Nasz top 15: Najlepsze serialowe pary
Redakcja
14 lutego 2016, 19:33
Monica Geller i Chandler Bing (Courteney Cox i Matthew Perry") – "Przyjaciele"
Mateusz Piesowicz: Zdecydowanie moja ulubiona para w rankingu, także ze względu na to, że są najlepszym przykładem udanego połączenia dwóch pierwszoplanowych postaci w serialu. Ile już było takich par, których wspólne szczęście nie wychodziło na dobre całej historii? Tutaj tego problemu nie ma, choć Monica Geller i Chandler Bing zaczęli romansować już w czwartym sezonie "Przyjaciół". Potem zdołali przejść przez wszystkie kolejne etapy związku, nie tracąc absolutnie niczego ze swojego początkowego uroku, dzięki czemu na stałe zapisali się w historii telewizji.
Trudno wskazać w ich przypadku jeden decydujący składnik, który przesądził o sukcesie. To było raczej połączenie kilku elementów. Dwójka przesympatycznych i zabawnych postaci, naturalna chemia między Courteney Cox i Matthew Perrym czy idealnie wybrany moment, by ich połączyć. To wszystko sprawiło, że nie dość, że związek był udany, to absolutnie nie spowszedniał. Nawet w ostatnim sezonie patrzyło się na nich z taką samą przyjemnością, jak wtedy, gdy zobaczyliśmy ich razem po raz pierwszy w Londynie. Nie muszę chyba dodawać, że to uczucie, podobnie jak serial, jest ponadczasowe?
https://www.youtube.com/watch?v=gxT-wBAONw4
Blair Waldorf i Chuck Bass (Leighton Meester i Ed Westwick) – "Plotkara"
Marta Wawrzyn: Lata mijają, pojawiają się kolejne seriale młodzieżowe i kolejne fajne pary, ale tej dwójki dzieciaków, która przez sześć sezonów bawiła się w szalone gierki, by w końcu przyznać, że są dla siebie stworzeni, nie zastąpi chyba nikt. Wciąż bardzo dobrze pamiętam ten moment, kiedy się zeszli – to było w 1. sezonie, w odcinku "Victor Victrola" – i mimo że iskry zaczęły fruwać w powietrzu, nie zostali natychmiast typową parą.
Właściwie przez cały czas było im daleko do typowej pary – nawet kiedy akurat wszystko między nimi układało się świetnie, zawsze któreś nie wytrzymywało i fundowało drugiemu emocjonalną jazdę bez trzymanki. Ale potrafili też przyznać, że kochają się najbardziej na świecie (choć pierwsze "kocham cię" z ust Chucka padło dość późno jak na standardy seriali młodzieżowych, bo w finale 2. sezonu).
Gdyby ich historia skończyła się inaczej niż happy endem, widzowie byliby wściekli po wsze czasy, bo przecież wielu z nas oglądało "Plotkarę" głównie dla tej dwójki, kiedy serial zaczął już podupadać. Na szczęście Blair i Chuck żyją długo i szczęśliwie gdzieś w krainie seriali zakończonych.
Meredith Grey i Derek Shepherd (Ellen Pompeo i Patrick Dempsey) – "Chirurdzy"
Andrzej Mandel: Losy tej pary fani na całym świecie śledzili z zapartym tchem. Fakt, niektórzy robili to z ciekawości – co też Shonda jeszcze wymyśli, by ich wypróbować. A przeszkód mieli bez liku, choć przecież od samego początku mieli się ku sobie – najpierw między nich weszła pierwsza żona Dereka (Patrick Dempesey), potem kłopoty sprawiała Meredith (Ellen Pompeo). Shonda Rhimes obiecywała fanom, że ta para będzie ze sobą na zawsze, a ci zachwycali się "ślubem" na karteczkach post-it.
Faktem jest, że MerDer to jedna z fajniejszych (i najmocniej doświadczonych) serialowych par. Od życia (czy raczej od scenarzystów) obrywali tyle razy, że aż chciało się, by żyli długo i szczęśliwie. Szczególnie że oboje wydawali się wręcz stworzeni dla siebie, a we dwójkę wyglądali tak słodko…
Niestety, skończyło się inaczej.
Jamie i Claire Fraser (Sam Heughan i Caitriona Balfe) – "Outlander"
Marta Wawrzyn: "Outlander" to specyficzny serial, bo przecież mamy tu i podróże w czasie, i wielkie przygody, i sporo XVIII-wiecznej historii, i na dodatek jeszcze typowe klasyczne romansidło w wersji dla dorosłych. Ten miks jednak działał świetnie w książkach Diany Gabaldon i na ekranie sprawdza się równie dobrze, jeśli nawet nie lepiej.
Co ciekawe, Jaimie i Claire najpierw zostali małżeństwem, a dopiero potem szaleńczo się w sobie zakochali, i jak najbardziej miało to sens. Chemii nie brakowało tu od pierwszego spotkania, ale dopiero kiedy rzeczywiście zbliżyli się do siebie, zobaczyliśmy, co potrafią Sam Heughan i Caitriona Balfe. Iskry latają w powietrzu, niezależnie od tego, czy ta para akurat się lubi, czy się czubi.
Prawdziwym popisem w ich wykonaniu był odcinek "The Wedding", w którym zostali małżeństwem i robili to, co robią małżeństwa w noc poślubną. Czyli kochali się i rozmawiali, i znów się kochali, i jeszcze więcej rozmawiali. Nie wiem, czy jest teraz serial, który miałby lepiej zrobione sceny seksu niż "Outlander". Ale nawet gdyby tę produkcję ugrzeczniono, prawdopodobnie wciąż byśmy kochali Jamiego i Claire. Oni po prostu są dla siebie stworzeni i nieważne, że ona ma przecież męża na drugiej płaszczyźnie czasowej. Kiedy się na nich patrzy, nie pamięta się o tym "drobiazgu".
Rory Gilmore i Jess Mariano (Alexis Bledel i Milo Ventimiglia) – "Gilmore Girls"
Marta Wawrzyn: Moja ukochana para z "Gilmore Girls". Im bardziej im nie wychodziło i im bardziej on wszystko psuł, tym bardziej kibicowałam, żeby jednak w końcu się udało. Ale niestety, kiedy zakochujesz się w niegrzecznym chłopcu, raczej nie masz co liczyć na happy end. Jess co prawda wyszedł na ludzi, po tym jak dostarczył i Luke'owi, i Rory wielu zmartwień, ale po prostu było już za późno.
Kiedy ostatnio go widzieliśmy, był początkującym pisarzem, obracał się w artystycznym środowisku w Filadelfii i doradzał Rory, żeby wróciła na studia, które w przypływie spóźnionego buntu porzuciła. Czyli role się odwróciły. Ale to było tylko krótkie spotkanie, Gilmorówna została z Loganem, nie wróciła do Jessa. Fani tej pary – a było ich wielu, bo zbuntowani chłopcy w skórzanych kurtkach zawsze kręcą publiczność – nigdy nie zostali usatysfakcjonowani.
Ale jest jeszcze szansa, że to się zmieni. Jess wróci w nowym minisezonie "Gilmore Girls" i jeśli to, co mówi Milo Ventimiglia, jest prawdą, pojawi się w aż trzech odcinkach. Wystarczająco dużo czasu, żeby zakochać się w sobie na nowo, a następnie żyć długo i szczęśliwie! Chyba nie tylko ja na to liczę?
Don i Betty Draper (Jon Hamm i January Jones) – "Mad Men"
Mateusz Piesowicz: Dziwna to para, w której on zdradzał ją tyle razy, że trudno zliczyć i przez długi czas kłamał na temat swojej przeszłości, lecz to ona dorobiła się łatki oziębłej i ogólnego braku sympatii. Małżeństwo Dona i Betty było skazane na niepowodzenie z różnych względów, ale nie można powiedzieć, by ta dwójka zupełnie do siebie nie pasowała. Wręcz przeciwnie, dopiero gdy z hukiem zakończyli swój związek, można było zobaczyć, jak bliscy sobie byli.
Choć na pierwszy rzut oka sprawiali wrażenie idealnej pary wyciętej z okładki kolorowego magazynu, ich związek jeszcze jako małżeństwo był tylko fasadą. Piękni na zewnątrz, ale w środku skrywali mnóstwo problemów, które Don zaspokajał kolejnymi romansami, a Betty dusiła w zarodku. Potem każde szukało szczęścia na własny sposób, nie można się jednak pozbyć wrażenia, że mimo wszystkich przeciwności, ta dwójka była po prostu stworzona dla siebie, ale nie potrafiła tego właściwie (lub jakkolwiek) okazać. Te krótkie momenty, gdy im się to udawało, pokazywały, że łączące ich uczucie jest w stu procentach prawdziwe.
Frank i Claire Underwood (Kevin Spacey i Robin Wright) – "House of Cards"
Marta Wawrzyn: Chyba najciekawsza para, jaką kiedykolwiek zobaczyliśmy w serialach politycznych. Nie wymyślili jej co prawda scenarzyści amerykańskiego "House of Cards", tylko sir Michael Dobbs, autor brytyjskich książek, ale to właśnie Kevin Spacey i Robin Wright sprawili, że tak dobrze wygląda to na ekranie.
Państwo Underwoodowie są niewątpliwie duetem niebanalnym. Nie brak tu miłości, ale przede wszystkim to zgrana drużyna, skupiona tylko na jednym celu – dojściu do władzy. Ona bardzo wiele poświęciła, żeby on mógł zostać najważniejszą osobą w państwie, zaś on to docenia, przynajmniej do czasu. Obojgu zdarzają się romanse, ale nie ma tu nieszczerości czy niedomówień. Oni rzeczywiście się kochają, wspierają i stanowią jedność, zaś okazyjne skoki w bok – o których informują się nawzajem – aż tak dużo nie zmieniają.
Amerykański serial, który został ostatnio przedłużony na 5. sezon, zrobił małą woltę i kazał Claire odejść od Franka w samym środku kampanii wyborczej. Jednak źle by się stało, gdyby to było definitywne rozstanie. Ta makiaweliczna para po prostu musi być razem, on bez niej by nie istniał i dobrze o tym wie. Zaś ona… ona ostatnio po prostu jest sfrustrowana odgrywaniem roli Lady Makbet i chce skupić się na sobie, ale chyba nie odmówi, jeśli on wróci do niej na kolanach?
Trudno powiedzieć, jakie zwroty akcji przygotowali tutaj amerykańscy scenarzyści, ale jeśli już nigdy nie zobaczę Underwoodów z papierosem w oknie, będę bardzo, ale to bardzo zła.
Noah Solloway i Alison Lockhart (Dominic West i Ruth Wilson) – "The Affair"
Mateusz Piesowicz: Zdecydowanie jedna z najgorętszych par w rankingu – wszak połączył ich płomienny romans, przez który porzucili swoje rodziny i dotychczasowe życie. On, nieco znudzony i zmęczony swoją codziennością nauczyciel i podrzędny pisarz, w jej obecności stawał się kimś zupełnie innym. Ona, udręczona tragedią z przeszłości, w jego ramionach znalazła zapomnienie i szansę na nowe życie.
Brzmi to wszystko jak historia wyciągnięta żywcem z taniego romansidła, ale to wszystko tylko pozory. Tak naprawdę związek Noah i Alison to niezwykle skomplikowana relacja nie tylko między tą dwójką, bo chcąc, nie chcąc, zostały w nią wciągnięte również inne osoby. Odkładając jednak na bok wszystkie łączące ich tajemnice, zostaje namiętny romans, z czasem przeradzający się w coś bardziej trwałego. Jak skończą, nie sposób teraz przewidzieć, ale szczerości ich uczuciom nie można odmówić.
Santana Lopez i Brittany S. Pierce (Naya Rivera i Heather Morris) – "Glee"
Marta Wawrzyn: Chyba nie przesadzę, jeśli powiem, że to jedna z najulubieńszych par w historii Serialowej. Oczywiście, Kurt i Blaine też mieli coś w sobie, ale jakoś tak się złożyło, że najbardziej lubiliśmy parę cheerleaderek, które zakochały się w sobie po licznych nieudanych eksperymentach z facetami.
To po prostu było to – i jak nie przepadam za serialowymi ślubami osób, które dopiero co zaczęły dorosłe życie (to prawie zawsze pomyłka), tak w tym przypadku nigdy nie miałam wątpliwości, że to dobra decyzja, i życiowa, i scenariuszowa. Santana i Britt rzeczywiście pasowały do siebie idealnie, a przeciwności, które musiały pokonać, żeby być razem, tylko tę relację wzmocniły.
Ich ślub był przecudny i mam nadzieję, że będą żyć długo i szczęśliwie już zawsze.
Demelza i Ross Poldark (Eleanor Tomlinson i Aidan Turner) – "Poldark"
Marta Wawrzyn: Dzięki TVP zakochałam się w "Poldarku" i cóż mogę powiedzieć poza: "jaka szkoda, że dopiero teraz!". Oczywiście najbardziej doceniam Aidana Turnera i wszystkie te momenty, kiedy ma możliwość czymś się wykazać bądź też coś pokazać, ale warto zauważyć, że i opowiadana tutaj historia działa na wszelkich możliwych płaszczyznach. To klasyczny melodramat, jakie potrafią w ten sposób robić tylko Brytyjczycy.
A poza tym niesamowicie mi się podobają Ross i Demelza. Ich wspólna historia od początku budzi uśmiech, to jedna z tych par, którym się kibicuje, żeby się zeszły – mimo różnych potencjalnych przeciwności losu. Kiedy zaś już się zejdą, chce się ich oglądać i oglądać razem. Zwłaszcza że miłość ponad podziałami społecznymi to coś, co zawsze trafia do widzów.
Nie mogę się nadziwić, jakie naturalne jest to wszystko, co się między nimi dzieje, i jak pięknieje Demelza właściwie z odcinka na odcinek. Jej nieśmiałe początkowo próby wejścia do towarzystwa z wyższych sfer są niesamowicie wdzięczne, a kiedy widzę, jak on ją zawsze wspiera i docenia, powoli zapominając o swojej dawnej wielkiej miłości, Elizabeth, czuję, że to, co oni mają, jest po prostu najpiękniejsze na świecie. Niechże ten serial już wraca!
John Luther i Alice Morgan (Idris Elba i Ruth Wilson) – "Luther"
Mateusz Piesowicz: Ona – geniusz, socjopatka i morderczyni. On – detektyw z problemami. Ich losy musiały się przeciąć, ale czy ktoś mógł przewidzieć, że staną się tak bliskimi sobie osobami? John Luther nie jest człowiekiem, który szczególnie chętnie otwiera się przed innymi i dopuszcza ich do siebie, a jednak Alice Morgan została jego bliską przyjaciółką i jedną z nielicznych osób, którym detektyw w pełni zaufał. Choć wiele ich dzieli, łączy niewątpliwie niesamowita chemia i jakiś nieokreślony rodzaj przyciągania, sprawiający, że ta dwójka do siebie pasuje.
Nigdy nie zostali sprowadzeni do roli zwykłej pary, co trzeba uznać za największy plus ich relacji, która dzięki temu mogła pozostać równie tajemnicza i pełna niedopowiedzeń, co jej bohaterowie.
Mitchell Pritchett i Cameron Tucker (Jesse Tyler Ferguson i Eric Stonestreet) – "Modern Family"
Nikodem Pankowiak: Bez nich tytuł "Modern Family" nie miałby w ogóle sensu. Zresztą, cały serial bez tego duetu prawdopodobnie nigdy nie osiągnąłby takiej popularności. Od pierwszej wspólnej sceny było wiadomo, że Mitchell i Cameron będą ciekawą parą. I nie, nie chodzi tutaj o to, że są gejami, w końcu mamy XXI wiek i takie rzeczy nie powinny nikogo dziwić. Tutaj największe znaczenie ma różnica charakterów – Cam to ogień, Mitch – woda. Razem tworzą niesamowity duet, który błyszczy (choć teraz już jakby nieco mniej) w "Modern Family" od siedmiu sezonów.
Choć raz na jakiś czas każdy z nich pokazuje swoje drugie oblicze, to Cameron jest tym wiecznie podekscytowanym, z kolei Mitch to realista, który lubi sprowadzać go na ziemię. Razem przeszli sporo – od braku akceptacji ze strony Jaya, przez jedną udaną i drugą nieudaną adopcję, aż po ślub, który omal by się nie odbył. Tych postaci nie sposób nie lubić, bo chociaż przez te kilka lat powielono już na nich chyba wszystkie stereotypy na temat gejów, to zrobiono to w sposób wyważony, z lekkim przymrużeniem oka.
Na przestrzeni siedmiu sezonów nie przydarzył im się jeszcze kryzys, którego nie byli w stanie rozwiązać w ciągu jednego odcinka. W byciu razem nie przeszkodził im ani teatralny dramatyzm jednego, ani przesadna powaga drugiego. I nawet gdy "Modern Family" zalicza słabsze momenty, Cam i Mitch wciąż potrafią rozbawić i sprawić, że chce się oglądać ich dalej.
Leslie Knope i Ben Wyatt (Amy Poehler i Adam Scott) – "Parks and Recreation"
Marta Wawrzyn: "Parks and Recreation" miało przynajmniej dwie fantastyczne pary i jak najbardziej zrozumiem, jeśli powiecie, że wolicie April i Andy'ego. Ale ja zawsze uwielbiałam tę dwójkę i wciąż całkiem nieźle pamiętam odcinki z 3. sezonu, kiedy najpierw bardzo, ale to bardzo chciałam, żeby zaczęli się spotykać, a kiedy już to się stało – żeby znikła przeszkoda w postaci zakazu romansowania w pracy.
Było po drodze parę zwrotów akcji, były takie momenty, kiedy drżałam co dalej, ale właściwie od początku towarzyszyło mi przekonanie, że to jest wielka miłość, taka na zawsze. I rzeczywiście tak to się skończyło – wielką miłością, na zawsze. W międzyczasie było wdzięcznie, romantycznie, seksownie i przede wszystkim było bardzo, ale to bardzo zabawnie.
Takie wesele, jakie miała ta dwójka – prawie dokładnie dwa lata temu – rzadko się zdarzają w sitcomach, a sukienka ślubna Leslie, częściowo składająca się z koronki, a częściowo z ulotek wyborczych, artykułów z lokalnej prasy itp., była po prostu niesamowita.
Uwielbiałam też te wszystkie momenty, kiedy Leslie określała siebie i Bena jako power couple – oczywiście pod koniec okazało się, że miała 100% racji, ale przez większość sezonów dostarczało to jednak wiele śmiechu. Co za para!
Nora Durst i Kevin Garvey (Carrie Coon i Justin Theroux) – "Pozostawieni"
Mateusz Piesowicz: Jedna z nowszych par w zestawie podbiła nasze serca tak mocno, że musiała się tu znaleźć. Związek Nory Durst i Kevina Garveya nie należy jednak do typowych. W ich przypadku nie było mowy o randkach i stopniowym przypadaniu sobie do gustu. Tych dwoje połączyła tragedia. Ona straciła całą rodzinę w wyniku tajemniczego zniknięcia, jemu z tego samego powodu posypało się w miarę poukładane życie. Ich związek jest więc swego rodzaju balsamem na ogrom cierpienia, jakiego doświadczyli i wzajemną pomocą dwojga umęczonych osób.
Choć mają swoje trudne chwile, to wydaje się, że razem są w stanie przetrwać wszystko. Jeśli najtrwalsze uczucia rodzą się w bólach, to tej dwójki już nigdy nic nie powinno rozdzielić.
https://www.youtube.com/watch?v=MYBUnI4cvQ4
Kate Beckett i Rick Castle (Stana Katic i Nathan Fillion) – "Castle"
Andrzej Mandel: Każdy, kto ogląda "Castle", kibicuje Rickowi i Kate. Przez wiele sezonów twórcy zręcznie dbali o to, by oboje mieli się ku sobie, ale zawsze coś przeszkadzało. Efekt – fani tworzyli fanowskie teorie, a pierwszy (wynikający z przypadku i wymuszony sytuacją) pocałunek wzbudził niesamowity entuzjazm. Zresztą, było co oglądać.
Kate i Rick tworzą parę wręcz idealną – ona silna i niezależna, on równie niezależny, acz nieco fajtłapowaty (co ostatnio znów jest podkreślane), a oboje niesamowicie wręcz inteligentni. Żadne z nich nie jest też ogólnie uznanym wzorcem urody (choć Stana Katic ma szerokie grono fanów i pięknieje z sezonu na sezon), co tylko dodaje wiarygodności tej parze. Zrozumienie wzajemnych uczuć trochę czasu obojgu zajęło (jak to w życiu). Oboje potrzebowali do tego dość ekstremalnych sytuacji…
Kiedy zaś w końcu oboje dotarli do etapu, po którym mogliby "żyć długo i szczęśliwie," życie zrzuciło im na głowy kolejne problemy. Dzięki czemu teraz możemy się świetnie bawić, obserwując Kate i Ricka w trakcie "separacji".