15 powrotów seriali, na które czekam najbardziej
Marta Wawrzyn
9 września 2015, 15:12
UWAGA, TEKST ZAWIERA SPOILERY Z DOTYCHCZASOWYCH SEZONÓW!
15. "American Horror Story" (sezon 5 – premiera 7 października)
Z "American Horror Story" co roku jest ta sama śpiewka: na każdą odsłonę rzeczywiście czekam, materiały promocyjne prawie zawsze bardzo mi się podobają, a potem zasypiam najdalej w okolicach trzeciego odcinka. W tym roku pewnie skończy się to tak samo, bo o ile doceniam fantazję, z jaką Ryan Murphy i spółka bawią się popkulturą, o tyle sensownej fabuły to tam za bardzo nie widać. Całość jest zwykle fajnie przestylizowana, zrobiona z pomysłem, świetnie zagrana i mimo to – przynajmniej dla mnie – kompletnie nieoglądalna. Bo drzemać to ja może lubię, ale niekoniecznie przed ekranem.
Jednak nie mam wątpliwości, że i "Hotel" zostanie przeze mnie sprawdzony. Wiem, że to brzmi jak świętokradztwo, ale zamiana Jessiki Lange – która była prawdziwą królową w tym serialu – na Lady Gagę może okazać się tym, czego "American Horror Story" potrzebuje. Gaga mnie kiedyś zaskoczyła pozytywnie w "Saturday Night Live" i wydaje mi się, że tutaj też wpadki nie zaliczy. Ona potrafi grać, oczywiście pod warunkiem że gra siebie.
Obsada jak co roku jest nieziemska – zobaczymy m.in. Kathy Bates, Matta Bomera, Finna Wittrocka, Cheyenne'a Jacksona, Angelę Bassett, Lily Rabe, Chloe Sevigny, Madchen Amick, Naomi Campbell, Maxa Greenfielda, Evana Petersa i Darrena Crissa (zdjęcia obsady i opisy postaci tutaj). A cała reszta… no cóż, zobaczymy, jak wyjdzie. Na pewno "American Horror Story" i Lady Gagę łączy obsesja na punkcie zabawy popkulturą, co generalnie jest dobrym znakiem. W to, że doczekam się tutaj historii, która mnie wciągnie, już nie wierzę – ale być może tym razem będzie się dało serial oglądać nawet mimo tego braku.
14. "Doktor Who" (sezon 9 – premiera 19 września)
"Doktora Who" kocham bezgranicznie, choć nie obsesyjnie. Nie wszystko w nim mi się ostatnio podoba, poprzedni sezon uważam za strasznie nierówny, a niektóre decyzje mnie dziwią. O, na przykład nie jestem pewna, czy ciągnięcie wątku Clary, tylko dlatego że Jenna Coleman zmieniła zdanie, to aby na pewno dobry pomysł. Ale za to strasznie cieszy mnie powrót tego gbura Petera Capaldiego, podobnie zresztą jak myśl o ponownym spotkaniu z River Song no i oczywiście Missy. Gościnny występ Maisie Williams też zapowiada się fajnie.
A przede wszystkim muszę powiedzieć, że wciąż szalenie podoba mi się i Dwunasty Doktor, i kierunek, jaki obrał serial BBC. Wygląda na to, że z tej drogi "Doktor Who" w 9. sezonie nie zawróci – Capaldi mówi, że dwuczęściowa premiera sezonu będzie pełną rozmachu podróżą przez najbardziej mroczne, przerażające i zabawne miejsca w kosmosie, i że główny bohater znów będzie musiał zmierzyć się z Dalekami. Zwiastuny rzeczywiście wyglądają dość mrocznie i poważnie, a ja jestem jak najbardziej na "tak".
13. "The Last Man on Earth" (sezon 2 – premiera 27 września)
"The Last Man on Earth" powraca i widzę, że ma poważne ambicje, hm, polityczne. Nie wiem, czy powyższy zwiastun mam traktować jako zapowiedź przeprowadzki Phila i Carol do Białego Domu, niemniej jednak po wiosennym finale jestem pełna optymizmu. Tak, mimo tego, że pierwszy sezon był strasznie nierówny – mocne pomysły przeplatały się z jakąś durną komedią romantyczną, tworząc miks, który nie zawsze dało się oglądać.
Co do jednego nie mam wątpliwości – to Will Forte, Kristen Schaal i pokręcony związek ich postaci stanowią siłę napędową tego serialu, cała reszta świata to tylko dodatek. Chcę zobaczyć tę dwójkę, jak podróżuje przez opustoszałą Amerykę i dokonuje czynów dziwnych, śmiałych i niespodziewanych. Nie miałabym też nic przeciwko kontynuacji wątku granego przez Jasona Sudeikisa brata Phila, który utkwił w kosmosie. Wszystko tylko nie wielokąty miłosne, błagam!
"The Last Man on Earth" ma pomysł na siebie, ma też rewelacyjnych aktorów w rolach głównych i spokojnie może być czymś, czego jeszcze w telewizji nie było. Ale do tego trzeba odwagi. Trzeba zapomnieć, że tworzy się serial dla publiki telewizji ogólnodostępnej i po prostu robić swoje. To się w końcu zacznie opłacać.
12. "You're the Worst" (sezon 2 – premiera 9 września)
Najbardziej dysfunkcyjna – i niesamowicie przy tym urocza – para zeszłego lata serialowego wreszcie powraca! OK, OK, wiem, że "You're the Worst" to nie żadne wielkie dzieło, ale słowo daję, chyba za niczym z tej listy nie stęskniłam się aż tak. Gretchen i Jimmy to dwójka bohaterów rzeczywiście mi bliskich, takich, których rozumiem i którzy potrafią mnie rozśmieszyć do łez.
W 2. sezonie ta para cynicznych związkofobów ma już razem mieszkać, co z pewnością doprowadzi do wielu sytuacji strasznych, śmiesznych i strasznie śmiesznych. Zwiastun mówi bardzo dużo – oni zrobią, co się będzie dało, żeby nie zostać jedną z tych typowych, nudnych par z przedmieścia. Co oznacza, że będą musieli nieźle się nagimnastykować, również w sensie dosłownym.
Cieszy mnie też nowa Lindsay – małżeństwo pasowało do niej jak pięść do nosa, niech się dziewczyna bawi i nie udaje więcej kandydatki na matronę, bo źle się na to patrzyło. A imienia jej męża za nic nie potrafię sobie przypomnieć, tak ważne było to małżeństwo. Bez niego będzie lepiej nam wszystkim.
11. "Manhattan" (sezon 2 – premiera 13 października)
"Manhattan" również był jednym z objawień lata 2014 i również został przeniesiony na jesień. Wydaje się, że będzie miał przez to trudniej, w końcu konkurencję ma ogromną, a mocnej pozycji jeszcze nie wypracował. Wystarczy spojrzeć na liczbę obejrzeń powyższego trailera na YouTube – 20 tysięcy to tyle co nic. Dlatego trochę się boję – bo owszem, WGN America to malutka stacyjka, która pewnie cudów od swoich seriali na razie nie oczekuje, ale co się stanie, jeśli oglądalność będzie mniejsza niż ostatnio (czyli mniejsza niż 300-400 tys.)? Czy zostanie to "Manhattanowi" wybaczone?
O jakość tego sezonu boję się mniej, bo po roku przerwy mam wrażenie, że większość wątków została wtedy zaledwie zarysowana, prawdziwa wojna zacznie się teraz. I nie mam na myśli tylko tego szpiega, który cały czas czyha, by wykraść naukowcom budującym bombę atomową największe tajemnice. W tym sezonie większość bohaterów będzie musiała stawić czoła konsekwencjom swoich błędów i życiowych wyborów.
Zobaczymy też parę nowych twarzy – przede wszystkim Neve Campbell, która zagra Kitty Oppenheimer, małżonkę Roberta Oppenheimera. W zwiastunie pojawia się także William Petersen jako pułkownik Emmett Darrow, który przybędzie do Los Alamos, przeświadczony, że atomówka to czyste dobro.
W 2. sezonie "Manhattanu" zobaczymy, jak przygotowywano Trinity – pierwszy naziemny test broni atomowej, przeprowadzony w lipcu 1945 roku. Co oznacza, że zbliżamy się już do tego, co jest tutaj esencją, i że naukowcy i wojskowi wkrótce będą mogli sami zobaczyć, jak wygląda to dobro, które niesie światu broń atomowa.
10. "Most nad Sundem" (sezon 3 – premiera 27 września)
Ponieważ nie skończyłam jeszcze 2. sezonu "Mostu nad Sundem" – wiem, straszne zaniedbanie, zwłaszcza że dużo słabszy amerykański "The Bridge" obejrzałam w całości! – za bardzo nie mogę spekulować, co się wydarzy w 3. sezonie. Na pewno Saga wygląda w trailerze powyżej, jakby znalazła się na granicy szaleństwa. "Myliłaś się, Saga" – takie słowa tam padają, a Wy na pewno wiecie lepiej ode mnie, co znaczą.
Słyszałam oczywiście o zmianach w obsadzie i za bardzo sobie nie potrafię wyobrazić serialu bez Martina. Ale czytam, że pojawią się nowe postacie i że szwedzka policjantka będzie mieć innego partnera. "Zostało wciąż jeszcze wiele do opowiedzenia na temat Sagi Norén. Możemy teraz zaprosić widzów do zapoznania się z nowymi ekscytującymi postaciami. Obiecuję, że nikt nie będzie zawiedziony" – mówi twórca serialu "Hans Rosenfeldt. I nie ma powodu mu nie wierzyć.
Na razie nic nie słychać o dacie emisji 3. sezonu "Mostu nad Sundem" w Wielkiej Brytanii, podana data premiery – 27 września – jest skandynawska.
9. "Downton Abbey" (sezon 6 – premiera 20 września)
Wiem, że na "Downton Abbey" przez dwa ostatnie lata głównie narzekaliśmy, bo też formuła już trochę się wypaliła, a pisanie scenariusza żadnego serialu nie powinno polegać na recyklingu starych wątków. Ale to już przeszłość. Teraz "Downton Abbey" żegna się z telewizją, w tle gra "Time to Say Goodbye" i musielibyśmy być chyba z kamienia, żeby nie dać się ponieść emocjom.
Nie mam wątpliwości, że w finałowym sezonie "Downton Abbey" doprowadzi nas do płaczu, i to niejeden raz. Szykuje się mnóstwo pożegnań, nowych otwarć dla bohaterów i rozmów o tym, jak bardzo wszyscy chcieliby zatrzymać czas. Niestety, nawet Lord Grantham nie ma takiej mocy.
Jeśli czegoś po tym sezonie oczekuję, to szczęśliwych zakończeń z lekką tylko nutką goryczy. Szczęście musi wreszcie odnaleźć Edith, Lady Mary potrzebuje faceta – najlepiej, żeby był nim Matthew Goode – a żadne z Batesów nie może spędzić reszty życia w więzieniu. Carson i pani Hughes zasługują na spokojną emeryturę, a lord i jego małżonka na łagodną transformację do nowego systemu, w którym arystokracja już nie będzie miała takiej roli jak dotychczas. Żadnych strasznych tragedii na koniec nie chcę, bo nie sądzę, by były potrzebne, abyśmy zapamiętali dobrze serial.
To jak będzie, sir Fellowes?
8. "Homeland" (sezon 5 – premiera 4 października)
Twórcy "Homeland" próbują mi wmówić, że w 5. sezonie zobaczymy zupełnie nową Carrie i nową odsłonę tej historii. A gdzie tam, nie wierzę w ani jedno słowo! Nawet jeśli minęły dwa lata, a Carrie nie jest już agentką CIA, tylko zwykłą Amerykanką mieszkającą z dzieckiem w dużym mieście europejskim i pracującą w ochronie, nie dostaniemy nagle głównej bohaterki z nową osobowością. Ona będzie tą samą genialną, popapraną, obsesyjną Carrie co do tej pory. I znów wplącze się w jakąś awanturę na Bliskim Wschodzie.
Poza tym wciąż w serialu będą obecni starzy dobrzy znajomi: Quinn, Dar Adal czy też Saul. Co oznacza, że naprawdę niewiele się zmieni. Wyraźnie widać, że "Homeland" nie będzie uciekał od wątków bliskowschodnich, a do tego dostaniemy pełen wachlarz aktualnych problemów dotyczących polityki i bezpieczeństwa międzynarodowego. Będą hakerzy, będzie Snowden, Rosja i Putin, ISIS, "Charlie Hebdo".
Bardzo mi się podoba to, co powiedział o nowym sezonie "Homeland" David Nevins z Showtime'a – że serial jest i będzie odbiciem świata, w którym żyjemy. "Berlin to miejsce, w którym krzyżuje się dawny blok wschodni i zachodni, ale też Europa Zachodnia i świat muzułmański. To też miejsce z najostrzejszym prawem dotyczącym prywatności. Ten sezon zajmie się wszystkimi tymi tematami, a także tym, jak one się ze sobą łączą" – mówił Nevins podczas TCA Press Tour.
Czekam na nowy sezon "Homeland" i uważam, że może mieć wiele świetnych momentów, dokładnie tak jak poprzedni. Nie oczekuję, że w serialu nagle wszystko stanie na głowie, oczekuję kolejnej mocnej historii w stylu, który już dobrze znam.
7. "Pozostawieni" (sezon 2 – premiera 4/5 października)
1. sezon "Pozostawionych" był intrygującą, ale nie do końca udaną podróżą przez niekończące się pokłady bólu, ludzkich dramatów i dziwnych reakcji na niecodzienne wydarzenia. Fabuła opierała się na książce Toma Perrotty, którą przeczytałam wcześniej i która wielkiego wrażenia na mnie nie zrobiła, nie wydała mi się żadnym przełomowym dziełem. Uważam, że własne pomysły Damona Lindelofa i jego scenarzystów były często znacznie ciekawsze od oryginalnego materiału, a elementy mistyczne tudzież nadprzyrodzone, które dodano w serialu, sprawiły, że cały ten miks był przynajmniej "jakiś". Koniec końców wyszedł jednak sezon nierówny, którego nie uratowała nawet mocna końcówka.
Pomysł, by w 2. sezonie zmienić wszystko i przeprowadzić się razem z Garveyami do Teksasu w poszukiwaniu nowego startu i nowej formuły, rzeczywiście mi się podoba. Pierwszy teaser sezonu, w którym pokazana została kolejka aut czekających na wpuszczenie do miasteczka o nazwie Cud, ma w sobie moc. A i samo miasteczko zapowiada się ciekawiej niż Mapleton – w końcu mamy do czynienia z miejscem, z którego nikt nie znikł tego dnia, kiedy wyparowało 2% ludzkiej populacji, w tym były papież i Jennifer Lopez. To rodzi ogromne oczekiwania, które nie mają szans zostać spełnione.
Spodziewam się, że Miracle będzie tak naprawdę czymś w rodzaju kolejnej sekty, bo po prostu nie miało prawa pozostać normalnym miejscem. Nie kiedy pcha się tam cała Ameryka spragniona cudów. Spodziewam się też, że ton serialu nie ulegnie zmianie i będzie tak samo dołujący jak w 1. sezonie. Liczę, że scenarzyści rozwiną skrzydła i w tym sezonie "Pozostawieni" staną się wreszcie mrocznym, wciągającym serialem, którym mieli być rok temu.
6. "Jane the Virgin" (sezon 2 – premiera 12 października)
Oglądając "Jane the Virgin" w zeszłym roku, dziwiłam się, jakim cudem scenarzystom ciągle starcza pomysłów. I jakim cudem to wciąż działa, skoro każdy następny pomysł jest bardziej pokręcony od poprzedniego. Dziś już się niczego nie obawiam, wiem, że oni potrafią, i po prostu z niecierpliwością czekam na ten promyk słońca w środku zimy, jakim jest historia ciężarnej dziewicy.
A właściwie już nie ciężarnej dziewicy, a młodej mamy, której w finale 1. sezonu zrobiono coś strasznego. Finałowy twist pewnie szybko zostanie odkręcony i za chwilę zastąpiony tysiącem nowych dramatów. Czekam na dalsze losy trójkąta miłosnego Jane, na małżeńskie potyczki państwa De La Vega, na Britney Spears, na zapowiadane weseliska i na kolejne kultowe tweety Rogelia. A także na milion rzeczy, których istnienia nawet w tej chwili nie podejrzewam.
5. "Transparent" (sezon 2 – premiera 4 grudnia)
Amazon w tej chwili nawet jeszcze nie wypuścił zwiastuna 2. sezonu "Transparent", więc wrzucam powyżej ten sprzed roku, w końcu większość z Was i tak serialu nie widziała. Mimo że naprawdę warto, bo to coś więcej niż nietypowy sundance'owy komediodramat o rodzinie, której ojciec przebiera się za kobietę. To po prostu mądry, dojrzały serial o ludziach pogubionych, szukających i dalekich od znalezienia tego, czego pragną. Doskonale napisany, genialnie zagrany, pięknie nakręcony.
Choć trailera wciąż nie ma, o 2. sezonie "Transparent" wiadomo już całkiem sporo, bo ekipa serialu gościła na TCA Press Tour. Wiadomo, że do ekipy scenarzystów i reżyserów dołączą transseksualiści. Szykuje się lesbijskie wesele, na świat ma przyjść dziecko, Ali najwyraźniej będzie wreszcie w związku z facetem, a Maura przestanie być bohaterką, wokół której wszystko się skupia.
"Ona jest swego rodzaju bramą dla wielu różnych historii, których początkiem jest jej decyzja, by być sobą. Serial stanie się czymś więcej niż historią o przemianie czy też rodzicu transseksualiście. Będzie o ludziach szukających wolności – wszystkich z nas" – tłumaczy Jeffrey Tambor.
I choć w zasadzie nie jestem pewna, co to oznacza – bo moim zdaniem te słowa równie dobrze można odnieść do 1. sezonu – czekam na powrót "Transparent" z niecierpliwością. To jeden z najbardziej niezwykłych seriali, jakie ostatnio powstały.
4. "The Knick" (sezon 2 – premiera 16 października)
Kolejne objawienie poprzedniego lata, które będzie musiało sobie poradzić w trudnej jesiennej ramówce. A akurat temu serialowi przydałoby się trochę pomóc, bo 1. sezon nie osiągnął aż tak wielkiego sukcesu jak powinien był. Owszem, doceniono reżyserską wirtuozerię Stevena Soderbergha, ale już wyśmienity występ Clive'a Owena przeszedł praktycznie niezauważony. Nie dla niego Emmy i inne zaszczyty, mimo że przecież zasłużył na nie jak nikt inny.
Na pewno specyfiką "The Knick" jest to, że ogląda się go raczej dla zdjęć, aktorów i całej tej rzeźniczo-kokainowej otoczki, jaka wiązała się z początkami chirurgii. To jest w serialu świetne i jestem pewna, że takie pozostanie. Oczywiście nie będę już kręcić z niedowierzaniem głową, kiedy Thack będzie dawał sobie w żyłę w swoim szpitalnym gabinecie, nie będę się też odwracać z obrzydzeniem, kiedy po ekranie latać będą flaki. Ale wydaje mi się, że patrzenie na jedno i drugie nigdy mi się nie znudzi. Zwłaszcza nie mogę się doczekać skutków terapii odwykowej naszego doktorka – pamiętacie, czym wtedy leczono uzależnienie od kokainy? No właśnie…
Trochę mniej mnie interesują romanse, wzajemne animozje, wymuszone małżeństwa i przeprowadzki do San Francisco. Bohaterowie "The Knick" to tak naprawdę archetypy, bardziej niż ich problemy osobiste obchodzi mnie to, co sobą reprezentują i mają do przekazania, jaką pozycję społeczną zajmują i co z tego wynika. Serial świetnie przedstawia tło społeczne, nędzę, rozwarstwienie, brud, brak perspektyw – ale i początki wielkich przemian. Oby to się nie zmieniło.
3. "The Good Wife" (sezon 7 – premiera 4 października)
Nierówny 6. sezon dowiódł, że formuła "Żony idealnej" chyba już trochę zaczyna się wyczerpywać. Dobrze by było, by – zgodnie z pierwotnym planem twórców – 7. sezon był ostatnim, ale tak się oczywiście pewnie nie stanie. W końcu nie zarzyna się kury, która przynosi prestiżowe nagrody.
Ale ten sezon zapowiada się naprawdę nieźle. Będzie trochę przetasowań, kilka nowych twarzy – w tym typowany na nowego faceta Alicii Jeffrey Dean Morgan – będzie też niezwykły wyścig prezydencki, w którym Peter Florrick zmierzy się w walce o nominację z prawdziwą kandydatką Demokratów, Hillary Clinton. Oczywiście wyścig prezydencki w serialu nie będzie odbiciem tego w rzeczywistości. Nawet jeśli Hillary zdobędzie wszystko to, o czym marzy od zawsze, nie oznacza to, że w "Żonie idealnej" nie pokona jej Peter.
Czegoś takiego nie było jeszcze w żadnym serialu i wierzę, że "Żona idealna" wyjdzie z tego obronną ręką. Choć zadanie to bardzo trudne, bo serialowy wyścig prezydencki będzie komentowany przez prawdziwych polityków i dziennikarzy politycznych. Jedni i drudzy potrafią być bardzo ostrzy – jeśli scenarzyści spróbują sprzedać nam bzdurę, wszyscy będą o tym mówić. Co oczywiście samo w sobie jest bardzo ekscytujące.
2. "Fargo" (sezon 2 – premiera 12 października)
Powrotu "Fargo" bardzo się boję, bo widziałam 2. sezon "Detektywa" i wiem, jak nisko może upaść serial, który opiera się na trudnym założeniu, że w każdym sezonie pokaże nam nową wciągającą historię. Oczywiście jak spadać, to tylko z wysokiego konia, ale najlepiej by było, gdyby seriale nie spadały z żadnych koni, tylko pozostawały świetne do samego końca. I myślę, że akurat w przypadku "Fargo" jest na to szansa.
W porównaniu z "Detektywem" "Fargo" zapowiada się o tyle dobrze, że ma jakiś punkt zaczepienia, jakieś powiązanie z poprzednim sezonem. To znaczy będziemy świadkami tej rzezi, o której wspominał ojciec Molly. Rzecz się dzieje w 1979 roku, głównym bohaterem jest właśnie młody stróż prawa Lou Solverson (Patrick Wilson), który jest świadkiem wydarzeń, jakich ta spokojna okolica jeszcze nie widziała.
Galeria postaci prezentuje się barwnie i bardzo w stylu "Fargo", aktorsko jest więcej niż świetnie – pojawią się tutaj Kirsten Dunst, Ted Danson, Jean Smart, Jesse Plemons, Nick Offerman (bez wąsów, za to z brodą), Cristin Milioti, Jeffrey Donovan.
Oprócz tradycyjnego zestawu złożonego ze śniegu, krwi i typowej dla "Fargo" zbrodni i kary dostaniemy więc jeszcze coś: klimat końcówki lat 70. Poznamy nawet Ronalda Reagana (w którego wcieli się Bruce Campbell), kandydującego wtedy na prezydenta. W trailerze możecie zobaczyć go na plakacie w jednej ze scen.
Krótko mówiąc, czekam bardzo, (prawie) najbardziej na świecie, przekonana, że Noah Hawley, twórca serialowej antologii w klimacie kultowego filmu braci Coenów, i tym razem nas nie zawiedzie. Bo inaczej chyba wszystkie te seriale będę już musiała rzucić w pierony!
1. "The Affair" (sezon 2 – premiera 4 października)
"The Affair" to jeden z tych seriali, które z upływem czasu tylko zyskują na jakości. Zapomina się o słabszych odcinkach, o wątkach, które nas nudziły, a pamięta się ogólne wrażenie, że oto mieliśmy do czynienia z czymś więcej niż zwykły serial. Z kameralnym, wypełnionym wielkimi emocjami dramatem, gdzie zwykła rozmowa zwykłych ludzi potrafi widza zahipnotyzować. Klasyczna akcja w zasadzie nie jest potrzebna, nic wielkiego nie musi się dziać, żeby to fascynowało. A wszystko dzięki temu, że znakomicie zaimplementowano tutaj sposób opowiadania historii w stylu "Rashomona", z różnych punktów widzenia, bez wyjaśniania, kto tu mówi prawdę, a kto się z nią mija i z jakiego powodu.
W zapowiedziach 2. sezonu "The Affair" wyraźnie widać skalę kłopotów, jakie nadciągają. Noah będzie musiał zmierzyć się z zarzutem morderstwa, a jego wspólne życie z Alison w niczym już nie będzie przypominało romantycznej bajki. Do akcji wkroczą też Helen i Cole, którzy zaczną nam przedstawiać swoje perspektywy, co oznacza, że fabuła stanie się jeszcze bardziej skomplikowana, a wszelkie wydarzenia jeszcze bardziej niejednoznaczne.
Liczę na kolejne popisy aktorskie – czas, żeby Joshua Jackson pokazał, co potrafi! – i na to, że będzie co rozgryzać. A jednocześnie nie chciałabym, aby znikło to cudowne wrażenie, że oglądam serial niszowy, skromny i pozbawiony fajerwerków. Moje oczekiwania względem tego sezonu są bardzo duże, ale myślę, że katastrofy nie będzie. Dopóki "The Affair" ma Ruth Wilson i Dominica Westa, nic strasznego nam nie grozi.