7 rzeczy, które uczyniły mój tydzień lepszym
Marta Wawrzyn
6 września 2015, 20:03
Od afrykańskich przygód krawcowej z Madrytu poprzez poruszającą ostatnią scenę "Kto się odważy" aż po zaskakujący finał "Mr. Robot" – dla mnie to był świetny tydzień serialowy! Uwaga na spoilery, zwłaszcza z wyżej wymienionych.
Od afrykańskich przygód krawcowej z Madrytu poprzez poruszającą ostatnią scenę "Kto się odważy" aż po zaskakujący finał "Mr. Robot" – dla mnie to był świetny tydzień serialowy! Uwaga na spoilery, zwłaszcza z wyżej wymienionych.
1. Krawcowa z Madrytu w hiszpańskim Maroku. Większość tytułów z rankingu 10 ciekawych seriali z 10 różnych krajów Europy widziałam wcześniej, ale niektóre nadrabiałam dopiero w ostatnich tygodniach. Bo wiadomo, 10 seriali to 10 seriali, nie ma zmiłuj się! Zmuszona ograniczeniem, narzuconym zresztą samej sobie, obejrzałam kilka produkcji, na które od dawna nie potrafiłam znaleźć czasu. Były wśród nich rzeczy cięższe (jak "Cordon") i lżejsze (jak "Aż po uszy"), był też serial, który mnie oczarował do tego stopnia, że obejrzałam pół sezonu w trzy dni. Hiszpańskie "El tiempo entre costuras", czyli osadzona w latach 30. emocjonująca historia młodziutkiej krawcowej z Madrytu, mająca w sobie coś z "Downton Abbey", romantycznych babskich powieści, przygodówek dziejących się w egzotycznych krajach, jak również opowieści szpiegowskich.
Europejskie produkcje telewizyjne ogólnie zaskakują świeżością i niekonwencjonalnym podejściem, ale czegoś takiego nie widziałam chyba jeszcze nigdy. "El tiempo entre costuras" to opowieść o miłości, modzie, wojnie i tysiącu innych rzeczy. To z jednej strony pięknie opakowany popkulturowy cukiereczek, a z drugiej – bardzo klasyczna historia, taka z duszą, dziejąca się na tle burzliwych dziejów kraju, którego mieszkańcom nie można odmówić temperamentu. Warto obejrzeć, zanim w USA zacznie się sezon i znów będziemy tracić czas na seriale, które tylko dlatego wygrywają z europejskimi perełkami, że mają za sobą gigantyczną machinę promocyjną.
2. Zaskakujący finał "Mr. Robot". Dzisiejszy poranek spędziłam, czytając kolejne wywiady z Samem Esmailem, twórcą "Mr. Robot" (ten jest chyba najciekawszy ze wszystkich), i jestem zaskoczona i skromnością tego faceta, i tym, jak to wszystko było rozplanowane. Jeśli narzekacie, że twist w stylu "Fight Clubu", był zbyt oczywisty, to mam dla Was wiadomość: taki właśnie miał być! Zaskoczyć nas miały inne rzeczy, jak wątek Darlene. I w moim przypadku zadziałało to dokładnie tak, jak Esmail to sobie zaplanował.
A finał – którego recenzję znajdziecie tutaj – wprawił mnie w kompletne osłupienie. Serio, spodziewałam się wszystkiego, tylko nie tego, co się stało. I patrząc z perspektywy na cały sezon, muszę przyznać, że "Mr. Robot" zaskakiwał mnie częściej niż mi się wydawało. Owszem, na początku serial wydawał się troszkę nierówny, ale końcówka wynagrodziła to z nawiązką. Ostatnio z taką uwagą oglądałam chyba "Breaking Bad".
3. Sekwencja kończąca "Kto się odważy". Pogrzeby, nawet te serialowe, nie są po to, aby "czynić tydzień lepszym", ale to po prostu była nieziemska scena, dlatego piszę o niej jeszcze raz. David Simon w miniserialu HBO zaprezentował kawał mocnej, autentycznej historii i zakończył ją w najlepszym możliwym stylu. Scena pogrzebu, przerywana przebitkami pokazującymi, jak wiele zmienił ten, który postanowił pożegnać się z życiem, jest poruszająca do głębi i rzeczywiście zapada w pamięć. Mimo że sama historia wydaje się dość daleka od polskich realiów.
Slate pisze, że "Kto się odważy" to anty-"Detektyw", i rzeczywiście coś w tym jest. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że HBO postawiło nie na tego konia co trzeba w tegorocznym sezonie letnim. Trzy tygodnie z "Kto się odważy" to zdecydowanie za mało, podczas gdy osiem z "Detektywem" to zdecydowanie za dużo.
4. Powrót "Faking It". Zmieniamy klimat o 180 stopni i przenosimy się do szkoły w Teksasie, w której wszystko stało do góry nogami… przynajmniej do tej pory. "Faking It" wróciło i zaproponowało na dzień dobry przetasowanie na szkolnych szczytach władzy. Dyrektor nudziarz, który chce, żeby szkoła była zupełnie zwyczajnym miejscem do nauki, a nie miejscem, gdzie promuje się wszelkie inności, na pewno dostarczy nam w tym sezonie wrażeń. A na razie show skradł wszystkim Shane, którego nagi protest to jedna z zabawniejszych scen tego tygodnia serialowego.
5. Mroczne fanowskie zakończenie "Przyjaciół". Lubię zakończenia, którym daleko do szczęśliwych i nie miałabym nic przeciwko temu, żeby miały takowe nawet sitcomy. Dlatego to, co wymyślił pewien fan "Przyjaciół", bardziej mnie zachwyciło niż zdumiało. Czy by pasowało do serialu? Nie wiem. Ale wiem, że od ugrzecznionego finału "Przyjaciół" zdecydowanie wolę to, co zaserwowali w ostatnim odcinku twórcy "Jak poznałem waszą matkę".
6. Zapowiedź powrotu River Song w "Doktorze Who". Uwielbiam historię miłosną River Song i Jedenastego Doktora, bo czegoś bardziej romantycznego i tragicznego nie da się wymyślić – ci dwoje poruszają się po osi czasu w przeciwnych kierunkach. To, co dla River jest przeszłością, dla Doktora stanowi przyszłość. Zawsze kiedy widzą się po raz kolejny, on zakochuje się w niej coraz bardziej, a ona coraz bardziej o nim zapomina, w związku z czym radość z kolejnych spotkań ma cały czas w sobie wyraźną nutkę tragizmu. Jak to się skończyło, pewnie pamiętacie. A jak serial chce wkomponować River w historię Dwunastego? Nie mam pojęcia. Ale wiem, że zabawy w czasie dają wiele możliwości, a wyobraźnia Stephena Moffata jest nieograniczona.
7. Wiadomość o 2. sezonie "Narcos". To prawda, że gdyby serial zakończył się teraz, miałoby to sens. Ale moim zdaniem wciąż tam jest wystarczająco dużo materiału, by zrobić 2. sezon, i cieszę się, że go zamówiono.
Coming soon. #Narcos
https://t.co/elFgwjvsnj
— Narcos (@NarcosNetflix) September 3, 2015