"The Walking Dead" (6×09): Droga bez wyjścia
Michał Kolanko
15 lutego 2016, 22:58
"The Walking Dead" powraca po krótkiej przerwie. Trudno jednak uznać, że ten powrót – mimo kilku zapadających w pamięć scen – był udany. Dostaliśmy raczej więcej tego wszystkiego, co już w jakiejś formie widzieliśmy. Spoilery!
"The Walking Dead" powraca po krótkiej przerwie. Trudno jednak uznać, że ten powrót – mimo kilku zapadających w pamięć scen – był udany. Dostaliśmy raczej więcej tego wszystkiego, co już w jakiejś formie widzieliśmy. Spoilery!
6. sezon rozpoczął się dobrze, później było już tylko gorzej. I to nie dlatego, że pod koniec jego pierwszej części Aleksandria została opanowana przez hordę szwendaczy. Raczej dlatego, że serial zaczął wyraźnie tracić na jakości, zwłaszcza po cudownym ocaleniu Glenna. Tak jak pisałem, po tym wydarzeniu już trudno będzie brać na poważnie jakiekolwiek zagrożenia dla bohaterów.
I chociaż trudno stwierdzić, że "No Way Out" – czyli dzisiejszy powrót "The Walking Dead" – nie jest spektakularny, to tytuł dobrze pasuje do tego, co zafundowali nam i sobie twórcy. Po wspomnianym wcześniej cudownym ocaleniu Glenna można spodziewać się, że łatwe rozwiązania i droga na skróty będą już towarzyszyć nam na stałe. I z tej drogi rzeczywiście może nie być już wyjścia, bo raz zniszczonej wiarygodności nie da się tak w zasadzie odbudować. Ale na pewno nie o ten kontekst chodziło, gdy powstawał tytuł odcinka.
W "No Way Out" szybkość, z jaką Rick i jego ekipa rozwiązują problem szwendaczy w Aleksandrii, to kolejne łatwe rozwiązanie, które niewiele się ma do wcześniejszej logiki serialu. Rzeczywiście nie ma już wyjścia – jedna droga na skróty szybko prowadzi ku drugiej. Finał przypomina jedno wielkie deus ex machina, gdzie Rickowi niemal z nieba spada rozwiązania beznadziejnego problemu, a horda szwendaczy znika wyjątkowo łatwo.
Realizacyjnie to oczywiście bardzo dobry odcinek. Mimo absurdów, finałowa scena bitwy robi wrażenie. Tak samo jedna z pierwszych scen odcinka, w której Daryl rozwiązuje problem spotkania z grupą zwiadowców Negana za pomocą RPG. To nawet jak na "The Walking Dead" scena, która ma moc. Ale nie zmienia to już obrazu całości. Nawet śmierć Sama i jego rodziny – brutalna nawet jak na standardy serialu – nie byłaby istotna, gdyby nie to, że jednocześnie Carl został poważnie ranny. Dla Ricka to kolejny cios, ale tym razem bardziej motywujący niż załamujący. I to akurat można zrozumieć.
Również główny temat odcinak jest dość czytelnie "telegrafowany" przez twórców serialu. To cytat "Wiara bez uczynków martwa jest" ze św. Jakuba, który Enid zauważa na ścianie kościoła, gdzie razem z Glennem szukają materiałów i sposobu, by pomóc uwięzionej Maggie. Ostatecznie – jak mówi sam ksiądz Gabriel – ocalić Aleksandrię można tylko poprzez działanie. I tak się zresztą dzieje – mieszkańcy osady ostatecznie ruszają do boju razem z Rickiem, a ten – w monologu przy łóżku Carla – przyznaje, że jego niewiara w ich zdolności przetrwania była nieuzasadniona. To akurat się w tym odcinku udało (jeśli można użyć tego stwierdzenia do całej sytuacji).
Konflikt Ricka i jego grupy z mieszkańcami Aleksandrii był jednym z ważniejszych motywów pierwszej części sezonu. Teraz wydaje się, że został ostatecznie zakończony. I to dobrze, bo Negan ma pojawić się jako główny wróg całej grupy, która teraz jest już dużo bardziej zjednoczona (i mniej liczna). Pytanie tylko, czy po tym wszystkim, co się wydarzyło, pokazanie, że Negan rzeczywiście jest tak wielkim zagrożeniem, będzie jeszcze możliwe.
Nie będzie to łatwe, ale mimo wszystko jest możliwe. Trudno jednak po tym odcinku zachować nawet urzędowy optymizm, że zobaczymy na ekranie realne i nowe zagrożenie dla całej grupy. Na pewno powrót zakończył kilka wątków – w tym oblężenie Aleksandrii. I to chyba jego jedyna duża zaleta.