"Happy Valley" (2×01): Folwark morderczy
Mateusz Piesowicz
13 lutego 2016, 21:33
Jeden z najlepszych brytyjskich seriali ostatnich lat powrócił z drugim sezonem i wszystko wskazuje na to, że nie będzie on gorszy od poprzednika. Wielowątkowa historia momentalnie przykuwa uwagę i sprawia, że na kontynuację losów sierżant Cawood warto było czekać niemal dwa lata. Spoilery.
Jeden z najlepszych brytyjskich seriali ostatnich lat powrócił z drugim sezonem i wszystko wskazuje na to, że nie będzie on gorszy od poprzednika. Wielowątkowa historia momentalnie przykuwa uwagę i sprawia, że na kontynuację losów sierżant Cawood warto było czekać niemal dwa lata. Spoilery.
Jeśli jeszcze nie mieliście do czynienia z serialem Sally Wainwright, to teraz jest dobra pora, by nadrobić tę zaległość. Sześć odcinków pierwszego sezonu ogląda się błyskawicznie, a ich znajomość jest konieczna przy kontynuacji, bo powracają rozpoczęte tam wątki oraz kilka postaci. Wśród nich oczywiście główna bohaterka – Catherine Cawood (niezmiennie znakomita Sarah Lancashire), twarda policjantka z Yorkshire, na której głowę znów spada mnóstwo kłopotów jednocześnie.
Głównym z nich jest bez wątpienia ciało w stanie mocnego rozkładu, które Catherine przypadkowo odnajduje. Gdy na jaw wychodzi, że ofiarą jest dobrze znana naszej bohaterce matka Tommy'ego Lee Royce'a (James Norton), który po wydarzeniach z poprzedniego sezonu ogląda świat zza krat, Catherine nagle odnajduje się w samym środku śledztwa dotyczącego brutalnego seryjnego zabójcy i gwałciciela. Co więcej, niektóre fakty działają przeciwko niej, a wśród prowadzących dochodzenie jest niezbyt jej przychylna detektyw Jodie Shackleton (Katherine Kelly).
To wystarczyłoby, żeby podłamać największych ekranowych twardzieli, ale niekoniecznie Catherine. Zwłaszcza gdy w niebezpieczeństwie znajdą się jej bliscy, co niewątpliwie wkrótce nastąpi. Wprawdzie biologiczny ojciec jej wnuka już im nie zagraża, ale jego nowej sympatii, niejakiej Frances Drummod (Shirley Henderson), wyraźnie źle z oczu patrzy. Przy takich problemach, kłopoty rodzinne syna i pojawienie się starego znajomego siostry są już tylko nic nie znaczącym dodatkiem.
Brzmi to wszystko dość skomplikowanie, a to przecież tylko niektóre z wątków rozpoczętych w tym sezonie. Mamy jeszcze niewiernego detektywa Wadswortha (Kevin Doyle), który przekonuje się boleśnie, do czego jest zdolna zraniona kobieta, niepanującego nad gniewem młodzieńca o twarzy Matthew Lewisa i świeżo upieczoną policjantkę Ann Gallagher (Charlie Murphy), którą zapewne pamiętacie jako porwaną dziewczynę z pierwszego sezonu. A jakby wszystkiego było mało, całość rozpoczyna się od skradzionej owcy.
Mogłoby się wydawać, że zapanowanie nad takim rozgardiaszem przerasta siły najlepszych scenarzystów, ale Sally Wainwright radzi sobie z nim naprawdę świetnie. Podobnie jak w pierwszym sezonie, "Happy Valley" stoi bardzo dobrze napisanymi dialogami i gromadą skomplikowanych postaci, wymykających się schematom. Póki co widzieliśmy ledwie wstęp, a już na temat każdego bohatera można sporo powiedzieć. Weźmy choćby niewiernego policjanta, którego historia z zupełnie normalnej i przerabianej na setki sposobów opowieści o zdradzie szybko stała się czymś więcej i zapewne przyniesie sporo emocji.
To samo tyczy się całej reszty, bo trudno wskazać jakiś słabszy element w tej misternej układance. Wszystko tutaj przygotowano bardzo precyzyjnie i należy tylko czekać na pierwszy impuls, wprawiający w ruch cały ciąg przypadkowych zdarzeń, których zakończenia nie sposób przewidzieć. Pewne jest tylko to, że w samym środku nich znajdzie się Catherine Cawood.
Cieszy to, że "Happy Valley" nadal pozostaje bardziej dramatem obyczajowym niż typowym kryminałem. Zamiast obserwować najdrobniejsze postępy śledztwa, możemy przyglądać się relacjom Catherine z najbliższymi i patrzeć, jak jej mozolnie uporządkowywane życie po raz kolejny staje na głowie. Osobiście nie mogę się doczekać ponownego spotkania z Tommym i mam nadzieję, że uda się do niego doprowadzić w logiczny sposób. James Norton dostał wprawdzie niewiele czasu na ekranie, ale to wystarczyło, by pokazał nowe oblicze swojego bohatera, którego losy nierozerwalnie łączą się z Catherine, czy ta dwójka tego chce, czy nie.
Przy tych wszystkich trudnych tematach, jakie porusza "Happy Valley", zaskakuje, jak lekki potrafi to być serial. Prolog pierwszego odcinka był małym dziełem sztuki mieszającym nieco surrealistyczną opowieść o losach skradzionej owcy z brutalną rzeczywistością policyjnej pracy. Ten niecodzienny klimat udało się utrzymać, sprawiając, że produkcji BBC One równie daleko do typowych mrocznych kryminałów, co sierżant Cawood do ponurych detektywów w typie Johna Luthera. Jeśli już do czegoś się tu porównywać, to bardziej do twórczości braci Coen, w której przypadek stanowi często fabularną dźwignię pchającą zwykłych ludzi do niezwykłych czynów. Jednak "Happy Valley" opowiada znacznie bardziej przyziemną historię niż choćby "Fargo", a umieszczenie jej w krajobrazie prowincjonalnej Brytanii nadaje dodatkowego smaku, którego nie znajdziemy nigdzie indziej.
Wypada więc tylko życzyć sobie, by tak wysoką formę jak w pierwszym odcinku udało się utrzymać przez cały sezon i aby wszystkie wątki zgrabnie się ze sobą połączyły. Mając jednak w pamięci poprzednie spotkanie z Catherine Cawood, jestem spokojny, że tym razem również otrzymamy w pełni satysfakcjonującą historię.