Hity tygodnia: "American Crime Story", "Shameless", "Banshee", "The Americans", "Dziewczyny"
Redakcja
3 kwietnia 2016, 15:30
"Dziewczyny" – sezon 5, odcinek 6 ("The Panic in Central Park")
Marta Wawrzyn: Najlepszy odcinek "Dziewczyn" od dawna, który praktycznie w całości należał do Allison Williams, docenionej za ten występ przez TVLine. Rzeczywiście była świetna, ale chyba jeszcze bardziej podziwiam Lenę Dunham jako scenarzystkę. To wielka sztuka w niecałe 30 minut postawić na głowie całe życie jednej z głównych postaci, przywrócić tak po prostu bohatera, którego nie widzieliśmy od dawna, pokazać po drodze parę zaskakujących sytuacji i jeszcze zakończyć to wszystko w mądry, ciepły sposób.
Przede wszystkim irytująca do tej pory Marnie, mając lat 25 i pół przemieniła się w jedną noc w dojrzałą osobę, a z niespodziewaną pomocą przyszedł jej dawny chłopak, Charlie. Na początku niełatwo było go poznać – bo zmienił się i bohater, i Christopher Abbott – ale kiedy już rozpoczęła się ich wspólna wędrówka po Nowym Jorku, trudno było się oprzeć pokusie kibicowania tej parze.
Zakończyło się mocnym powrotem do rzeczywistości, ale przynajmniej jedno mamy z głowy: Desiego i jego eyeliner. Marnie zrobiła odważną rzecz i nawet jeśli wróci do życiowego gubienia się, będzie mądrzejsza, silniejsza i z pewnością odrobinę mniej wkurzająca. I na pewno będzie miała po swojej stronie przyjaciółkę. Ostatnia scena, w której Marnie tak po prostu wpakowała się Hannah do łóżka, była chyba jeszcze lepsza niż wszystko, co zobaczyliśmy wcześniej – mądra, ciepła, sympatyczna i po prostu perfekcyjna.
"Dziewczyny" mają świetny sezon, i to w momencie kiedy już przestaliśmy się chyba spodziewać, że wrócą do formy z początków. A "The Panic in Central Park" wypada w tym świetnym sezonie najświetniej.
"American Crime Story" – sezon 1, odcinek 9 ("Manna From Heaven")
Michał Kolanko: Niczym rozpędzona lokomotywa "American Crime Story" zmierza do swojego finału. W przedostatnim odcinku – to już truizm w kontekście tego serialu – napięcie sięga zenitu. Tym razem za sprawą ujawnienia taśm Marka Furhmana i ich eksplozywnej treści. "To manna z nieba" – krzyczy w pewnym momencie Johnnie Cochran. Ten jego tryumfalny okrzyk najlepiej pokazuje nowy układ sił między prokuraturą a obroną. Ale w tym odcinku zobaczyliśmy coś jeszcze: jak działa system prawny innego stanu, czyli Karoliny Północnej. Dla Johnniego zderzenie z "mentalnością Dixie" – pokazane w typowy dla serialu wirtuozerski sposób – jest bolesne.
"American Crime Story" w perfekcyjny sposób pokazuje emocje, ale i nimi rozgrywa. To teatr – ale taki, od którego nie jesteśmy w stanie się oderwać. Scena, w której Fuhrman podnosi Piątą Poprawkę w odpowiedzi na pytania, na pewno na długo zapadnie w pamięć wszystkim widzom, nawet tym, którzy dobrze pamiętają proces O.J.-a. Twórcy "American Crime Story" pokazują, że mieli pomysł, który potrafili pokazać bez spadku jakości w dziewięciu (i niemal na pewno w kolejnym) odcinkach. To rzadkie we współczesnym świecie, ale jak widać możliwe.
Mateusz Piesowicz: "American Crime Story" to serial pełen paradoksów. Im bliżej finału – a ten już za moment – tym bardziej zdaje się on odchodzić od swojego meritum, a więc O.J.-a Simpsona. Tym razem za cel obrano sobie wyjątkową gnidę, czyli detektywa Marka Fuhrmana (Steven Pasquale), fundując nam przy tym kolejny proces w ramach procesu.
Zanim jednak trafiliśmy z powrotem na salę sądową, odbyliśmy pouczającą wycieczkę do Karoliny Północnej, czyli miejsca, w którym nie działają sztuczki Johnniego Cochrana. Ten krótki, z pozoru mało znaczący fragment, pozostawił mnie jednak ze sporą wątpliwością. Czy to co czuję, to bardziej satysfakcja z tej małej porażki obrońcy Simpsona, czy współczucie, że ten mur, o którym tak kwieciście opowiada podczas procesu w Los Angeles naprawdę istnieje i nie wygląda na chylący się ku upadkowi?
Cały odcinek zresztą można sprowadzić do tych wątpliwości, bo twórcy zagrali sobie w nim na naszych emocjach w sposób bardzo brutalny. Proces Simpsona w jednej chwili przemienił się w proces Fuhrmana i nawet słuszne oburzenie Chrisa Dardena (Sterling K. Brown aktorsko wygrał ten odcinek) zeszło gdzieś na drugi plan. Podobnie zresztą jak morderstwo i morderca, który miał być o nie sądzony – takiej manny z nieba obrońcy nie mogli oczekiwać nawet w najlepszym dla siebie scenariuszu.
Bartosz Wieremiej: Taśmy, wycieczka poza Los Angeles, wizyty na innych salach sądowych niż ta sędziego Ito (Kenneth Choi) – napięcie w tym odcinku wciąż wzrastało. W "Manna from Heaven" zobaczyć mogliśmy świetne sceny w windzie i w sądach. Wybuchy Dardena (Sterling K. Brown) były wręcz piorunujące, tak jak i jego wyjście z sali sądowej, kiedy na miejscu dla świadka ponownie usiadł Mark Fuhrman (Steven Pasquale).
Kto by pomyślał, że wokół taśm magnetofonowych da się zbudować taki odcinek. Były w nim momenty szokujące, choć może najbardziej zaskoczyła radość Simpsona (Cuba Gooding Jr.) już na samym końcu, kiedy przebierał się przed powrotem do więzienia. Przed nami tylko jedna godzina, najoczywistsza ze wszystkich, w końcu wyrok jest powszechnie znany. A jednak wręcz nie mogę jej się doczekać.
"Banshee" – sezon 4, odcinek 1 ("Something Out of the Bible")
Marta Wawrzyn: "Banshee" na początku finałowego sezonu pojechało po bandzie. Minęły dwa lata, zmieniło się praktycznie wszystko, a na dokładkę jeszcze kropnęli jedną z naszych ulubionych bohaterek. Wciąż pozostaję w lekkim szoku, po tym co zobaczyłam, ale muszę powiedzieć, że podziwiam twórców. Ci ludzie mają jaja, wiedzą, co chcą zrobić z tą historią, nie mam więc innego wyjścia niż im zaufać, zapiąć pasy i dać się ponieść.
"Something Out of the Bible" oglądało mi się świetnie, choć poczucie szoku dominowało i chyba wciąż dominuje. Swoje momenty mieli Hood i Proctor, parę fajnych one-linerów rzucił Sugar, Carrie udowodniła, że mogłaby grać kobiecą wersję Punishera, a Kurta zdecydowanie chcę oglądać jako jednego z głównych bohaterów sezonu. Nie mogę się doczekać ciągu dalszego i kurcze, powiedzcie mi już lepiej, co z tym Jobem!
"Thirteen" – odcinek 5
Mateusz Piesowicz: Zaskakująco mocno wypełniony akcją finał miniserialu, który do tej pory skupiał się raczej na emocjach. Tego przyspieszenia nie można jednak uznawać za wadę, bo ponowne porwanie i próby ucieczki Ivy Moxam oglądało się z przyspieszonym biciem serca aż do ostatniej sekundy, a przy okazji mogliśmy zobaczyć, jaką ewolucję przeszli tutejsi bohaterowie w ciągu tych pięciu odcinków.
"Thirteen" okazało się naprawdę niezłą próbą niekonwencjonalnego podejścia do ogranego tematu i pokazało, że kryminał nie zawsze musi kroczyć jedną, dobrze wydeptaną ścieżką. Całość nie uniknęła wad i pewnych uproszczeń spowodowanych krótkością serialu, ale i tak stanowi bardzo ciekawą alternatywę dla pospolitych procedurali lub produkcji, w których jeden zwrot akcji goni drugi.
Postawienie na dobrze napisane postaci i skupienie uwagi na ofierze zamiast oprawcy pozwoliło wniknąć bardzo głęboko w psychikę bohaterów (nie tylko Ivy), co zdecydowanie nie jest regułą współczesnej telewizji. Wypada sobie tylko życzyć, żeby takich produkcji powstawało, jak najwięcej.
"Better Call Saul" – sezon 2, odcinek 7 ("Inflatable")
Mateusz Piesowicz: Saul Goodman żyje? Jeszcze nie, ale jego narodziny zbliżają się wielkimi krokami i kolorowymi garniturami. Sztuczki, jakie zastosował Jimmy, by dopiąć swego i zostać wyrzuconym z Davis & Main były równie barwne, co krawaty naszego wyczekiwanego prawnika, ale przede wszystkim okazały się skuteczne. Bohater wrócił więc do ciasnego, ale własnego kąta w salonie kosmetycznym, który będzie zapewne tylko krótkim przystankiem – trochę szkoda, bo biurko z cocobolo pasuje tam (prawie) idealnie.
Zasadnicze pytanie brzmi jednak, jaką rolę w tym wszystkim odegra Kim. Bo ani Wexler/McGill, ani Wexler & McGill nie mają przed sobą świetlanej przyszłości, co do tego nie mamy chyba żadnych wątpliwości. Czyżby wszystkie drogi naprawdę prowadziły do Omaha?
Marta Wawrzyn: Zachwyciła mnie ta Omaha, wrzucona przecież do odcinka zupełnie mimochodem i nie taka łatwa do rozgryzienia nawet dla tych, którzy znają mapę Stanów Zjednoczonych. Nie sądzę, żeby Vince Gilligan i spółka to wszystko zaplanowali, już tworząc ostatnie odcinki "Breaking Bad", ale niesamowite jest to, jak zgrabnie łączą ze sobą rozmaite, zdawałoby się, odległe od siebie punkty.
Saul Goodman narodzi się pewnie w okolicach finału, ale tak naprawdę istniał już w latach 70., kiedy mały Jimmy podjął decyzję, że nie chce być w życiu owieczką.
"The Americans" – sezon 4, odcinek 3 ("Experimental Prototype City of Tomorrow")
Andrzej Mandel: Kolejny odcinek "The Americans" i kolejny hit. Perypetie Philipa i Elizabeth naprawdę trzymają poziom. Ten odcinek zaczął się od "trzęsienia ziemi" w postaci całkiem szczerej rozmowy dwojga szpiegów z pastorem Timem, a potem było już tylko bardziej emocjonująco. Choć główny wątek jest oczywiście najważniejszy, to warto zwrócić uwagę na to, jak zagęszcza się atmosfera wokół Marthy, która już jest w kręgu podejrzeń Stana, jakby nie było sąsiada naszych ulubionych szpiegów.
Nawet bez znakomitego, choć niezwykle krótkiego, wejścia Margo Martindale ten odcinek był hitem (i nawet jeżeli zaczniemy się zastanawiać nad snem Niny, który wypadł słabo, ale ten wątek też czemuś służy). Zostawiono nas z solidnymi emocjami na koniec. To jest serial, który się naprawdę znakomicie ogląda.
Przy okazji, zwróćcie uwagę, w co grał Henry.
"The Night Manager" – sezon 1, odcinek 6
Bartosz Wieremiej: To był bardzo satysfakcjonujący finał i niesamowity powrót do pewnego hotelu w Egipcie. Mnóstwo rzeczy się zdarzyło, a pewne wyładowane po brzegi ciężarówki tak po prostu wyleciały w powietrze. Otrzymaliśmy także szczęśliwe zakończenie, choć oczywiście nie było ono zbyt szczęśliwe dla Dicky'ego Ropera (Hugh Laurie) – ów chyba jednak wolałby skończyć w prawdziwym więzieniu.
Może właśnie to najbardziej zaskakiwało w finale "The Night Manager". Twórcy serialu postanowili nie serwować nam jakiegoś zwrotu akcji, który spowodowałby, iż ktoś z głównych bohaterów np. straciłby życie, a samo zwycięstwo okazałoby się raczej pyrrusowe. Tymczasem Pine/Birch (Tom Hiddleston) przygotował bezlitosny plan i wykonał go w pełni, pozbawiając swojego adwersarza praktycznie wszystkiego. Fantastyczna była też Angela Burr (Olivia Colman) – pomyślcie, o ile mniej ciekawy byłby to miniserial, gdyby zamiast niej pojawił się książkowy Leonard.
Andrzej Mandel: Bardzo dobry, trzymający w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty odcinek finałowy "The Night Manager" był godnym zakończeniem całej miniserii. Wszystkie elementy wskakujące po kolej na swoje miejsca w poprzednich odcinkach ułożyły się precyzyjnie, pokazując dlaczego warto pisać seriale od początku do końca.
Dla mnie największym hitem było jednak brawurowe wejście Olivii Colman, która sprawiła, że omawiając serial już nie mówi się tylko o dwóch znakomitych panach – Hugh Lauriem i Tomie Hiddlestonie, a o tym, że idealnie zgrano tu troje aktorów. Oczywiście, sam pojedynek Ropera i Pine'a w finałowym odcinku był ważny. Panowie bardzo precyzyjnie snuli każdy swoją intrygę zwieńczoną przerażająco realnymi eksplozjami i podaną na zimno (wbrew eksplozjom) zemstą.
Wniosek jest jeden – nigdy nie zadzieraj z nocnym kierownikiem hotelu!
"Grantchester" – sezon 2, odcinek 5
Mateusz Piesowicz: Emocje w tym sezonie "Grantchesteru" buzowały od samego początku, ale dopiero teraz doszło do ich eksplozji. Wszystko za sprawą pewnego procesu, który postawił dwójkę przyjaciół po przeciwnych stronach barykady. Muszę przyznać, że tak mocnego zakończenia całej sprawy się nie spodziewałem – lata obcowania z telewizją i kinem w wydaniu amerykańskim sprawiły, że oczekiwałem raczej ocalenia w ostatniej chwili, a tu nic z tego.
Bardzo dobrze, że twórcy wybrali trudniejszą drogę (dobrze dla widzów, gorzej dla Gary'ego), bo pozwoliło to znaleźć ujście dla uczuć, które kotłowały się w Sidneyu od jakiegoś czasu, ale nie mogły wydostać się na zewnątrz. Tym razem nic ich już nie powstrzymywało, więc rykoszetem oberwała zarówno Amanda, jak i Geordie. Zwłaszcza tego drugiego żal, bo nie dość, że swoje w tym odcinku wycierpiał, to jeszcze na koniec musiał przyjąć kilka ciosów przed ołtarzem. Czy ktoś w ogóle pamięta, jakim sielankowym obrazkiem zaczynał się ten sezon?
"Shameless" – sezon 6, odcinek 11 ("Sleep No More")
Marta Wawrzyn: Odcinek perfekcyjnie łączący komedię z potencjalną tragedią. Choć parę dni minęło, odkąd go obejrzałam, wciąż słyszę w głowie "Międzynarodówkę" i widzę przeuroczy trójkąt miłosny, którego chyba nikt nie przewidział. Ale też zastawiam się, co będzie, jeśli Frank rzeczywiście zabije Seana. Nie potrafię sobie tego wyobrazić w tym momencie, za to uważam, że śmierć Franka nikogo by nie zmartwiła.
A gdzieś w tle oglądaliśmy jeszcze zmagania Debbie – i, siłą rzeczy, całej rodziny – z wczesnym macierzyństwem, upadek Lipa, dziejący się w zwolnionym tempie na naszych oczach, oraz przewidywalne, ale z wielu względów ważne skutki kłamstwa Iana. Cameron Monaghan grał niesamowicie, kiedy jego bohater został zamknięty w szpitalu, i teraz wypada równie świetnie, kiedy walczy o równość. To niesamowite, jak te niegrzeczne dzieciaki dorosły, a jednocześnie nie straciły nic ze swojego uroku. To samo zresztą dotyczy Carla, z determinacją wprowadzającego w życie plan, by kiedyś robić to, co tata jej ukochanej.
Jeszcze tylko finał – i znów rok czekania.
"Underground" – sezon 1, odcinek 4 ("Firefly")
Mateusz Piesowicz: Mijają kolejne odcinki, a tempo w serialu WGN America nie tylko nie opada, a wręcz wzrasta. Podobnie jak stawka, która po dramatycznej końcówce sprzed tygodnia błyskawicznie poszybowała w górę. Szybka decyzja Noah (Aldis Hodge) i Rosalee (Jurnee Smollett-Bell) o ucieczce spowodowała, że misterna układanka posypała się jak domek z kart, zamieniając szczegółowo obmyślany plan w improwizowaną w popłochu bieganinę.
Może to jednak tylko cieszyć, bo dzięki temu kolejne odcinki stają się wielką niewiadomą. Jak długo grupa uciekinierów przetrwa w obecnym kształcie? Czy tarcia wewnątrz niej doprowadzą do eksplozji, czy może jednak doczekamy się niespodziewanych sojuszy? Co stanie się z tymi, którzy zostali na plantacji? "Underground" z każdym kolejnym odcinkiem stawia nowe pytania i niewątpliwie za tydzień ich zestaw będzie całkiem inny.
Przy takim nagromadzeniu akcji trudno znaleźć choćby moment na odpoczynek, tutaj jednak twórcom udało się przemycić tak magiczną scenę, jak moment, gdy Rosalee w otoczeniu świetlików wyglądała kolejnych znajomych twarzy wyłaniających się zza drzew. "Underground" znakomicie łączy te krótkie chwile z ekscytującą akcją, tworząc mieszankę, od której trudno oderwać wzrok. Oby nie zmieniło się to do samego końca.