"Angie Tribeca" (sezon 1): Procedurale na wesoło
Marta Wawrzyn
21 stycznia 2016, 12:32
"Angie Tribeca" to nowa komedia o policjantach, którą ogląda się jak bardzo długi skecz, wyśmiewający wszystkie możliwe schematy z procedurali kryminalnych. Komedia bardzo udana, z wdziękiem mieszająca głupiutkie żarty z absurdem na niezłym poziomie. Spoilery w normie.
"Angie Tribeca" to nowa komedia o policjantach, którą ogląda się jak bardzo długi skecz, wyśmiewający wszystkie możliwe schematy z procedurali kryminalnych. Komedia bardzo udana, z wdziękiem mieszająca głupiutkie żarty z absurdem na niezłym poziomie. Spoilery w normie.
Angie Tribeca to postać, którą bardzo dobrze znacie. Tyle że zazwyczaj ma (nieogoloną) twarz faceta w średnim wieku, który pod maską cynizmu skrywa gołębie serce, a przy tym jest niezłomny, ma głęboko zakorzenione poczucie sprawiedliwości i praktycznie mieszka w pracy. Do tego oczywiście dochodzi niepoukładane życie prywatne, uzależnienie od kawy i śmieciowego jedzenia, a także niezwykłe zamiłowanie do przerzucania się suchymi dowcipami, zazwyczaj gdzieś w okolicach zwłok.
Rashida Jones ze śmiertelną powagą i nieopisanym wdziękiem prezentuje na ekranie to wszystko i jeszcze więcej. Jej postać jest tak bardzo zakorzeniona w schematach znanych z procedurali, że nie tylko bieliznę nosi taką jak jej koledzy, ale też zdarza jej się korzystać z usług golibrody. Angie Tribeca to facet – tyle że w ciele drobnej, ślicznej dziewczyny, która w okamgnieniu z gburliwego gliny potrafi przeobrazić się w seksbombę czarującą klientów klubu dla panów albo przemiłą stewardessę. Cud, miód!
Ale nie tylko główna bohaterka to chodzący żart z procedurali, w "Angie Tribece" praktycznie wszystko jest gagiem i praktycznie wszystko w tej czy innej formie widzieliśmy już niejeden raz, zaserwowane na serio. Serial bierze na warsztat wszelkie możliwe schematy z telewizyjnych procedurali i przekształca je w komediową jazdę bez trzymanki, mocno podlaną absurdem. Żarty tak głupiutkie, że aż inteligentne, bon moty, które słyszeliśmy tysiące razy z ust "prawdziwych" serialowych policjantów, błędy montażowe, "przypadkiem" wplątane sceny z dublerami, surrealistyczne pościgi i walki, a także dużo przyzwoitego, staromodnego stapsticku – to wszystko znajdziecie w nowej komedii TBS, której jednym z twórców jest Steve Carell.
A ponieważ obsada jest świetna – począwszy od ciągnącej to wszystko Rashidy Jones, poprzez Hayesa MacArthura w roli jej partnera Jaya Geilsa i Jere'a Burnsa jako jej szefa, aż po świetnych patologów, Alfreda Molinę i Andree Vermeulen – wyszła jedna z lepszych styczniowych premier. Serial, który spodoba się i fanom "Parks and Recreation", i "Police Squad", i nawet "Nagiej broni", choć "Angie Tribeca" po koszarowy humor sięga raczej rzadko.
Wszystkie możliwe schematy z telewizyjnych procedurali zostały tu podniesione do potęgi entej i sklejone w mocno slapstickową całość, sprawnie balansującą pomiędzy łatwo przyswajalną głupiutką komedią, a nowoczesnym serialem, w udany sposób operującym absurdem, surrealizmem i metahumorem. Mamy tu sprawy tygodnia, których nawet Sherlock by nie rozwiązał, bo nie ma w nich po prostu żadnego sensu. Mamy natchnione mowy wygłaszane superpoważnym tonem. Mamy nabijanie się ze zwyczaju lokowania różnych marek w serialach. Mamy akcję, twisty, pojedynki na słowa i wszystko inne. Mamy policyjnego psa, którego wszyscy traktują jak człowieka!
I tak, momentami jest to bardzo nierówne, ale skoro obejrzałam całość w dwa dni, to znaczy, że można się przy tym nieźle bawić. Nie tylko zresztą widzom "Angie Tribeca" sprawia frajdę – lista występów gościnnych jest imponująca, i zawiera m.in. Lisę Kudrow, Sarah Chalke, Jamesa Franco, Adama Scotta i Billa Murraya. I wszyscy z łatwością odnajdują się w tym absurdalnym światku, wypowiadając z niesamowitą powagą najdurniejsze nawet kwestie.
Pierwszy sezon kończy się cliffhangerem, którego nie powstydziłby się "Castle", ale na szczęście nie będziemy czekać miesiącami, aby się dowiedzieć co dalej. Są już gotowe dwa sezony i TBS postanowił je wyemitować w bardzo nietypowym systemie – pierwszy był pokazywany w formie maratonu w niedzielę i poniedziałek, drugi wystartuje już 25 stycznia, a nowe odcinki mają być emitowane co tydzień. Trudno powiedzieć, czy to się sprawdzi – na pewno ktoś zaspał przy promocji serialu i w efekcie amerykańscy widzowie wyglądali na dość mocno zdziwionych i jego specyficzną formułą, i tym, że emitowano go przez 25 godzin non stop.
Czy "Angie Tribeca" przetrwa, okaże się po drugim sezonie. Na razie za nami 10 odcinków, przed nami drugie tyle. Cieszmy się tym, bo to może być jedna z lepszych komedii, jakie zobaczymy tej zimy.