"Allen Gregory": A miało być śmiesznie
Nikodem Pankowiak
1 listopada 2011, 17:14
"Allen Gregory" to kolejna animacja stacji FOX. Czy szkolne przygody małego geniusza będą w stanie powtórzyć sukces takich hitów jak "Family Guy" albo "Simpsonowie"?
"Allen Gregory" to kolejna animacja stacji FOX. Czy szkolne przygody małego geniusza będą w stanie powtórzyć sukces takich hitów jak "Family Guy" albo "Simpsonowie"?
Zwykłe dzieci mają w życiu ciężko, zwłaszcza gdy przychodzi im do zmierzenia się ze szkolnym światem. Są wyśmiewane i gnębione przez popularniejsze dzieciaki, z czasem giną w tłumie i stają się kolejnym elementem w szarej masie. Tytułowy bohater nowej animacji FOX-a ma jeszcze większe problemy z odnalezieniem się w szkolnej rzeczywistości, ponieważ jest on jednostką wybitną. Allen to niezwykle inteligentny, posługujący się nienaganną angielszczyzną, odbiegający od swoich rówieśników siedmiolatek, który podczas szkolnej przerwy obiadowej popija Pinot Grige.
Allen, jak przystało na niezwykłe dziecko, pochodzi z niezwykłej rodziny – jest wychowywany przez dwóch, jedynie z pozoru bogatych, gejów, z których jeden jeszcze kilka lat wcześniej był głową heteroseksualnej rodziny. Najważniejszą osobą w rodzinie jest Richard De Longpre, ojciec Allena, niezwykle władczy facet, dla którego syn jest oczkiem w głowie. Jego partner, Jeremy, to dla odmiany ciapowaty i pozbawiony prawa głosu bezrobotny, który nie ma wielkiego wpływu na wychowywanie swojego przybranego syna. Jest zresztą przez niego traktowany jak ktoś gorszy.
Niecodzienni rodzice dla kaprysu sprawili sobie drugie dziecko, Julie, dziewczynkę pochodzącą z Kambodży (skąd my to znamy?). Nie są nią jednak nawet w niewielkim stopniu tak zainteresowani jak swoim synem geniuszem. Julie nie wydaje się być szczególnie wdzięczna swoim nowym rodzicom za dach nad głową, na dodatek ma problem z brakiem popularności w szkole i nienawiścią, jaką darzy ją Allen. Taki skład rodziny może prowadzić do wielu zabawnych sytuacji, ale…
No właśnie, jest pewne wielkie "ale". Uważam się za osobą o sporym poczuciu humoru, jednak "Allen Gregory" zwyczajnie mnie nie śmieszy. Potrafię rechotać podczas oglądania "Family Guya" czy "Simpsonsów", a tutaj zaśmiałem się raz w przeciągu całego odcinka, później jeszcze kilka razy uniosłem do góry kąciki ust. Dialogi zwykle nie śmieszą, zabawnych sytuacji jest jak na lekarstwo. Aroganckie podejście Allena do wszystkiego i jego megalomania szybko przestają śmieszyć widza. Jedynie początek i zakończenie odcinka są godne uwagi, środek wieje nudą.
Twórcy mają dobre chęci, jednak na nich się kończy. Mam nadzieję, że w kolejnych odcinkach poziom humoru się podniesie. Serial zdecydowanie ma ku temu potencjał i trzeba przyznać, iż nawet po nieciekawym pilocie istnieje szansa, że w następnych tygodniach będzie zabawniej. W końcu jest kilka wątków, które można ciekawie rozwinąć: Jeremy szukający pracy, Julie odnajdująca się w nowym środowisku i oczywiście Allen zmagający się z problemami w szkole i uczuciem do swojej dyrektorki.
Włodarze FOX-a najwidoczniej wierzą, że niedzielne pasmo pełne animacji jest tym, co przyniesie im największe zyski. Bardzo możliwe, w końcu wielu Amerykanów nie wyobraża sobie niedzieli bez Homera, Clevelanda czy Petera. Teraz do towarzystwa niezbyt rozgarniętych panów w okolicach czterdziestki dołącza genialny siedmioletni chłopiec. I jak się okazuje jest on najsłabszym punktem niedzielnej drużyny swojej stacji.
Jeśli serial szybko nie podniesie poziomu, wskaźniki oglądalności mogą szybko spaść. Z drugiej strony może okazać się, że ze swoim marudzeniem na temat tej produkcji jestem w mniejszości. W końcu dla każdego "zabawny" może oznaczać coś innego.