Pazurkiem po ekranie #96: Zabawy z krwią
Marta Wawrzyn
22 października 2015, 21:13
W tym tygodniu dowiedzieliśmy się, czemu lepiej unikać mięsa mielonego, byliśmy świadkami szokująco krwawej kolacji, widzieliśmy też trochę pościgów, wybuchów wściekłości i pytań o jelenie. Uwaga na spoilery z "Downton Abbey", "Fargo", "Żony idealnej", "Homeland", "Pozostawionych", a także "The Affair".
W tym tygodniu dowiedzieliśmy się, czemu lepiej unikać mięsa mielonego, byliśmy świadkami szokująco krwawej kolacji, widzieliśmy też trochę pościgów, wybuchów wściekłości i pytań o jelenie. Uwaga na spoilery z "Downton Abbey", "Fargo", "Żony idealnej", "Homeland", "Pozostawionych", a także "The Affair".
Im bliżej końca października, tym bardziej krystalizują się rozmaite listy. Na przykład lista seriali, które na pewno przetrwają pierwszy sezon – "Quantico", "Blindspot", "Rosewood", zieeew. Albo lista seriali, które szybko zostały przeze mnie porzucone, bo choć znajdują gdzieś, w jakiejś odległej galaktyce swoją publikę, ja ewidentnie do niej nie należę. Na przykład "American Horror Story: Hotel", które po nudnym, długaśnym pilocie zaprezentowało jeszcze bardziej nudny i jeszcze dłuższy 2. odcinek. Nie wiem, dlaczego taki serialowy pustak ma aż taką oglądalność w USA – ludzie wolą teledyski od seriali z fabułą? – ale ja już go nie tknę. Zamiłowanie do wideoklipów i gwiazd w stylu Lady Gagi przeszło mi wraz z końcem szkoły średniej. Daaaawno temu.
Dla mnie najważniejsza jest trzecia lista…
…gdzie znajduje się jakieś 20 tytułów, bez których nie jestem w stanie żyć. Od "The Muppets", przez "You, Me and the Apocalypse" aż po "The Affair", "Homeland" i, o dziwo "Pozostawionych", którzy w tym sezonie zachwycają mnie bez reszty. Nieważne, czy jesteśmy akurat w Miracle, czy w Mapleton; nieważne, czy patrzymy akurat na dawnych, czy nowych bohaterów – jest świetnie. Bohaterowie, którzy rok temu wydawali się mocno niemrawi, teraz nabrali wyrazistości i nie boją się iść na całość. O, choćby Laurie, wściekła i zdeterminowana, by za wszelką cenę wyciągać ludzi z sekty.
O ile w zeszłym sezonie dominowało otępienie, milczenie i ukrywanie emocji, teraz wszystko wybucha ze zwielokrotnioną siłą. Czas najwyższy! A do tego dostajemy sporo odjechanych scen, które zapadają w pamięć, nawet jeśli na początku kompletnie nie wiemy, o co chodzi. Jak mycie auta w otwarciu odcinka.
Skoro przy odjazdach jesteśmy…
…pewnie nieprędko zobaczymy w jakimkolwiek serialu coś mocniejszego i bardziej pokręconego niż mielenie mięsa w "Fargo". Podobno lepiej nie wiedzieć, jak powstaje kiełbasa i polityka – a ja się pytam: a co z kotletami mielonymi!? Przecież to oczywista oczywistość, że mogą one zawierać zwłoki gangsterów, którzy znaleźli się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie.
"Fargo" ogólnie ma w tym roku świetny początek – zdjęcia są wspaniałe, spokojne i racjonalne rozmowy napisane kompletnie od czapy, a bohaterowie bardzo wyraziści – ale w tym tygodniu specjalne pochwały należą się Jessemu Plemonsowi, który odstawił nie gorszy show niż Kirsten Dunst tydzień temu. Spokój, dokładność i cicha determinacja, z jaką kluchowaty Ed usuwał skutki chwili nieuwagi swojej żony, zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Tego duetu nic nie powstrzyma – ona zrobi wszystko, żeby nie stracić szansy na lepsze życie, a on zrobi wszystko, żeby nie stracić jej. Gdzie leży kres tego, czego mogą wspólnymi siłami dokonać?
Skoro przy krwawych widokach jesteśmy…
…zatrzymajmy się na chwilę przy "Downton Abbey". Tak, dobrze czytacie: "Downton Abbey". Bardzo było w tym sezonie spokojnie, trochę idyllicznie, trochę nostalgicznie i ewidentnie wszystko zmierzało ku kilku porządnym happy endom – a tu bum! Okazało się, że Julian Fellowes wciąż wie, jak urządzić przyjęcie, które nawet przyszły premier Anglii zapamięta do końca życia.
Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby oburzeni Brytyjczycy nie ostrzegli mnie na Twitterze. Przypuszczam, że ja i mój ekran moglibyśmy marnie skończyć, w końcu to "Downton Abbey"! Człowiek patrzy na to wszystko raczej leniwie, co jakiś czas odnotowując jakieś szokujące wydarzenie w stylu wyjścia Lady Mary do pubu albo pocałunku dwójki osób, które właściwie się nie znają. Krwawej łaźni się nie spodziewałam i naprawdę nie wiem, co mam o tym myśleć.
Niezłą passę kontynuuje "Homeland"…
…które co prawda nie sprawia, że siedzę na krawędzi fotela i nie odrywam wzroku od ekranu, ale i tak co tydzień dostarcza sporo wrażeń. W tym tygodniu znów mogliśmy podziwiać szaloną Claire Danes w najwyższej formie – my i niemiecki facet Carrie, który chyba do tej pory średnio się orientował, z kim sypia.
Na skonfundowanego wygląda też Quinn, który niby robi, co do niego należy, ale nie do końca. Do tej pory oglądaliśmy go wykonującego bez mrugnięcia okiem wyroki śmierci. Teraz szykuje się najwyraźniej długa rozmowa o życiu. Której zresztą nie mogę się doczekać – chemia między tą dwójką zawsze była nieziemska, a kiedy on stracił wszelkie złudzenia, może już być tylko ciekawiej.
"The Affair" jak zwykle postawiło na spokojne rozmowy…
…i sugerowanie znaczeń ukrytych gdzieś pomiędzy słowami. Kiedy Alison i Noah zaczęli się nieco od siebie oddalać, zadawać sobie trudne pytania i zastanawiać się, czy aby na pewno powinni, pojawił się Robert – rozsądny starszy człowiek, który w prostych słowach wyjaśnił, że koniec bajki nie oznacza jeszcze końca świata.
Z tego odcinka zapamiętam pewnie jeszcze adwokata pytającego zgryźliwie Noaha, czy na potrąconym jeleniu siedział Scott Lockhart – to był chyba pierwszy raz, kiedy "The Affair" doprowadziło mnie do szczerego śmiechu – ale wydaje mi się, że najlepsze czeka nas w przyszłym tygodniu. Czyli wróci Helen i rozpocznie się bezpardonowa wojna o dzieci.
Najchętniej bym całkiem przemilczała…
…to wszystko, co wrzuciła do jednego garnka "Żona idealna", ale chyba nie mogę. Więc powiem wprost: to nie był udany miks. Państwu Kingom ewidentnie skończyły się już dobre pomysły – i naprawdę trudno się dziwić, za nami w końcu sześć pełnych sezonów – więc postanowili z jednej strony odgrzać stare kotlety (Alicia i jej matka, ile razy to już było! I nieważne, że Ruth nie wiedziała, my wiedzieliśmy), a z drugiej dorzucić do gara trochę dziwnych przypraw.
Mieliśmy więc średnio udany wątek pozwu Howarda zmiksowany z jeszcze mniej udanym wątkiem romansu Howarda i Jackie. Mieliśmy śpiewy operowe, superhakerkę Grace (a przecież mogliśmy zobaczyć Jasona!), trochę biurowej farsy i na dokładkę jeszcze klienta z FBI. Ale to, co naprawdę mnie zirytowało, to końcówka. Czy naprawdę trzeba było tak łopatologicznie? Czy nie dało się poczekać chociaż z tydzień z ujawnieniem, co stało za decyzją pana sędziego? Ech. Nie taką "Żonę idealną" znam i lubię.
A co Was spotkało w tym tygodniu? Piszcie, komentujcie i koniecznie zaglądajcie do nas na Twittera, bo tam dzieje się najwięcej. Do następnego!