"The Catch" (1×09-10): Szaleństwo, metoda i wesele
Bartosz Wieremiej
22 maja 2016, 15:33
Chaotyczny 1. sezon "The Catch" zakończył się na przyzwoitym poziomie. Zaserwowano nam tu kilka zwrotów akcji, a niektórzy bohaterowie poświęcali się wręcz wbrew swojej naturze. Jeżeli cokolwiek udowodniła ta produkcja w ostatnich tygodniach, to tylko tyle, że twórcom jeszcze trochę zajmie dojście do tego, czym właściwie ma być ich serial. Spoilery.
Chaotyczny 1. sezon "The Catch" zakończył się na przyzwoitym poziomie. Zaserwowano nam tu kilka zwrotów akcji, a niektórzy bohaterowie poświęcali się wręcz wbrew swojej naturze. Jeżeli cokolwiek udowodniła ta produkcja w ostatnich tygodniach, to tylko tyle, że twórcom jeszcze trochę zajmie dojście do tego, czym właściwie ma być ich serial. Spoilery.
Najmłodsze dziecko ShondaLandu zwyczajnie nie wie, czym jest, lub inaczej: chce być wszystkim. Próbuje się tutaj rozwiązywać detektywistyczne sprawy z wieloma zwrotami akcji i przeprowadzać skomplikowane skoki na bogatych i potężnych. Na dodatek jeszcze pojawiają się porachunki między organizacjami przestępczymi, kilka wątków miłosnych jednocześnie, jak i losowe wizyty w łóżkach jednych bohaterów przez innych bohaterów w różnych konfiguracjach i z rozmaitych powodów. Tylko teraz, jak tu zmieścić to wszystko w jednym serialu i jeszcze sprawić, aby całość wydawała się spójna?
Owe próby mieszania wszystkiego ze wszystkim spowodowały, że od początku bardzo trudno było o to, aby poszczególne elementy wydawały się dopracowane, a całość pozostawiała po sobie, chociaż złudzenie wspomnianej spójności. Niemniej Mireille Enos oraz Peter Krause jako Alice i Bena wciąż oglądało się z przyjemnością, a i dobre wrażenie robiła ta nieco bardziej psychotyczna część bohaterów, jak Margot (Sonya Walger) i Rhys (John Simm). Z drugiej strony w całym tym bałaganie, bardzo szybko pozbyto się i zapomniano o np. Felicity (Shivani Ghai).
Z dwóch ostatnich odcinków słabszym okazał się ten pierwszy, czyli "The Happy Couple". Jednak nawet tutaj zdarzyły się rzeczy, które sprawiały frajdę. Po pierwsze poznaliśmy Sybil (Lesley Nicol), czyli matkę Margot i Rhysa – wiele rzeczy dotyczących tych dwojga nagle stało się zrozumiałe. Po drugie sesje Alice z podszywającą się pod terapeutkę Margot zahaczyły o bardzo ciekawe rejony i miały ogromny wpływ na to, co zdarzyło się później. Dodatkowo w czasie przekrętu dominującego w tym i w ostatnim odcinku, Ben i Rhys zaczęli udawać bardzo stereotypową parę.
Reszta tradycyjnie stanowiła mieszankę scenariuszowego bałaganiarstwa i niespecjalnie mądrych decyzji poszczególnych bohaterów. Poważnie, niektóre pomysły były naprawdę głupie. Ostatecznie współpraca Bena z FBI została szybko ujawniona, bo chwile wcześniej aresztowanie Margot okazało się mocno tymczasowe. Zresztą samo zakończenie odcinka, podbiło nieco stawkę, bo kto spodziewał się kiedykolwiek zobaczyć Rhysa w domu Alice.
W finałowym "The Wedding" plan Sybil wprowadzony zostaje w życie, wszytko wydaje się nieco spójniejsze, sam skok mający się odbyć w czasie wesela przynosi zaskakujące efekty. Ponadto niektórzy bohaterowie, jak Rhys nagle stają się raczej pozytywni. Oczywiście nie wszystko się zmienia – przykładowo taka Val (Rose Rollins) znowu czegoś nie wie. Nie chciałbym przy tym zdradzać wszystkich zwrotów akcji, w które ten odcinek obfitował, ale muszę wspomnieć, że Margot naprawdę tutaj zabłysnęła. Nowy podnóżek znaczy partner, spektakularna zemsta na matce, morze gotówki, pełnia władzy i prawie udane odegranie się na Alice. Wszystko wyszłoby idealnie, gdyby nie bezinteresowne zachowanie Bena. Wypada więc jej wybaczyć, że akurat tego ostatniego nie przewidziała.
W zasadzie można powiedzieć, że zakończenie debiutanckiego sezonu "The Catch" było nieźle. Jasne, bohaterowie wciąż mieli tu ogromny problem z robieniem mądrych rzeczy. Co więcej, bardzo szybko wycofywano się z niektórych zmian. Wpierw coś ogłaszano – np. Ben dołącza do grona tajnych współpracowników FBI, Alice zostaje porwana, po czym bardzo szybko od tego uciekano: a to ujawniając współpracę, a to umożliwiając ofierze porwania łatwy dostęp do broni palnej. Inny przykład: bohater otrzymuje immunitet, długo negocjowane są warunki, a już parę chwil później tak po prostu go traci.
Jednak przy okazji tego finału przypadkiem dowiedzieliśmy się czegoś ważnego na temat produkcji ABC. Jasne, nasi bohaterowie nie grzeszą tutaj inteligencją, a część wydarzeń i zwrotów akcji nie ma sensu, ale wszystko to daje się przetrwać, jeśli dotyczy tej bardziej przerysowanej i zwyczajnie trzepniętej grupy bohaterów. Postaci obdarzonych odrobiną dystansu do siebie i świata. Tych, którzy wydają się wręcz kreskówkowi, jak Sybil, Rhys i chociażby Leah (Nia Vardalos). Naprawdę wiele rzeczy uchodzi im na sucho, a i sam serial zyskuje, kiedy robią coś ciekawego. Z kolei taka Val czy jej były już mąż czasem sprawiali wrażenie, jakby wpadli w odwiedziny z zupełnie innego świata.
Może więc poza odrobiną w sumie niezbyt wyszukanej rozrywki, to jest właśnie najważniejszy wniosek, do jakiego można dojść po zetknięciu się finałowymi odcinkami. Powaga "The Catch" zwyczajnie nie służy i prawdopodobnie czas w pełni pogodzić się z myślą, że metoda na przetrwanie w ramówce kryje się w podlanym odrobiną absurdu, zwykłym szaleństwie.