23 listopada 2011, 19:44
Za wcześnie, by mówić, że będzie 5. sezon "Fringe" – ale też za wcześnie, żeby mówić coś przeciwnego. Wszystko przez wyniki oglądalności serialu i jego pecha do tegorocznej ramówki.
Za wcześnie, by mówić, że będzie 5. sezon "Fringe" – ale też za wcześnie, żeby mówić coś przeciwnego. Wszystko przez wyniki oglądalności serialu i jego pecha do tegorocznej ramówki.
Jesienny finał "Fringe" nie był tym odcinkiem, jaki był na finał przewidywany. Ten zobaczymy dopiero w styczniu. Wszystko przez problemy, jakie miał serial wskutek niezdrowej rywalizacji z baseballem (serio, na miejscu Amerykanów wybrałbym puszczanie "Fringe" zamiast kilku facetów rzucających małą piłeczką, walących w nią kijami i biegających bez sensu wokół kwadratowego boiska) w piątkowym paśmie. Dlatego też, zapewne, oglądalność nie jest taka jak by sobie życzyli fani, którzy czują zagrożenie, że 4. sezon będzie ostatni.
Peter Roth z Warner Television twierdzi jednak, że nic nie jest przesądzone. "Fringe" ma, co prawda, słabą oglądalność, ale też jest najchętniej nagrywanym serialem, co znacząco poszerza jego zasięg wśród widzów. Dlatego też nie można z całą pewnością stwierdzić, że 4. sezon jest ostatni. Choć zbyt wcześnie jest na to, by mówić, że 5. sezon na pewno zagości na naszych ekranach.
Czyli nerwów ciąg dalszy.