Fuller za sterami "Star Treka". Podróż do źródeł?
Michał Kolanko
10 lutego 2016, 20:02
Nie ma ważniejszej dziś dla fanów "Star Treka" informacji: Bryan Fuller będzie showrunnerem nowego serialu, który zadebiutuje na początku 2017 roku. Co to oznacza i czy na pewno to dobra decyzja?
Nie ma ważniejszej dziś dla fanów "Star Treka" informacji: Bryan Fuller będzie showrunnerem nowego serialu, który zadebiutuje na początku 2017 roku. Co to oznacza i czy na pewno to dobra decyzja?
Fuller nie jest trekowym nowicjuszem, chociaż współczesnemu widzowi będzie oczywiście bardziej znany dzięki "Hannibalowi" i "Pushing Daisies". Ale był współtwórcą zarówno "Star Trek: Deep Space 9" (dwa odcinki), jak i kilkudziesięciu epizodów "Voyagera", w tym takich jak "Living Witness", "Workforce" i "Friendship One". Zna całe skomplikowane uniwersum doskonale i już wcześniej wspominał, że ma pomysł na nowego "Star Treka". Czego możemy się po nim spodziewać?
Powrót do przeszłości
Kluczowa co do kursu nowego serialu wydaje się ta wypowiedź z 2008 roku: – Chciałbym wrócić do ducha i kolorytu z lat 60. W jakimś sensie "Star Trek" stał się "zimny". Lubię "The Next Generation", ale jest to serial nieco spokojniejszy i chłodniejszy niż pierwowzór z lat 60., który był tak dynamiczny i pełen pasji.
Fuller jest znany z seriali, które mają unikalny styl wizualny i artystyczny. To dzięki jego wizji realizowanej poprzez zdjęcia, montaż, muzykę, efekty specjalne i tak dalej. Wygląda na to, że "Star Trek" z nim za sterami będzie dużo bardziej przygodowy i ekspresyjny niż "The Next Generation" i jego spin-offy, które chociaż różniły się w tonie, to zachowywały podstawowy klimat pierwowzory. Powrót do stylu kapitana Picarda, który rozwiązywał spory za pomocą kompromisu, intelektu i rozmowy, uciekając się do przemocy tylko w ostateczności, już chyba nie wchodzi w grę.
Zerwanie ze schematami?
W cytowanym wyżej wywiadzie Fuller twierdzi jednocześnie, że Star Trek stał się zbyt "znajomy" dla widzów i potrzebne jest wynalezienie formuły serialu na nowo. – Zawsze mamy kapitana, lekarza, oficera ochrony i ich spory, wynikające z tych perspektyw – powiedział scenarzysta.
Czy "Star Trek" Fullera będzie więc historią opowiadaną np. z perspektywy cywili lub "zwykłych" szeregowych członków Gwiezdnej Floty? To właśnie sugestia zawarta w tej wypowiedzi. Nie wiemy jednak, na ile pomysły Fullera sprzed lat znajdują odzwierciedlenie w tym, co tworzy obecnie. Zwłaszcza, że Fuller już dawno sugerował dwie aktorki: Angela Bassett jako kapitan i Rosario Dawson jako Pierwszy Oficer. To sugeruje, że jednak będzie to dużo bardziej konwencjonalna perspektywa niż w tym wcześniej cytowanym stwierdzeniu o konieczności zmian w samej formule.
Z kolei w wywiadzie udzielonym przy okazji startu 3. sezonu "Hannibala" Fuller przyznał, że chciałby od czasu do czasu pokazać coś bardziej "optymistycznego". "Star Trek" stał się niemal symboliczny dla optymistycznego przesłania i pokazania, że ludzkość może się zmienić na lepsze. Duch optymizmu z czasów podboju kosmosu z lat 60. może być czymś ciekawym i bardzo oryginalnym na tle współczesnych produkcji, gdzie dominują mroczne tony. Nawet "Star Trek" w czasach Fullera – jak "Deep Space 9" – był już zupełni inny od wizji Gene'a Roddenberry'ego sprzed kilkudziesięciu lat. W tym sensie powrót do źródeł może mieć sens.
Ostrożny optymizm
Mamy do dyspozycji tylko okruchy informacji o nowym "Star Treku" i kilka wypowiedzi Fullera z przeszłości, które wcale nie muszą być już aktualne. Jedno jest pewne: jego "Star Trek" będzie wyróżniać się, jak każdy jego serial wcześniej. Będzie na pewno oryginalny, to będzie jego autorska wizja. Fuller jako showrunner "Hannibala" musiał się zmierzyć już z sytuacją, w której są duże oczekiwania wobec postaci, które trzeba przedstawić na nowo. Tu jednak ciężar odpowiedzialności jest o wiele większy, chociaż cieszy fakt, że scenarzysta miał swój przemyślany pomysł kilka lat wcześniej.
Ale "Star Trek" to ikona popkultury o kilkudziesięcioletniej tradycji. Powrót do lat 60. brzmi ambitnie, jednak bez pewnej dozy ostrożności ten eksperyment może nie spotkać się z uznaniem nie tylko obecnych fanów, ale i nowych widzów. Ponieważ jednak Bryan Fuller nigdy wcześniej poważnie nie zawiódł, to można mieć powody do ostrożnego optymizmu.