Kity tygodnia: "The Big Bang Theory", "The Last Man on Earth", "Truth Be Told"
Redakcja
18 października 2015, 17:02
"The Last Man on Earth" – sezon 2, odcinek 3 ("Dead Man Walking")
Mateusz Piesowicz: Nie musieliśmy długo czekać, by "The Last Man on Earth" wrócił do starych nawyków. Zgodnie z oczekiwaniami, ponowne pojawienie się większej liczby bohaterów odbija się serialowi czkawką, która póki co nie kończy się jeszcze niestrawnością, ale stąd już droga niedaleka. A mieli przecież twórcy możliwość wybrania innej drogi. Wystarczyło przykładowo uczynić z Carol wroga publicznego nr 2 za ukrywanie Phila i już w grupie pojawiłaby się jakaś dynamika.
Niestety wszystko wróciło do punktu wyjścia i po raz kolejny to Phil jest palantem, a historia w głównej mierze skupia się na ogranych do bólu damsko-męskich relacjach. Czeka nas więc zapewne kolejna seria rozczarowujących żartów i narzekania na to, jak dobry mógłby to być serial. Oby tym razem czekanie na kolejny udany odcinek nie przeciągnęło się aż do finału.
Marta Wawrzyn: Trudno pojąć, czemu twórcy "The Last Man on Earth" postanowili znowu wejść do tej samej rzeki – w której przecież w poprzednim sezonie omal nie utonęli. Ale faktem jest, że powtarzają dokładnie ten sam schemat, i szczerze mówiąc średnio już mnie obchodzi, jak to się skończy. Ta grupa jest okropna, ich romanse mnie nie interesują, a słuchanie jak nazywają Phila Tandym w ogóle mnie nie bawi. Podobnie zresztą jak patrzenie na Willa Forte'a w wersji, której za nic nie da się lubić.
Komedia FOX-a działa, kiedy jest teatrem jednego aktora tudzież gorzką opowieścią o samotności. Phil z Carol też prezentują się razem nieźle, mają fajną dynamikę i żadnego z nich człowiek nie ma ochoty znienawidzić. Powrót do grupy to najgorszy możliwy pomysł. I tak, ja też myślę, że to dopiero początek upadku, będzie jeszcze gorzej.
"The Big Bang Theory" – sezon 9, odcinek 4 ("The 2003 Approximation")
Bartosz Wieremiej: To powinien być jeden z odcinków na długo zapadających w pamięci. W końcu dotyczył wydarzenia, które musiało kiedyś nastąpić. Odpowiedzialni za serial mieli całe lata na przygotowanie się do wpisania w scenariusz potencjalnej wyprowadzki Leonarda (Johnny Galecki) i z dużą pewnością można powiedzieć, że nie najlepiej wykorzystali ten czas.
Każdemu z wątków obecnych w "The 2003 Approximation" czegoś brakowało. Scenarzyści ciągle zatrzymywali się w połowie drogi, a wszystkie istotne wynurzenia bohaterów wypadały blado. Ogromnym rozczarowaniem był casting na nowego współlokatora. Potencjalnie bardzo ciekawe wieszczenie przyszłości przez Sheldona (Jim Parsons) nie wzbudziło żadnej reakcji. Poprzedzające tę scenę cofnięcie się Coopera do 2003 roku kilka sezonów temu wyglądałoby zupełnie inaczej. Pomyśleć, że jeszcze w poprzedniej dekadzie zwykłe zetknięcie się Penny (Kaley Cuoco) z grami wideo prowadziło do świetnych momentów (2×03 – "The Barbarian Sublimation").
Ach, na koniec jeszcze Raj (Kunal Nayyar) i Wolowitz (Simon Helberg) postanowili zabijać biednych słuchaczy swoimi muzycznymi wyczynami, więc jak tu nie zaliczyć odcinka do kitów tygodnia.
Marta Wawrzyn: Występy muzyczne rzeczywiście ten odcinek dobiły. Kiedyś geekowskie żarty w "The Big Bang Theory" były fajne, świeże i zabawne. Teraz musimy słuchać rymowanek na poziomie przedszkola, które nie są ani śmieszne, ani sensowne. Bieda z nędzą.
"Truth Be Told" – sezon 1, odcinek 1 ("Pilot")
Bartosz Wieremiej: Jeden z najsłabszych pilotów tej jesieni. Odcinek sztuczny, pełen wymuszonych i nieciekawych żartów. Dwadzieścia minut pozbawione nawet pojedynczej istotnej refleksji czy obserwacji na jakikolwiek temat. Komediowa katastrofa zaludniona aktorami męczącymi samych siebie, jak i widzów.
Z przykrością się patrzyło na kolejne próby zahaczenia o rozmaite tematy. Wspominano o dzieciach i o dużych rodzinach, o niańkach, porno oraz o niańkach w porno. Ponadto małżeńska zazdrość tradycyjnie prowadziła do nieśmiesznych i głupawych decyzji, a rozważania na temat przypuszczalnych przejawów rasizmu i zakazanego słowa na "n" nie przyniosły żadnych interesujących wniosków.
Jeżeli więc ktokolwiek planuje obejrzeć pierwszy odcinek "Truth Be Told" z myślą, że może nie będzie aż tak źle, niech z góry się nastawi, że będzie nawet gorzej. Po prostu nie ma nic, co świadczyłoby na korzyść najnowszej komedii NBC.
Marta Wawrzyn: To jest gorsze niż "Dr. Ken". Serio.