"You're the Worst" (2×13): Starsi i mądrzejsi
Marta Wawrzyn
12 grudnia 2015, 17:33
2. sezon "You're the Worst" okazał się zaskakujący pod każdym względem. Śmiech mieszał się z łzami, a mocny wątek dotyczący depresji sprawił, że serial stał się zupełnie czymś innym niż był rok temu. Finał idealnie to wszystko podsumował i pootwierał zupełnie nowe drzwi. Spoilery!
2. sezon "You're the Worst" okazał się zaskakujący pod każdym względem. Śmiech mieszał się z łzami, a mocny wątek dotyczący depresji sprawił, że serial stał się zupełnie czymś innym niż był rok temu. Finał idealnie to wszystko podsumował i pootwierał zupełnie nowe drzwi. Spoilery!
Kiedy zaczynaliśmy oglądać "You're the Worst" latem 2014 roku, wydawało się, że jest to nietypowa, bo cyniczna, szczera i daleka od przesłodzonej komedia (anty)romantyczna opowiadająca o dwójce związkofobów angażujących się w związek wyraźnie zmierzający w kierunku całkiem konwencjonalnego. I to w zasadzie wciąż jest prawda, ale tylko częściowa. Serial Stephena Falka przez ostatnie 13 odcinków niesamowicie dojrzał, skręcając w kierunkach, o które rok temu byśmy go nie podejrzewali, i stawiając na rozwój wszystkich bohaterów, nie tylko głównej dwójki.
Najważniejsze dramaty rozegrały się na linii Jimmy – Gretchen. Kiedy ona zaczęła wymykać się z domu w środku nocy, chyba wszyscy byliśmy przekonani, że robi coś, czego robić nie powinna. Czyli pewnie imprezuje jak szalona albo z kimś sypia. Prawda okazała się mocna jak uderzenie obuchem i już na zawsze zmieniła i serial, i relację naszych ulubionych związkowych cyników.
Nic mnie nie ucieszyło tak bardzo, jak to, że Jimmy został i w finale sezonu w końcu niebo troszkę się rozpogodziło. Najpierw Gretchen zaczęła czuć się "trochę jak człowiek", potem zajrzała do pewnego baru i na pewną imprezę, by w końcu w środku nocy, w ogródku, dokładnie w tym miejscu, gdzie widzieliśmy ich oboje w pierwszym odcinku, oznajmić, że też go kocha i obiecać, że spróbuje udać się na terapię. Lekkie uśmiechy na twarzy obojga to najlepsze, co mogliśmy dostać po takim mrocznym, pełnym trudnych momentów sezonie.
Nie mam wątpliwości, że i Gretchen, i Jimmy w ciągu tych 13 odcinków troszkę dorośli i zmądrzeli – ale nie oni jedni. Edgar nie zamieszka na razie z Dorothy, ale wreszcie jest w stałym związku, znalazł sobie do roboty coś, co lubi, i może z optymizmem patrzeć w przyszłość. Trudno powiedzieć, co będzie się działo z Lindsay – to duża dziewczynka, która walczyła wszelkimi sposobami, żeby odzyskać swoją zabawkę, a kiedy już ją dostała z powrotem, tylko przez moment wyglądała na szczęśliwą. Jej mina, kiedy została zmuszona odkrywać razem z Paulem jego nowe hobby, mówiła wszystko tylko nie to, że tę parę czeka spokojne życie na przedmieściu z dzieckiem z mikrofalówki (które chyba wcale jednak nie jest z mikrofalówki).
Świetnie wypadło pępkowe Bekki, a jedną z najlepszych scen finału było karaoke – podczas gdy Paul i Lindsay śpiewali "Don't Know Much" i wyglądali na przeszczęśliwych, Becca upijała siebie i swoje dziecko, przewracając przy tym oczami. To z pewnością była jedna z dziwniejszych tego typu imprez, jakie widzieliśmy w serialach komediowych, w końcu na umór piła nie tylko przyszła mama, ale w zasadzie wszyscy. I wszyscy byli na swój sposób uroczy, w taki sposób, w jaki tylko oni potrafią być uroczy.
To już norma w "You're the Worst", że bohaterowie nawet w szczęśliwych momentach bardzo szybko sprowadzani są na ziemię. Serial zawsze miał i pewnie już zawsze będzie miał wyraźnie wyczuwalną cyniczną nutkę. Niezależnie od tego, ile słodkości potrafi czasem w sobie zmieścić.
Nietypowe pępkowe i przeróżne jego skutki to idealna puenta tego sezonu. (Prawie) wszyscy bohaterowie nieco zmądrzeli i dojrzeli, pozostając jednak przy tym sobą. Jimmy i Gretchen nie zamienili się w ludzi-swetry, ale ich relacja niesamowicie się pogłębiła. I wszystko, co się wydarzyło po drodze, idealnie do siebie pasowało – nawet wizyta wyjętej z taniego brytyjskiego sitcomu rodziny Jimmy'ego, która otępiałej Gretchen musiała wydawać się kompletnie surrealistycznym wydarzeniem.
Z nietypowej komedii o współczesnych związkach "You're the Worst" przemieniło się w komediodramat o 20- i 30-latkach, którzy wciąż się w życiu gubią i wciąż czegoś szukają, mimo że w tym wieku powinno się mieć już to i owo poukładane. Ale nawet jeśli coraz częściej zmierzają w bardziej konwencjonalnych kierunkach, wybierając to, czego jeszcze parę lat temu by nie wybrali, nie tracą charakteru czy też pazura. Gretchen wciąż może opowiedzieć swojemu facetowi, jak próbowała pocałować barmankę, z którą on się prawie przespał, i zostanie to skwitowane żartem. Przyszła matka może zalać się w trupa i nie wyjść przy tym na "tę złą". Małżeństwo może wrócić do siebie po tym, jak on się dowiedział o ciąży i spermie w mikrofalówce. Konwencjonalne miesza się tu z niekonwencjonalnym czasem w przedziwnych proporcjach – i to działa.
A przede wszystkim "You're the Worst" działa jako lekki – choć nie za lekki – komentarz dotyczący współczesnych związków, przyjaźni i ogólnie relacji młodych osób z dużych miast. Tak jak do rzeczywistości sprzed dwudziestu lat idealnie pasowali "Przyjaciele", tak dziś kawał prawdy o nas mówią właśnie takie seriale jak "You're the Worst". Nawet depresja nie jest niczym aż tak niezwykłym czy wyjątkowym – każdy z nas zna osobę taką jak Gretchen, nawet jeśli nie do końca sobie z tego zdaje sprawę.
Ciekawa jestem, co Stephen Falk wymyśli w przyszłym roku, a na razie wypada urządzić mu owację za ten sezon. "You're the Worst" dołączyło do komediowej czołówki, a Aya Cash do grona najlepszych aktorek – i tylko szkoda, że czwartkowe nominacje do Złotych Globów w ogóle tego nie odzwierciedlają.