"Minority Report" (1×01): Nieporadne sprawozdanie
Bartosz Wieremiej
22 września 2015, 15:02
Pilot serialowego "Raportu mniejszości" mógł być znacznie lepszym odcinkiem i nie wymagałoby to nawet zbytniego wysiłku. Tymczasem zgubiono zupełnie znaną z filmu atmosferę, a kiedyś intrygujący i przerażający świat przyszłości zastąpiono czymś miałkim i bezbarwnym… po czym zaludniono tłumem nudnych postaci. Spoilery.
Pilot serialowego "Raportu mniejszości" mógł być znacznie lepszym odcinkiem i nie wymagałoby to nawet zbytniego wysiłku. Tymczasem zgubiono zupełnie znaną z filmu atmosferę, a kiedyś intrygujący i przerażający świat przyszłości zastąpiono czymś miałkim i bezbarwnym… po czym zaludniono tłumem nudnych postaci. Spoilery.
Odświeżyłem sobie ostatnio "Raport mniejszości". Poprzednio widziałem go może z 10 lat temu. I pomijając już, jak dobrze zestarzał film się Spielberga, raz jeszcze uderzyło mnie, jak wiele wysiłku kosztowały bohaterów wszystkie ich działania. Jak nachalna i opresyjna dla jednostki była przestrzeń publiczna. Jak niebezpieczny był to świat. Jak drastyczne były niektóre momenty. W jak ciekawy sposób prowadzono swoistą grę z opowiadaniem Philipa K. Dicka.
Nic z tego nie zobaczycie w nowym serialu stacji FOX. W telewizyjnym "Raporcie mniejszości" wszystkim wszystko przychodzi bardzo łatwo, a i okazuje się, że wystarczy przesunąć akcję o ponad dekadę, aby rzeczywistość wydawała się raczej urocza i przyjazna niż groźna. Pomijając morderstwa, ale poza nimi, cóż… niezdrowe żarcie jest zdrowe, dzieci wciąż uznają selfie za dobry pomysł, a antyki z początku XXI wieku są łatwo dostępne.
Żeby było zabawniej, główny bohater Dash (Stark Sands), jeden z bliźniaków znanych z tego, że film z 2002 roku spędzili w basenie, postanowił wrócić na łono społeczeństwa i ratować ludzi przed grożącymi im morderstwami. Kiedy spotykamy go po raz pierwszy, przez ograniczenia swojego daru, w trakcie samodzielnego życia na marginesie, ocalił imponujące zero osób.
Zresztą to jego życie wcale nie wydawało się takie złe. Lokum miał niegłupie, umiał znaleźć dobre frytki, a zagrażały mu co najwyżej uciążliwe szyby w wagonie metra. Wyzłośliwiam się, ale niefortunnie proste motywacje Dasha dominują nad całym odcinkiem.
Pozostali bohaterowie też nie są lepsi. Detektyw Vega (Meagan Good) tęskni za czasami, kiedy morderstw nie było, Will Blake (Wilmer Walderrama) robi karierę, Agatha (Laura Regan) tylko poucza, a Wally (Daniel London) nawet nie tyle tęskni za dawnymi dobrymi czasami, ile chętnie by się do nich cofnął. A właśnie, ten w filmie momentami wręcz obleśny Wally w telewizji wypada całkiem sympatycznie.
Sama akcja rozpoczyna się od nieudanej próby ratunku i morderstwa. Potem obserwujemy zapoznawanie się Dasha i Vegi, a następnie nasz duet z łatwością rozwiązuje sprawę, która dotyczy polityka na świeczniku i ciężkiego losu ludzi, którzy, jako potencjalni mordercy, spędzili lata w stanie uśpienia. Z łatwością, ponieważ wszyscy bez problemu dostają się do miejsc, w których mają być i znajdują dokładnie to, czego akurat szukają. Na marginesie, kiedy spojrzy się na wszystkie zgony i potencjalne zgony w tym odcinku, to gdyby ofiary zastąpić pewnym animowanym kojotem, wyszłaby z tego świetna kreskówka. No dobrze, koniec złośliwości.
Nawet w ramach założeń, które przyjęli twórcy i z którymi możemy się zgadzać lub nie; nawet w ramach narzuconych sobie ograniczeń czy budżetu, "Raport mniejszości" kompletnie zawodzi. Scenarzyści opowiadają bardzo przeciętną historię w nieciekawy sposób, serwując przy tym koszmarnie słabe dialogi. Wszyscy przecież lubimy, gdy tłum postaci deklamuje swoje motywacje, chwali rzeczy, które widzimy na ekranie i rozpływa się nad przyszłością przez małe "p", tęskniąc jednocześnie za Przeszłością, dla odmiany, przez "p" duże.
Jednocześnie irytuje to strasznie, ponieważ nawet ten pilot mógł być przyzwoity. Pomyślcie, o ile byłby lepszy, gdyby chociaż odrobinę czasu poświęcono na wątki, które zwyczajnie ucięto? O ile mocniejsze reakcje wywoływałyby niektóre sceny, jak ta, w której Dash spotyka wielu bohaterów swoich wizji, gdyby sam świat wydawał się nawet odrobinę niebezpieczniejszy? Czy nie ciekawsze byłoby samo śledztwo, gdyby przynajmniej część z postaci w tle posiadała choć śladową osobowość?
Spotkanie z nowością stacji FOX to jeden z tych momentów, kiedy widzi się, że dany serial jest porażką i człowieka boli to, że tak jest. Kiedy nawet ewentualna wiara w to, że kolejny odcinek będzie lepszy, nie skłania do czekania na niego. Kiedy przez kilkadziesiąt minut nie zobaczyło się nic, co ewentualnie stanowiłoby porządną wymówkę do dalszego oglądania. Co za niesamowite rozczarowanie.