13 letnich nowości, na które czekam najbardziej
Marta Wawrzyn
2 czerwca 2016, 11:44
13. "Wrecked" – 14 czerwca
TBS ostatnio reklamuje swoje komedie sloganem "Very funny", co czasem niestety brzmi autoironicznie. Widać jednak, że ta mała stacja stara się wymyślić coś nietypowego i znaleźć swój styl. Raz wychodzi to lepiej, raz gorzej, ale jeśli powstawać będzie więcej absurdalnych komedii, takich jak "Angie Tribeca", to ja będę przyglądać się temu, co się dzieje, z zainteresowaniem.
"Wrecked" – komedia o grupie rozbitków z samolotu, którzy znaleźli się na wyspie – wygląda jak jedna wielka parodia "Lost", co dla mnie wystarczy, żeby obejrzeć choć jeden odcinek. Nie wierzę, żeby wyszło z tego komediowe dzieło wybitne, bo humor jest tu wyraźnie bardzo mainstreamowy. Prawdopodobnie za bardzo. Ale nawet jeżeli to będzie tylko średniak, świeży pomysł może zrobić różnicę i sprawić, że będziemy się nieźle bawić.
12. "Animal Kingdom" – 14 czerwca
Nowy serial TNT, którego pilot został wrzucony do internetu już jakiś czas temu. Przyznaję, że nie widziałam jeszcze tego pilota, bo po prostu miałam setki innych seriali do oglądania. Nie wydaje mi się też, żeby sam pomysł, aby zrobić serial o rodzinie przestępczej, którą rządzi twarda mamuśka, był aż tak świeży. I nie chodzi mi tylko o to, że australijskiego filmu pod tym samym tytułem serialowe "Animal Kingdom" raczej nie przebije. Takie rzeczy już były też w telewizji, choćby w "Justified".
Mam jednak nadzieję, że różnicę zrobi Ellen Barkin w głównej roli. Uwielbiam tę aktorkę i liczę na to, że jej postać nie będzie kopią roli Jacki Weaver z filmowego "Animal Kingdom". To, że zamówiono krótki sezon, składający się tylko z 10 odcinków, też jest dla mnie dobrym znakiem.
11. "American Gothic" – 22 czerwca
Całkiem możliwe, że "American Gothic" zasługuje na nieco wyższe miejsce na tej liście. Sama tematyka jest co prawda mocno wyświechtana – kolejny seryjny morderca, ziew – ale krótki sezon (13 odcinków) i znakomita obsada dają nadzieję na przyzwoitą rozrywkę. W serialu grają Virginia Madsen, Anthony Starr (pierwsza rola po "Banshee"!), Juliet Rylance i Justin Chatwin – i te nazwiska w zupełności wystarczą, żebym przynajmniej rzuciła na niego okiem.
Pomysł jest całkiem ambitny, choć oczywiście to nic nowego – "American Gothic" opowiadać będzie o rodzinie z Bostonu, która orientuje się, że ich bliski może mieć związki z morderstwami. W efekcie więc powinniśmy otrzymać rodzinny dramat w klimatycznej oprawie, z kryminalną intrygą w tle.
I mam nadzieję, że tym właśnie "American Gothic" będzie. Z drugiej strony jednak nie do końca wierzę w letnie seriale CBS – prawie zawsze na papierze wyglądają one nieźle, a potem widzimy na ekranie jakiegoś smętnego lwa ganiającego bez sensu Boba Bensona z "Mad Men". Także na pewno serial sprawdzę ze względu na świetną obsadę, ale trzeba będzie czegoś więcej niż 30-sekundowego teasera, aby mnie rzeczywiście przekonać.
10. "Vice Principals" – 17 lipca w USA, dzień później w Polsce
Nowa komedia HBO, której jednym z twórców jest Danny McBride. W tym miejscu muszę przyznać, że za stylem McBride'a średnio przepadam, przez co serial jest na takiej a nie innej pozycji. Zwiastuny zresztą też wyraźnie pokazują, że dominować tu będzie raczej humor prosty i mainstreamowy – ale raczej nie prostacki, jak w "The Brink".
Na pewno docenić warto pomysł – HBO będzie teraz miało nie tylko komedię o wiceprezydent USA, ale i o wicedyrektorach amerykańskiej szkoły. I pewnie okaże się, że te stanowiska mają ze sobą więcej wspólnego, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.
Przede wszystkim jednak będę oglądać "Vice Principals" ze względu na Waltona Gogginsa w obsadzie. Mam nadzieję, że jego postać będzie mieć co najmniej taki talent krasomówczy jak Boyd Crowder.
9. "Queen of the South" – 21 czerwca
https://www.youtube.com/watch?v=7mFJgpUq3_s
Bardzo lubię tę historię – i nie mam tu na myśli telenoweli Telemundo, której niestety nie widziałam, tylko książkę Artura Pereza-Reverte. Niby nie mówi nic nowego o meksykańskich kartelach narkotykowych, ale jednak kobieca perspektywa robi różnicę. Bo bohaterką jest tutaj kobieta, która przebywa długą drogę od wystraszonej dziewczyny przemytnika narkotyków do narkotykowej królowej.
Na podstawie samych zwiastunów nie jestem w stanie powiedzieć, czy Alice Braga w głównej roli mi się podoba czy nie, a i do USA Network wciąż jeszcze mam ograniczone zaufanie. Bo owszem, ta stacja wyprodukowała "Mr. Robot", ale wcześniej specjalizowała się w serialach, którym bliżej było do typowej proceduralnej sieczki niż ambitnych produkcji z kablówek. Mam jednak nadzieję, że "Królowa Południa" zbezczeszczona nie zostanie i naprawdę na ten serial czekam.
8. "Stranger Things" – 15 lipca
Jedyny serial z listy, który nie ma nawet teasera, bo w Netfliksie wyraźnie jeszcze śpią. Ale ja to kupuję i bez zwiastunów, bo opis brzmi po prostu dobrze, a nazwiska obsady jeszcze lepiej. Rzecz dziać się będzie w latach 80. w małym miasteczku w Indianie (początkowo miało być Montauk, ale ostatecznie to zmieniono), gdzie znikł mały chłopiec. Dosłownie rozpłynął się w powietrzu.
I trudno powiedzieć, co właściwie tu będzie główną atrakcją, bo twórcy zapowiadają z jednej strony eksperymenty rządowe, z drugiej siły nadprzyrodzone, a z trzeciej – udział w tym wszystkim jednej małej, dziwnej dziewczynki. Bez zwiastuna to niestety zgadywanka, ale liczę na to, że Winona Ryder i Netflix jednak zrobią różnicę. W końcu kto ma nas straszyć z klasą, jeśli nie Netflix?
7. "Outcast: Opętanie" – 3 czerwca w USA, w Polsce dzień później
Serial na podstawie komiksu Roberta Kirkmana, który warto zobaczyć, zwłaszcza jeżeli lubi się takie klimaty. Ja już jestem po pilocie i muszę przyznać, że spełnił on wszystkie moje oczekiwania. To nie jest żaden kolejny tani straszak w stylu "Damiena", tylko klimatyczna, mroczna, świetnie zrealizowana historia, która potrafi i przyprawić o ciarki, i zachwycić detalami wizualnymi.
Nie zawodzi obsada – przede wszystkim wyróżnia się tu grający główną rolę Patrick Fugit, ale na drugim planie też jest ciekawie, bo pojawia się m.in. Reg E. Cathey z "House of Cards". Z pewnością będę oglądać dalej, choć nie do końca są to moje klimaty. A jeśli macie słabość do dobrych horrorów, to nawet się nie wahajcie. "Outcast" to jazda obowiązkowa. I na dodatek to jeden z tych seriali, które będą dostępne od razu w Polsce. Premiera w polskim FOX-ie zaplanowana jest na 4 czerwca.
6. "Roadies" – 26 czerwca
https://www.youtube.com/watch?v=1WnLeNWBoMU
Cameron Crowe i ekipa osób jeżdżących z muzykami i odpowiedzialnych za obsługę koncertów – to właściwie wystarczy mi do szczęścia. Trochę szkoda, że z serialu zrezygnowała Christina Hendricks, ale kto wie, czy nie wyjdzie mu to na dobre. Carla Gugino w zwiastunach prezentuje się świetnie. Luke Wilson zresztą też.
Nowości telewizji Showtime bardzo rzadko mnie zawodzą – problemy zwykle zaczynają się w kolejnych sezonach – więc spodziewam się, że i "Roadies" będzie jednym z największych hitów tego lata. Zwiastuny wiele nie zdradzają, ale mam nadzieję, że nie zabraknie tu z jednej strony klimatu, a z drugiej – przemyślanego scenariusza i porządnie napisanych postaci. To plus niezła obsada powinno mi do szczęścia wystarczyć.
5. "BrainDead" – 13 czerwca
Komediowa jazda bez trzymanki w wykonaniu małżeństwa Kingów, twórców "Żony idealnej". Trudno powiedzieć, czy będzie z tego wielki hit, czy gigantyczny kit – na pewno któreś z tych dwojga – ale muszę przyznać, że naprawdę na tę produkcję czekam. Po pierwsze, uwielbiam waszyngtońskie klimaty. Po drugie, nie trawię idealizmu – czy wręcz propagandy – w Sorkinowskim stylu. Inteligentnie zrobione komedie, których twórcy nie biją pokłonów przed żadną polityczną opcją, to zdecydowanie moja bajka. A politycy, których mózgi pożerają kosmici, to po prostu coś, co do mnie krzyczy: "musisz to zobaczyć!".
Zobaczymy, dokąd mnie to zaprowadzi, ale na pewno serial zapowiada się tak absurdalnie, że nie mogłabym go przegapić. I liczę na to, że Kingom się uda – w końcu "Żona idealna" miała kilka świetnych komediowych odcinków. Obsada jest raczej mało znana, dlatego na pewno serialowi nie zaszkodzi obecność Tony'ego Shalhouba – czyli det. Monka.
4. "The Night Of" – 10 lipca, w Polsce dzień później
https://www.youtube.com/watch?v=DahJ5jcIyF4
Serial HBO, który bardzo nie miał szczęścia. Mieliśmy go oglądać już kilka lat temu, jako "Criminal Justice" z Jamesem Gandolfinim. Po jego śmierci projekt początkowo zarzucono, by do niego powrócić i ogłosić, że główną rolę zagra Robert De Niro. Ostatecznie De Niro też nie zagrał, mamy za to Johna Turturro w roli głównej. I oby to był strzał w dziesiątkę.
Oby, bo ja takie mroczne, poważne kryminały po prostu uwielbiam. To zresztą ma być coś więcej niż kryminał – plan jest taki, że zobaczymy, jak działa amerykański system sprawiedliwości, począwszy od dochodzenia, przez walkę w sali sądowej, aż po więzienie. Czyli fani "The Wire" prawdopodobnie też tu coś dla siebie znajdą.
"The Night Of" zapowiada się bardzo dobrze, a to, że nie umieściłam go jeszcze wyżej, wynika prawdopodobnie z obaw, iż jeśli coś powstawało przez prawie dekadę, to nie ma prawa się udać. Oby tym razem jednak się udało, bo ja tu widzę potencjał nie tyle na hit jednego lata, co na antologię kryminalną, którą moglibyśmy oglądać przez kilka sezonów.
3. "Feed the Beast" – 5 czerwca
Nowy serial AMC, który będzie łączyć kryminalną intrygę z gotowaniem. Poznamy tu dwóch panów, z których jeden ma problem z mafią, zaś drugi nie może się otrząsnąć po śmierci żony. Panowie zakładają razem restaurację na Brooklynie i miejmy nadzieję, że zaprowadzi to ich – a także nas – w jakieś ciekawe miejsce.
Nie widziałam duńskiego oryginału, ale bardzo sobie ostrzę zęby na "Feed the Beast", choćby ze względu na Davida Schwimmera w jednej z głównych ról. "American Crime Story" pozwoliło mi go odkryć na nowo i zarazem dostrzec w nim coś, czego nie widziałam wcześniej – że to po prostu świetny aktor, nie tylko komediowy (i z pewnością nie tylko Ross z "Przyjaciół"). Mam nadzieję, że przygoda z "Feed the Beast" mu się powiedzie, a my zobaczymy serial przynajmniej tak dobry jak pierwsze sezony amerykańskiego "The Killing".
2. "Preacher" – 22 maja
"Preacher" już wystartował i na szczęście nie spełniły się obawy, że będą to popłuczyny po komiksie. Raczej spróbowano tu innego podejścia – zrobić na bazie komiksu coś własnego – i oby to był strzał w dziesiątkę. O pilocie można powiedzieć tyle, że był solidny, klimatyczny i zawierał całkiem porządną dawkę szaleństwa.
I choć serial na pewno będzie różnił się klimatem od komiksowego oryginału, mnie takie kozackie podejście do "Kaznodziei" jak najbardziej odpowiada. Przede wszystkim uważam, że znakomicie obsadzono role Tulip i Cassidy'ego, a i Dominic Cooper w roli Jessego zapewne się rozkręci (rozkręcić się mógłby też jego południowy akcent). Rozbroiło mnie to, jak postąpiono z Tomem Cruise'em, zakochałam się w serialowej muzyce i odkryłam na nowo fantastycznego Josepha Gilguna (choć podobnie jak Jesse nie zawsze rozumiem, co on tam mówi).
Mam nadzieję, że klimat z pilota zostanie zachowany w kolejnych odcinkach, a akcja jeszcze przyspieszy. W tym momencie jest to jeden z mocnych kandydatów do tytułu serialu lata 2016, ale oczywiście ogromna większość premier wciąż przed nami.
1. "The Get Down" – 12 sierpnia
https://www.youtube.com/watch?v=zejyzr5vW3A
Czekałam na dobry serial muzyczny na początku roku – i wciąż czekam. Liczę na to, że Netfliksowi uda się to, co nie wyszło HBO. Oczywiście może być różnie, bo stojący za projektem Baz Luhrmann to twórca, któremu raz wychodzi, a raz nie. W zwiastunie "The Get Down" widać jednak tyle fajnej energii i pasji, że jakoś bardzo o losy tej produkcji się nie obawiam.
To, że jego bohaterami nie będą panowie z wytwórni płytowej, a zakochane w muzyce nastoletnie dzieciaki z nowojorskiego Bronksu (grane przez nieznanych aktorów), też na pewno zrobi różnicę. "The Get Down" chce nam pokazać początki takich gatunków muzycznych, jak hip-hop, punk i disco, co już samo w sobie jest zapowiedzią świetnego klimatu.
– Miałem obsesję na punkcie pomysłu, że oto miasto w swoim najgorszym momencie, zapomniane i na wpół zniszczone, daje początek takiej kreatywności i oryginalności w muzyce, sztuce i kulturze – opowiadał Luhrmann kilka miesięcy temu o swoim projekcie, podkreślając, że "The Get Down" narodziło się z pasji. Oby tę pasję udało się przekuć na coś rzeczywiście wyjątkowego. Czekam i to bardzo.