Hity tygodnia: "American Crime Story", "Black-ish", "Dziewczyny", "Bliskość", "Wikingowie"
Redakcja
28 lutego 2016, 17:33
"Dziewczyny" – sezon 5, odcinek 1 ("Wedding Day")
Marta Wawrzyn: Prawdę powiedziawszy, wciąż jestem w lekkim szoku, jak bardzo podobał mi się ten odcinek. Blisko mu było do znakomitego "Beach House" z 3. sezonu – bohaterowie znów pojechali za miasto i znów musieli sobie radzić z nagromadzeniem emocji, nie mając za bardzo dokąd uciec.
Tym razem pretekst był jednak zupełnie inny – wesele Marnie. Właściwie już od pierwszego momentu, kiedy panna młoda grobowym głosem oznajmia, że będzie padać, wszystko zaczyna iść nie tak. Makijażystka zamienia kolejne bohaterki w zombi, Adam spotyka nowego chłopaka Hannah, Ray nie może przeboleć, że jego największa miłość wychodzi za mąż, Desi okazuje się "uciekającym panem młodym", a na dokładkę rzeczywiście zaczyna padać deszcz. Katastrofa murowana. A jednak jakimś cudem dziewczynom udaje się przezwyciężyć to wszystko wspólnymi siłami i na koniec – to naprawdę fantastyczna scena – wybiegają we czwórkę w płaszczach przeciwdeszczowych, by wydać Marnie za mąż, a zza chmur wychodzi słońce.
Lena Dunham udowodniła, że potrafi być znakomitą scenarzystką, bo w tych 25 minutach zawarła i od groma emocji, i parę znaczących wydarzeń, jak pocałunek Adama z Jessą. Nie zabrakło scen dziwnych, niezręcznych, wieloznacznych, ale i szalenie zabawnych. "Wedding Day" nie ma słabego punktu, od początku do końca jest to dobrze napisana historia, w której wszystko jest po coś. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się cieszyłam z powrotu tych irytujących dziewuch, jak w tym roku.
"American Crime Story" – sezon 1, odcinek 4 ("100% Not Guilty")
Michał Kolanko: Proces O.J. Simpsona pokazywany w tym serial jest niczym wojna: liczy się mobilizacja i spójność po jednej i drugiej stronie. W tym odcinku widzimy ogromne napięcia w dream team, ale i w zespole prokuratorów. Mieszanka ogromnych emocji, zainteresowania medialnego i polityki powoduje, że te napięcia są elementami całego procesu niemal tak ważnymi jak kolejne prawnicze manewry. I to "American Crime Story" świetnie pokazuje.
Eskalacja napięcia w dream team to też zderzenie Johna Travolty i Courtneya B. Vance'a. To również metafora polityczno-prawnej strategii wybranej przez obrońców Simpsona, stawiania coraz bardziej na kwestie rasowe, a nie tylko prawne. Odcinek trzyma w napięciu od samego początku, a jego ostateczny rezultat – i zmiany w zespole po stronie prokuratorów – ustawiają dalszą rozgrywkę.
Marta Wawrzyn: Jak zwykle wyśmienicie spisali się aktorzy – pod tym względem "American Crime Story" nie ma ani jednego słabego punktu – i jak zwykle nie zabrakło scen, które się pamięta i o których się dyskutuje. Mnie z jakiegoś powodu zapadła w pamięć zaimprowizowana konferencja prasowa Johnniego Cochrana u pucybuta, mocne momenty miał także sam O.J. Kończące odcinek pytanie o to, skąd oni wzięli czarnoskórego, i dumny uśmieszek Marcii Clark pokazują, jak absurdalna stała się ta rozgrywka.
Warto także zauważyć bardzo dobry występ Connie Britton w roli "przyjaciółki" Nicole Brown oraz rozmowę Marcii Clark z rodzicami Ronalda Goldmana, o którego śmierci nikt nie pamiętał wtedy i nikt nie pamięta dziś. Kolejny znakomity odcinek, kolejny hit. Nie mam większych wątpliwości, że tak będzie co tydzień.
"Bliskość" – sezon 2, odcinek 1 ("Hotels")
Marta Wawrzyn: Drugi powracający po przerwie komediodramat HBO i drugi hit. Przy czym tu nie ma zdziwienia, bo "Bliskość" przyzwyczaiła mnie do świetnych "małych" historii, w których emocje aż buzują. "Hotels" dzieje się kilka miesięcy po finale poprzedniej serii. Początkowo nie wiemy, gdzie jesteśmy, ani czy Michelle zdradziła męża, ale w miarę jak odcinek się rozkręca, wszystko się wyjaśnia i jak zwykle widać ogromne pogubienie życiowe bohaterów.
Najzabawniejsze i najsmutniejsze jednocześnie sceny należą do Tiny, która zachowuje się jak mała dziewczynka, walcząc uparcie o coś, co wcześniej sama wyrzuciła. W pamięć zapada zarówno scena karaoke, jak i ostatnia rozmowa w odcinku, w której Alex szczerze, prosto i bez ogródek mówi jej, że po prostu tak robić nie powinna. A dla niej oczywiście to szok.
Brett jako jedyny z całej czwórki wydaje się bardzo dokładnie wiedzieć, czego chce, problem w tym, że raczej tego nie dostanie. Im lepszym mężem i ojcem on będzie, tym bardziej Michelle zjadać będą wyrzuty sumienia. Katastrofa gotowa.
A ja strasznie się cieszę, mogąc znów to analizować. "Bliskość" to mały wielki serial, który naprawdę potrafi opowiadać o ludzkich emocjach i otwierać przed widzami drzwi, jakich inne seriale nie otwierają. Bywa tu i śmiesznie, i smutno, i pięknie, i zupełnie zwyczajnie. To samo życie – codzienne, ale i ekscytujące.
"Black-ish" – sezon 2, odcinek 16 ("Hope")
Bartosz Wieremiej: Napisanie, że był to dobry czy udany odcinek nie oddaje tego, co zaproponowali nam twórcy "Black-ish". Co więcej, w zasadzie wystarczyło jedno pomieszczenie i jedna telewizyjna transmisja kolejnej sprawy dotyczącej brutalności policji, aby rodzina Johnsonów nie pozwoliła oderwać się od ekranu. Niby pomysł na odcinek był prosty: jak wytłumaczyć bliźniakom wszystkie sprawy dotyczące przemocy policji na Afroamerykanach w ostatnich latach, a jednak udało się zrobić znacznie więcej, niż tylko wypowiedzieć kilka ogranych sloganów czy sprawić, że sitcomowa publiczność poczuła się ze sobą nieco lepiej. Zwyczajnie trafiono w ten trudny do osiągnięcia punkt, w którym komedia i żart dotykają czegoś prawdziwego, tragicznego i bolesnego.
Praktycznie w każdym momencie "Hope" działo się coś ważnego, jak monolog Dre (Anthony Anderson) o inauguracji Obamy i mieszanie się detali rozmaitych spraw z ostatnich lat, kiedy ofiarą policji padał, często nastoletni, Afroamerykanin. Bardzo ważna okazała się wielość opinii poszczególnych członków rodziny na to, co właściwie się dzieje, oraz niezwykle emocjonalna reakcja Zoey (Yara Shahidi), jakże pięknie później podsumowana przez Bow (Tracee Ellis Ross).
Niesamowicie się to oglądało, ale też było to bardzo świadome wyjście poza przyjemny czy wygodny dla wielu typ humoru.
"Jane the Virgin" – sezon 2, odcinek 12 ("Chapter Thirty-Four")
Marta Wawrzyn: "Jane the Virgin" opanowała w tym sezonie do perfekcji umilanie nam życia, kiedy za oknem szaro i ponuro. Za najnowszy odcinek odpowiadała debiutująca scenarzystka – Madeline Hendricks – i może właśnie stąd wzięło się wrażenie świeżości. "Chapter Thirty-Four" był i niesamowicie zabawny, i obfitował w wydarzenia.
Gina Rodriguez wymiatała jako Jane i w duecie z Petrą, i z gorącym profesorkiem, któremu naprawdę trudno było się oprzeć. Kogoś kropnęli, ktoś podjął bardzo trudną decyzję, ktoś pojawił się pod odpowiednimi drzwiami w odpowiednim momencie. #TeamMichael
Komentarze naszego ukochanego narratora były jeszcze zabawniejsze i trafniejsze niż zwykle – też kompletnie nie wiedziałam, komu ufać! – a i Rogelio ewidentnie miał znów dobry dzień. #FirstMaleFeminist, walczący u boku Susan B. Anthony o prawo kobiet do głosowania i uprawiania miłości – na taki tytuł nie zasłużył nawet Doktor Who, któremu podróże w czasie obce przecież nie są. Oby tak dalej!
"Wikingowie" – sezon 4, odcinek 2 ("Kill the Queen")
Andrzej Mandel: Po nieco słabszej premierze sezonu "Wikingowie" zaczynają się rozkręcać. Odcinek nie wyrósłby może ponad przeciętną dla serialu (choć ucieczka Flokiego odbywa się w przepięknych okolicznościach przyrody), gdyby nie Linus Roache i jego król Egbert. Zwróciliście uwagę, jak subtelnie i bezpośrednio zarazem podrywa własną synową Judith (Jennie Jacques)?
Jednak choć to właśnie w Anglii dzieje się najwięcej – rewelacyjnie wypadło zwłaszcza ratowanie Kwentirith, królowej Mercji – również poza nią mamy perełki, jak te związane z Rollo. Histeryczny śmiech Gizeli upokarzający jego starania, by stać się Frankiem, wbija się w pamięć (w uszy też). Ale moim zdaniem najlepiej wypadła scena, w której król Egbert używa biskupa do przekonania mnicha-nauczyciela, że kobiety mogą się uczyć iluminowania ksiąg. Chrześcijaństwo jest tak cudownie elastyczne, gdy władcy tego chcą, zauważyliście?
Jak dodamy do tego sceny wściekłości Ragnara związane z Flokim (który własną zazdrość okrasił ideologią cierpienia za wiarę, skąd my to znamy), to mamy naprawdę dobry odcinek. I nawet Bjorn go nie psuje…
"Broad City" – sezon 3, odcinek 2 ("Co-Op")
Marta Wawrzyn: Kompletnie szalone 20 minut o wyjątkowo tragicznym finale – bo jak inaczej nazwać sytuację, w której zostajesz pozbawiony na zawsze zdrowego jedzenia? Dziewczyny z "Broad City" tym razem zamieniły się rolami – Abbi została na kilka godzin Ilaną, Ilana udawała Abbi i okazało się, że nie wszystkich na tym świecie takie sytuacje bawią. Melissa Leo stanęła niewątpliwie na wysokości zadania, wcielając się w kobietę o nieograniczonej władzy i zerowym poczuciu humoru.
Ale nie tylko walka o zdrowe jedzenie bawiła – właściwie każda ze scen w "Co-Op" to komediowa perełka, począwszy od pierwszej rozmowy dziewczyn, której nie powtórzę, bo mi nie wypada, poprzez grę w kosza z grupką dzieciaków, aż po Ilanę histeryzującą na widok igły. Te dziewczyny mają w sobie tyle energii i tyle pomysłów, że mogłyby nimi obdzielić cały komediowy światek.