"Another Period" (1×01-05): Bardzo długi skecz
Marta Wawrzyn
26 lipca 2015, 13:03
Każdego lata pojawia się jakaś hipsterska komedia, która zapowiada się świetnie, a potem wychodzi jak zwykle. Rok temu tak było z "Garfunkel and Oates", teraz pałeczkę ma szansę przejąć "Another Period" Natashy Leggero i Riki Lindhome. Możliwe spoilery.
Każdego lata pojawia się jakaś hipsterska komedia, która zapowiada się świetnie, a potem wychodzi jak zwykle. Rok temu tak było z "Garfunkel and Oates", teraz pałeczkę ma szansę przejąć "Another Period" Natashy Leggero i Riki Lindhome. Możliwe spoilery.
Jest rok 1902, w ogromnym domu w Newport na Rhode Island żyje obrzydliwie bogata (i ogólnie obrzydliwa) rodzina Bellacourtów, która baluje, ile się da, przedmiotowo traktuje liczną służbę i jest pokręcona na wszelkie możliwe sposoby. Pod względem seksualnych dewiacji amerykańscy bogacze nie ustępują Lannisterom z "Gry o tron", a służących mają tyle co brytyjscy lordowie w "Downton Abbey".
Serial od początku promowano jako skrzyżowanie "Downton Abbey" z "Keeping Up with the Kardashians" i po obejrzeniu połowy sezonu mogę powiedzieć, że coś w tym rzeczywiście jest. Trudno o bardziej puste, głupie, złośliwe i zapatrzone w siebie istoty niż Lillian Abigail Hitler Schmemmerhorn-Fish (Natasha Leggero) i Beatrice Tiffani Amber Thiessen Downsy (Riki Lindhome). Ich rozpasany styl życia i obsesja na punkcie sławy i własnych pięknych twarzyczek bardzo, ale to bardzo przypomina medialny obraz Kardashianek.
A reszta rodziny bynajmniej popapraniem im nie ustępuje. Paget Brewster, trudna do rozpoznania w strasznej peruce, gra matkę dziewczyn, kobietę, która ciągle rzuca rozkazy, ale tak naprawdę nad niczym nie panuje. David Koechner wciela się w Commodore'a, głowę rodziny, zajętą molestowaniem pokojówki o imieniu Chair (Christina Hendricks!), która kiedyś była prostytutką zwaną Celine.
Jest jeszcze lord Frederick (Jason Ritter), brat bliźniak Beatrice i oczywiście jej kochanek. A przy okazji wyjątkowy idiota i na dodatek analfabeta, co jednak nie przeszkadza mu w karierze politycznej. Standard. Rodzina Bellacourtów została też obdarzona córką/siostrą sufrażystką, Hortense Jefferson Library (Lauren Ash), która walczy jak może, żeby kobiety zaczęły być postrzegane jako ludzie. Jej siostry oczywiście widzą sprawę inaczej.
W obsadzie znajdują się jeszcze m.in. Michael Ian Black, wcielający się w lokaja o imieniu Peepers, oraz David Wain i Brian Huskey, którzy grają mężów Beatrice i Lillian – oczywiście gejów uwikłanych w ekscytujący romas. Obsada serialu Comedy Central, który z założenia jest tylko bzdurką, rzeczywiście imponuje.
Ale to nie znaczy, że aktorstwo w "Another Period" zachwyca. O nie, wszystkie te wspaniałe nazwiska grają tak, jak gdyby to był kolejny skecz "Saturday Night Live". Przerysowani do potęgi entej bohaterowie zagrani w przerysowany do potęgi entej sposób – to śmieszy przez pięć minut, potem staje się nużące. Z narysowanymi tak grubą kreską postaciami nie da się zżyć, nie da się ich traktować jak "prawdziwych" bohaterów. To tylko figury z kartonu, których losy nie mają prawa widza obchodzić.
A przyciężkawy humor nie pomaga w odbiorze. Zdarzają się żarty, które trafiają w dziesiątkę (mnie zachwycił konkurs piękności, w którym mogły startować dzieci, kapusta i na dodatek jeszcze kobiety), ale przez większość czasu Natasha Leggero i Riki Lindhome idą po linii najmniejszego oporu. Częściowo na pewno wynika to z podstawowych założeń projektu, który nie ma być wciągającym sitcomem z bohaterami, a ostrą satyrą.
Niestety, wydaje się, że więcej radochy niż widzowie mają tutaj aktorzy, którzy biegają po planie przebrani w kostiumy (równie nonszalancko przygotowane co cała reszta), dużo przy tym krzycząc, płacząc, machając rękoma, rozbijając talerze i rzucając sprośnymi żartami. Czasem to bawi bardziej, czasem mniej, ale faktem jest, że obejrzałam pół sezonu "Another Period" głównie ze względu na obsadę i osobę reżysera (Jeremy Konner, który reżyseruje także "Drunk History").
Nawet jeżeli ktoś pasjami ogląda "Saturday Night Live", 20-minutowe skecze w tym stylu to może być po prostu za dużo. "Another Period" swoje momenty niewątpliwie ma, ale brakuje mu i świeżości, i dobrych żartów. To po prostu kolejna głupiutka hipsterska komedia, tyle że w kostiumowym wydaniu.
Jak prawie wszystko tego lata – da się oglądać, ale za bardzo nie ma po co.