Seryjnie oglądając #50: Rękawiczka w roli głównej
Andrzej Mandel
18 marca 2016, 22:02
To był dobry tydzień, przynajmniej serialowo, bo grypa nigdy nie jest przyjemna. Przy okazji, dostało mi się od Was za brak spoilerów i sumituję się – następnym razem w przedpremierowych recenzjach będę sypał spoilerami z rękawa. Dziś uważajcie na spoilery z "The Americans", "American Crime Story" czy "The Night Manager".
To był dobry tydzień, przynajmniej serialowo, bo grypa nigdy nie jest przyjemna. Przy okazji, dostało mi się od Was za brak spoilerów i sumituję się – następnym razem w przedpremierowych recenzjach będę sypał spoilerami z rękawa. Dziś uważajcie na spoilery z "The Americans", "American Crime Story" czy "The Night Manager".
Interesujące, że wyczekiwany przeze mnie "Bosch" jakoś ciągle przegrywa z życiem codziennym – jak nie grypa, to praca. A jak już siądę (względnie położę się) oglądać, to zaraz ktoś dzwoni. Urok jakiś czy co? Harry Bosch miał mi uprzyjemnić oczekiwanie na "The Americans", a tymczasem jeszcze prawie 40 procent sezonu przede mną. A jest co oglądać, bo akcja wciąga zdecydowanie bardziej niż w pierwszym sezonie. Klasycznie, zabójcę znamy (z widzenia) od samego początku, ale tym co jest najważniejsze jest dochodzenie i to toczy się nie tylko w LA, ale także w Las Vegas. Jedna uwaga – nie warto wkurzać Harry'ego Boscha. Serio. Wściekły działa na zimno i precyzyjnie.
Smaczkiem w "Boschu" jest ukłon w stronę "American Crime Story: Sprawa O.J. Simpsona" – kiedy dziennikarka "LA Timesa" dzwoni do Harry'ego, kamera nim najedzie na jej twarz prześlizguje się po czołówce gazety z momentu ogłoszenia wyroku. Naprawdę dobry pomysł i łatwy do przeoczenia ukłon w stronę serialu Ryana Murphy'egp. Przy okazji już wiem, że "Bosch" całym sezonem trafi do naszych hitów tygodnia, bo nie da rady zepsuć tak dobrego wrażenia.
"American Crime Story", choć w tym tygodniu zostało przyćmione przez inny serial (o czym już za chwilę), znów wypadło bardzo dobrze. Główną rolę odegrała tym razem rękawiczka (tego szczegółu procesu nie pamiętam, ale cóż, to było dość dawno temu) i ważna postać – Christopher Darden. Powiem wprost, moim zdaniem Darden był wzięty do zespołu prokuratorów jako czarnoskóra paprotka (i takie głosy widać w komentarzach do sprawy), ale też udowodnił, że potrafi coś więcej niż osłabiać niemiłe dla ławników wrażenie, że białasy chcą pogrążyć czarnego. Kwestie rasowe są i były w USA niezwykle istotne, a Chris Darden właśnie dzięki rękawiczce stał się sławny, pomimo porażki na sali sądowej.
Amerykanie dokładnie badają, jak zgodne z rzeczywistością są odcinki i wychodzi im, że scena z rękawiczką jest bardzo dokładna. A przy tym, cholera (wybaczcie mój klatchiański), ależ to się oglądało. Przynajmniej ja oglądałem niemalże z otwartymi ustami. Przy okazji, w oko wpadł mi fakt, że obok O.J. Simpsona w rzeczywistości stał czarny policjant. W serialu, spójrzcie na czołowe zdjęcie u góry.
Wydawałoby się, że opowiadanie znanej historii, w której udział brali przecież znakomici "aktorzy", nie ma prawa być lepsze od niej samej. Tymczasem "American Crime Story" nie tylko ponownie zainteresowało publikę dawną sprawą i wyciągnęło z względnego niebytu jej bohaterów, ale wręcz przyćmiło to, co działo się przeszło dwadzieścia lat temu. Przy okazji, nie wiem czy zwróciliście uwagę, jak świetnie zagrał David Schwimmer?
Jednak "American Crime Story" przegrało w tym tygodniu z innym serialem FX, nie tylko w moich oczach. Nowy sezon "The Americans" zaczął się z tak wysokiego C, że ciężko będzie to przebić – prawie 100/100 na Metacritic to jest naprawdę osiągnięcie. Gdy przeglądałem oceny, zauważyłem, że tylko jeden krytyk odważył się dać notę, którą można uznać za niską, bo "tylko" 70. Wiele seriali marzy o takich "niskich" notach. Na przykład "11.22.63".
Nie znalazłem w "The Americans" ani jednego słabego punktu, choć bardzo "kibicowałem" tu Ninie i wątkowi toczącemu się spokojnie w Związku Radzieckim. Tymczasem tam również pojawiło się coś interesującego – nie spodziewałem się, że będąca w dość delikatnej sytuacji Nina odważy się tak wysoko zagrać. Jaki jest tego cel, przekonamy się zapewne niedługo, a tymczasem w pamięci i tak zostaje przede wszystkim Philip i jego eufemistyczne określenie tego, co zrobił w dzieciństwie. Tak, będę się długo zachwycał, bo jest czym.
Pozostając przy zachwytach, warto pamiętać także o "The Night Manager", a zwłaszcza o scenie, w której Roper mówi do Jonathana: "Nie muszę ci ufać. To mój wybór, że ci ufam". Zachwyca mnie to, jak budowane jest napięcie w tym serialu, Anglicy naprawdę potrafią, a Hugh Laurie w szczególności. Przy tym niepokojąco realistycznie wypadło przedstawienie korupcji toczącej nawet najwyższe kręgi wywiadu Jej Królewskiej Mości.
W wolnej chwili zdążyłem się jeszcze – to był naprawdę dobry tydzień – nacieszyć "Daredevilem", a dokładniej sceną, w której Matt Murdock gra w bilard z Karen. Było to równocześnie subtelne i bezpośrednie zarazem. I seksowne, przede wszystkim.
A co Wy oglądaliście w tym tygodniu? Piszcie, komentujcie i zaglądajcie do nas na Twittera. Do zobaczenia za tydzień!