"Elementary" (4×24): Trudna sztuka dopowiadania
Bartosz Wieremiej
10 maja 2016, 20:03
Po finale 4. sezonu "Elementary" do głowy wciąż przychodzi jedno słowo: "solidnie". Choć "A Difference in Kind" mogło być lepsze, to jednak dzięki samej obecności Joan i Sherlocka oraz ciekawym zmianom w życiu Morlanda Holmesa produkcji CBS da się wiele wybaczyć. Spoilery.
Po finale 4. sezonu "Elementary" do głowy wciąż przychodzi jedno słowo: "solidnie". Choć "A Difference in Kind" mogło być lepsze, to jednak dzięki samej obecności Joan i Sherlocka oraz ciekawym zmianom w życiu Morlanda Holmesa produkcji CBS da się wiele wybaczyć. Spoilery.
Zapowiadało się, że "A Difference in Kind" będzie raczej wybuchowym odcinkiem. Wiele wątków pozostało otwartych, obecność kilku postaci wręcz domagała się dalszego uzasadniania, a i do rozwiązania pozostała kwestia wielkiej bomby wewnątrz Sherlockowego domostwa. Tymczasem stało się inaczej, a wspomniany ładunek, zamiast wybuchnąć, bardzo łatwo został rozbrojony. Oczywiście na to konkretne rozwiązanie trudno było narzekać, w końcu pozwoliło na uroczą dygresję Sherlocka (Jonny Lee Miller) dotyczącą m.in. filmowych gustów Watson (Lucy Liu).
W kolejnych minutach twórcy dalej odmawiali nam różnych rzeczy, a co najmniej kilku bardzo ważnych wydarzeń zwyczajnie nie zobaczyliśmy. Powiedziano nam o nich, ale nie pokazano. Na pierwszym planie zadomowiły się za to relacje ojca i syna, czyli Morlanda (John Noble) i Sherlocka, w kontekście działalności organizacji należącej kiedyś do Jamie Moriarty, a obecnie kierowanej przez Joshuę Viknera (Tony Curran). Dowiedzieliśmy się chociażby, dlaczego próba zamachu na Morlanda w ogóle miała miejsce. Jego nieświadomość tego, że ktoś może wpisać go w wojnę o władzę wewnątrz organizacji, której istnienie mu umknęło, było miłym i pożądanym detalem. Miał wiedzieć wszystko.
Można zrozumieć, że już z powodu ostatecznych rozstrzygnięć, nowej pracy i misji Morlanda decyzja, aby tak mocno skupić się na relacjach dwóch panów, miała sensowne wytłumaczenie. Ważne okazały się także te chwile, w których zauważyć się dało, jak zmieniły się relacje dwóch Holmesów – np. na tarasie, gdzie Sherlock postarał się o wyjątkowo dobrze sformułowany komplement. Z kolei przyjemną drobnostką w czasie ostatniej rozmowy na dachu było to, że ojciec Sherlocka wreszcie mógł wspomnieć o Irene Adler, znaczy Jamie Moriarty. Wiedzę w końcu czerpał już z nowego źródła.
Sam pomysł nie był więc zły, tylko nie wiem, czy jego realizacja nie odebrała nam zbyt wiele. Czy nie była zbyt kosztowna? Czy nie zdominowała za bardzo całego otoczenia, bo nie pozostało zbyt wiele miejsca na cokolwiek innego. Przykładowo mimo bycia w samym centrum intrygi, nawet tak żmudnie szukany poprzednio Vikner nie miał możliwości, aby zabłysnąć w tym odcinku. Przecież równocześnie przedstawiono nam Zoyę Hashemi (Roma Chugani), która pokazała drugą stronę jego rządów. Wrabianiu go w morderstwo również brakowało głębi. Z kolei o tym, jak marginalne funkcje pełnili w tej historii Marcus (Jon Michael Hill) czy kapitan Gregson (Aidan Quinn) aż nie chce się wspominać…
Oczywiście jako formę wyjaśnienia można by przyjąć myśl, że zabrakło czasu na rozwinięcie wszystkiego, co niezbędne. Rzeczywiście dodatkowy kwadrans z pewnością nikomu by nie zaszkodził. Zapewne też byłoby inaczej, gdyby Moriarty choć przez moment zaznaczyła swoją obecność. Myślę jednak, że zbyt wiele tu starano się pozostawić w domyśle lub dopowiedzieć po fakcie. Kamera wręcz w panice uciekała od wydarzeń, które odrywały nas od tego, do czego przywykliśmy w "Elementary".
Chciałbym np. móc napisać, że po jakże mocnej rozmowie telefonicznej, konfrontacja Viknera i Morlanda nie zawiodła. Nie mogę tego zrobić, bo po momentach sugerujących pożegnanie Morlanda ze światem żywych i jego dotarciu na miejsce spotkania, scena się kończy, my zwyczajnie zajmujemy się czymś innym, a całe napięcie znika w parę sekund. Rozumiem, że sugerowano nam, iż życie ojca Sherlocka jest zagrożone, ale kto by w to uwierzył?
Jednocześnie tak do końca nie czuję się komfortowo z poświęcaniem aż tylu akapitów problemom, jakie mam z "A Difference in Kind". Pomimo tego wszystkiego, co napisałem powyżej, zaskakująco dobrze oglądało się ten finał. Watson i Sherlock nie zawiedli – komuś naprawdę frajdę sprawia pisanie linii dialogowych dla tych dwojga. To tutaj także Jonny Lee Miller i John Noble zaliczyli kilka najlepszych momentów ostatnich tygodni. Niektóre lokacje przykuwały uwagę mocniej, niż zwykle ma to miejsce w proceduralach. Co więcej, po raz pierwszy od dłuższego czasu człowiek nie przyjmował panoramy Nowego Jorku ze wzruszeniem ramion. Widok z apartamentu Morlanda był niesamowity.
O ile więc narzekanie w przypadku tego ostatniego wiosennego spotkania z "Elementary" w tym roku wydaje się uzasadnione, nie poprzestawajmy na nim. Przyjmijmy po prostu, że był to solidny finał solidnego sezonu i oby kolejny prezentował co najmniej przybliżony poziom.