"Outcast: Opętanie" (1×01-04): Żołnierz wyklęty
Michał Kolanko
3 czerwca 2016, 18:23
Wydawałoby się, że opętanie i egzorcyzmy to temat, to który jest już niemal całkowicie zużyty na małym i dużym ekranie. Ale "Outcast: Opętanie" – nowy serial emitowany na FOX Polska, który zadebiutuje 4 czerwca o godz. 22:00 – pokazuje, że nawet w tej sferze można powiedzieć coś nowego. Niewielkie spoilery.
Wydawałoby się, że opętanie i egzorcyzmy to temat, to który jest już niemal całkowicie zużyty na małym i dużym ekranie. Ale "Outcast: Opętanie" – nowy serial emitowany na FOX Polska, który zadebiutuje 4 czerwca o godz. 22:00 – pokazuje, że nawet w tej sferze można powiedzieć coś nowego. Niewielkie spoilery.
Na pierwszy rzut oka to historia jakich wiele. Małe miasteczko Rzym gdzieś w Zachodniej Wirginii. Główny bohater (Kyle Barnes, w tej roli znakomity Patrick Fugit) zmagający się z demonami – i to dosłownie – swojej przeszłości. Pastor Anderson (Philip Glenister), który za swoją życiową misję uznał walkę ze złem, przeprowadza nie egzorcyzmów i pomoc ludziom opanowanym przez demony. Mamy też Wrenn Schmidt jako Megan Holter, adoptowaną siostrę Kyle'a służącą mu wsparciem czy wręcz ratunkiem w trudnych chwilach. Do tego dochodzą postacie drugoplanowe, jak Reg E. Cathey ("The Wire", "House of Cards") jako komendant policji Giles. I to wszystko brzmi niemal banalnie. Nawet pierwsza scena serialu, czyli pokazanie opętanego przez demona dziecka, nie jest z pewnością niczym oryginalnym. Chociaż oczywiście jest ona przerażająca.
Ale stwierdzenie, że "Outcast" to tylko wtórny serial o opętaniach i walce z nimi, byłoby niezwykle wręcz krzywdzące dla tej produkcji – jednej z najbardziej klimatycznych i najbardziej wciągających w tym roku. "Outcast" to tylko na pozór horror o egzorcyzmach, które przypominają – zwłaszcza w pierwszym odcinku – te znane z kultowego filmu "Egzorcysta". To tak naprawdę dużo bardziej złożona historia psychologiczna o wielu płaszczyznach – jedną z nich jest oczywiście dyskusja o tym, czym jest zło i jakie są jego ograniczenia. Całość oparta jest na komiksie doskonale znanego z "The Walking Dead" Roberta Kirkmana i Paula Azacety.
Opętanie to tylko metafora. Zło w serialu ma wiele różnych postaci, ale nie byłoby tego projektu bez kreacji Patricka Fugita, który jako tytułowy "wyklęty" (czy może raczej przeklęty) musi co chwilę zderzać się nie tylko z ograniczeniami wynikającymi z jego własnych słabości, ale przede wszystkim z przeszłością, zwłaszcza rodzinną. Sceny, w których poznajemy historię opętań, przemocy i zwykłego piekła, jakie musiał przejść, należą do najlepszych i najbardziej wstrząsających w całym serialu. Później poznajemy kolejne elementy całej układanki dotyczącej jego niezwykłego daru (egzorcyzmowania), co sprawia, że Kyle jawi się jako ktoś więcej niż tylko kolejny "bohater z trudną przeszłością". Jego
Kyle'a znakomicie uzupełnia pastor Anderson, który jako bardziej doświadczony "łowca demonów" go wspomaga. To nie jest pierwszy sezon "Detektywa", ale dyskusje tej dwójki – prowadzone siłą rzeczy na zupełnie innym tle, ale często też w samochodzie – szybko budują ich wzajemną relację. Każdy egzorcyzm jest inny, ale nie ma się wrażenia – przynajmniej po pierwszych czterech odcinkach, które udostępnił nam FOX – że jest to horror oparty na zasadach zwykłego procedurala, w którym każda następna sprawa przypomina poprzednią. Tu wszystko łączy się ze sobą i jest elementem większej – oczywiście demonicznej – układanki. Klimat budują też świetne zdjęcia i mroczna muzyka – wszystko idealnie tu współgra z bardzo ciężkim klimatem całego serialu.
Ten klimat to przede wszystkim dobrze widoczne w serialu pewnego rodzaju przekonanie, że walka ze złem to zajęcie niemal całkowicie beznadziejne. Demony powracają w tej czy innej formie, a koszty ich powstrzymywania są ponad ludzkie siły. To dobrze widać po pastorze Andersonie i cenie, którą zapłacił za wykonywanie swojej życiowej misji.
"Outcast" potrafi straszyć, ale szybko okazuje się, że czyni to w nieco bardziej wyrafinowany sposób, niż tylko za pomocą krwi i przemocy. Ten strach nabiera dużo bardziej metaforycznego, psychologicznego wymiaru. Co nie znaczy oczywiście, że po pierwszym odcinku – dość ekstremalnym w kilku scenach – ta przemoc całkowicie znika. Raczej tworzy się miks wielu tematów i spraw. Inaczej niż w "The Walking Dead" – również opartym na komiksie Kirkmana – nie ma tu mowy o dość prostym przekazie "my kontra oni" i banalnych rozważaniach dotyczących tego, jak przeżyć. "Outcast" pod względem psychologicznej głębi bije na głowę serial o zombie, który nawet w spin-offie nie potrafił pokazać już nic świeżego. Tu wszystko jest dużo bardziej zniuansowane.
Kombinacja klimatu, świetnych kreacji aktorskich i mrocznej tematyki to formuła, która może okazać się mieszanką wybuchową. Chociaż nazwisko Roberta Kirkmana łączy ten projekt z "The Walking Dead", to całość tworzy zupełnie nową jakość. I jest to jakość, która wielokrotnie wywołuje ciarki na plecach – ale z zupełnie innych powodów, niż można się spodziewać, oglądając jego zapowiedzi czy nawet pierwszy odcinek. Jak zwykle okazuje się, że zło ma zupełnie różne postacie – a te najbardziej oczywiste nie są czasami najbardziej przerażające.