"The Blacklist" (3×23): (Nie)zaskakujący zwrot akcji
Andrzej Mandel
22 maja 2016, 13:02
W finale 3. sezonu "Czarna lista" zrobiła jeden zwrot akcji, którego wszyscy się spodziewali. Ale też jeden, który zaskoczył całkiem sporą liczbę osób. Uważajcie na bardzo duże spoilery (nawet jeżeli ich się spodziewacie).
W finale 3. sezonu "Czarna lista" zrobiła jeden zwrot akcji, którego wszyscy się spodziewali. Ale też jeden, który zaskoczył całkiem sporą liczbę osób. Uważajcie na bardzo duże spoilery (nawet jeżeli ich się spodziewacie).
Nie da się ukryć, że to był naprawdę dobry sezon "The Blacklist". Znacząco podniósł się bowiem poziom scenariusza, a do tego sporo dowiedzieliśmy się o najważniejszych postaciach serialu. Zaprocentowały różne pozornie drobne wątki z początków serialu świadczące o tym, że Jon Bonekamp ma na "Czarną listę" pomysł i konsekwentnie (mniej lub bardziej) go realizuje.
Oczywiście, kiedy tylko mogłem, to narzekałem na relację Liz – Tom. I nadal zamierzam narzekać, bo jest mocno przesłodzona, ale rozumiem, że prawdopodobnie o to właśnie chodzi, by ten wątek był słodki niczym chałwa wykąpana w miodzie. Tak, tu następuje duży spoiler, bo Liz wstała z grobu, a w zasadzie to nigdy w nim nie była, dzięki Mr. Kaplan, która odważyła się postawić Redowi. Większość fanów od początku stawiała na takie rozwiązanie rzekomej śmierci Lizzy, co zresztą było logiczne. Osobiście bawiłem się jednak myślą, że Masza może nie żyć, bo dawało to serialowi inną dynamikę. Choć na dłuższą metę Reddington pełen poczucia winy i w żałobie mógłby być nieznośny, to jednak dzięki temu dostaliśmy naprawdę znakomite odcinki.
Sam finał sezonu był niczym zwariowana jazda na kolejce górskiej, bo działo się naprawdę dużo. Zwroty akcji następowały w zasadzie co kilka minut i każdy idealnie zazębiał się z poprzednim. Na sam koniec dostaliśmy solidny cliffhanger, który pozwala na niecierpliwe wyczekiwanie jesieni. Tak, tak – jest na co czekać, bo sporo jest niewiadomych. Także to, czy Alexander Kirk vel Rostov mówi prawdę.
Sam koniec odcinka trochę mnie rozbawił, zapewne dlatego, że niedawno oglądałem "Imperium kontratakuje". Nie wątpię, że nie była to intencja twórców, ale efekt był taki, że zamiast słusznie się zdziwić – wybuchłem śmiechem. Co zresztą dowodzi że Reddingtona uważam za dobrego człowieka, niezależnie od ilości trupów, jakimi znaczy swój ślad. Przy okazji, Ressler naprawdę mógłby przestać być takim harcerzem.
Dobrze w "Czarnej liście" wypadają też momenty mające potencjał komediowy, jak scena z zamawianiem hot dogów przez Reda. James Spader oczywiście pokazał, co potrafi, i było to w sposób naturalny śmieszne. A przy tym dobrze napędzało akcję, bo dawało czas innym na działanie. Takie perełki w wykonaniu Spadera to coś, za uwielbiam "The Blacklist" i powód, dla którego sporo serialowi wybaczam.
Po finale 3. sezonu mamy ciekawy punkt wyjścia na kolejny sezon, a na dokładkę obietnicę spino-ffu z Famke Janssen. Było dobrze i ma szansę być jeszcze lepiej. Czy można chcieć więcej od serialu z masowej stacji?