13 seriali, które wracają po latach (i czy ma to sens)
Marta Wawrzyn
6 listopada 2015, 00:01
"Z Archiwum X"
To zdecydowanie jest jeden z niewielu powrotów, na które dawni fani bardzo czekają i co do których (prawie) nikt nie ma żadnych wątpliwości. 24 stycznia 2016 roku powraca z 6 nowymi odcinkami "Z Archiwum X". W ekipie nie brakuje ani twórcy serialu, Chrisa Cartera, ani nikogo z głównej obsady. Wszyscy są nieco starsi, ale poza tym nie zmieniło się nic.
Będą i spiski, i kosmici, i różnego rodzaju potwory. Twórca "Z Archiwum X" latem w rozmowie z "Entertainment Weekly" przypomniał, że ostatnio widzieliśmy bohaterów serialu tuż po atakach z 11 września. "Wiele się wydarzyło od tego czasu. Wprowadzono sporo ograniczeń naszych wolności w imię bezpieczeństwa. Szpiegują nas i okłamują, co mi przypomina czasy mojej młodości i aferę Watergate. Myślę, że teraz mamy podobne, ale jeszcze straszniejsze czasy" – mówił Carter.
Spoilerów pojawiło się już bardzo, bardzo dużo – wyciekły tytuły dwóch pierwszych odcinków, wiemy też, że odcinki 1 i 6 będą się ze sobą łączyć. A ci, którzy już premierę nowego sezonu widzieli, twierdzą, że to po prostu stare dobre "Z Archiwum X", z wszystkimi jego wadami i zaletami. I że to uczciwa kontynuacja, a nie skok na kasę.
Czy to wystarczy w dzisiejszych czasach, kiedy oczekiwania publiczności są już inne niż w latach 90.? Uważam, że tak. "Z Archiwum X" zawsze miało momenty wybitne i zupełnie przeciętne, zapadające w pamięć i zupełnie nieznaczące – bo tak to jest kiedy serial przekracza 200 odcinków. Tak pewnie będzie i teraz – jedne rzeczy spodobają nam się bardziej, inne mniej. Ważne, że będą Mulder i Scully, ta niesamowita chemia między nimi – no i spiski. Chris Carter ma rację, dziś spiskowe tematy niemalże leżą na ulicy. I jestem pewna, że umiejętnie z tego skorzysta.
Cieszę się więc bardzo na myśl o tym powrocie i liczę, że na tym się nie skończy i że powstaną kolejne sezony. Mam tylko jedno "ale": jeśli faktycznie planowany jest spin-off z dwójką nowych agentów, to niech ktoś powstrzyma FOX-a. "Z Archiwum X" jest świetne również dlatego, że ma Gillian Anderson i Davida Duchovny'ego. I niech nikt im nie robi konkurencji w uganianiu się za kosmitami.
"Gilmore Girls"
To na razie nie jest oficjalna informacja, ale można jej spokojnie zaufać, bo newsa podał Michael Ausiello, który ma najlepsze źródła z wszystkich amerykańskich dziennikarzy zajmujących się telewizją. Netflix szykuje kontynuację "Gilmore Girls".
Wiemy już o niej całkiem sporo: że powstaną cztery 90-minutowe odcinki, z których każdy będzie reprezentował inną porę roku. Że wrócą dawni twórcy – Amy Sherman-Palladino i Daniel Palladino. Że odtwórcy głównych ról – Lauren Graham, Alexis Bledel, Kelly Bishop i Scott Patterson – już negocjują kontrakty. Wiemy też, że nowe odcinki będą dziać się współcześnie, czyli czeka nas przynajmniej 9-letni przeskok czasowy.
A ja mogę tylko przyklasnąć – jeśli stare seriale mają wracać, to właśnie w ten sposób. Czyli w formie limitowanej serii na Netfliksie, w którą zaangażuje się cała dawna ekipa. Moja lista życzeń już przygotowana, mam nadzieję, że w ciągu roku Amy Sherman-Palladino je wszystkie spełni.
A poza tym Netflix wreszcie mógłby potwierdzić, że planuje przywrócić do życia "Gilmore Girls"! Ileż można czekać.
"Xena: Wojownicza księżniczka"
Na temat powrotu "Xeny" na ekrany krążyły różnego rodzaju plotki. Do dziś właściwie nie wiemy na 100%, co powstaje i kto za tym stoi, bo trochę zamieszała Lucy Lawless, która zaprzeczała wszystkiemu.
W każdym razie The Hollywood Reporter donosił tego lata, że NBC ma w planach unowocześniony reboot serialu "Xena: Wojownicza księżniczka". Jak pisano, projekt na razie jest w bardzo wczesnej fazie, bo producenci – Rob Tapert i Sam Raimi, którzy stali za sterami oryginalnej "Xeny" – poszukują scenarzysty. NBC chce, żeby w ekipie producentów, ale też przed kamerą pojawiła się Lucy Lawless, na razie nie wiadomo, w jakiej roli. Na pewno nie w tytułowej roli, bo Xena ma być nowa i mieć charyzmę i urok Lucy oraz inteligencję Katniss z "Igrzysk śmierci".
Serial ma szansę zadebiutować już w 2016 roku, nie wiadomo jeszcze w jakiej formie. Ale najprawdopodobniej nie będzie to żadna seria limitowana, tylko zwykły serial z pełnymi sezonami.
Lucy Lawless na początku pisała, że to tylko plotki i nic takiego nie ma miejsca. Potem mówiła co innego – że jeśli rzeczywiście NBC robi reboot, to ekipa dawnej "Xeny" nie jest z tym związana. "Ale mogą to robić, mają do tego prawo, nie? Chętnie bym to zobaczyła i wiem, że NBC chce to zrobić, starają się tylko znaleźć odpowiedni sposób i czas" – mówiła aktorka podczas TCA Press Tour, dodając, że ona w żadnym serialu już Xeny nie zagra, bo ma 47 lat. Ale na pewno jest ktoś, kto do roli by pasował.
I właściwie nie wiadomo, na czym stoimy – chyba na tym, że NBC szuka dziewczyny równie inteligentnej co Katniss, która mogłaby zagrać nową Xenę. W internetach można już było znaleźć trochę typów, a ja tylko chciałabym zapytać: no dobrze, ale po co? Kimkolwiek nie byłaby nowa Xena, nie będzie fajniejsza niż ta oryginalna. A poza tym to jeden z tych seriali, które owszem, dobrze oglądało się w latach 90., ale do współczesnej telewizji nijak już nie pasują.
"Drużyna A"
Kolejny bardzo kontrowersyjny powrót. Pamiętam, jak uwielbiałam kiczowaty klimat lat 80., podkochiwałam się w Buźce, zazdrościłam Hannibalowi planów, które zawsze się udają, i kibicowałam chłopakom, żeby w końcu udało im się oczyścić z zarzutów. Już film z 2010 roku, mimo świetnej obsady, wydawał mi się mocno niepotrzebny i nie oddawał dobrze ducha oryginału. Bo po prostu nie jest to możliwe – ten serial egzystuje w latach 80. i tylko w nich.
Pomysł na reboot, jaki by nie był, prawdopodobnie nie zostałby zaakceptowany przez dawnych fanów. A ten, o którym poinformowano, wydaje się straszny: otóż poznamy grupę nowych bohaterów – agentów sił specjalnych, wśród których znajdują się zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Wrobieni w zbrodnię, której nie popełnili, robią, co mogą, aby oczyścić swoje imię, a w międzyczasie pomagają ludziom w potrzebie.
Scenariusz pisze Albert Kim ("Sleepy Hollow"), w ekipie twórców znajdują się Chris Morgan (scenarzysta "Szybkich i wściekłych") i Tawnia McKiernan (reżyserka i córka Stephena J. Cannella, twórcy oryginalnej "Drużyny A").
Czegokolwiek nie napiszą, mam tylko nadzieję, że Mr. T nie będzie kobietą. Ale nie sądzę, by w jakimkolwiek kształcie ten serial miał rację bytu.
"Miasteczko Twin Peaks"
Kiedy ponad rok temu David Lynch ogłosił, że spełniła się przepowiednia Laury Palmer i rzeczywiście spotkamy się po 25 latach, dawni fani "Twin Peaks" byli przeszczęśliwi. Teraz entuzjazm zdążył już trochę opaść, bo ani wojna o kasę i chwilowe odejście Lyncha, ani przesunięcie daty na 2017 rok to nie są dobre wiadomości.
Co nie znaczy, że to się nie uda. Nowe "Twin Peaks" już jest kręcone dokładnie w tych samych miejscach, które pamiętamy z lat 90. David Lynch nie lubi, jak z planu wydostają się spoilery, ale mimo to wiemy o tym powrocie już całkiem sporo. Wiemy, że ponownie zobaczymy nie tylko Kyle MacLachlana w roli agenta Coopera, ale i większość dawnej ekipy. Wiemy, że do obsady dołączają znane twarze, jak Amanda Seyfried. Wiemy, że Angelo Badalamenti już pisze muzykę.
Wiemy też, że David Lynch wynegocjował pełną swobodę twórczą. On i Mark Frost napisali jeden długi scenariusz, serial jest kręcony jak długi film i dopiero potem zostanie pocięty na odcinki. Ile tych odcinków powstanie? Prawdopodobnie więcej niż 10, mniej niż 18. I to właściwie wszystko, co wiemy, w telegraficznym skrócie. Informacje wyciekają z planu regularnie, ale niestety wciąż są mało precyzyjne.
Uwielbiam "Twin Peaks", nie widzę powodu, dla którego dawna ekipa nie miałaby zrobić po latach tak samo genialnych odcinków jak te stare, tylko kurcze, kiedy wreszcie będziemy wiedzieć więcej? Bo teaser sprzed roku, choć świetny, zdążył mi się już nieco znudzić.
"Prison Break"
Jeden z najbardziej kontrowersyjnych tytułów na tej liście. Produkcja, która pod koniec stała się tak fatalna, że aż zapoczątkowała nasz cykl "Jak zabić serial". Jaki jest sens do tego wracać? FOX uważa, że sens jest i dlatego zapowiedział w czerwcu powstanie limitowanej serii.
W sierpniu oficjalnie już zamówiono 10-odcinkowy nowy sezon "Prison Break", który będzie miał premierę w 2016 roku. W serialu, którego akcja będzie działa się kilka lat po tym, co widzieliśmy ostatnio, powrócą obaj bracia (Wentworth Miller i Dominic Purcell), a także inni dobrze znani bohaterowie. Twórcy obiecują, że wyjaśnienie, dlaczego wszyscy żyją, będzie logiczne i wiarygodne. Ich wizję zachwalał też już Wentworth Miller, który w rozmowie z TVLine mówił, że koncept jest znakomity i że naprawdę spodoba się fanom.
Tylko… czy aby na pewno? Jak niby oni chcą obejść to, co na końcu spotkało Michaela? I właściwie po co kombinować, skoro mieliśmy historię opowiedzianą od A do Z?
"MacGyver"
Kolejny dowód na to, że dla szefów amerykańskich telewizji żadne świętości nie istnieją: CBS planuje wpuścić nowego "MacGyvera". Serial opowiadać będzie o młodym MacGyverze u progu swojej nietypowej kariery. Twórcami są James Wan (reżyser "Piły"), Henry Winkler (twórca oryginału) i R. Scott Gemmill ("NCIS: LA"). Ten ostatni napisze scenariusz pilota.
Nie wiadomo niestety, czy ktoś tu planuje się cofać do lat 80. – zgaduję jednak, że nie, i że serial będzie osadzony we współczesności. Nowego MacGyvera pewnie zagra jakiś młody, przystojny blondas, a całość będzie zrobiona tak, żeby publiczność CBS zrozumiała, o co w tym chodzi.
Być może przesadzam, niemniej jednak dla mnie MacGyver jest tylko jeden. Nazywa się Richard Dean Anderson i mógłby powrócić po latach w jakimś netfliksowym filmie czy krótkiej serii limitowanej, niezależnie od tego, jak bardzo przytył i się postarzał. Prequelowi w CBS-owskim stylu mówię stanowcze "nie".
"Bajer z Bel-Air"
"Bajer z Bel-Air" to jedna z najbardziej kultowych komedii z lat 90. Serial świeży, wdzięczny i w jakiś sposób oddający ducha tamtych czasów. Czy reboot będzie miał sens? Nie mam pojęcia, ale TVLine podawało w sierpniu, że są takie plany. Will Smith jest na pokładzie, ale tylko jako producent. Nowy serial ma zachować ducha oryginału i opowiedzieć nam podobną historię – nastolatka, który znalazł się w zupełnie nowym środowisku.
Na razie nie wiadomo nic więcej – ani kto to pisze, ani kto w tym zagra, ani jaka stacja miałaby to emitować. A ja tak sobie myślę, że dużo ciekawiej byłoby zobaczyć bohaterów oryginału po latach w jakiejś limitowanej serii. Zobaczcie tylko, jak dobrze wciąż wypadają razem!
"Hart to Hart"
Jeden z najbardziej niepotrzebnych rebootów na tej liście. "Hart to Hart" to sympatyczny serialik z lat 80., w którym Robert Wagner i Stefanie Powers grali bogate małżeństwo bawiące się z nudów w detektywów. I to działało, bo wiadomo – humor, lekkość, lata 80., fajni aktorzy w rolach głównych.
Pomysł na reboot jest powalający: teraz zagadki kryminalne rozwiązywać ma para gejów, prawnik Jonathan Hart i śledczy Dan Hartman, którzy znajdują czas na to hobby, mimo że bardzo dużo dzieje się w ich życiu prywatnym, bo właśnie zamieszkali razem.
Dajcie mi tego, kto to wymyślił, żebym mogła go zapytać: "Człowieku, po co!?".
"Świat według Bundych"
"Świat według Bundych" ma powrócić w formie spin-offu, którego głównym bohaterem będzie Bud. Oficjalnych informacji na razie wielu nie ma – w lipcu David Faustino potwierdził, że rozmowy trwają i że Sony pracuje nad kontraktami. Na razie największym wyzwaniem są właśnie kwestie prawne i dostępność starej obsady. Ed O'Neill jest w stałej obsadzie "Modern Family", Katey Sagal gra w nowym serialu Kurta Suttera, "The Bastard Executioner", z kolei Christina Applegate regularnie pojawia się w filmach.
Ambitny plan zakłada, że powrócą wszyscy, choćby w małych rolach. Faustino jest najbardziej zaangażowany w projekt, ale Christina Applegate też potwierdziła, że się pojawi, i dodała, że Kelly Bundy pewnie ma teraz dziesięcioro dzieci.
Co w sumie brzmi całkiem fajnie – dzisiejsze sitcomy są tak marne, że powrót Bundych na mały ekran wydaje się zbawieniem. Przynajmniej dobrze wiemy, czego się po nich spodziewać!
"Kacze opowieści"
Ach, te piękne czasy, kiedy Kaczogród kojarzył się z bajką Disneya! "Kacze opowieści" to jedno z najlepszych moich wspomnień z wczesnych lat 90. – obok "Twin Peaks", ale z tego akurat wiele wtedy nie rozumiałam. I myślę, że po latach jak najbardziej mogą znów być udane.
Disney przygotowuje na 2017 rok reboot kultowej produkcji, co oznacza, że powróci i Sknerus McKwacz, i siostrzeńcy Kaczora Donalda – Hyzio, Dyzio oraz Zyzio – i inne postacie, które dzieci lat 90. wciąż nieźle pamiętają.
Raczej nie będę ich już oglądać, bo co tu dużo mówić, jestem na to przynajmniej 20 lat za stara, ale nie widzę powodu, dla którego ten reboot miałby się nie udać. Disney zapewnia, że chce zaprezentować młodemu pokoleniu tę samą energię i ducha przygody, które znamy z oryginału, a ja jak najbardziej jestem za.
"Pełna chata"
Familijny sitcom, który kiedy wszyscy oglądali, a dziś się tego wstydzą, powróci na Netfliksie w formie spin-offu zatytułowanego "Fuller House". Jego główną bohaterką będzie D.J., która dokładnie tak jak jej tata została sama z gromadką dzieci po śmierci męża. Oprócz niej na pewno w serialu będą pojawiać się Kimmy i Stephanie, powróci też Steve, dawny chłopak D.J.
Na pewno przynajmniej w jednym odcinku pojawią się Bob Saget, Lori Loughlin i Dave Coulier, a John Stamos, który jest producentem serialu, prawdopodobnie wystąpi w kilku. Całość ma liczyć 13 odcinków.
Informacji zdradzono całkiem sporo – wiemy na przykład, że Danny będzie miał nową żonę, wujek Jessie i Becky wciąż będą razem, zobaczymy też ich dorosłych synów. Na 99% nie powrócą bliźniaczki Olsen w roli Michelle.
I choć to wszystko brzmi sympatycznie, nie wiadomo, do kogo właściwie skierowany ma być ten serial. Dawna publika pewnie zerknie na niego z ciekawości, ale czy obejrzy całość? Wątpię. A do nowych czasów i nowego typu publiczności jakoś średnio to przystaje. Dlatego też trudno wierzyć w sukces tego projektu – nawet jeśli stoi za nim Netflix, który zazwyczaj wie, co robi.
And we"re back! Same sideburns- different decade. #FullerHouse #Netflix.
Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika John Stamos (@johnstamos)
"Star Trek"
To news sprzed paru zaledwie dni: "Star Trek" powróci do telewizji mniej więcej 50 lat po premierze oryginalnej serii. A dokładniej w styczniu 2017. Emitować będzie go najprawdopodobniej CBS i platforma streamingowa CBS All Access, co jest lekkim rozczarowaniem, bo wielu fanów liczyło tutaj na Netfliksa.
Niemniej jednak sama wiadomość o powrocie jest jak najbardziej dobra. Uniwersum "Star Treka" jest bardzo pojemne, pomysłów można mieć tutaj nieskończenie wiele i z pewnością nie mam nic przeciwko temu, by wprowadzono jakieś nowe postacie. Jeśli tylko twórcy zadbają o nawiązania do klasyki – co sami już deklarują.
Oficjalnie podano, że za projektem stoi Alex Kurtzman, jeden z producentów i scenarzystów najnowszych filmów z serii "Star Trek". To też jest dobra wiadomość.
"Wszyscy mamy wiele szacunku do tej marki i jesteśmy podekscytowani, że możemy przedstawić kolejny telewizyjny rozdział, który stworzy utalentowany Alex Kurtzman, świetnie znający ten świat i publikę" – napisał w oświadczeniu David Stapf, szef CBS Television Studios, dodając, że nie ma lepszego momentu na powrót "Star Treka" niż 50-lecie debiutu całej serii.
A ja się jak najbardziej z tym zgadzam, ufam, że ci ludzie wiedzą, co robią, i że spektakularnej wtopy tu nie będzie. Choć na pewno telewizyjnego "Star Treka" jakoś odświeżyć będzie trzeba, co zawsze może doprowadzić do katastrofy. Może, ale nie musi. Podoba mi się na przykład pomysł, żeby kapitanem (znowu) była kobieta – może któraś z pań proponowanych przez TVLine?
Tak czy siak jest to jeden z tych powrotów, które raczej mnie ekscytują niż przepełniają obawami. "Star Trek" jest nieśmiertelny i oferuje scenarzystom nieskończoną ilość możliwości.