Hity tygodnia: "Pakt", "Fargo", "Flash", "The Knick", "Jane the Virgin", "Downton Abbey"
Redakcja
15 listopada 2015, 15:03
"Fargo" – sezon 2, odcinek 5 ("The Gift of the Magi")
Mateusz Piesowicz: Początkowa masakra w lesie i końcowa walka w sklepie mięsnym tworzą bardzo zgrabną klamrę tego odcinka, ale ograniczanie go tylko do tych dwóch efektownych sekwencji byłoby wielkim błędem. Choć oczywiście obydwie wypadły pięknie, a ta druga dodatkowo otrzymała świetne wprowadzenie w postaci filozofii Camusa. Jak łatwo wszelkie rozmyślania o pustce egzystencji tracą na znaczeniu, gdy naprzeciwko ciebie staje facet z bronią w ręku, prawda?
Wydarzeniem odcinka była jednak wizyta Ronalda Reagana, który zdążył zapewnić, że nie ma na świecie wyzwania, któremu Amerykanie nie stawiliby czoła. Bardziej konkretnych informacji już zabrakło, co zabrzmiało tyleż aktualnie, co nieprzekonująco.
Przekonali mnie za to Ed i Peggy. Po pierwsze o tym, że jakimś cudem naprawdę mogą wyjść z tego wszystkiego cali, a po drugie, że świetnie do siebie pasują. Koncert dała w tym odcinku zwłaszcza Kirsten Dunst, świetnie odgrywając wewnętrzną walkę, jaka toczyła się w jej bohaterce. Efekty tego wszystkiego są na razie trudne do przewidzenia, ale faktem jest, że niepozorne małżeństwo Blomquistów wyrosło na największe gwiazdy serialu, a Ed w pełni zasłużył na miano Rzeźnika z Luverne.
Szkoda tylko, że ostatecznie nie dowiedzieliśmy się, czy Joan Crawford miała mendy.
"Pakt" – sezon 1, odcinek 1 ("Ofiara")
Mateusz Piesowicz: Zachwycaliśmy się przez cały tydzień, to nie zaszkodzi jeszcze raz. "Pakt", o ile nic nie zostanie spektakularnie zepsute, ma duże szanse zostać serialem, którego nie trzeba będzie ukrywać przed światem. Jasne, że większość elementów, które nam się tu podobają, zostało podpatrzonych u zagranicznej konkurencji, ale co z tego? O tym, że dobre kopiowanie to trudna sztuka, mogliśmy się przekonać już zbyt wiele razy w ostatnich latach i po prostu fajnie mieć świadomość, że nad Wisłą jednak da się coś takiego zrobić.
"Pakt" broni się i realizacyjnie, i scenariuszowo. Historia odpowiednio angażuje, potrafi zaskoczyć i przytrzymać w napięciu, a bohaterowie, na czele z Piotrem granym przez świetnego Dorocińskiego wyglądają na dobrze napisanych i intrygujących. Trzymajmy kciuki, by tak zostało do końca, bo Polacy zasługują na taki serial.
Michał Kolanko: "Pakt" to jeden z tych remake'ów, które są lepsze od swojego oryginału. Norweski "Mammon" wygląda przy polskiej wersji jak produkcja niskobudżetowa. I chociaż kluczowe elementy fabuły nie różnią się praktycznie niczym, a cała intryga dla kogoś, kto oglądał oryginał nie jest zaskakująca, to zaskoczeniem może być, ile HBO z niego "wycisnęło".
Świetne zdjęcia, dorzucenie kilku szczegółów, które zrozumie tylko polski widz (scena w redakcji) i bardzo dobry Dorociński – "Pakt" w każdej warstwie jest dopracowana, dojrzałą produkcja, którą śmiało można pokazywać za granicą. Polacy robią już gry komputerowe, które są światowymi hitami. Być może nadchodzi też czas na takie seriale.
Marta Wawrzyn: Jak na polski serial jest nieprawdopodobnie wręcz dobrze, jak na serial jest po prostu dobrze. "Pakt" przede wszystkim zachwyca zdjęciami – takiej Warszawy jeszcze w polskiej telewizji nie widziałam. To chłodne miasto ze szkła, które świetnie się sprawdza jako sceneria mrocznego thrillera o układzie sięgającym i świata wielkich finansów, i polityki, i mediów pewnie też.
Intryga rzeczywiście toczy się dobrze znanym torem – w końcu nie tak dawno wszyscy na Serialowej oglądaliśmy norweski "Układ" – ale już po pierwszym odcinku widać, że to i owo zmieniono. Ewidentnie ktoś tu bardzo dokładnie zapoznał się z zaletami i wadami oryginału, a następnie zrobił, co się dało, żeby te drugie usunąć. Bardzo dobrze wypadają sceny typowo polskie – albo typowo warszawskie – jak obrona torby z laptopem gestem Latkowskiego, katolicki pogrzeb w strugach deszczu czy nawet jedzenie burgerów pod wieżowcem. To naprawdę fajna sprawa, znaleźć kawał prawdziwej naszej rzeczywistości w serialu. Bez mebli z IKEA, całowania się pod Pałacem Kultury i wszechobecnego plastiku.
Pochwały wreszcie należą się za promocję w amerykańskim stylu. Chcecie zobaczyć pierwszy odcinek "Paktu"? Proszę bardzo, jest poniżej. W całości i bez cenzury.
"Pozostawieni" – sezon 2, odcinek 6 ("Lens")
Michał Kolanko: Co wywołało Wielkie Zniknięcie? To pytanie jak na serial, który jest zbudowany wokół tego wydarzenia, pada dość rzadko. Ale wraca w tym odcinku – kolejnym, który udowadnia, że "Pozostawieni" to jeden z najlepszych seriali tej jesieni.
Bo szybko okazuje się, że nie będzie tu próby tworzenia jakiejś wielkiej teorii pseudonaukowej. Zniknięcie w oczach Nory staje się wydarzeniem, które można odczytywać bardziej w kategoriach moralnych: czy ktoś może być odpowiedzialny za zniknięcie swoich bliskich? Norę prześladuje poczucie, że jej rodzina zniknęła przez nią.
Odcinek kończy się fenomenalną sceną konfrontacji między Norą a Eriką. Dowiadujemy się też dużo więcej o Miracle i jej mieszkańcach, a także o tym, jak działa Departament ds. Nagłego Zniknięcia rządu federalnego USA. Zasłużony hit.
Mateusz Piesowicz: Pod wieloma względami zaskoczył mnie ten odcinek "Pozostawionych". Odkryto kilka tajemnic, których rozwiązania raczej się nie spodziewałem, ale przede wszystkim, twórcy pokazali, że potrafią się sami z siebie śmiać. Gdy padły słowa o Azraelu i Watykanie przez sekundę się wystraszyłem, że idziemy w bardzo niedobrym kierunku. Na szczęście Nora skwitowała to wszystko dokładnie tak, jak powinna – to się nazywa autoironia na najwyższym poziomie. Dawno nie czułem takiej ulgi, jak przy tej scenie.
Poza tym mieliśmy aktorstwo na najwyższym poziomie, do czego już zdążyliśmy się przyzwyczaić. Carrie Coon zarówno w duecie z Reginą King, jak i Justinem Theroux wypadła rewelacyjnie. Nie potrafię się zdecydować, która z dwóch rozmów poruszyła mnie bardziej, ale wiem już, że nie ma w tym momencie serialu, który potrafiłby skuteczniej grać na emocjach niż "Pozostawieni". Niektórzy mogą to wziąć za wadę, ale taki już jest Lindelof. Ja kupuję go z całym dobrodziejstwem inwentarza.
"The Knick" – sezon 2, odcinek 5 ("Whiplash")
Marta Wawrzyn: Dawno nie było hitu dla "The Knick", bo choć serial utrzymuje równy, wysoki poziom, brakuje wciąż jakiegoś trzęsienia ziemi czy wisienki na torcie. Ale odcinek "Whiplash" zachwycił mnie jedną rzeczą, do której chyba zdążyłam już się przyzwyczaić: eksperymentem w cyrku doktora Thackery'ego. Dokładnie tak jak kiedyś, znów odwracałam oczy i czułam to dawne podekscytowanie: uda mu się czy mu się nie uda, uda się czy nie? Oczywiście, że udać mu się nie mogło, bo nasz doktorek usunął jak gdyby nigdy nic fragment ludzkiego mózgu! Ale droga do odkrycia, że tak nie wolno, była doprawdy fascynująca, a widoki naprawdę naturalistyczne.
Druga rzecz, oprócz grzebania w ludzkim mózgu, która mnie w tym odcinku zachwyciła i przeraziła, to barbarzyńskie praktyki doktora Gallingera. Lekarz nowojorskiego szpitala postanowił ni mniej ni więcej tylko kastrować ludzi, którzy nie odpowiadają idealnym wzorcom społecznym. Po to, by żyło się lepiej. Wszystkim. Coś strasznego, a jeszcze straszniejsze jest to, że takie pomysły pojawiają się do dziś.
Bardzo fajnie wypadła wreszcie siostra Lucy, która postanowiła zostać lekarzem i najwyraźniej nie spocznie, póki swojego marzenia nie spełni. W prawdziwym życiu zajęłoby jej to lata, ale to tylko serial. Lucy udowadnia, że ma wiedzę i charakter, a w sytuacjach kryzysowych bywa niezastąpiona. Oby więc jej się powiodło.
"Brooklyn 9-9" – sezon 3, odcinek 6 ("Into the Woods")
Mateusz Piesowicz: Hit dla odcinka zdobył duet kapitana Holta i Rosy. Połączenie tych dwóch emocjonalnych wulkanów musiało skutkować erupcją, ale że będzie to wybuch łez, to nigdy bym nie przewidział. A zanim do tego doszło, były jeszcze próby stworzenia idealnego tekstu do zerwania i recytowanie adresu www. Przy takich atrakcjach zbladły inne wątki, choć męski weekend zamieniający się w obóz przetrwania też miał swoje momenty (wędkowanie!).
Marta Wawrzyn: Oj, zdecydowanie, tylu emocji dawno w "B99" nie było! Serial wraca wreszcie na właściwe tory i staje się dokładnie tym, czym był dwa lata temu – sympatyczną, energetyczną komedią, w której żarty są wysokiej jakości, a chemia między aktorami po prostu zachwyca. Tak trzymać. A poza tym poproszę pokaz fajerwerków na koniec każdego odcinka.
"You, Me and the Apocalypse" – sezon 1, odcinek 7
Mateusz Piesowicz: Po szaleństwach z zeszłego tygodnia tym razem dostaliśmy odcinek uderzający w nieco poważniejsze tony. Spotkanie Jamiego z Laylą i Frankie czy brutalne rozdzielenie Rhony i jej męża to sceny, które równie dobrze można by umieścić w poważnym dramacie. A jeszcze ta końcówka! Nie dość, że twórcom nie kończą się pomysły, to jeszcze potrafią do absurdalnego scenariusza dodać naprawdę chwytające za serce elementy.
Przy tym wszystkim "You, Me and the Apocalypse" pozostaje równie świeży, zabawny i lekki, co na początku. Tutaj zadbał o to wątek Jude'a i Celine, którzy skończyli dokładnie tak, jak można to było przewidzieć od samego początku, ale okoliczności były takie, że trudno im się dziwić. Malta, fajerwerki, "profesjonalny" pocałunek i orgia w rajskich ogrodach – no jak tu się oprzeć?
Do tego doszły jeszcze najbardziej urocze sceny, jakie widziałem w tym tygodniu, czyli dziewczynka w stroju żyrafy i Dave jako najlepsza opiekunka świata. Oby tak było aż do samego końca.
"Downton Abbey" – sezon 6, odcinek 8
Marta Wawrzyn: To jeszcze nie był prawdziwy finał, ale większość wątków już pozamykano w sposób, który jak najbardziej jest satysfakcjonujący. Specyficzny świat, któremu przyglądaliśmy się przez pięć sezonów, teraz rozpadł się już na dobre. Kobiety się wyemancypowały, służba znalazła sobie pracę, a nauczyciel może tak po prostu powiedzieć dzieciom, że król to człowiek taki jak wszyscy. To wszystko się udało – nie ma wrażenia, że ktoś jest na koniec poszkodowany czy zapomniany.
Bardzo zgrabnie zamknięto wątek Lady Mary, która była cudowną wiedźmą w tym odcinku. Prawdopodobnie słusznie kazano nam jeszcze trochę poczekać na happy end dla Edith, ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że on nadejdzie. Cieszy, że nie uśmiercono Barrowa, bo ten zimny niegdyś drań bardzo się zmienił przez te wszystkie sezony. Skandal związany z hotelikiem pani Patmore dał wytchnienie od melodramatów, zaś za powodzenie pana Molesleya w szkole chyba wszyscy ściskaliśmy kciuki.
Było i dramatycznie, i sentymentalnie, i momentami bardzo lekko i zabawnie. Czyli udało się dać na koniec widzom to co najlepsze – w odcinku, który możemy śmiało uznać za jeden z najbardziej udanych w ostatnich latach.
"The Last Kingdom" – sezon 1, odcinek 5
Mateusz Piesowicz: Bez wątpienia najlepszy odcinek do tej pory. Wszystko tu było w idealnych proporcjach. Dywersja, bitwa, walka jeden na jednego, polityka, honor, zdrada, religia i seks. A to wszystko w niecałą godzinę i bez uczucia przesytu.
"The Last Kingdom" nie bawi się w nadmierną budowę postaci, bo zwyczajnie nie ma na to miejsca. Większość tutejszych bohaterów to proste, ale wyraziste charaktery, które mają do odegrania konkretną rolę w scenariuszu. I to się sprawdza – Oddo Młodszy jest odpowiednio obślizgły, Alfred próbuje być przekonującym władcą, a Ubba wzbudza respekt samą posturą. Dodając do tego dobrze dobraną obsadę, mamy efekt w postaci świetnej rozrywki, w której poszczególne elementy łączą się w zgrabną całość.
Osobnym tematem jest główny bohater, który ewoluuje w bardzo ciekawym kierunku. Niechęć, jaka spotyka Uhtreda po obydwu stronach barykady, skutkuje najpierw rozczarowaniem, a potem zwykłą wściekłością. Czyżby naszemu bohaterowi była pisana banicja? Jedno jest pewne – Uhtred ma do zaoferowania znacznie więcej niż ładną buźkę.
"Jane the Virgin" – sezon 2, odcinek 5 ("Chapter Twenty-Seven")
Marta Wawrzyn: Tak wypakowanego wydarzeniami odcinka "Jane the Virgin" dawno nie było! I znów idealnie udało się połączyć totalnie pojechane wątki komediowe z całkiem poważnymi dramatami, jak ta straszna końcówka, w której biedny Michael stracił pracę. Teraz to już naprawdę jestem #TeamMichael, kibicuję mu z całych sił i jest mi go zwyczajnie szkoda, bo został potraktowany po prostu niesprawiedliwie.
Zanim jednak zobaczyliśmy smutną końcówkę, uraczono nas kolorowymi odlotami na całego. Czego w tym odcinku nie było! Britney Spears tańczyła, uprawiała wojnę podjazdową z Rogeliem i świetnie kpiła z własnego wizerunku. Rogelio wspinał się na szczyty własnej wspaniałości, ujawniając m.in. że ma fanowskie konto na Twitterze, które oczywiście sam sobie prowadzi.
Pojawił się Jon Snow, wiecie, taki grafficiarz i drobny dealer. Czekolada z marihuaną narobiła rewelacyjnego zamieszania, ale ponieważ to "Jane the Virgin", do żadnej tragedii nie doszło, wręcz przeciwnie. Świetny odcinek, tylko tego biednego Michaela naprawdę żal.
"Flash" – sezon 2, odcinek 6 ("Enter Zoom")
Bartosz Wieremiej: "Enter Zoom" to bardzo dobry odcinek, w którym wreszcie doszło do konfrontacji Flasha (Grant Gustin) z Zoomem. Pojedynku, który przynajmniej w najbliższym czasie zmieni życie Barry'ego, bo zdecydowanie nie wyszedł z niego bez szwanku. Zresztą jeszcze zanim okazało się, że owa walka mieć będzie trwałe konsekwencje, widzowie mogli zobaczyć swojego herosa sponiewieranego, pokonanego i poniżonego.
Zanim jednak do tego doszło, w 40 minut udało się zmieścić zaskakująco dużo rzeczy. Plany nie przynosiły spodziewanych efektów, treningi zawierały elementy komiczne, a to, co miało zostać ujawnione, zostało. Przed bohaterami postawiono prawdopodobnie największe wyzwanie, wliczając w to czarną dziurę z końca poprzedniej serii. Dodatkowo Linda Park (Malese Jow), nie tylko na moment dołączyła do stałych bywalców S.T.A.R. Labs, ale też poznała tożsamość tytułowego superbohatera i mogło ją to dużo kosztować.
Na marginesie, zaliczyliśmy również kilka chwil na Earth-2, a także dowiedzieliśmy się nieco o zielonych kubraczkach biegających tam z łukiem i strzałami. Podoba mi się tamten świat. Ciekawe, czy dałoby się tam przeprowadzić…