Kultowe seriale: "Różowe lata 70."
Nikodem Pankowiak
28 listopada 2015, 20:02
Ta produkcja ma spore grono wiernych fanów, choć oglądalność nigdy nie była porywająca, a krytycy nie garnęli się do przyznawania jej nagród. Ja sam byłem totalnie zauroczony i wszystkie odcinki obejrzałem w jakieś dwa miesiące. Przed Wami "Różowe lata 70.".
Ta produkcja ma spore grono wiernych fanów, choć oglądalność nigdy nie była porywająca, a krytycy nie garnęli się do przyznawania jej nagród. Ja sam byłem totalnie zauroczony i wszystkie odcinki obejrzałem w jakieś dwa miesiące. Przed Wami "Różowe lata 70.".
Wyobrażam to sobie tak: sitcomy, w których wszystko kręci się wokół przyjaźni, zalewają telewizję i zdobywają popularność wśród widzów, więc pewnego dnia mądre głowy z FOX-a decydują – "Hej, zróbmy kolejny serial tego typu, skierujmy go do młodszych widzów, ale nich starsi oglądają go z sentymentu!". Tak oto powstały "Różowe lata 70." – serial emitowany w latach 1998 – 2006, który doczekał się 200 odcinków podzielonych na 8 sezonów. I choć dziś nie jest to produkcja zaliczana do najlepszych sitcomów w historii, nie wymienia się jej jednym tchem obok "Seinfelda" czy "Przyjaciół", to udało jej się zdobyć wierną rzeszę fanów. To jeden z tych seriali, który oglądasz i wiesz, że wszyscy na jego planie bawią się doskonale (przynajmniej do czasu), a chemia w obsadzie jest niesamowita. Zresztą, pokazuje to już sama czołówka.
Nastolatki w latach 70. miały z pozoru mniej atrakcyjne życie niż ich rówieśnicy obecnie. Nie było komórek (a jakoś wszyscy zawsze wiedzieli, gdzie się spotkać i nie było problemów z komunikacją), szczytem zaawansowania gier komputerowych były dwie kreski odbijające piłkę, dostęp do porno też nie był taki łatwy, więc często szczytem marzeń młodych chłopców był numer "Playboya". Nie było internetu (o, matko!), więc gdy przyjaciele spędzali czas razem, musieli ze sobą rozmawiać zamiast oglądać durne filmiki na Youtubie. W wielkim skrócie – właśnie o tym jest ten serial – o szóstce młodych przyjaciół, którzy powoli wkraczają w dorosłe życie, przeżywają swoje pierwsze miłości i rozczarowania, dowiadują się, co to praca i co to seks. A lata 70. są przedstawione tutaj jako idylliczna kraina, gdzie przyjaźń wygrywała z pilotem od telewizora. No chyba, że na ekranie pojawia się Farrah Fawcett, wtedy lepiej się zamknij i oglądaj.
Fabryka gwiazd
Dziś obsada "Różowych lat 70.", a przynajmniej jej część, to gwiazdy kina i telewizji, jednak wtedy, siłą rzeczy, były to w większości zupełnie anonimowe nazwiska. Topher Grace, wcielający się w Erica – głównego bohatera serialu – pojawił się na ekranie znikąd. Ten 20-latek grający 16-latka zanim został gwiazdą telewizji miał na koncie tylko występy na deskach licealnego teatru i jedną reklamę. Laura Prepon (dziś "Orange Is the New Black"), która grała się Donnę, jego miłość życia, również nie miała doświadczenia w występach przed kamerą, tak samo jak Ashton Kutcher, czyli Kelso, najmniej rozgarnięty członek paczki, który wie, że jego największą zaletą jest wygląd. Kutcher zresztą, zanim pojawił się w telewizji, robił karierę w modelingu i po latach przyznał, iż myślał, że bardzo szybko zostanie zwolniony z serialu, ponieważ nie miał bladego pojęcia, jak być aktorem.
Tylko minimalnie większe doświadczenie w występach na planie telewizyjnym miał Wilmer Valderrama, który zanim wcielił się w postać Feza (skrót od "foreign exchange student"), zagrał w kilku odcinkach produkcji pod tytułem "Four Corners". Największe doświadczenie w pracy na planie mieli najstarszy z całej szóstki Danny Masterson (jego brat, Christopher, grał w "Zwariowanym świecie Malcolma") oraz najmłodsza Mila Kunis, którzy pojawili się wcześniej w kilku filmach i serialach. Masterson grał Hyde'a, największego buntownika w całej grupie, z kolei Kunis wcieliła się w Jackie – najbardziej zapatrzoną w siebie postać w całym serialu.
Oczywiście w obsadzie nie mogło zabraknąć dorosłych. Najważniejsi z nich to rodzice Erica – Kitty (Debra Jo Rupp, możecie kojarzyć ją z "Przyjaciół") i Red (Kurtwood Smith). To w ich domu dzieje się większość rzeczy – dzieciaki grają na podwórku w kosza lub przesiadują godzinami w piwnicy, gdzie oglądają telewizję i palą trawkę. Kitty uwielbia towarzystwo przyjaciół Erica – dla nich wszystkich jest jak druga matka. Red to z kolei ceniący sobie spokój i żelazną dyscyplinę, nienawidzący komunistów i kochający Amerykę ponad życie weteran dwóch wojen. Ciągła obecność grupki nastolatków dookoła nie wzbudza w nim szczególnego entuzjazmu. Delikatnie rzecz ujmując. Podobno były plany, aby Reda grał Chuck Norris, ale ten wciąż zajęty był kręceniem "Strażnika Teksasu". Na szczęście. Są jeszcze rodzice mieszkającej po sąsiedzku Donny – Bob (Don Stark) i Midge (Tanya Roberts, niegdyś dziewczyna Bonda w "Zabójczym widoku"), dwójka dorosłych ludzi, którzy są chyba jeszcze mniej dojrzali niż ich córka. Przez jakiś czas na ekranie pojawia się także Lisa Robin Kelly w roli Laurie, starszej siostry Erica (w 6. sezonie została zastąpiona przez Christinę Moore) oraz Tommy Chung jako hippis Leo – chodząca antyreklama marihuany i innych niedozwolonych środków.
Z życia (nie)nastolatków
Dzieciaki w latach 70. miały podobne problemy do dzisiejszych, tyle że rozmawiały o nich osobiście, nie na Facebooku. Pojawiają się pierwsze miłości – wątek związku Erica i Donny ciągnie się od pierwszego do ostatniego odcinka – a także rozczarowania, problemy wchodzenia w dorosły wiek. To wszystko zostało okraszone niepodrabialnym klimatem lat 70. – modą, fryzurami, wystrojem wnętrz czy muzyką. Niewątpliwie cała ta otoczka dodaje serialowi uroku, ale trzeba też przyznać, że twórcy nie do końca wykorzystali potencjał tkwiący w umiejscowieniu historii w takim czasie. Motywy takie jak wciąż obecne uprzedzenia rasowe czy kobiety nieszczęśliwe w rolach kur domowych zostały zaledwie lekko zarysowane. I jasne, komedia powinna przede wszystkim bawić – i pod tym względem "Różowe lata 70." spisywały się przez większość czasu znakomicie, ale mimo wszystko szkoda, że nie udało się uchwycić ducha tamtych czasów jeszcze lepiej.
Wszystko zaczyna się w maju 1976 roku, gdy wszyscy bohaterowie oprócz Jackie mają po 16 lat, a jednym z ich głównych problemów jest, jak zdobyć piwo. W ciągu niecałych czterech lat (serial kończy się o 31 grudnia 1979 roku o północy) wszyscy zdążyli nieco wydorośleć, zmądrzeć i nabrać życiowych doświadczeń. W pewnym momencie można nawet było odnieść wrażenie, że problemy serialowych nastolatków stają się zbyt dorosłe – fałszywe małżeństwo, aby dostać zieloną kartę, ślub ze striptizerką z Vegas, planowanie ślubu, który ostatecznie nie dochodzi do skutku czy nieplanowana ciąża zaskakująca jedną z postaci… To chyba trochę zbyt wiele. Takie posunięcia twórców serialu mogły zaskakiwać, ale z drugiej strony – musieli wypełnić czymś 200 odcinków.
To nie przypadek, że w pewnym momencie przestaliśmy traktować bohaterów jak nastolatków – choć serial emitowany był aż przez 8 sezonów, akcja toczyła się w ciągu 3,5 roku. Im dalej w las, tym bohaterowie wyglądali na coraz starszych i coraz trudniej było robić z nich nastolatków. W chwili zakończenia serialu tylko Mila Kunis nie odbiegała szczególnie wiekiem od swojej postaci, z kolei taki Danny Masterson miał już wtedy 30 lat, reszta obsady po 28 lub 26. Zresztą, czas był czymś, co "Różowych latach 70." zostało potraktowane względnie. A dosadniej, bardziej pokręconą linię czasu mieli chyba tylko "Zagubieni" i "Fringe". Przykład? W ciągu pierwszych 7 sezonów otrzymujemy 5 odcinków świątecznych, ich akcja toczy się przecież w latach 1976-1979. W 1. sezonie z kolei przeskakujemy z roku '76 do '77, by w 23. odcinku powrócić na moment do roku 1976. To jeszcze można zrozumieć – ten odcinek miał być finałem 1. sezonu, ale niespodziewanie serial dostał zamówienie na większą liczbę odcinków i jego emisję przesunięto w czasie.
Niespodziewany sukces "Różowych lat 70." – była to jedyna nowa komedia FOX-a, która przetrwała sezon 98/99 – sprawił, że trzeba było nieco zwolnić i od tego czasu jeden rok trwał zawsze dłużej niż jeden sezon. Twórcy widocznie postanowili, że skoro amerykańscy widzowie zasiadają za chwilę do świątecznego stołu, pieką indyka czy przebierają się na Halloween, to bohaterowie powinni robić to samo, nawet jeśli chronologia nie do końca się zgadza. Ale to nie jedyna decyzja, przy której twórcy mieli nadzieję, że nie zwrócimy na nią większej uwagi. Donna, którą wszyscy znamy jako jedynaczkę, miała jeszcze dwie siostry – starsza została tylko raz wspomniana przez bohaterów, młodsza pojawiła się nawet w jednym odcinku, by później zniknąć na zawsze. Co się z nią stało? Tego nie wie nikt, a w jednym z następnych sezonów twórcy sami z tego zażartowali.
My foot in your ass
W ciągu 8 sezonów serialu pojawiło się wiele motywów, które przewijały się przez całą jego emisję. I tak oto Red co chwilę grozi komuś – zwykle tym kimś jest Eric – że zaraz skopie mu tyłek (wybaczcie, najlepiej brzmi to w oryginale), Eric kłóci się, że jego figurki kolekcjonerskie nie są żadnymi dziecinnymi zabawkami, a szóstka przyjaciół często siada w kółku, by odpalić skręta, którego nigdy nie widzimy, i podyskutować na najbardziej absurdalne tematy. Często też przewija się wątek tożsamości Feza – nigdy nie poznajemy jego imienia ani kraju pochodzenia. Im dłużej trwał serial, tym śmielej twórcy sugerowali także (oczywiście w zabawny sposób), że Kitty ma problem z alkoholem – drinki w jej ręce pojawiały się coraz częściej, a bohaterowie komentowali to coraz głośniej.
Humor w "Różowych latach 70." nie był może szczególnie wyszukany, ale też z drugiej strony ten serial nigdy nie próbował udawać czegoś, czym nie był – każdy odcinek miał być po prostu czystą, 20-minutową rozrywką, wszelkie dramaty starano się ograniczać do minimum. Dziś chyba żaden sitcom nie zbliża się nawet do poziomu, jaki ta produkcja prezentowała w swoich najlepszych latach. I chociaż 10 milionów widzów nie było wtedy jakimś niesamowitym wynikiem (dziś byłby to ogromny sukces), to wystarczyło, by serial przez lata otrzymywał zamówienia na kolejne sezony. Aktorzy stawali się coraz bardziej rozpoznawalni, otrzymywali kolejne podwyżki, jednak kręcenie 25 odcinków serialu sprawiało, że nie mieli oni zbyt wiele czasu na inne projekty. Roszady w obsadzie były zatem nieuniknione, choć i tak doszło do nich późno, bo dopiero w ostatnim sezonie.
Pożegnania i powitania
Z utrzymaniem całej obsady na planie twórcy mieli problemy już wcześniej – podczas pracy nad 6. sezonem Topher Grace zaczął przebąkiwać o nieprzedłużaniu wygasającej umowy. Stwierdził, za co chyba nie można go obwiniać, że na planie sitcomu już niczego więcej się nie nauczy i pora wyruszyć w poszukiwaniu innych, bardziej dojrzałych ról. Trudno mu się dziwić – granie nastolatka przez kilka sezonów, gdy samemu jest już się dorosłym facetem, faktycznie mogło uwierać. Ostatecznie jednak wygrało poczucie lojalności i do kręcenia 7. sezonu wszyscy aktorzy stawili się w komplecie. Po raz ostatni.
Grace swoją decyzję o odejściu odłożył o rok. Wyemitowany 18 maja 2005 roku odcinek "Till the Next Goodbye" był ostatnim, w którym pojawiło się jego nazwisko. "Różowe lata 70." straciły swój filar, bo ten wybrał pracę na planie superprodukcji "Spiderman 3". Już pod koniec sezonu twórcy przyszykowali dla niego zastępstwo i w serialu pojawił się Charlie, jednak chyba nie przypadł on widzom do gustu, bo już w 1. odcinku finałowej serii okazało się, że chłopak spadł z wieży ciśnień i zginął na miejscu. Tak czy siak obsadę trzeba było uzupełnić, zwłaszcza że do odejścia szykował się także Ashton Kutcher – Kelso pojawił się tylko w czterech pierwszych odcinkach 8. sezonu i następnie powrócił na scenę dopiero w wielkim finale.
Na miejsce tych dwóch bohaterów do serialu wszedł Josh Meyers. Ponoć na początku twórcy mieli wobec niego zupełnie inne plany – miał zastąpić Tophera i wcielić się z rolę Erica, a zmiana wygląda zostałaby wyjaśniona w jakiś pokrętny sposób, którym widzowie mieliby się nie przejąć, w końcu to tylko sitcom. Ostatecznie producenci orzekli, że to zbyt ryzykowny ruch i stworzyli dla niego postać Randy'ego – nowego członka paczki.
Koniec lat 70.
Do finałowego sezonu najlepiej pasuje opis "to już nie to, co kiedyś". I nie, serial nigdy nie spadł do poziomu, gdzie oglądanie powodowało ból, nadal był to całkiem przyjemny sitcom, ale cała atmosfera uleciała, a chemia w obsadzie jakby też zaczęła wyparowywać. Szybko poczuli to także widzowie, którzy pilotami zmusili twórców do zakończenia produkcji. Na początku, mimo odejścia Tophera z obsady, wszystko funkcjonowało jeszcze całkiem nieźle, ale gdy po czterech odcinkach z ekranu zniknął też Ashton Kutcher, serial zaczął się sypać. Eric wspominany był przez bohaterów w każdym odcinku – twórcy chyba chcieli, abyśmy czuli jego obecność, choć nie widzimy go na ekranie. Oczywiście nie pomogło to ani trochę, poza tym łatwo było zauważyć, że podczas gdy pamiętano o Eriku, Kelso w świadomości swoich przyjaciół przestał istnieć, gdy tylko przeniósł się do Chicago.
Finałowej serii nie pomogło także pojawienie się Samanthy, którą Hyde poślubił w Las Vegas w stanie alkoholowego upojenia. Właściwie do dziś nie wiadomo, dlaczego związał się ze striptizerką, zamiast wziąć z nią szybki rozwód. Okej, odpowiedź pewnie jest prosta: była striptizerką. Absolutnie nie zadziałało wprowadzenie do obsady wspomnianego wcześniej Josha Meyersa, którego Randy – pracownik w sklepie Hyde'a stał się nowym obiektem uczuć dla Donny. Ten związek nie miał jednak prawa wypalić, wszyscy mieli jeszcze w pamięci, jak świetną parą byli Donna i Eric i ktokolwiek chciałby go zastąpić, miał poprzeczkę ustawioną zbyt wysoko, by móc ją przeskoczyć. Od początku można było poczuć, że Randy jest tutaj na doczepkę, aby zapełnić lukę po Eriku i Kelso. Tyle że podróbka nigdy nie będzie w stanie dorównać oryginałowi. Niestety, ale ostatnia seria zamiast bawić przez większość czasu przypominała raczej, że ten serial najlepsze momenty ma już za sobą.
Na całe szczęście finałowy odcinek "Różowych lat 70." był godnym zakończeniem całej produkcji. Z Chicago powrócił Kelso, aby ostatni dzień lat 70. spędzić ze swoimi przyjaciółmi i jeszcze raz skoczyć z wieży ciśnień, a w ostatnich minutach pojawił się także Eric, któremu Donna wszystko szybko wybaczyła. Otrzymaliśmy kilka fajnych aluzji do minionych odcinków, m.in. ostatnie kółko, w którym bohaterowie palili trawkę, było nawiązaniem do tego z pilota serialu. Całe zakończenie było nieco sentymentalne, ale jednocześnie pełne nadziei, bo przecież przed głównymi bohaterami przyszłość stała otworem. Historia nie została zamknięta, w końcu ciężko to zrobić, gdy głównymi bohaterami są ludzie, którzy dopiero co wkraczają w dorosłość. Nigdy nie dowiemy się, czy związek Jackie i Feza okazał się sukcesem ani jak potoczyły się dalsze losy Donny i Erica. Czy interes Boba na Florydzie wypalił? Jak Hyde poradził sobie z byciem właścicielem sklepu muzycznego? Cóż, nie można dostać wszystkich odpowiedzi.
Osobno…
Losy obsady potoczyły się różnie. Ashton, jak wiemy, jest dziś prawdziwą gwiazdą i jeszcze do niedawna zarabiał prawie milion dolarów za każdy odcinek "Dwóch i pół". Obecnie razem z Dannym Mastersonem, którego ostatnio mogliśmy oglądać w nie najlepiej ocenianym "Men at Work", pracują nad komedią "The Ranch" dla Netfliksa. Mila Kunis postawiła na karierę filmową i ma za sobą kilka hitów oraz kilka wpadek w Hollywood. Dziś praktycznie nie pojawia się już w telewizji – wciąż udziela głosu Meg Griffin w "Family Guy", a ostatni raz zobaczyć mogliśmy ją w gościnnym występie w "Dwóch i pół". Laura Prepon święci triumfy z "Orange Is the New Black", a wcześniej próbowała jeszcze wrócić do sitcomów. Bez skutku – "Are You There, Chelsea?", w którym grała główną rolę, okazało się porażką.
Topher Grace ze zmiennym szczęściem pojawia się na dużym ekranie i raczej możemy dziś mówić, że jego kariera mogła rozwinąć się lepiej. Najbardziej przepadł jednak Wilmer Valderrama, który założył firmę producencką. Na ekranie pojawia się już raczej tylko w rolach drugoplanowych – obecnie możemy go oglądać w serialowej wersji "Od zmierzchu do świtu". Jest też smutna historia – Lisa Robin Kelly, która grała Laurie, zmarła w 2013 roku na skutek przedawkowania, a ostatnie lata jej życia były pasmem skandali z narkotykami, przemocą i alkoholem w tle.
…i razem.
Odejście Tophera i Ashtona z serialu wznieciło swego czasu plotki o nie najlepszych stosunkach panujących wśród obsady. Tabloidy czy plotkarskie programy telewizyjne na siłę próbowały znaleźć jakiś konflikt między aktorami. A o snucie domysłów nie było trudno – wystarczyło popatrzeć na zdjęcia z różnych ścianek czy czerwonych dywanów, by zobaczyć, że brylowali na nich Vilmer, Ashton i Danny – Tophera próżno było szukać w tym towarzystwie. Dodatkowo plotki podsycał fakt, że w prowadzonym przez siebie programie "Punk'd" na MTV Ashton wkręcił wszystkich swoich przyjaciół z obsady, oprócz Grace'a. Podobno Topher zapowiedział, że jeśli zostanie wkręcony, nie zgodzi się na emisję tego materiału.
Wyciąganie wniosków z takich rzeczy z pewnością nie wpływało korzystnie na atmosferę na planie. Plotkarski kanał telewizyjny E! obwieścił, że Topher natychmiast po nakręceniu swoich scen do wielkiego finału wsiadł w samochód i nie brał udziału w świętowaniu. Najprawdopodobniej wyglądało to jednak zupełnie inaczej – sceny z jego udziałem nakręcono wcześniej, ponieważ musiał wracać na plan "Spidermana", stąd też jego nieobecność na imprezie wieńczącej pracę nad serialem.
Ponoć niezbyt dobrze dogadywali się także Mila i Ashton, co dziś może wydawać się absurdalne. Choć związek ich bohaterów w serialu nie doczekał się happy endu, prywatnie tworzą szczęśliwą parę – w październiku 2014 urodziła im się córka, a kilka miesięcy temu wzięli ślub. Wydaje się, że nawet jeśli między aktorami dochodziło do spięć, dziś to tylko przeszłość. W wywiadach wszyscy ciepło wspominają wspólną pracę, w miarę możliwości pojawiają się gościnnie w produkcjach swoich przyjaciół (np. Laura, Wilmer i Ashton zagrali w "Men at Work"). Dwa lata temu amerykańskie media obiegło zdjęcie szóstki aktorów wykonujących piosenkę z czołówki "Różowych lat 70.". Jak widać, przyjaciele z ekranu, pozostali nimi także w prawdziwym życiu.