"The Man in the High Castle" (1×01-04): Świat to za mało
Michał Kolanko
21 listopada 2015, 22:03
Ten serial miał sprawić, że Amazon będzie jawił się jako gracz mogący równać się z Netfliksem. Ale "Człowiek z Wysokiego Zamku" nie jest chyba tym, czego się wszyscy spodziewali. Niewielkie spoilery.
Ten serial miał sprawić, że Amazon będzie jawił się jako gracz mogący równać się z Netfliksem. Ale "Człowiek z Wysokiego Zamku" nie jest chyba tym, czego się wszyscy spodziewali. Niewielkie spoilery.
Po dobrym, mrocznym pilocie oczekiwania wobec "Człowieka z Wysokiego Zamku" były bardzo wysokie. Serial debiutuje na Amazon Prime w tej samej chwili co "Jessica Jones" na Netfliksie. Wielu widzów musi w ten weekend dokonać wyboru: nowa produkcja Netfliksa albo alternatywna Ameryka lat 60., podzielona na japońską (Zachodnie Wybrzeże) i nazistowską strefę wpływów (Wschodnie Wybrzeże), przedzieloną pasem ziemi niczyjej. Po tym jak naziści wygrali II wojnę światową, wszędzie panuje totalitaryzm, pokazany w serialu na wielu płaszczyznach, co owocuje też ciekawymi (jeśli można tak powiedzieć ) pytaniami i obserwacjami.
To nie zmienia jednak faktu, że wybranie w ten weekend adaptacji kultowej powieści Philipa K. Dicka musi skończyć się mniejszym lub większym rozczarowaniem. Chociaż ostatecznie wielopoziomowa intryga szpiegowsko-polityczna zaczyna się powoli rozkręcać w kolejnych odcinkach, a świat wykreowany w produkcji Amazona jest pokazany z przerażającą wiarygodnością, to jednak trudno nazwać ten serial wciągającym od pierwszej do ostatniej minuty każdego odcinka. Jego twórca Frank Spotnitz ("Z Archiwum X") tak bardzo polubił chyba przysłowie, iż diabeł tkwi w szczegółach, że największą zaletą całego serialu nie jest fabuła czy bohaterowie, a właśnie szczegóły i atmosfera całego uniwersum. To jednak sprawia, że oglądanie początkowych odcinków bywa nużące, w czym nie pomagają nieciekawe dialogi i pozbawione charyzmy niektóre postacie pierwszoplanowe.
Centralny temat serialu – czym jest film "Utyje szarańcza" (cytat z księgi Koheleta) pokazujący świat, w którym USA i sojusznicy wygrali wojnę – może oczywiście zaciekawić, zwłaszcza jeśli nie pamięta się lub nie czytało się książkowego oryginału. Istnienie takiego filmu – który jest rozpowszechniany przez ruch oporu w USA i który na dodatek szalenie mocno interesuje Hitlera – jest podstawą do zadawania przez bohaterów pytań o to, jak zmienić okropny świat, w którym żyją. Rozważania o naturze rzeczywistości były jednym z ulubionych tematów Dicka, szkoda tylko, że tak niewiele tego tu zostało.
To było jasne, że niuanse i niektóre elementy książki Dicka muszą zniknąć w serialowej adaptacji, ale główny problem polega na tym, że wątek, w którym Juliana Crain (Alexa Davalos) i Joe Blake (Luke Kleintank) poszukują odpowiedzi na zagadkę związaną z filmem, nie jest ciekawy ani wciągający. A już na pewno te dwie postacie nie zapadają w pamięć. Zwłaszcza Juliana jawi się wyjątkowo blado w tym serialu. W pierwszych czterech odcinkach najbardziej nużąca jest właśnie historia, która toczy się w strefie niczyjej, w miasteczku Canon City. Nawet przyspieszenie akcji, które zawdzięczamy pojawieniu się łowcy nagród Marshalla (w tej roli znakomity Burn Gorman) nie sprawia, że ten wątek staje się bardziej interesujący.
Ogólnie w "Człowieku z Wysokiego Zamku" to właśnie przedstawiciele totalitarnych reżimów są dużo ciekawsi niż druga strona. Ponad przeciętność wybija się Obergruppenführer John Smith (Rufus Sewell), amerykański nazista, który wiedzie spokojne życie w domku na przedmieściach (mieszka na Long Island), chociaż jego praca to tortury, intrygi i zwalczanie ruchu oporu na terenach okupowanych przez Niemców.
Smith i jego rodzina to też jeden z ciekawszych wątków, bo pojawia się tu zagadnienie być może najbardziej niepokojące w całym serialu: Ameryka pod rządami Niemców – w której wymordowano Żydów i mniejszości etniczne – przypomina prawdziwe amerykańskie lata 60. pod względem kulturowym i społecznym. Smith prowadzi typowe dla tego okresu życie na przedmieściach, chociaż jest jednocześnie nazistą i mordercą. Kontrast jest szokujący. Pytanie o adaptację do takich warunków i wszystkie tego implikacje to jeden z najmocniejszych punktów całego serialu. Bo ta zgermanizowana Ameryka wygląda inaczej, niż można się spodziewać. Rzeczywistość terytoriów rządzonych przez Japonię jest bardziej skomplikowana, co widać np. po postawie Juliany wobec japońskiej kultury.
Dobry jest też wątek w San Francisco z udziałem Japończyków. Cary-Hiroyuki Tagawa jako główny dyplomata, szef misji handlowej i Joel de la Fuente jako inspektor policji politycznej Kempeitai (odpowiednik Gestapo) sprawdzają się znakomicie. Intryga geopolityczna zarysowana w pierwszych odcinkach jest o wiele ciekawsza niż tragiczny, ale ostatecznie mało odkrywczy wątek Franka Frinka (Rupert Evans). Postaciom, które mają uchodzić za "dobre", zdecydowanie brakuje w tym serialu charyzmy.
Większość zmian dokonanych wobec oryginału nie jest problematyczna. To, że "Utyje szarańcza" jest filmem, a nie książką, nie ma znaczenia. Nawet pojawienie się Ruchu Oporu ma sens z punktu widzenia serialowego widza. Szkoda jednak, że tak niewiele zostało z mistycyzmu, który w książce reprezentowała Wyrocznia (Księga Przemian Yijing). To niestety bardzo spłyca serial, ale być może te wątki jeszcze powrócą. Teraz jednak Wyrocznia jest tylko gadżetem w tle.
Siłą "Człowieka z Wysokiego Zamku" jest perfekcyjnie wykreowany, przerażająco realny świat. Słabością – postacie i tempo fabuły. Oczywiście chęć poznania tożsamości tytułowej postaci jak i tajemnicy filmu z wizją świata, w którym Niemcy wojnę wygrały, jest na tyle duża, że większość widzów pewnie sięgnie po wszystkie odcinki. Ale nie jest to chyba tryumf, o którym marzył Amazon.