Najlepsze odcinki muzyczne z popularnych seriali
Redakcja
15 lutego 2016, 13:32
"Różowe lata 70." – sezon 4, odcinek 24 ("That 70's Musical")
Marta Wawrzyn: "Różowe lata 70." to zdecydowanie jeden z tych seriali, w których odcinek muzyczny może pojawić się tak po prostu i nikogo nie zdziwić. Ale pretekst wymyślono w sumie całkiem zgrabny – Fez grał w szkolnym przedstawieniu muzycznym i bardzo się bał, że jego znajomi na występ nie przyjdą. W jego głowie rozegrała się kolorowa fantazja muzyczna, w której śpiewali i tańczyli absolutnie wszyscy, nawet zasadniczy zwykle ojciec Erica, a stroje były jeszcze bardziej szalone niż zwykle.
Śpiewano głównie covery klasyków – w tym Steve Miller Band, Nazareth, The Ramones. Świetnie wypadło "Love Hurts", swój urok miało "Happy Together" z rodzinną fantazją, a także "The Joker". W sumie wszystkie odcinki "Różowych lat 70." mogłyby być śpiewające. Tylko ten biedny Brytyjczyk, który uczył Feza i inne dzieciaki śpiewu, mógł mieć na koniec pewne zastrzeżenia…
"Chirurdzy" – sezon 7, odcinek 18 ("Song Beneath the Song")
Andrzej Mandel: W takim serialu jak "Grey's Anatomy" nie mogło zabraknąć musicalowego odcinka. Jeszcze przed emisją szeroko go reklamowano jako duże wydarzenie. Osobiście miałem pewne obawy przed emisją, ale okazało się, że wypadło to świetnie. Szczególnie że całość odgrywała się w trakcie ratowania Callie i jej dziecka po poważnym wypadku samochodowym, a w tle mieliśmy emocje i spory typowe dla "Chirurgów".
Niektóre numery wypadają w oderwaniu od kontekstu dość humorystycznie, jak na przykład ten:
Nie da się ukryć jednak, że to wciąż wściekle wpadający w ucho kawałek muzyki, który na dodatek świetnie napędzał akcję.
W "Song Beneath the Song" pełno było jednak przede wszystkim miłości. O tym też były najważniejsze piosenki, jak ten klasycznie musicalowy i mój ulubiony numer:
Tego odcinka słuchało się równie dobrze, co się oglądało. Shonda wiedziała, co robi.
"Buffy: Postrach wampirów" – sezon 6, odcinek 7 ("Once More, with Feeling")
Marta Wawrzyn: Prawdopodobnie nie przesadzę, jeśli powiem, że jest to absolutnie najlepszy odcinek z całej tej listy. Joss Whedon był mistrzem, takich seriali młodzieżowych jak "Buffy" już dziś nie ma, a to, jak zgrabnie wpasowano musical w mroczny klimat tej produkcji, zadziwia mnie i nigdy zadziwiać nie przestanie. Ocena 9,7/10 na IMDb nie kłamie.
Wszyściuteńko tu było idealne i do siebie pasowało – począwszy od scenariusza, który miał sens, zawierał demona, pozwolił bohaterom zrobić krok naprzód i dobrze oddawał ich wewnętrzne rozterki w tym konkretnym momencie. Odcinek miał specjalną czołówkę, a także plakat taki jak prawdziwe musicale. Bo to po prostu był 50-minutowy klasyczny musical, w którym wszyscy śpiewali o wszystkim, a grupka głównych bohaterów zastanawiała się, co takiego stało się z tym światem. A na koniec dostaliśmy fantastyczny finał, z piosenką śpiewaną przez przyjaciół Buffy, a także pewnym pocałunkiem.
Odcinek napisał i wyreżyserował sam Joss Whedon, a pomysł powstał po pijanej nocy z obsadą serialu i Szekspirem. Nie zabrakło tu różnego rodzaju literackich i popkulturowych odniesień, było mnóstwo dobrze napisanych piosenek, widać było niesamowitą energię i nawet nie przeszkadzało to, że Sarah Michelle Gellar śpiewa, no cóż, tak sobie.
To po prostu była wyśmienicie opowiedziana historia, pełna dziwnych przygód, twistów, metahumoru i rzeczy, których nie spodziewaliśmy się zastać w świecie Buffy. A śpiewane najpierw przez samą Buffy, a potem też przez resztę obsady "Walk Through the Fire" – budzące skojarzenia z "Tonight Quintet" z "West Side Story" – to już musicalowe cudeńko pod każdym względem.
"Community" – sezon 3, odcinek 10 ("Regional Holiday Music")
Mateusz Piesowicz: "Regional Holiday Music" to nietypowy odcinek muzyczny, bo sprawdza się również jako parodia "Glee" i odcinek świąteczny. Na wszystkich tych poziomach działa jednak tak samo dobrze, przy okazji będąc, jak zawsze, celną paradą żartów pełnych najróżniejszych odniesień. Ale najwięcej jest tu muzyki i to naprawdę przeróżnej. Od rapu, przez rock, pop aż po gospel, każdy z bohaterów ma okazję, by się wykazać.
Fabularnie odcinek mocno naśmiewa się ze wspomnianego już "Glee", eksponując jego liczne niedorzeczności, podczas gdy bohaterowie bronią się jak mogą przed wstąpieniem do szkolnego chórku. Opór wszystkich jest jednak stopniowo łamany, a my mamy przy tym ogromną frajdę, bo do przekonywania twórcy wykorzystali m.in. Alison Brie w stroju seksownej mikołajki czy gromadę wymagających religijnego uświadomienia dzieci.
Muzycznym atrakcjom towarzyszy świąteczny nastrój (oczywiście dopasowany do różnych wyznań) i atmosfera pokręconej, ale w stu procentach szczerej przyjaźni, tutaj wybrzmiewającej jeszcze mocniej niż zwykle. Ktoś jeszcze nieprzekonany?
"Jak poznałem waszą matkę" – sezon 5, odcinek 12 ("Girls vs. Suits")
Marta Wawrzyn: To właściwie nie jest typowy odcinek muzyczny, bo bohaterowie nie śpiewają non stop. Ale jest to odcinek świetny – jeden z najlepszych w historii serialu – i na dodatek jubileuszowy, bo nosi numer 100. Ważne rzeczy działy się w życiu Teda, bo znalazł się w mieszkaniu Matki, zaproszony przez jej współlokatorkę, z którą wtedy się umawiał, i przypadkiem oddał jej żółty parasol. To było naprawdę coś, w końcu nastrój wyczekiwania budowano przez lata.
Ale dla nas ważniejsze jest w tym momencie to, co się działo u Barneya. Wpadła mu w oko seksowna barmanka, która nie cierpiała facetów w garniturach, i w efekcie musiał wybierać, co woli – kobiety czy garnitury. Wyboru dokonał śpiewająco, a utwór "Nothing Suits Me Like a Suit" do dziś pozostaje jedną z najbardziej kultowych rzeczy związanych z "Jak poznałem waszą matkę".
Śpiewający Neil Patrick Harris to oczywiście zawsze czyste złoto, ale ten występ i ten odcinek przebijają wszystko.
"Scrubs" – sezon 6, odcinek 6 ("My Musical")
Marta Wawrzyn: We wszystkich sezonach "Scrubs" trochę śpiewania było, ale "My Musical" to odcinek niezwykły, bo śpiewany praktycznie od początku do końca. Pretekstem jest grana przez Stephanie D'Abruzzo pacjentka, która cierpi na nietypową przypadłość – widzi świat jako musical, wszyscy wokół niej tańczą i śpiewają.
Odcinek jest zbudowany tak jak klasyczny musical – składa się z dwóch aktów, z przerwą na reklamy w środku. I jak najbardziej zawiera fabułę: Carla, która teraz jest młodą mamą, chciałaby wrócić do pracy, ale boi się powiedzieć o tym Turkowi, zaś Elliot kupiła dom i musi jakoś poinformować J.D., że już nie będą razem mieszkać.
Na szczęście wszystko idzie śpiewająco i prowadzi do słodko-gorzkiego finału, w którym pacjentka zostaje wyleczona i wszyscy dostają to, czego chcieli, a następnie zdają sobie sprawę, że tęsknią za tym, czego już nie mają. Najlepsze są jednak piosenki. Moja ulubiona to "Everything Comes Down to Poo" – jak nie znoszę żartów o kupach, tak tutaj jak najbardziej było to na miejscu, w końcu rzecz się działa w szpitalu i chodziło o próbki kału pacjentki. To wdzięczna i bardzo życiowa piosenka.
Uwielbiam także "Guy Love" – muzyczne wyznanie miłosne dwóch heteroseksualnych facetów, którzy kochają się najbardziej na świecie.
Odcinek można by długo analizować, nie zabrakło odniesień do musicalowej klasyki (choćby "Nędzników), a na dodatek opowiedziano po prostu fajną historię. Nic dziwnego, że "My Musical" zaliczył pięć nominacji do Emmy (choć dostał nagrodę tylko za reżyserię), można go też znaleźć w wielu zestawieniach najlepszych serialowych odcinków wszech czasów, nie tylko muzycznych.
"Xena: Wojownicza księżniczka" – sezon 3, odcinek 12 ("The Bitter Suite")
Marta Wawrzyn: W królestwie kiczu zwanym "Xeną" nie mogło zabraknąć odcinka muzycznego. Właściwie były dwa, ale tylko "The Bitter Suite" wypada nieźle. Odcinek opowiada o wyłomie w przyjaźni Xeny i Gabrielle, po tym jak zginął Solan. Może go naprawić tylko wizyta w krainie zwanej Iluzją, która poraża kolorami i w której śpiewanie nikogo nie dziwi. Nawet psu zdarzyło się wydać z siebie głos w formie piosenki!
Odcinek dobrze łączy humor z najpoważniejszymi sprawami na świecie i kiedy się kończy, więź pomiędzy dwiema poróżnionymi przyjaciółkami jest mocniejsza niż kiedykolwiek. To prawda, że jest to serialowa tandeta – jak cała "Xena" – ale wszystko tu do siebie pasuje, układa się w sensowną całość, a po drodze widz po prostu się dobrze bawi. Są też odniesienia do tarota.
Oglądanie tego po latach było dla mnie dziwną przygodą, ale bynajmniej nie narzekam. To bardzo dobry odcinek serialu, który dawno, dawno temu oglądali praktycznie wszyscy.
"Supernatural" – sezon 10, odcinek 5 ("Fan Fiction")
Bartosz Wieremiej: Był to zarówno odcinek muzyczny, jak i nr 200. Jeden z tych, które z przyjemnością wspomina się po kilkunastu miesiącach. Muzy bywały tutaj żarłoczne, strachy na wróble szalały, a na moment wpadł nawet Chuck (Rob Benedict). Jednak nie to nas teraz interesuje, a fakt, że Winchesterowie trafili na plan musicalu przygotowywanego przez grupę uczniów.
Wyśpiewywano więc w "Fan Fiction" życie naszych bohaterów, a przynajmniej jakiś wariant ich historii. Zresztą, kto by pomyślał, że te utwory będą tak przyzwoite. Za kulisami toczyły się też dziwne rozmowy, a bracia zderzyli się z takimi terminami jak "Destiel" i "Wincest". Padło także kilka ostrych uwag na temat części wydarzeń z poprzednich sezonów. Na koniec jeszcze odśpiewano "Carry on Wayward Son", bo przecież bez tego utworu nie mogło być odcinka muzycznego.
"Simpsonowie" – sezon 22, odcinek 1 ("Elementary School Musical")
Mateusz Piesowicz: Simpsonowie" w swojej długiej historii mieli kilka muzycznych odcinków. Wcześniej parodiowano m.in. "Mary Poppins", "My Fair Lady" czy "Evitę", ale na początku 22. sezonu sięgnięto po bardziej współczesne tematy, czyli musicale telewizyjne. "Elementary School Musical" odwołuje się zarówno do "High School Musicalu", jak i do "Glee" (w odcinku gościnnie zaśpiewali Lea Michele, Cory Monteith i Amber Riley z serialu FOX-a), a występuje w nim również duet Flight of the Conchords.
Główną bohaterką muzycznego wątku odcinka jest Lisa, która trafia do artystyczno-naukowego obozu, tętniącego muzyką, teatrem i wszelkiego rodzaju sztuką, co oczywiście szybko przypada do gustu pannie Simpson. Trudno, żeby było inaczej, skoro zostaje przywitana melodią wzorowaną na "Good Vibrations", a potem wprowadzona w artystyczny świat przez duet rapujących instruktorów. Choć ostatecznie rzeczywistość okazuje się znacznie mniej kolorowa od wyobrażeń (co wyjaśniono oczywiście piosenką), to konkluzja odcinka jest optymistyczna, a on sam posiada kilka elementów, które czynią go wartym zapamiętania.
"Ally McBeal" – sezon 3, odcinek 21 ("The Musical, Almost")
Marta Wawrzyn: W "Ally McBeal" śpiewało się bardzo dużo. Praktycznie w każdym odcinku bywaliśmy z bohaterami w barze, gdzie wszyscy tańczyli i słuchali Vondy Shepard. "The Musical, Almost" tym się różni od zwykłych odcinków z muzyką w tle, że tu śpiewali praktycznie wszyscy, a piosenki – jak to w musicalu – dotyczyły ich wewnętrznych rozterek, życiowych decyzji itp. Śpiewali Nelle Porter i John Cage, wciąż przeżywający swoje rozstanie i jej odejście z firmy (na szczęście pomogła im Renee, dzięki czemu to była całkiem udana piosenka bluesowa).
Nie zabrakło też śpiewów podczas kolacji Ally i jej chłopaka Briana (Tim Dutton) z jej rodzicami – ale nic tu nie poszło po myśli naszej ulubionej prawniczki. Zażegnano parę kryzysów, w tym urodzinowy Johna. Wszystko skończyło się także dobrze dla Nelle, która zdała sobie sprawę, że tęskni za pracą w szalonej kancelarii. Nawet Ally i jej tata odnaleźli z powrotem drogę do siebie.
Najbardziej mnie dziwi po latach, że kompletnie nie pamiętam Briana – a Ally w tym odcinku wygląda na bardzo zakochaną – za to świetnie wciąż kojarzę rudą koleżankę Nelle, graną przez niezawodną Alicię Witt. Alicia zaliczyła najlepszy chyba występ w odcinku – bardzo niegrzeczny! – za to najzabawniejsze były pijana w sztok Nelle i Georgia próbująca dorwać się do mikrofonu.
I tylko szkoda, że tych występów nie da się znaleźć na YouTube – ale zawsze można obejrzeć cały odcinek ponownie.
"It's Always Sunny in Philadelphia" – sezon 4, odcinek 13 ("The Nightman Cometh")
Marta Wawrzyn: Ta lista ogólnie składa się z samych dziwnych odcinków, ale muszę to powiedzieć: jaki to jest dziwny odcinek! Charlie napisał musical, jak się okazało, nie bez powodu, a następnie postanowił go wystawić razem z całą ekipą. Trudno powiedzieć, czy to scenariusz zawiera gwałt i pedofilię, czy wyszło to dopiero na scenie, kiedy "aktorzy" zabrali się za interpretację swoich ról – niemniej jednak jest to najokropniejszy i jednocześnie najzabawniejszy musical na świecie.
Piosenki są fatalne, występy okropne, postacie absurdalne – mamy m.in. księżniczkę z kawiarni i prawdziwego trolla. To jeden wielki bałagan i jednocześnie surrealistyczne widowisko, które zadziwia na każdym kroku. Ach, są też oświadczyny, niby wplecione w musical, ale tak naprawdę całkiem prawdziwe. Cudeńko, choć pewnie nie wszyscy polubią to w takim samym stopniu.
"Fringe"- sezon 2, odcinek 20 ("Brown Betty")
Andrzej Mandel: Dla "Fringe" normą było wszystko co niezwykłe, ale musicalowy odcinek w konwencji bajki jednak okazał się sporym zaskoczeniem. O dziwo, wypadło to bardzo dobrze. Muzyka i piosenki były bardziej tłem niż napędem historii, jednak niemal każdy dostał swoją piosenkę. Lekko jazzujący, swingujący odcinek był pełen klasycznych melodii, takich jak ta śpiewana przez (a jakże!) "śpiewające ciała".
Mnie po prawdzie bardziej urzekła Astrid, która jako Esther Figgelsworth śpiewała o tym, jak bardzo potrzebuje pracy.
Zaskakująco dobrze wypadła też Anna Torv w raczej romantycznym numerze, który dobrze podsumował, o czym naprawdę był odcinek.
Całość okraszona była klasycznym dla "Fringe" humorem. Wystarczy powiedzieć, że "Brown Betty" to odmiana marihuany palonej (oczywiście leczniczo!) przez Waltera.