Pazurkiem po ekranie #114: Pogadajmy o Netfliksie
Marta Wawrzyn
17 marca 2016, 19:37
"Pazurkiem po ekranie, edycja netfliksowa" wyszła trochę przypadkiem, bo z powodu podróży zwyczajnie nie miałam czasu na oglądanie seriali. "American Crime Story" jutro będzie chwalił Andrzej, a tymczasem przyjrzyjmy się jeszcze raz, na spokojnie, temu wszystkiemu, co działo się wczoraj.
"Pazurkiem po ekranie, edycja netfliksowa" wyszła trochę przypadkiem, bo z powodu podróży zwyczajnie nie miałam czasu na oglądanie seriali. "American Crime Story" jutro będzie chwalił Andrzej, a tymczasem przyjrzyjmy się jeszcze raz, na spokojnie, temu wszystkiemu, co działo się wczoraj.
Netflix to korporacja. Taka ogromna, ze wszystkimi wadami i zaletami tego typu tworów. Piszę to dlatego, że ciągle się o tym zapomina. Firmę, która kiedyś wysyłała Amerykanom do domu filmy na DVD w czerwonych kopertach, a teraz stała się synonimem streamingu wideo, otacza kult, nie zawsze zrozumiały. Widać to było także wczoraj w Warszawie, gdzie do "apartamentu Netflix" (!) zleciało się mnóstwo dziennikarzy i wszyscy robili zdjęcia czerwonym poduszkom, netfliksowej wycieraczce, a także swoim rozmówcom, którzy gwiazdami przecież nie byli.
Dochodziło do rozmaitych absurdów – niektórzy bardzo chcieli być "pierwszymi w Polsce, którzy rozmawiali z Netfliksem" i z dumą przechadzali się po Warszawie z niedopiętymi rozporkami oraz czerwonymi pudełkami z napisem Netflix, inni poddawali się panującej atmosferze korporacyjnego luzu i objadali barek z wszystkiego, co nam proponowano, jeszcze inni próbowali opowiedzieć wszystkie swoje bolączki pracownikom europejskiego oddziału Netfliksa z Amsterdamu, jakby ci ludzie byli prezesem firmy we własnej osobie.
Też się tam zasiedzieliśmy, też spodobały nam się pluszowe poduszki, też daliśmy się karmić i poić, a na koniec jeszcze skorzystaliśmy z możliwości obejrzenia premiery 2. sezonu "Daredevila". Rozmowę, którą przeprowadziliśmy, znajdziecie tutaj – wiemy, że nie ma tu wszystkiego, bo spytanie o wszystko zwyczajnie nie jest możliwe, kiedy jest tłum dziennikarzy i ograniczony czas na pytania. Przykładowo materiał na Spider's Webie jest trochę inny niż nasz, skupiono się na innych kwestiach, a i przedstawiciel Netfliksa mówił co innego (co zapewne wynikało z innych pytań).
Faktem jest jedno: nie powiedziano nam niczego konkretnego. Ale też z tego braku konkretów dało się wywnioskować jedno: Netflix z Polski nie ucieknie, będzie się rozwijał, polskie napisy będą dodawane (na pewno będzie je miał 2. sezon "Daredevila"), "House of Cards" pominięte nie zostanie. Ten brak strategii jest strategią – tak to wygląda wszędzie, tak to też wyglądało na początku w USA (i wyobraźcie sobie, że jestem wystarczająco stara, by to pamiętać). Netflix rośnie w każdym kraju, w którym jest przez dłuższy czas, licencje są dokupowane albo się kończą, więc zawartość cały czas się zmienia.
Z rozmów, które przeprowadziliśmy off the record, wynika, że teraz firma będzie inwestować raczej w produkcje oryginalne, niż walczyć o licencje, ale też przyznawano, że sytuacja, w której cały świat mógłby oglądać to samo bez żadnych przeszkód, jest dla Netfliksa spełnieniem marzeń i celem długofalowym. Świetnie, bo dla nas też.
Przeszkód jest bardzo wiele – przede wszystkim to, że licencje są posprzedawane polskim stacjom na lata i nieważne, czy Netflix będzie walczył, czy nie, pewnych tytułów, które w USA są dostępne i w TV, w i w internecie, na polskim Netfliksie prędko nie będzie. Amerykanie rozdają tutaj karty, a reszta świata to, cóż, wciąż tylko reszta świata.
O tym, że jesteśmy tylko "resztą świata" – nie mylić z "trzecim światem", bo naprawdę nie ma żadnej różnicy pomiędzy tym, jak Netflix podchodzi do Polaków i na przykład Francuzów – przekonaliśmy się, kiedy przed pokazem "Daredevila" dostaliśmy do podpisania papiery, mówiące że niczego nie zdradzimy. Tak, tak – żadnych przedpremierowych recenzji! Przedziwna sprawa, zwłaszcza że amerykańskich recenzji nowej serii "Daredevila" można znaleźć w sieci od groma i trochę. A ja nie mogę Wam nawet powiedzieć, czy mi się podobało, czy nie! Cóż, skoro jednak mam milczeć, będę milczeć aż do rana.
Nie odpowiem Wam też sensownie na pytanie, czy z Netfliksa korzystać, czy nie. Na pewno jest u nas drogo w porównaniu choćby z USA i ta cena się nie zmieni (ale też nie zostanie podniesiona, kiedy będzie więcej treści). Z drugiej strony Netflix nie ma nic przeciwko temu, żeby z jednego konta korzystało kilka osób – tak robią Amerykanie, tak robimy my na Serialowej i staramy się na swój los nie narzekać. Nie tylko Polacy są poszkodowani – nasza wczorajsza rozmówczyni była z Francji i opowiadała nam, że w jej kraju było dokładnie takie samo zamieszanie przed premierą "House of Cards" jak u nas. Tak to już bywa, kiedy próbuje się ogarniać cały świat naraz. Tego, co robi Netflix, nie robił na taką skalę nikt, a Wy możecie się temu tylko przyglądać, nie musicie za to płacić.
I prawda jest taka, że większość z Was pewnie za Netfliksa nie zapłaci, z czego Netflix dobrze sobie zdaje sprawę. Wczoraj spędziłam trochę czasu w miłym towarzystwie Sylwii Czubkowskiej z "Gazety Prawnej", która powtarzała mi to, co dziś przeczytacie w jej artykule – że żadnej rewolucji Netflix nie zapoczątkował, bo miliony Polaków i tak wybiorą pirackie VoD. Wynika to z bardzo wielu uwarunkowań, również ekonomicznych, i amerykański gigant to wie. Ale po prostu robi swoje i traktuje cały świat tak samo, ponieważ ma to prawdopodobnie ma najwięcej sensu z logistycznego punktu widzenia.
Coś takiego jak Netflix Polska nie istnieje, podkreślano to wczoraj wiele razy. Ale też widać było chęć uczenia się o naszym rynku. Po raz pierwszy mi się zdarzyło, że podczas wywiadu rozmówca zadawał pytania mnie, uważnie słuchał odpowiedzi i na dodatek jeszcze robił notatki. Kilka godzin po naszej porannej rozmowie znów wpadłam na Cecile Fouques i usłyszałam entuzjastyczne: "Pytałam dziś wielu dziennikarzy o Polskę i dowiedziałam się ciekawych rzeczy!". To podejście, które cieszy, i myślę, że jeśli nie wydarzy się nic nieprzewidzianego – na przykład stacje telewizyjne nie zaczną zwalczać Netfliksa i odmawiać mu licencji na swoje produkcje – to zaprocentuje.
Zaskoczyło mnie wczoraj kilka rzeczy. Przede wszystkim to, jak bardzo "korporacyjny" wydaje się Netflix, kiedy już próbujesz z nim rozmawiać jak człowiek. Jako Serialowa mamy do czynienia ze wszystkimi polskimi kablówkami, agencjami, które je reprezentują itp., i siłą rzeczy często musimy się przebijać przez korporacyjną nowomowę. Te nasze codzienne zmagania to jednak nic w porównaniu z tym, jak bardzo wczoraj unikano odpowiedzi na nasze pytania i jak często powtarzano nam te same formułki.
Netflix to korporacja, która próbuje nam sprzedać pewien produkt. Otaczanie jej kultem jest nieporozumieniem. Ja Netfliksowi w tej chwili płacę głównie po to, żeby oglądać bez przeszkód wszystkie jego oryginalne produkcje. Nie mam czasu ani ochoty kombinować, ale jeśli już serwisowi się płaci, spokojnie można wykorzystywać wszystkie "dziury", które pozostawiono użytkownikom. Netflix i dobrze wie o VNP-ach – nikogo ani przez sekundę nie zdziwiło to, że znamy na wyrywki wszystkie netfliksowe seriale, choć teoretycznie mieliśmy tylko dwa miesiące, aby się z nimi zapoznać – i nie bez powodu pozwala na pożyczanie haseł. Porzucanie konta na miesiąc to też żaden grzech, podobnie jak zawieszanie i odwieszanie go co jakiś czas, w miarę jak pojawia się coś interesującego. Nie tylko "Polaki cebulaki" tak robią, tak kombinują dosłownie wszyscy.
A jeśli nie chcecie ani kombinować, ani w ogóle płacić, to też Wasze prawo. W tym wszystkim, co się dzieje wokół Netfliksa, jest za dużo emocji. Pamiętacie taką akcję "HBO GO, weź nasze pieniądze"? HBO GO łaskawie nasze pieniądze wzięło (choć w Polsce nadal różnie bywa z dostępnością serwisu bez kablówki), nasze pieniądze łaskawie wziął też Netflix. Oba serwisy oferują nam tyle, ile są w stanie zaoferować w dostępnych ramach. W przypadku HBO GO to praktycznie wszystko, co produkuje HBO (nie ma "Oz" czy "Deadwood"). W przypadku Netfliksa to wszystko, co produkuje Netflix (choć nie zawsze po polsku), i jeszcze trochę. Obejście problemu pod tytułem "Mamy internet globalny, w którym obowiązują absurdalne prawa lokalne" to wciąż gigantyczne wyzwanie, nawet dla tych, którzy mają miliardy. Nie dziwi mnie to, co wczoraj słyszałam wiele razy – że Netflix stawiać chce na razie przede wszystkim na własne produkcje. Też bym tak robiła, gdybym miała miliardy i cały świat do ogarnięcia.
A widoki mamy takie. #netflix #warszawa
Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika marta wawrzyn (@pazurkiem)
Cała reszta jest wielkim chaosem, który w końcu zostanie uporządkowany, bo klienci głosują klikami i nawet w krajach bogatszych niż Polska nie mają do wydania gór kasy na oglądanie seriali. Na naszych oczach dzieje się rewolucja i choć na pewno Netflix trzyma rękę na pulsie, to niestety nie ma nieograniczonych zasobów. I to widać. To, że wczoraj pozwolono dziennikarzom poprzytulać się do czerwonych poduszek i popatrzeć na Warszawę z góry, wiele nie zmieni. Ani my, ani żaden inny serwis nie będzie z tego powodu pisać o Netfliksie lepiej ani gorzej. Jeżeli pojawi się kolejne "Fuller House", znów zastrajkujemy po trzech odcinkach i nie wrócimy do serialu, nawet gdyby miał być kontynuowany. Jeżeli pojawi się nowy hit, będziemy się nim zachwycać, tak jak teraz zachwycamy się chociażby "American Crime Story" (choć pewnie nie przez tyle tygodni, bo netfliksowy system wypuszczania premier powoduje, że recenzowanie odcinków nie ma sensu).
I błagam, przestańcie nas pytać każdego dnia, kiedy będą polskie napisy do "House of Cards". Oficjalna odpowiedź Netfliksa – mamy nagranie! – brzmi: "Będą, ale nie wiemy kiedy". To już Wasza decyzja, czy taka odpowiedź Was satysfakcjonuje, czy nie. Ja potrafię wybaczyć Netfliksowi wiele – podobnie jak wybaczam HBO GO zacinający się player i to, że nie da się oglądać niczego na Chromebooku – bo uważam, że to jest przyszłość. To dzięki takim serwisom seriale są dostępne legalnie i (mniej lub bardziej) wygodnie dla każdego, także dla tych, którzy nie posiadają telewizora, bo nie widzą takiej potrzeby. Ale kilka lat jeszcze minie, zanim ten rynek wreszcie się ucywilizuje w Polsce.
***
A co Was spotkało w tym tygodniu? Piszcie, komentujcie i koniecznie zaglądajcie do nas na Twittera, bo tam dzieje się najwięcej. Do następnego!