO. Tymczasem zdradzamy 10 fajnych rzeczy, których możecie spodziewać się w tym sezonie. Potraktujcie to raczej jako teaser niż dokładny opis tego, co zobaczycie jutro.
1. Przecudna czołówka utrzymana w stylu tej z poprzedniego sezonu. Kiedy w piątek w jednym z warszawskich kin zabrzmiał nowy temat muzyczny "Detektywa" i rozpoczęła się czołówka, naprawdę zaparło nam wszystkim dech w piersiach i poczuliśmy się, jakbyśmy za chwilę znów mieli być świadkami czegoś wielkiego i magicznego. Rok temu było podobnie – "Detektyw" kupił mnie już na etapie czołówki. W tym roku jest ona utrzymana w nieco innym stylu muzycznym niż poprzednia, ale styl wizualny pozostał podobny. Od razu widać, że to kolejna odsłona tego samego serialu i mówię Wam, sposób, w jaki podkreślono tę ciągłość, to coś fantastycznego.
2. Jest klimat i to tak gęsty, że można go nożem kroić. Nic Pizzolatto, twórca "Detektywa", podkreślał, że najważniejsze jest dla niego stworzenie zupełnie nowej, wyjątkowej atmosfery. Po trzech odcinkach – właściwie nawet nie, już po pierwszych dziesięciu minutach! – widać, że to się udało. Co prawda nie jest to klimat aż tak mroczny, jaki panował w Luizjanie, którą przemierzali Rust z Hartem, ale nowy "Detektyw" też utrzymany jest w stylu neo-noir, ma swój charakter i potrafi oddać specyficzną atmosferę miejsca, w którym się dzieje.
3. Kalifornia, jakiej raczej nie znacie. Z czym kojarzy się Kalifornia przeciętnemu oglądaczowi seriali? Z palmami i dekadencją w Los Angeles, pięknymi widokami i tęczowymi paradami w San Francisco, położonymi nad oceanem rajskimi miasteczkami, plażami, nad którymi ciągle świeci słońce, willami celebrytów, opalonymi ciałami, hollywoodzkim blichtrem. Tych skojarzeń pewnie jest więcej, ale industrialny krajobraz, toksyczne odpady, zanieczyszczone powietrze i gigantyczne autostrady to zdecydowanie nie jest obraz słonecznego stanu, jaki nam wpajano przez lata. Tymczasem nowy "Detektyw" pokazuje tylko i wyłącznie takie właśnie klimaty. Miasteczko Vinci, gdzie umiejscowiona jest akcja serialu, jest strasznie brzydkie, pełne smrodzących kominów, fabryk, wysypisk, byle jakich domów i ludzi, którzy żadnego domu nie mają. Na wypadek gdyby to nie było oczywiste – jestem absolutnie zakochana w tym klimacie. W dwóch pierwszych odcinkach swoje robi osoba reżysera – Justina Lina od "Szybkich i wściekłych" – który ma charakterystyczny styl i potrafi nieźle pokazać całe zło i brzydotę tego świata również z lotu ptaka.
4. Colin Farrell i jego wąsiska. W zeszłym roku dzięki "Detektywowi" przekonałam się do Matthew McConaugheya, w tym roku już mnie zdążył kupić Colin Farrell. Co prawda nie jest to aż takie objawienie jak Matthew – Colin nie wygłasza długaśnych monologów o życiu, śmierci i wszystkim po środku, ale też nie musi. Grany przez niego detektyw Ray Velcoro to zmęczony życiem, uwikłany w skomplikowane relacje, wiecznie schlany i sponiewierany glina z obleśnymi wąsami. I choć brzmi to jak opis bardzo stereotypowego serialowego policjanta, wierzcie mi, ten gość nie jest chodzącym stereotypem. Colin Farrell stworzył ciekawą, barwną postać, w której czai się mrok, choć gdyby jego życie potoczyło się inaczej, byłby pewnie zupełnie zwykłym gościem.
5. Rachel McAdams w roli twardej policjantki. W zeszłym roku krytycy narzekali, że w "Detektywie" nie ma dobrych postaci kobiecych, więc teraz zadbano i o ten aspekt. Jest postać bardzo silnej babki z gwiazdą szeryfa – Ani Bezzerides. Co prawda mam pewne zastrzeżenia do tego, jak ją napisano – dla Nica Pizzolatto twarda kobieta to nie ktoś w stylu Stelli Gibson z "The Fall", a mała blondyneczka, która chleje jak facet, nosi noże w butach i traktuje mężczyzn jak śmieci – ale Rachel McAdams w tej roli rzeczywiście wymiata. Nie ma w sobie nic z Barbie, jest ostra, wściekła i bardzo, ale to bardzo naturalna.
6. Obsada w ogóle jest świetna. Casting to chyba to, co w tym roku wyszło w "Detektywie" najlepiej. Vince Vaughn co prawda przekonuje mnie średnio – to nie będzie rola, która odmieni jego karierę – ale pozostała trójka ze stałej obsady oraz osoby, które oglądamy na drugim planie, wypadają super. Kelly Reilly prezentuje się ciekawie jako eteryczna i jednocześnie twarda żona gangstera, Abigail Spencer pojawia się tylko parę razy, a i tak da się ją zapamiętać, James Frain gra dość nietypową jak na niego rolę. Wszyscy są w "Detektywie" jacyś – dobrze napisani i jeszcze lepiej zagrani. Gdybyście się zastanawiali – tak, są tu też godne następczynie Alexandry Daddario. Wyglądają tak:
7. Zagadka kryminalna, która wciąga. O ile w zeszłym sezonie szukanie Króla w Żółci było trochę sztuką dla sztuki, bo bardziej niż o samego mordercę chodziło o całą otoczkę, metafizykę, zabawę nawiązaniami do literatury, teraz "Detektywowi" jest bliżej do klasycznego kryminału (początek trochę kojarzy się z "The Bridge", sami zobaczycie dlaczego). Zagadka zbrodni – okrutnej, bo miejskiego urzędnika, który lubił specyficzne rozrywki, pozbawiono oczu i genitaliów, po czym zostawiono przy autostradzie – wciąga od początku. I choć ważniejsze od niej samej wciąż są postacie, interakcje między nimi, a także całe otoczenie, w którym egzystują, można odnieść wrażenie, że tym razem Nic Pizzolatto bardziej zadbał o miłośników typowych opowieści kryminalnych.
8. Korupcja i zafajdanie, czyli kulisy lokalnej polityki. Już w 1. sezonie "Detektywa" Nic Pizzolatto wprowadził do fabuły tematykę degeneracji na szczytach stanowej władzy. Tym razem ten wątek rzeczywiście jest rozwinięty, szczegóły drastyczne, a ludzie uwikłani w lokalne machlojki to złodzieje i buraki, przy których polscy politycy są świętoszkami. W trzecim odcinku odwiedzamy skromny pałacyk, w którym mieszka burmistrz, i poznajemy jego małżonkę. To jak miniaturowy pałac Saddama, w którym odbywają się wszelkie możliwe rodzaje balang. Jest też w nowym "Detektywie" sporo wątków, w których polityka miesza się z seksem – ale nie takim zwykłym, tylko dość perwersyjnym, w końcu to HBO. Na tę gigantyczną scenę orgii, którą zapowiadano przed premierą, wciąż się nie doczekałam, ale jestem przekonana, że zabawiać się w ten sposób będą nie żadni zwykli, poczciwi ludzie, a wąsaci panowie rządzący miasteczkiem Vinci.
9. Bar, w którym Colin pije z Vince'em. Colin Farrell, dokładnie tak jak zapowiadano, wciela się w skorumpowanego gliniarza mającego powiązania z lokalnym gangsterem/biznesmenem, granym przez Vince'a Vaughna. Ta relacja jest dużo bardziej skomplikowana niż sugerowały zwiastuny, ale tego nie będę Wam spoilerować. Powiem za to, że panowie spotykają się w absolutnie cudownym obskurnym barze, w którym wokalistka na scenie (ta sama pani, którą znamy z piosenki z pierwszego trailera 2. sezonu "Detektywa") zawodzi smutne piosenki, lekko zalatujące filozofią detektywa Rusta Cohle'a, zaś kelnerka wygląda jak postać wyjęta z horroru.
10. Muzyka, dużo muzyki. Przed premierą nie chciano nam zdradzić, kto śpiewa piosenkę z trailera – i nie bez powodu. Odpowiedź na pytanie, kim jest ta pani, szybko się pojawi, a jeśli chcecie wiedzieć już, teraz i natychmiast, wujek Google powie Wam, co trzeba. Utworów muzycznych w tym sezonie "Detektywa" jest rzeczywiście dużo i choć dla fabuły nie ma to raczej większego znaczenia, jej roli w tworzeniu klimatu nie da się przecenić. Muzyka pulsuje, nadaje serialowi rytm, sprawia, że widz ma wrażenie, iż akcja toczy się szybciej bądź wolniej, i generalnie towarzyszy nam prawie przez cały czas. Tak jak w zeszłoroczne lato non stop słuchaliśmy elektronicznych cudeniek Cliffa Martineza z "The Knick", tak teraz ma szansę zrobić karierę soundtrack "Detektywa".
CHCECIE SPOILER?
Nie będę tego pisała tutaj, bo uważam, że to za duży spoiler, aby mógł pojawić się tak po prostu, ale w amerykańskich serwisach redaktorzy takich problemów nie mają. Jeśli więc umieracie już z ciekawości, kto śpiewa utwór z czołówki – bardzo, bardzo znany wokalista! – i jaka jeszcze muzyka pojawi się w 2. sezonie "Detektywa", zajrzyjcie tutaj albo od razu tutaj. Tylko proszę o powstrzymanie się od spoilerów na forum, ta niespodzianka jest naprawdę fantastyczna, kiedy widzi się po raz pierwszy czołówkę nowego "Detektywa".