Seryjnie oglądając #58: Szczęśliwe zakończenie
Andrzej Mandel
13 maja 2016, 22:02
Naprawdę nie spodziewałem się, że będę się tak cieszyć tylko i wyłącznie dlatego, że jakiś serial został skasowany. W dodatku serial, który długo był jednym z moich ulubionych. Cóż, cuda się zdarzają. Uważajcie na dość duży spoiler z "Czarnej listy" i jej ewentualnego spin-offu.
Naprawdę nie spodziewałem się, że będę się tak cieszyć tylko i wyłącznie dlatego, że jakiś serial został skasowany. W dodatku serial, który długo był jednym z moich ulubionych. Cóż, cuda się zdarzają. Uważajcie na dość duży spoiler z "Czarnej listy" i jej ewentualnego spin-offu.
Wydawało mi się, że piątek trzynastego będzie dla mnie jednak pechowy. Baterie w budziku bez uprzedzenia zakończyły swój żywot, więc od rana byłem spóźniony ze wszystkim, co miałem zaplanowane. Jednak wystarczył rzut oka na Serialową, by się uśmiechnąć. W ABC podjęto bowiem jedynie słuszną decyzję wobec "Castle" i w najbliższym czasie zobaczymy zakończenie serialu, dzięki czemu nie będę musiał się męczyć, oglądając mój ulubiony procedural bez Stany Katic i kreowanej przez niej postaci Beckett.
Dobrze się stało i już dawno nie cieszyłem się tak z decyzji o skasowaniu jakiegoś serialu. "Castle" w obecnym sezonie i tak było cieniem samego siebie, a showru(i)nerzy zrobili naprawdę dużo, by zniechęcić fanów do siebie i serialu. Poczynając od braku pomysłu na postacie poboczne, takie jak Alexis, poprzez stosowanie z wdziękiem cepa chwytów z kapelusza (Andrew W. Marlowe stosował je jednak z większym wdziękiem) aż do wtórnej infantylizacji Ricka, który w 8. sezonie stracił wszystko to, co nabył przez sezony poprzednie. A coś, co śmieszyło w sezonie pierwszym, niekoniecznie bawi po siedmiu latach.
Niestety, dobra wiadomość poprzedzała o wiele gorszą, bo ABC zrezygnowało też z cudownie zabawnego "Galavanta". Nie ma więc już szans na to, by zobaczyć Tada Coopera w akcji. A wierzyłem w niego, bardzo wierzyłem. Wiem, że "Galavant" miał marną oglądalność, ale był to inteligentny, zabawny serial z bardzo dobrymi piosenkami i mający też dużo autoironii i zręcznych nawiązań do tego co teraz popularne. Cóż, mogliśmy się tego spodziewać.
Nadal jednak pozostaje mi sporo dobrych seriali (oraz jeszcze większa ilość w kolejce do obejrzenia), więc nie mam na co narzekać. Bieżący tydzień może nie obfitował w fajerwerki, ale choćby "The Blacklist" nadal trzyma formę, a postać Toma rozwija się w interesującym kierunku. Co prawda przeszkadza mi nieco fakt, że postać grana przez Famke Janssen cholernie przypomina Reda – podobna skłonność do inteligentnych monologów wygłaszanych w kryzysowych sytuacjach – ale ma to też swój urok. Spin-off "Czarnej listy" zapowiada się więc interesująco. Jednak błędem wydaje się tak szybkie zdradzenie Tomowi, kim on jest dla Susan. Cóż, przynajmniej wiemy, kto jest babcią córki Toma i Liz ze strony ojca…
Swoją drogą, to można poczuć się staro, gdy Famke Janssen gra postacie, które mogą już być babcią. A pamiętam jeszcze, jak z kolegami z liceum zachwycaliśmy się morderczym uściskiem jej nóg w "Goldeneye".
"The Americans" prawie dało mi za to w tym tygodniu chwilę wytchnienia. Choć "The Day After" było odcinkiem ciężkim emocjonalnie – scenę, w której Elizabeth pracuje nad mężem Young Hee oglądało się niezwykle trudno i brawa za to dla Keri Russel, która pokazała, jak ciężko było to zrobić. Widać, że można przyjaźnić się także z obiektem…
Potężny ładunek emocjonalny niosła też za sobą scena oglądania "The Day After", filmu, który w owym czasie wywarł silne piętno na Amerykanach. Weisberg i Fields pokazali w bardzo prosty sposób, że strach związany z nuklearną zagładą nie dotyczył tylko Amerykanów – z równą fascynacją oglądali ten film pracownicy Rezydentury. Można poczytać, że "The Day After" był swoistym podsumowaniem lęków, które czuliśmy po obu stronach Żelaznej Kurtyny. Zresztą, w samą Warszawę było wycelowanych wystarczająco pocisków NATO, by moje rodzinne miasto uległo całkowitej zagładzie w kilka minut po rozpoczęciu wojny. Oglądając "The Americans", znów poczułem ten lęk, który w jakiś sposób towarzyszył mojemu dzieciństwu.
Niemniej, podobnie jak nasi szpiedzy, mieliśmy przy okazji tego odcinka odrobinę odpoczynku. Pod koniec sezonu "The Americans" zwolniło troszkę, jakby nabierając oddechu.
A co Was ucieszyło, a co obudziło stare demony w tym tygodniu? Piszcie, komentujcie i zaglądajcie do nas na Twittera. Do zobaczenia za tydzień!