"The Walking Dead" (6×01): Spacer po linie
Nikodem Pankowiak
12 października 2015, 23:09
"The Walking Dead" wróciło i jak niemal każdego roku rozbudza nasze apetyty. Kolejny już raz zafundowano nam udaną premierę sezonu i teraz pozostaje nam już tylko trzymać kciuki za to, aby dalej było równie dobrze. Spoilery.
"The Walking Dead" wróciło i jak niemal każdego roku rozbudza nasze apetyty. Kolejny już raz zafundowano nam udaną premierę sezonu i teraz pozostaje nam już tylko trzymać kciuki za to, aby dalej było równie dobrze. Spoilery.
Cały odcinek zaczął się z wysokiego C – widzimy Ricka wydającego rozkazy i tłumaczącego, jak będzie przebiegała akcja oczyszczania kamieniołomu wypełnionego po brzegi zombie. Ich armia uwięziona na dole może robić wrażenie, nawet jeśli efekty komputerowe mogły zostać dopracowane lepiej. Okazuje się, że nasi bohaterowie wcale nie planują samobójczego kroku i walki z tysiącami szwendaczy – chcą ich po prostu odeskortować jak najdalej od Aleksandrii. Akcja zaplanowana została bardzo szczegółowo, wszystko wydaje się być dopięte na ostatni guzik, ale… No właśnie, to taki spacer po linie, gdzie jeden fałszywy ruch może oznaczać śmierć.
Czy było wiadomo, że coś pójdzie nie tak? Oczywiście, inaczej to wszystko nie miałoby sensu – nie po to scenarzyści umieścili największą hordę zombie, z jaką mieliśmy do czynienia od czasu pierwszego sezonu (poprawcie mnie, jeśli się mylę), by bohaterowie mieli tak po prostu wyprowadzić je na spacer. Coś musiało się schrzanić, pozostawało tylko pytanie, kiedy i co. Twórcy wybrali opcję, która przykuje widzów do telewizorów w następnym tygodniu – można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że za nami dopiero połowa odcinka otwierającego nowy sezon, a jego dokończenie zobaczymy w kolejny poniedziałek. Póki co pozostawiono nas z pytaniem, co spowodowało wycie syreny i kto jest za to odpowiedzialny. Wilki? Czy może coś innego niedobrego wydarzyło się w Aleksandrii? Zwiastun kolejnego odcinka sugerowałby raczej, że życie tam toczy się zupełnie zwyczajnie… Jestem bardzo ciekaw, w jaki sposób zostanie to rozwiązane.
Oczywiście po drodze nie mogło zabraknąć walk z chodzącymi trupami – strzałów, uderzeń i efektownych pojedynków z zombie. Jak zwykle nie mogło zabraknąć też jakiejś śmierci, ale do tego mogliśmy już się przyzwyczaić. Scenarzyści traktują drugo- i trzecioplanowych bohaterów wyłącznie jako mięso armatnie i jeśli już ktoś z nich zaczyna pojawiać się na ekranie częściej niż zwykle, jest to zabieg celowy – przyzwyczaj się do bohatera, aby jego śmierć zrobiła na tobie większe wrażenie. Dlatego też już pewnie nikt się do nich nie przyzwyczaja.
A skoro już jesteśmy przy bohaterach, nie można nie wspomnieć o Morganie, który już teraz wyrasta na jedną z najważniejszych postaci w tym sezonie. Scenarzyści zaczynają zarysowywać nam konflikt między nim a Rickiem – gdy szeryf wreszcie stał się prawdziwym badassem i zachowuje się tak, jak należy, jego wybawiciel z 1. sezonu przemienił się w kogoś w rodzaju mistrza zen, choć przecież ostatnio, gdy go widzieliśmy, był zupełnie inną osobą. Do kolejnych starć między nimi na pewno dojdzie – jak na razie Rick chce zachowywać się lojalnie wobec Morgana, w końcu już by pewnie nie żył, gdyby nie on, ale coś czuję, że ten kredyt szybko się wyczerpie i z dawnej wdzięczności zostanie niewiele. Rick nie zgadza się już na demokrację i z coraz większym trudem przyjmuje, gdy ktoś ośmieli się na krytykę jego działań. Morgan takich zahamowań nie ma i choć do tej pory udaje im się wyjaśniać każde nieporozumienie, to wszystko może się zmienić. Ja osobiście bardzo czekam na ich konflikt, który może być osią tego sezonu i jednym z jego ciekawszych elementów.
Sceny wyprowadzania zombie z kamieniołomu były przerywane retrospekcjami, z których dowiedzieliśmy się, co wydarzyło się zaraz po finale 5. sezonu oraz jak bohaterowie natknęli się na kamieniołom wypełniony szwendaczami. Tym razem retrospekcje były utrzymane w czarno-białych barwach, co pokazuje, że twórcy wciąż szukają sposobów, aby urozmaicić widzom seans. Z jednej strony wygląda to trochę na eksperymentowanie na żywym organizmie, ale z drugiej należy pochwalić ich za to, że nie spoczywają na laurach i starają się wynajdywać nowe rozwiązania. Oczywiście retrospekcje te pełne są dyskusji o emocjach, które z założenie miały być głębokie, ale takie nie są. Cóż, nie za to pokochaliśmy "The Walking Dead" (choć czasem to trudna miłość) i nie tego oczekujemy od tej produkcji. W tych kilku scenach bardzo dobrze zarysowano jednak położenie ojca Gabriela – Deanna jest teraz po stronie Ricka, a Rick mu nie ufa. Gabriel niechcący znalazł się w dużo gorszym położeniu, niż był jeszcze kilka tygodni temu.
Premiera 6. sezonu spełniła swoje zadanie i była naprawdę porządnym wprowadzeniem do kolejnych odcinków. Jasne, mógłbym czepiać się pewnych drobnych niedociągnięć, ale zamiast tego wolę skupić się na tym, co zobaczymy w przyszłym tygodniu – cliffhanger zrobił swoje i teraz nie szukam na siłę negatywów, a myślę o tym, co przed nami. Mam tylko nadzieję, że nie powtórzy się historia z poprzednich sezonów, gdzie początek bardzo rozbudzał nasze apetyty, by po kilku tygodniach wszystko osiadło na mieliźnie. Tym razem mam jednak powody, by myśleć, że będzie inaczej. Jakie to powody? Czytałem komiks. I choć wiem, że twórcy lubią, gdy ich serial różni się od oryginału, to mam nadzieję, że w tym wypadku nie będą próbowali zmieniać wszystkiego na siłę.