Pazurkiem po ekranie #116: W kierunku finałów
Marta Wawrzyn
31 marca 2016, 21:32
W tym tygodniu akcja zagęściła się w "Shameless", "American Crime Story" czy "Żonie idealnej". Kolejny świetny odcinek zaliczyły "Dziewczyny", a w "Better Call Saul" pojawiła się wskazówka związana z Omaha. Uwaga na spoilery!
W tym tygodniu akcja zagęściła się w "Shameless", "American Crime Story" czy "Żonie idealnej". Kolejny świetny odcinek zaliczyły "Dziewczyny", a w "Better Call Saul" pojawiła się wskazówka związana z Omaha. Uwaga na spoilery!
Dzisiejszy przegląd zaczynamy od "Dziewczyn", które naprawdę mnie zaskoczyły. 5. sezon od początku pozytywnie się wyróżnia, ale to właśnie odcinek w całości poświęcony Marnie błyszczy w nim najjaśniej. Najbardziej chyba nielubiana bohaterka serialu w ciągu niecałych 30 minut przemieniła się w magiczny sposób w człowieka, a przy okazji zobaczyliśmy powrót kogoś, kogo nie spodziewaliśmy się już ujrzeć w "Dziewczynach".
Christopher Abbott bardzo się zmienił, podobnie jak jego bohater, Charlie. Był taki moment kiedy miałam nadzieję, że to jest to, ta dwójka właśnie się odnalazła i będzie żyła długo i szczęśliwie, a my nigdy już nie będziemy musieli oglądać Desiego i jego eyelinera. To jednak była ułuda – potencjalnie romantyczna przygoda zakończyła się mocną pobudką, a Marnie, mając lat 25 i pół, zrozumiała przynajmniej, czego na pewno nie chce. Uff.
Uwielbiam takie odcinki – w "Dziewczynach" i poza nimi – ale chyba jeszcze lepsza od momentami zaskakujących przygód Marnie i Charliego była ostatnia scena. Marnie tak po prostu włazi Hance do łóżka, jak za dawnych czasów, ta na moment się budzi, rozpoznaje ją i po prostu wraca do spania. No cudeńko! Jeszcze raz ukłony dla Leny Dunham, która wciąż ma dużo świetnych pomysłów.
Druga moja ulubiona scena tego tygodnia to szaleństwo, które rozegrało się w "Shameless" przy dźwiękach hymnu ZSRR. Svetlana zdecydowanie wyrosła na jedną z najciekawszych bohaterek serialu i lepiej, żeby nikt jej nie deportował. A i Kevin był niesamowicie zabawny, kiedy odkrywał uroki potencjalnego życia w trójkącie.
Przede wszystkim jednak w tym tygodniu "Shameless" było mnie w stanie nieźle przerazić, kiedy Frank zlecił zabójstwo jedynego człowieka, który był w stanie mu się przeciwstawić i to tak wprost, bez ściemniania. Nie potrafię sobie wyobrazić, co będzie, jeśli Sean rzeczywiście zginie. Za to wydaje mi się, że gdyby serial teraz, w tym momencie odstrzelił Franka, nikomu nie byłoby go żal, nawet jeśli oznaczałoby to stratę Williama H. Macy'ego.
Pewnym krokiem ku finałowi zmierza "Żona idealna", a Alicia coraz wyraźniej widzi, czego chce. Wydaje się, że jej odpowiedź na uprzejmą prośbę Petera, aby jeszcze trochę poudawali publicznie prawdziwe małżeństwo, może być tylko jedna. Coś pomiędzy "nie, dziękuję" a "idź do diabła". Mogę się mylić, oczywiście, w końcu większości twistów w "Żonie idealnej" nie przewidziałam, jednak wydaje mi się, że jeśli ta historia ma mieć moc, powinna zakończyć się upadkiem Petera i wzięciem przez jego małżonkę sterów w swoje ręce.
Przy okazji chciałabym dodać, że nie ma bardziej wdzięcznego widoku na świecie niż Julianna Margulies i Jeffrey Dean Morgan, baraszkujący razem w pościeli. Dla Was to może być Negan z "The Walking Dead", ja pewnie jeszcze długo będę w nim widzieć lekko niegrzecznego chłopca, który spodobał się Alicii Florrick.
Kolejny fantastyczny odcinek zaliczyło "American Crime Story". To serial, który pruje przed siebie niczym dobrze naoliwiona maszyna, w każdym odcinku pokazując trochę inny aspekt tego samego szamba, jakim była sprawa O.J.-a Simpsona. Taśmy Fuhrmana ostatecznie pogrzebały szanse prokuratury na wsadzenie futbolisty za kratki i nieważne, że ławnicy usłyszą tylko dwa zdania z 13 godzin. To bez znaczenia, słowo na N ma ogromną moc. Nawet showman i iluzjonista doskonały, Johnnie Cochran, dał się ponieść emocjom i tym razem to były prawdziwe emocje. Jego to naprawdę bolało, a powody poznaliśmy bardzo dobrze parę odcinków wcześniej.
"American Crime Story" precyzyjnie i obrazowo pokazało jedno – że w sprawie O.J.-a najmniej chodziło o morderstwo i jego ofiary. Tak się nieszczęśliwie złożyło, że to właśnie podczas tego procesu, relacjonowanego przez długie miesiące praktycznie w czasie rzeczywistym przez wszystkie media, doszło do zderzenia dwóch Ameryk. Oni kontra my. Czarni kontra biali. Opresyjne organy ścigania kontra dyskryminowana mniejszość. Marcia Clark walcząca o prawdę i sprawiedliwość nie miała szans.
Richie Finestra spotkał Króla i jejku, cóż to był za przykład zmarnowanego potencjału! "Vinyl" niesamowicie mi się podobał w zeszłym tygodniu – nie dość że to był cudownie odrealniony odcinek z mocną końcówką, to jeszcze Trzynastka całowała się z Katrine z "Borgen" – i gdyby taki pozostał, byłabym zachwycona. Niestety, w tym tygodniu postanowiono nam zaserwować słabszą wersję kalifornijskich wypraw Dona Drapera.
Sytuację mógł uratować podstarzały Elvis, ale coś tu mocno zazgrzytało. Król od jakiegoś czasu nie był już wtedy sexy, czemu więc Richie był jedynym człowiekiem, który tego nie wiedział? A finałowy zwrot akcji można było pokazać nieco subtelniej – gdyby to było "Mad Men", dowiedzielibyśmy się za kilka odcinków, kto jest odpowiedzialny za zniknięcie kasy w Vegas, a w międzyczasie i tak nie moglibyśmy oderwać oczu od ekranu. "Vinyl" traktuje widzów łopatą, bo widać myśli, że tak zdobywa się masową publikę. Szkoda, że oglądalność temu przeczy.
Daleki od łopatologii jest za to "Better Call Saul", w którym zupełnie mimochodem i na marginesie pojawiła się informacja, że Kim Wexler pochodzi gdzieś z okolic Omaha. Być może więc Jimmy, po zakończeniu swojej przygody z Nowym Meksykiem, wyjechał właśnie tam w poszukiwaniu happy endu. A może odkupienia, w końcu nie wiemy, co się stało z Kim. "Better Call Saul" niewątpliwie nie spieszy się z wykładaniem kart na stół i naprawdę to się chwali.
A co Was spotkało w tym tygodniu? Piszcie, komentujcie i koniecznie zaglądajcie do nas na Twittera, bo tam dzieje się najwięcej. Do następnego!