"Z Archiwum X" (10×04): Odpowiedzialność stwórcy
Michał Kolanko
9 lutego 2016, 22:58
Czwarty odcinek nowego sezonu "Z Archwium X" nie ma może lekkości poprzedniego odcinka komediowego ani klimatu "Founder's Mutation". Ale i tak działa, chociaż na zupełnie inny sposób. Spoilery!
Czwarty odcinek nowego sezonu "Z Archwium X" nie ma może lekkości poprzedniego odcinka komediowego ani klimatu "Founder's Mutation". Ale i tak działa, chociaż na zupełnie inny sposób. Spoilery!
Glen Morgan to jeden z najbardziej utalentowanych scenarzystów "Z Archiwum X". Odcinki takie jak "Squeeze", "Ice", "Home" czy "Musings of a Cigarette Smoking Man" wyróżniały się na tle innych – zarówno pomysłem, jak i wykonaniem. Dlatego też oczekiwania przed "Home Again" były bardzo duże. Spekulowano nawet, że będzie to sequel przerażającego do dziś "Home". Ale chociaż i tu, i tam ważne są wątki rodzinne i tematy dotyczące odpowiedzialności za swoje "dzieła" (czy są to dzieci, czy dzieła innego rodzaju), to jednak są to zupełnie inne odcinki. Co nie znaczy, że "Home Again" rozczarowuje, chociaż głównym źródłem jego sukcesu nie jest tylko "potwór tygodnia".
Główny wątek odcinka dotyczy tajemniczego potwora, który morduje urzędników federalnych związanych z "przeprowadzką" bezdomnych z pewnego regionu Filadelfii do nowego, zamkniętego ośrodka. Historia jakich wiele – motyw zemsty, wyrównywania pewnych społecznych czy personalnych krzywd był w serialu obecny wielokrotnie (na tle technologii, jak np. "Salvage"). Jak się szybko okazuje, motyw zemsty i obrony bezdomnych przypomina bardziej historię o golemie (która już w serialu była, w "Kaddish" z 4. sezonu) . I nie jest zły – Band-Aid Nose Man, jako potwór zrodzony z emocji, jest przerażający na swój sposób, podobnie metoda, jaką zabija. A montaż jednej ze scen morderstwa, z piosenką "Downtown" nałożoną na całość robi duże wrażenie.
Ale to, co decydujące dla tego odcinka, to sposób, w jaki historia z wątku głównego koresponduje z wątkiem Scully i śmiercią jej matki. Chociaż porównanie jest szyte grubymi, typowymi jak na ten serial nićmi, to temat "odpowiedzialności stwórcy" – zarówno artysty, który stworzył potwora, jak i rodziców dzieci – jest efektywnie powiązany. Scully czuje wyrzuty sumienia, że zostawiła swojego syna Williama, co jest wzmocnione tym, że właśnie o Williama na łożu śmierci pytała jej matka.
Co ciekawe, Morgan w tym odcinku nawiązał do swojego innego dzieła, czyli do "One Breath" z sezonu drugiego i sceny, gdy Mulder czuwa nad łóżkiem walczącej o życie Scully. Odcinek łączy te traumatyczne dla jednej i drugiej osoby przeżycia. Tu Scully patrzy na nieuniknione odejście swojej matki, wtedy Mulder czuwał nad Scully, która w niewytłumaczalny sposób pojawiła się po swoim porwaniu.
Jednym z głównych zarzutów pod adresem nowego "Z Archiwum X" jest to, że serial wygląda jak relikt lat 90., zarówno pod względem formy jak i treści. Ale już w 4. odcinku tego krótkiego minisezonu widać, że twórcy bardzo dbają o ciągłość i nawiązania do poprzednich odcinków i sezonów. Zwłaszcza do ósmego i dziewiątego. Również kolejne odcinki pod względem tematycznym tworzą jedną spójną całość, głównie jeśli chodzi o przełamywanie wątpliwości i własnego sceptycyzmu. Miał je Mulder w poprzednim odcinku wobec swojej pracy, ma je teraz Scully wobec Williama i swojej decyzji o oddaniu go do adopcji. Jest to więc krok naprzód w stosunku do formuły, w których tylko odcinki mitologiczne łączą się ze sobą.
Oczywiście całość jest mało subtelna. Scenarzyści cały czas balansują na krawędzi banału, która jednak nie zostaje przekroczona. Ostatnia scena jest jak na ten serial wzruszająca, a emocje między Mulderem i Scully – zwłaszcza jego zaangażowanie po jej stronie w trudnym momencie – dodają mocy odcinkowi. "Chcę wierzyć, a raczej muszę wierzyć, że nie potraktowaliśmy go jak śmiecia" – mówi Scully na końcu odcinka, łącząc swój dylemat z wątkiem przewodnim całości.
To bardzo zgrabne, chociaż oczywiście niezbyt subtelne. Ale wystarczy, by działało. I chociaż ponury klimat tego odcinka nie ma nic wspólnego z poprzednim, to tematy są cały czas tak samo ważne.