Top 13: Najlepsze zołzy i intrygantki z seriali
Redakcja
24 października 2015, 23:58
Victoria Grayson (Madeleine Stowe) – "Revenge"
Marta Wawrzyn: Każda opera mydlana, nawet taka z twistem, potrzebuje czarnego charakteru na miarę Alexis z "Dynastii" (o której jeszcze dziś będzie). W "Zemście" mamy więc Victorię, która jest postacią – jak samo nazwisko wskazuje – raczej poruszającą się po różnych odcieniach szarości, niż jednoznacznie złą. Owszem, potrafiła zachowywać się jak totalna socjopatka – ale czyż Emily była pod tym względem lepsza? – ale zawsze był w tym jakiś głębszy sens. To nie było knucie dla knucia, to było knucie dla wyższego dobra. Przynajmniej w jej mniemaniu.
Victoria nigdy nie była diablicą wcieloną, choć na pewno zdarzało jej się piekło zwiedzać i z jego władcami przyjaźnić. Była bardzo skomplikowaną kobietą – matką, żoną i kochanką – która w zasadzie od dziecka musiała się sama o siebie troszczyć. Jej siła, błyskotliwy umysł, elokwencja, idealny wygląd – to wszystko przyciągało w pierwszych sezonach "Zemsty" jak magnes.
Oczywiście po iluś tam zmartwychwstaniach i zatoczeniu wielu bezsensownych kółek można było stracić do serialu cierpliwość. Ale tę postać – za którą zresztą Madeleine Stowe dostała zasłużoną nominację do Złotego Globu – zawsze będę ciepło wspominać. To był po prostu porządnie napisany i świetnie zagrany czarny charakter.
Alice Morgan (Ruth Wilson) – "Luther"
Bartosz Wieremiej: Geniusz, socjopatka, autorka wielopiętrowych i pokręconych planów, w wolnym czasie morderczyni. Osoba groźna, niesamowita i całkowicie górująca nad swoim otoczeniem. Okresowo wierna przyjaciółka.
Od pierwszego odcinka nie można oderwać od niej wzroku. Niezależnie od tego, czy trzeba kogoś zabić, porwać, odbić policji, czy po prostu wywieść w pole. Niezależnie od tego, czy próbuje dostać się do jakiegoś pomieszczenia, czy zwyczajnie jako osoba poszukiwana po prostu odwiedza komisariat. Żeby było zabawniej, w prawie każdym wypadku osiąga, co chce. Czasami lubi zamieniać poszczególne sytuacje w grę – głosy za i przeciw można przecież podliczyć nawet przed ustrzeleniem danego osobnika. Co więcej, jej motywacje bywają bardzo konkretne, powody i przyczyny podawane są wprost.
To, co jednak wyróżnia ją na tle wielu innych intrygantek, to jej podejście do ludzkości. Ludzkość jest bowiem zbiorem złożonym ze zwierzątek domowych i Johna Luthera (Idris Elba). Niekiedy miewa też kaprysy – w końcu kiedyś chciała zostać wdową, prawda?
Blair Waldorf (Leighton Meester) – "Plotkara"
Marta Wawrzyn: Moja ukochana postać z "Plotkary". Dla niej i Chucka obejrzałam więcej odcinków niż powinnam – no dobrze, tak naprawdę obejrzałam prawie wszystkie odcinki – a ich gierki nigdy mnie nie nudziły. Zwłaszcza w szkole średniej Blair potrafiła zachowywać się przerażająco okrutnie, a jednocześnie działała jak magnes – na szkolne koleżanki, facetów, a także widzów – bo wszystko w niej mówiło, że jest królową. Najlepsze ciuchy, najostrzejszy język, najwyższe oceny w szkole, najprzystojniejszy chłopak – B. miała wszystko. I wydawało jej się, że tak ma być, że to najnormalniejsza sytuacja na świecie.
Uwielbiałam intrygi tej pannicy, jej niewyparzony język, niezależność, silny charakter – wszystko, wszyściuteńko. A jednocześnie doceniałam to, że pokazywano nam, skąd to się bierze. Blair nie była żadną złą dziewczynką, była inteligentną młodą osobą, która wychowała się w takim a nie innym środowisku i uważała, że zasługuje na wszystko co najlepsze. A jednocześnie, jak wszystkie te dzieciaki, miała problemy w domu i poza domem zwyczajnie odreagowywała.
Wiadomo, jak skończyła "Plotkara" – wciąż pamiętam te Wasze kity tygodnia w ostatnich sezonach! – ale jeśli spojrzeć na nią z dystansu, wydaje mi się kopalnią świetnych, wyrazistych postaci, jakich w dzisiejszych serialach dla młodzieży już nie ma.
Petra Solano (Yael Grobglas) – "Jane the Virgin"
Marta Wawrzyn: Po świetnym otwarciu 2. sezonu "Jane the Virgin" i zamieszaniu ze spermą Rafaela Petra mocno poszybowała w górę mojego prywatnego rankingu najfajniejszych serialowych manipulantek. To postać narysowana grubą kreską, żywcem wyjęta z latynoskiej telenoweli, a jednak zadziwiająco realna. I dająca się lubić, bo wyraźnie widać, że wszystkie jej intrygi biorą się z nieodwzajemnionych uczuć. Petrę zaślepia miłość do byłego męża, dlatego nie jest typową złą blondyną, jest skomplikowaną młodą osóbką, której życzy się, aby się wreszcie odnalazła.
To, że Petra potrafi budzić tyle skrajnych emocji naraz, jest wielką zasługą Yael Grobglas, z wdziękiem poruszającej się po wszystkich meandrach psychiki swojej telenowelowej bohaterki. Jej intrygi raczej bawią niż wywołują niechęć, zwłaszcza że opowiadane są nam z przymrużeniem oka. A przy tym nie da się nie podziwiać jej sprytu, inteligencji i zimnej krwi.
Brenda Walsh (Shannen Doherty) – "Beverly Hills 90210"
Marta Wawrzyn: Jedna z moich ulubionych postaci z czasów może nie dzieciństwa, ale na pewno lat szczenięcych. W przeciwieństwie do innych dziewczyn z "Beverly Hills 90210" Brenda zawsze wydawała mi się jakaś. Charakterna, wyrazista, diabelnie inteligentna i nierozumiana przez otoczenie. Oskarżana o rzeczy, których nie zrobiła, ale też mająca w sobie jakiś gniew, wiecznie zbuntowana. Świetnie wypadająca w duecie z Dylanem, choć oczywiście strasznie toksyczna była z nich para.
Dzisiaj już nie pamiętam dokładnie, co takiego zrobiła Brenda, że uchodziła ciągle za czarny charakter. Pamiętam za to nieźle, że Kelly – ta jej miła i poukładana najlepsza przyjaciółka – ukradła jej faceta. Pamiętam też problemy, jakie producenci mieli z Shannen Doherty, która dokazywała bardziej niż jej serialowa postać. A przede wszystkim pamiętam, jak źle oglądało mi się serial, po tym jak Brenda została wysłana do Londynu.
Czarne owce mają to do siebie, że bez nich ciężko jest wyobrazić serial, zwłaszcza taki, który jest inspirowany operą mydlaną. Są po to, by kochać je nienawidzić – a kiedy ich brakuje, okazuje się, że całość się rozpada. Tak właśnie było w tym przypadku.
Lemon Breeland (Jaime King) – "Hart of Dixie"
Bartosz Wieremiej: Słynna w całym Bluebell miłośniczka knucia, swatania, zniechęcania i manipulowania. Niesamowicie urocza intrygantka, która potrafi zwieść praktycznie wszystkich. Podobno kiedyś o mało nie spaliła szkolnego stadionu, ale o tym niestety słyszeliśmy tylko z opowieści.
Nawet w późniejszych sezonach "Hart of Dixie", kiedy zdarzyło się jej nieco złagodnieć, poszczególnymi decyzjami potrafiła przypomnieć o swoich największych osiągnięciach. O jej rękę miano pojedynkować się w czasie turnieju rycerskiego, robiła też wiele, aby przechytrzyć własną babcię. Jasne, często jej plany względem osób bliższych i dalszych nie do końca wypalały, jednak pod koniec obecności serialu na antenie The CW już za bardzo nie musiała nic robić
Całe Bluebell wiedziało, do czego jest zdolna i nikt nie potrzebował kolejnych demonstracji.
Rachel Goldberg (Shiri Appleby) – "UnReal"
Marta Wawrzyn: Rachel to tak właściwie mała socjopatka. Dziewczyna z problemami psychicznymi, która znalazła pracę pozwalającą urzeczywistnić jej najgorsze możliwe pragnienia. Innymi słowy, ona manipuluje ludźmi, niejednokrotnie doprowadzając do tragedii, i jeszcze jej za to płacą.
"UnReal" nieźle portretuje, o co chodzi w bajkowych programach reality show – jak "The Bachelor" – i do jakich sztuczek uciekają się producenci, żeby podtrzymywać zainteresowanie widzów. Zarówno Rachel, jak i Quinn – w mniejszym stopniu także inni producenci – mają w sobie coś z socjopatów. Obie do perfekcji opanowały sztukę manipulacji ludźmi za pomocą prostych sztuczek socjotechnicznych.
I oczywiście obie mają pokręcone życie prywatne, które trudno nazwać szczęśliwym. Rachel dobrze wie, co robi, i bezustannie zmaga się z psychicznymi skutkami swoich działań. Ale nie może przestać. Jest uzależniona od adrenaliny, jaką jej daje manipulowanie ludźmi i patrzenie, jak słupki oglądalności rosną.
Zelena (Rebecca Mader) – "Once Upon a Time"
Bartosz Wieremiej: Wśród wielu innych bohaterek "Once Upon a Time" – nawet tak okrutnych jak Cora (Barbara Hershey) – Zelenę (Rebecca Mader) wyróżnia jej nieprzewidywalność i radosne szaleństwo. To właśnie ta odrobina maniakalnego wariactwa tak ciekawie się komponuje ze stopniem skomplikowania wcielanych w życie planów.
Jasne, jej działania dałoby się sprowadzić do zwykłej zazdrości, od której wręcz można zzielenieć. Z drugiej jednak strony same osiągnięcia na polu manipulacji i knowań rozmaitych są zbyt ciekawe, aby je tak zostawić. Jej wyobraźnia w tym zakresie jest wręcz nieograniczona, co cieszy dlatego, że z racji niebagatelnej mocy, dużo rzeczy mogłaby robić wprost.
Umówmy się, zdarzyło się jej ukatrupić Marian (Christie Laing), potem ją udawać, a następnie podebrać Reginie (Lana Parrilla) miłość życia, czyli Robin Hooda (Sean Maguire). Wszystko po tym, jak sfingowała własny zgon. Wcześniej jeszcze potrafiła zapanować nad Rumpelstiltskinem (Robert Carlyle) i kilkukrotnie pokrzyżować plany wszystkich bohaterów. Wielkie to osiągnięcia.
Margaery Tyrell (Natalie Dormer) – "Gra o tron"
Marta Wawrzyn: W "Grze o tron" knują wszyscy i wszystkie knowania prowadzą prędzej czy później do czyjejś śmierci. Nic nowego pod słońcem. W tym miejscu pewnie moglibyśmy spokojnie umieścić Cersei Lannister albo Olennę, babcię Margaery, która jest wyśmienitą nauczycielką i bez której ta dziewczyna nie zaszłaby tam, gdzie zaszła. Sansa Stark też ma zadatki na niezłą intrygantkę.
Ale dziś zdecydowałam się wyróżnić Margaery, która bardzo szybko stała się jedną z moich ulubienic, również dzięki znakomitej w tej roli Natalie Dormer. To bardzo wyrazista i inteligentna bohaterka, która ma szalone ambicje i swoimi kobiecymi sztuczkami jest w stanie doprowadzić na skraj przepaści każdego faceta.
I choć nie wszyscy dają się na to nabierać, a ostatni sezon "Gry o tron" nie był dla Margaery zbyt łaskawy, mam nadzieję, że ona jeszcze się odegra. Bardzo dobrze mi się na nią patrzy i choć to mała diablica, szczerze jej życzę, żeby zaszła jak najwyżej.
Emily Gilmore (Kelly Bishop) – "Gilmore Girls"
Bartosz Wieremiej: Emily (Kelly Bishop) dzielnie pilnuje statusu swojej rodziny i stara się dbać o jej członków w jedyny sposób, w jaki potrafi. Jako doświadczona uczestniczka wielu przyjęć czy imprez oraz koneserka zakulisowych knowań i spisków wśród członkiń Daughters of the American Revolution posiada szeroki arsenał podstępów, cięty język i długą praktykę uzyskiwaniu od ludzi tego, czego chce. No, chyba że chodzi o pokojówki.
Wie, jak usadowić ludzi przy stole, aby przekazać im, co o nich myśli. Umie doskonale jak nagiąć historię, by popierała jej racje. Świetnie realizuje cele, na których najbardziej jej zależy. W końcu słynne piątkowe kolacje są efektem warunku postawionego właśnie przez nią, za co powinni jej dziękować wszyscy wierni widzowie serialu.
Edie Britt (Nicollette Sheridan) – "Desperate Housewives"
Marta Wawrzyn: W "Desperate Housewives" mieliśmy jedną zmarłą bohaterkę, przemawiającą do nas zza grobu, cztery jej przyjaciółki, których nie dało się nie lubić, i na dokładkę jeszcze stojącą na uboczu blondynkę, która non stop coś knuła albo sypiała z czyimś mężem/chłopakiem. I wydaje mi się, że to właśnie do tej ostatniej miałam największą słabość, zarówno na początku, kiedy jeszcze wydawała się dość typowym czarnym charakterem, jak i później, kiedy dowiadywaliśmy się o niej coraz więcej i więcej, i zaczynaliśmy rozumieć, co stoi za jej zachowaniem. A także jak samotną i zagubioną jest osobą.
Kilka dni temu znów pojawił się news o kolejnej odsłonie procesu Nicollette Sheridan z twórcami serialu i naprawdę zrobiło mi się przykro. Edie była świetną postacią, genialnie zagraną, wielowymiarową i wnoszącą sporo życia w świat zdesperowanych gospodyń z Wisteria Lane. Sposób, w jaki usunięto ją z serialu, do dziś mnie irytuje. To była fajna zołza, a Nicollette chętnie bym zobaczyła w jakimś nowym serialu. Niestety, najwyraźniej nikt nie chce jej zatrudnić…
Missy (Michelle Gomez) – "Doktor Who"
Bartosz Wieremiej: Dziwnie się czuję, dodając Missy (Michelle Gomez) do tej listy. Jej obecność jest w sumie nieco nie fair względem pozostałych zdolnych adeptek sztuki manipulacji. Ma w końcu setki lat przewagi nad pozostałymi bohaterkami i, delikatnie mówiąc, pochodzi ze znacznie bardziej zaawansowanej cywilizacji.
Pomijając to wszystko, Missy jest po prostu fantastyczna. Lista jej osiągnięć zawiera m.in. zamknięcie Clary (Jenna Coleman) w metalowej puszcz, czy zbudowanie od podstaw całego konceptu życia pozagrobowego. Dodatkowo tylko dzięki swojej przebiegłości uratowała siebie i wspomnianą Clarę na Skaro. Jasne, trzeba uważać, aby nie powiedzieć jej, że jest dobrą osobą – akurat to zazwyczaj kończy się rzeźnią – ale poza tym niezależnie jakie intrygi wprowadza, czyni to z nieopisanym wręcz urokiem i humorem.
Alexis Carrington Colby (Joan Collins) – "Dynastia"
Marta Wawrzyn: Matka chrzestna wszystkich serialowych zołz. Naprawdę! Ostatnio twórca "Imperium" przyznał, że Cookie wzorowana jest na Alexis – a ja bym powiedziała, że przynajmniej co druga pani z tego rankingu ma coś wspólnego z postacią graną przez Joan Collins.
Sam serial pamiętam już, szczerze mówiąc, średnio – oglądałam go w wieku 10-11 lat i to głównie dlatego, że był w telewizji i oglądali go wtedy wszyscy, a losy Carringtonów roztrząsało się na przerwach w szkole. Ale ta bohaterka jakoś zdołała mi się wryć w pamięć, bo była przerysowana do potęgi i szalenie wyrazista. Kilka małżeństw, ciągłe kontrolowanie dzieci (które zresztą bardzo kochała), a przede wszystkim ostre walki z sympatyczną, jasnowłosą Krystle – tyle pamiętam. Pamiętam też, jak zbieraliśmy wszyscy naklejki do albumów i wymienialiśmy Alexis na Blake'a, Blake'a na Sammy Jo itp., itd.
Nie uważam, żeby "Dynastia" warta była oglądania ani żeby wiele wnosiła do historii telewizji, ale niewątpliwie coś wniosła do mojego telewizyjnego doświadczenia – jako jednego z tych dzieciaków, które widziały puste półki w sklepach, a potem nagle znalazły się w kolorowym świecie amerykańskiej popkultury. A poza tym na postaci Alexis twórcy wzorują się do dziś, zwłaszcza jeśli piszą seriale będące współczesną wariacją na temat opery mydlanej, jak wspomniane "Imperium" czy "Revenge".