Hity tygodnia: "Jessica Jones", "South Park", "Fargo", "Pozostawieni", "The Affair", "Casual"
Redakcja
22 listopada 2015, 15:22
"Jessica Jones" – sezon 1
Bartosz Wieremiej: To naprawdę dobra historia. Porządnie zrobiona, sensownie rozplanowana, z solidnie wykombinowanym zakończeniem. Niby bez zbędnych fajerwerków, ale jeśli potrzebna była wielka dziura w ścianie, to i tak prędzej robiono ją "kimś" niż "czymś". Była akcja, a wiele miejsc spektakularnie zdemolowano. Było również mnóstwo dobrych dialogów, ładnie ustawiono początek kolejnej serii – w końcu "Luke Cage" już w przyszłym roku – a i nawiązania do poprzedniej nie wypadły zbyt sztucznie. Zresztą któż mógłby narzekać na odwiedziny Claire (Rosario Dawson)?
Krysten Ritter jako Jessica Jones nie ma nawet jednego słabszego momentu. Kilgrave w wydaniu Davida Tennanta w żadnym momencie nie staje się karykaturą. Ciekawe rzeczy działy się na drugim planie – no dobrze, praktycznie wszędzie działy się tzw. ciekawe rzeczy. Czasem makabryczne, czasem absurdalne, czasem zwyczajnie smutne – rzadko kiedy umożliwiano komuś wyjście z danej sytuacji bez szwanku. Zresztą nie pozwalano sobie szczęśliwe zakończenia, w zwykłym znaczeniu szczęśliwości – bardzo często wszystkiemu towarzyszyło mniejsze lub większe "ale".
Marta Wawrzyn: Netflix razem z Marvelem tworzą produkcje, które redefiniują gatunek serialu o superbohaterach. Oglądając "Jessicę Jones" – na razie za mną tylko pół sezonu, ale rozumiem, czemu wiele osób zdążyło pochłonąć cały – miałam wrażenie, że to porządny dramat z kablówki, a nie kolejny serial o osóbce w lateksowym wdzianku ratującej świat. Jak bardzo "Jessica Jones" chce być inna, pokazuje choćby scena, w której pojawia się kultowy strój z komiksu, tylko po to by zostać ostro wyśmianym przez kandydatkę na superbohaterkę. I do mnie ten styl naprawdę trafia, a Jessice kibicuję od pierwszych minut.
Największą siłą serialu Netfliksa jest nawet nie gęsty klimat, mrok i realizm – to wszystko mieliśmy już w "Daredevilu" – a główna bohaterka. Dziewczyna niezwykła, szalenie silna i krucha jednocześnie. Osoba, która przeżyła ogromną traumę i to widać. A do tego po prostu zarąbista laska, która walczy skutecznie zarówno kopniakami, jak i sarkazmem. Jessica Jones to właściwie definicja girl power i to w zaskakująco dorosłym wydaniu.
Jesteśmy świadkami prawdziwej rewolucji w podejściu do widza. Marvel już nie chce nas karmić kolorową sieczką, oferuje mrok, ciemność i wielowarstwowych bohaterów, w których aż chce się zagłębiać i zagłębiać. Jestem w autentycznym szoku – "Jessica Jones" idzie w zmienianiu świata jeszcze dalej niż "Daredevil" i ani na moment się nie potyka. To mocna, inteligentna rozrywka, która na każdym kroku zadziwia dojrzałością i bezkompromisowością, z jaką przełamuje kolejne konwencje (choćby dotyczące seksu czy tematyki LGBT w komiksowych serialach).
Gdyby rok temu ktoś mi powiedział, że będę oglądać z takim zapałem produkcje o superbohaterach, pewnie bym go wyśmiała. A teraz? Netfliksie, dawaj no już Luke'a Cage'a, a potem najlepiej Punishera! No i 2. sezon "Jessiki Jones", tylko migiem!
"Fargo" – sezon 2, odcinek 6 ("Rhinoceros")
Mateusz Piesowicz: Siedziałem jak na szpilkach, czekając na nadchodzącą wielkimi krokami masakrę, a tu się okazało, że twórcy zagrali widzom na nosie i zamiast krwawych porachunków otrzymaliśmy triumf mediacji i zdrowego rozsądku. To chyba najbardziej udany żart w tym sezonie, co jest w dużej mierze zasługą Karla, który nawet w stanie wskazującym na wielokrotne spożycie potrafił zachować chłodny umysł i wygłosić mowę godną najlepszych jurystów. A nie zapominajmy, że wcześniej zdążył jeszcze postawić pierwszą linię obrony oblężonego posterunku. Właściwy człowiek na właściwym miejscu.
Popis Nicka Offermana pozostawił nieco w tle całą resztę odcinka, która przecież wcale nie była gorsza. Dostaliśmy na przykład kolejne potwierdzenie tego, że Peggy, aby wydostać się ze swojego domu-muzeum, jest w stanie dokonać rzeczy niemożliwych. Mam wrażenie, że taka kobieta przydałaby się w familii Gerhardtów, bo jej aktualne przedstawicielki póki co sprowadzają na rodzinny dom same kłopoty.
Tych jednak z pewnością nie uniknie tutaj nikt, a masakra, choć nieco opóźniona, teraz zbliża się jeszcze szybciej. Zupełnie jak Jabberwocky.
"Pozostawieni" – sezon 2, odcinek 7 ("A Most Powerful Adversary")
Michał Kolanko: Ten serial jak mało który tej jesieni utrzymuje stały, bardzo wysoki poziom. O ile np. "Homeland" już dawno straciło swoją dynamikę, to "Pozostawieni" cały czas zaskakują. Tym razem wszystko dotyczy Kevina i jego desperackiej walki o odzyskanie Nory.
Splot wydarzeń doprowadził do jednej z najbardziej zaskakujących i jednej z najmocniejszych końcówek odcinka w historii tego serialu. Czy Kevin przeżył? Dlaczego Virgil popełnił samobójstwo? Co stanie się dalej z jego "wizjami" Patti?
To wszystko pytania, na które odpowiedzi poznamy być może już wkrótce. "Pozostawieni" w tym sezonie rozwiązują wiele zagadek w trakcie serialu (jak np. o co chodzi z wieloma postaciami w Miracle). I to dobrze, bo przykład "Zagubionych" najlepiej pokazał, czym kończy się mnożenie tematów i wątków ponad miarę.
Mateusz Piesowicz: Choćbym nie wiem jak się starał, to i tak nie ucieknę od cliffhangera, z jakim pozostawił nas ten odcinek, więc może zacznijmy od niego. Kevin długo zmagał się z wątpliwościami, ale ostatecznie zdecydował się na krok, po którym nie ma już odwrotu – wybrał wiarę i… na razie trudno powiedzieć, czy to był zły wybór. Bo to, że jeszcze go zobaczymy, to kwestia oczywista. Pytanie tylko, czy będziemy tym widokiem usatysfakcjonowani. To się dopiero nazywa test na wiarę.
Podobał mi się też powrót Laurie i jakże bezcenna mina Jill, gdy zobaczyła znajomą twarz. Jeszcze tylko Tommy i rodzinka znów będzie w komplecie, co na pewno dobrze zwiastuje nam, samym Garveyom niekoniecznie. A już na pewno nic dobrego nie wyniknie z tego dla Miracle, którego status cudownego miasteczka może niedługo ulec zmianie.
Cokolwiek będzie się działo, nie trzeba być jasnowidzem, aby zorientować się, że czeka nas ogromne zamieszanie. Kto wie, czy wypisując się z niego, Kevin nie podjął najlepszej decyzji ze wszystkich możliwych.
"Casual" – sezon 1, odcinek 8 ("Bottles")
Bartosz Wieremiej: Święto Dziękczynienia z piekła rodem. Wściekłej Laury (Tara Lynne Barr) wypada się bać, bo alternatywna lista gości, jaką zorganizowała na potrzeby świętowania przy indyku, prędko nie zostanie zapomniana. Już na pewno nie przez Valerie (Michaela Watkins) i Aleksa (Tommy Dewey).
W "Bottles" pojawiła się nie tylko matka rodzeństwa, Dawn (Frances Conroy), ale i ojciec, czyli Charles (Fred Melamed). Ów duet w jednym pokoju powinien być umieszczany razem jedynie po to, aby kogoś torturować – prawdopodobnie Aleksa. Wcześniej pojawił się także Drew (Zak Orth) ze swoją obecną partnerką, a nic, co stało się później, nie mogło uratować tej uroczystej kolacji. Z każdym dokładanym naczyniem przy stole wręcz iskrzyło, a kolejne dialogi i opowieści wypadały niesamowicie. Załamanie czyjąś obecnością, jak i złość pokazano nam na co najmniej kilka różnych sposobów, a każdy z nich był lepszy od poprzedniego.
Zresztą nawet aluzja do Titanica okazała się nie być na wyrost.
"South Park" – sezon 19, odcinek 8 ("Sponsored Content")
Andrzej Mandel: Na początek końca sezonu "South Park" Trey Parker zafundował nam naprawdę mocny odcinek koncentrujący się wokół reklam, miałkości wiadomości i, jak przez cały sezon, poprawności politycznej. I zrobił to w taki sposób, że brzuch bolał ze śmiechu, a w głowie kłębiły się niepokojące myśli o tym, że tak, cholera, to właśnie wygląda.
Wszystko zaczęło się niewinnie od niesamowitej wściekłości Politycznie Poprawnego Pryncypała spowodowanej użyciem w szkolnej gazetce słowa "debilny" (w oryginale "retarded") w odniesieniu do regulaminu szkolnej stołówki. W końcu obraża to osoby opóźnione w rozwoju, ale dyrektor miał problem – redaktor szkolnej gazetki jest… niepełnosprawny. Niesamowite były momenty, gdy Jimmy pytał PP o to, czy czuje się nieswojo w towarzystwie osób niepełnosprawnych.
Efektem wszystkiego była sensacja na skalę ogólnonarodową – szkolna gazetka stała się jedynym medium bez reklam w całych Stanach. Stała się też pretekstem do niesamowicie realnych przemyśleń na temat sposobu czytania wiadomości w necie i olbrzymiej ilości reklam. Reklam, które wydają się nas ścigać, które wydają się nas przechytrzać…
"Sponsored Content" to jednak nie tylko intryga, która wyraźnie zmierza w stronę finału precyzyjnie opracowanego sezonu. To także niesamowicie mocne sceny, takie jak debata Hillary z Panem Garrisonem czy z tajemniczymi ludźmi w garniturach, którzy zaprosili Jimmy'ego na parę testów. A także mocne oskarżenie wobec niektórych ruchów społecznych, że służą tylko wyrywaniu lasek.
Nie wiem jak Wy, ale ja przez dobre dwadzieścia minut nie mogłem przestać się śmiać. Jeżeli jeszcze nie oglądaliście najnowszego odcinka "South Park", to dziś wieczorem macie szansę. Polskie Comedy Central daje powtórkę o 22:55.
"The Affair" – sezon 2, odcinek 7
Mateusz Piesowicz: Jeśli wszystkie kolacje z okazji Święta Dziękczynienia wyglądają tak, jak te dwie tutaj, to zdaje się, że większość amerykańskich traum pochodzi właśnie z nich. Trudno się zdecydować, czy gorzej wypadła ta u Lockhartów, gdzie rozgrzebywano stare rany, czy może u Alison i Noah, która przerodziła się w sporych rozmiarów piekiełko, głównie ze względu na osobę niejakiej… Eden.
Do tego doszły jeszcze kwestia ojcostwa, która nagle stała się problemem najwyższej wagi i książka udowadniająca, że słowo pisane to broń obosieczna. A jakby tego wszystkiego było mało, to Whitney podsumowała całość jakże uroczym buziakiem pozostawionym na policzku Cole'a w obecności ojca, co, wnioskując po jego minie, stanowiło udany finał równie udanego wieczoru. Ach, te rodzinne spotkania!
"Jane the Virgin" – sezon 2, odcinek 6 ("Chapter Twenty-Eight")
Marta Wawrzyn: W tym tygodniu w "Jane the Virgin" nie działo się aż tak dużo – no bo co to jest, jedno marne morderstwo i jedna mnoga ciąża? Pikuś! – ale i tak należy się hit. Za jedną, jedyną rzecz, którą zapamiętam na zawsze: "Hombres Locos", telenowelową wersję "Mad Men". Rogelio w roli Dona Juana Drapera, seksownego geniusza w liliowym garniturze, prezentował się tak doskonale, że aż się łudziłam, iż zostanie z nami na dłużej, jak El Presidente.
Niestety, w telewizyjnym światku wiele przeszkód da się pokonać – włącznie ze śmiercią bohatera, którego powrót jest na gwałtu rety potrzebny – ale nie da się wygrać z prawnikami, walczącymi o prawa autorskie. "Hombres Locos" będzie więc żyło już tylko w naszych wspomnieniach, ale cóż to będą za wspomnienia! Swoją drogą, Matthew Weiner pewnie miał ciekawy wieczór, kiedy ten odcinek emitowano w CW.
"You, Me and the Apocalypse" – sezon 1, odcinek 8
Mateusz Piesowicz: Najwyższa już pora, by przestać traktować "You, Me and the Apocalypse" jako tylko dobrą komedię. Ten odcinek jest kolejnym, który potwierdza, że to po prostu znakomity serial, który potrafi równie dobrze bawić, co trzymać w napięciu, wzruszać i szokować. Tym razem zaoferowano nam tyle wspaniałości, że po prostu nie wiem, od której powinienem zacząć. Od tłumaczenia prezydentowi USA działania rakiety za pomocą babeczki i banana? Aluzji do filmu "Siedem" poczynionej w najgorszym możliwym momencie? A może od psychola, który trzyma stopę zakładniczki w mikserze?
Te wszystkie drobnostki tylko dopełniały obraz najlepszego jak dotąd odcinka, w którym przecież główną atrakcją było odbijanie Frankie i dwa największe (ostatnie?) kłamstwa w historii ludzkości. A gdy już wydawało się, że emocje za nami, to jeszcze dostaliśmy taką końcówkę, po której zwyczajnie ciężko się pozbierać.
Aż trudno mi uwierzyć, w jaki sposób serial, który zaczynałem oglądać jako najzwyklejszą w świecie rozrywkę, przemienił się w coś tak poruszającego. Najlepsze jest w tym jednak to, że przy tych wszystkich dramatycznych momentach, nadal potrafi kapitalnie bawić i nawet tak tanie chwyty, jak wymioty w najmniej odpowiedniej chwili pasują tu idealnie. Hit to za mało.
"River" – sezon 1, odcinek 6
Marta Wawrzyn: "River" – brytyjski serial kryminalny ze Stellanem Skarsgardem w roli detektywa, który ma specyficzne relacje ze zmarłymi – to bardzo ciekawy projekt. W moim przypadku zaczęło się od wielkiego zachwytu aktorstwem, konceptem, psychologią postaci. Potem zaczęłam zauważać potknięcia. I wydaje mi się, że do końca sezonu balansowano tutaj na cienkiej linie, ledwo, ledwo unikając upadku. To znaczy popadnięcia w śmieszność – co się często zdarza serialom, które traktują siebie tak poważnie jak "River".
Ostatecznie jednak uważam, że BBC udało się znów stworzyć coś mocnego i zapadającego w pamięć, a przy tym zachowującego zdrowy balans pomiędzy ciężkim dramatem psychologicznym a słodko-gorzką opowieścią o życiu w gruncie rzeczy zwyczajnym. W finale wyjaśniło się właściwie wszystko – dowiedzieliśmy się, kto i dlaczego zabił Stevie, a przy okazji poznaliśmy mroczny sekret tej, wydawałoby się, zawsze ciepłej i optymistycznie patrzącej na życie kobiety. I był to prawdziwy szok – dla Rivera i dla widzów.
Ale ogromny ciężar, jaki na nas zrzucono, udało się przełamać tą niesamowitą, spontaniczną sceną tańca przy "I Love to Love". River bardzo wiele zrozumiał, bardzo wiele z siebie wyrzucił, a przede wszystkim przyznał się sam przed sobą, że stracił ukochaną kobietę.
Całość w zasadzie można uznać za zamkniętą, mam jednak nadzieję, że "River" jeszcze wróci. To jeden z najdziwniejszych i jednocześnie najmocniejszych seriali, jakie widziałam w tym roku. Chcę więcej, nawet jeśli główna zagadka już jest rozwiązana. Chcę, żeby Stellan Skarsgard znów walczył z marami, chcę, żeby wiktoriański morderca dalej rzucał elokwentnymi tekstami, i żeby Chrissie stała się jeszcze ważniejszą postacią. Myślę, że przy sześciu odcinkach na sezon to ma sens, przy czym to prawdopodobnie nie jest i nigdy nie będzie serial dla każdego.
"Brooklyn Nine-Nine" – sezon 3, odcinek 7 ("The Mattress")
Andrzej Mandel: Bieżący sezon "Brooklyn Nine-Nine" jest pełen hitów. I tak było także z "The Mattress". Oczywiście, sporą część spektaklu skradła Gina (Chelsea Peretti), tym razem dzięki stworzeniu analogii między babeczką na fotelu a miejscem parkingowym. Swoją drogą cały ten wątek wykorzystujący Charlesa, kapitana Holta i Ginę był niesamowity.
Jednak najmocniejsze momenty odcinka tym razem nie były związane z Giną. Świetnie wykorzystano związek Santiago i Peralty do zafundowania nam dobrej zabawy, a wszystko na tle tytułowego materaca (dobry materac w związku to naprawdę ważna rzecz, mój kręgosłup świadkiem. O Boże, czyżbym był podobny do Santiago???). Holt udzielający porad, nazwijmy to, sercowych był niesamowicie zabawny. Kto by się tego po nim spodziewał? A to jeszcze nie wszystko.
Kolejny raz o hicie przesądziła Diaz. Kto by przypuszczał, że surowa Rosa Diaz będzie a) mentorem dzieciaka z ulicy i b) nadal pod wpływem dawnej, paskudnej z charakteru nauczycielki baletu? Bezbłędny plan Terry'ego jednak zadziałał i wszystko dobrze się skończyło…