Emmy 2016: Moje nominacje dla aktorek z miniseriali
Marta Wawrzyn
19 czerwca 2016, 20:02
Felicity Huffman – "American Crime"
W kreacji Felicity Huffman z 2. sezonu "American Crime" najbardziej mnie zaskoczyło to, jak różna jest ona od tego, co ta sama aktorka pokazała w 1. sezonie. Wtedy – emocjonalna matka znajdująca się na granicy szaleństwa, a teraz chłodna, zdystansowana dyrektorka elitarnej szkoły, walcząca o to, żeby wszystko było tak, jak jej zdaniem być powinno.
Jej twarz przypominała maskę, a kiedy już ją zdjęła po tragedii, do której dojść musiało, to był wielki moment. Nagle zobaczyliśmy kawał prawdy o tej nieprzystępnej, pozbawionej emocji kobiecie. Nie jest to jedyna kobieca rola z 2. sezonu "American Crime", którą chciałabym docenić, ale jeśli mam wybierać pomiędzy taką subtelną i oszczędną wersją Felicity Huffman a grającą na pełnym gazie emocjonalnym Lili Taylor, to jednak ta pierwsza u mnie wygrywa.
Sarah Paulson – "American Crime Story"
Sarah Paulson po występie w "American Crime Story" wydaje mi się absolutną królową, która powinna to wygrać i tyle (sorry, Kirsten Dunst). Udało jej się bowiem pokazać ogromną siłę i równie wielką wrażliwość, drzemiącą w kobiecie, którą proces O.J.-a Simpsona wyniszczył psychicznie do tego stopnia, że zrezygnowała z dalszej walki i zajęła się w życiu czymś innym. Teraz, po latach, dzięki Ryanowi Murphy'emu i Sarze Paulson, została prawdziwą bohaterką Ameryki. Jak najbardziej zasłużenie.
Historia prokurator Marcii Clarke to coś, czego Ameryka powinna się wstydzić. Bo oto mamy kompetentną kobietę, która ma trudności z pogodzeniem wymagającej pracy z zawirowaniami w życiu prywatnym – bo każdy na jej miejscu by miał! – zaszczutą przez tabloidy i doprowadzoną do krawędzi psychicznej wytrzymałości przez wyjątkowo cyniczną ekipę przeciwnika. Sarah Paulson z wielką wrażliwością nam pokazała, czemu jej bohaterka miała gorzej niż oni wszyscy i czemu musiała być dziesięć razy lepsza od nich wszystkich, by i tak na koniec przegrać.
To wielka rola, przy której jak dla mnie blednie nawet to, czego dokonała Kirsten Dunst w 2. sezonie "Fargo".
Riley Keough – "The Girlfriend Experience"
Piękna wnuczka Elvisa Presleya do tej pory wielkiej kariery nie zrobiła, ale mam nadzieję, że "The Girlfriend Experience" otworzy dla niej niejedne drzwi. Bo ta młoda aktorka z dość stereotypowej roli dziewczyny do wynajęcia wycisnęła maksimum. Powiedzieć, że jej bohaterka jest niejednoznaczna, to nic nie powiedzieć. Ona potrafi być w jednej chwili skrzywdzonym kociątkiem, a w drugiej totalną socjopatką.
W postaci najbardziej uderzająca jest totalna samotność, ale ani przez chwilę ona nie sprawia wrażenia, jakby jej to nie odpowiadało. To przerażająca istota pod każdym względem – a najbardziej wtedy, kiedy manipuluje ludźmi, mówiąc im, co tylko chcą usłyszeć i dopasowując idealnie ton do przekazu. Riley Keough jest świetna w każdej sytuacji, a to, że bardzo odważnie się rozbiera, ma tu najmniejsze znaczenie.
Kirsten Dunst – "Fargo"
Jazda bez trzymanki, której dostarczyła nam Peggy Blomquist – na oko zupełnie zwyczajna pracownica salonu piękności z małego miasteczka w Minnesocie – to jedna z najlepszych rzeczy, jakie zobaczyliśmy w tym sezonie. Rozgryzanie tej kobiety zajęło nam cały sezon, a i tak na dobrą sprawę nie jesteśmy do końca pewni, co w niej siedzi. Zimnej krwi i umiejętności logicznego myślenia w podbramkowych sytuacjach pozazdrościć jej mógłby niejeden stary wyga – a jednak wyraźnie zobaczyliśmy, że to ułuda. Na pewno drzemie w niej niezwykła siła – ale to też tylko wynik tego, że Peggy uparcie odmawia zmierzenia się z rzeczywistością.
"Fargo" sprytnie nas wciągnęło w kibicowanie jej i jej mężowi, by na końcu odrzeć nas ze złudzeń – ale nie w stu procentach. To, czego dowiedzieliśmy się na końcu o Peggy, nie przekreśla jej szalonych dokonań, a Kirsten Dunst dałabym Emmy choćby tylko za to, jak powiedziała jedną, jedyną kwestię. Tę tutaj:
Lily James – "Wojna i pokój"
Paul Dano okazał się największą gwiazdą "Wojny i pokoju" w wersji z 2016 roku, zaś Lily James niewątpliwie była tu największą ozdobą. Co mówię bez złośliwości – śliczna aktorka miała dużo do zagrania jako hrabianka Natasza Rostowa, w końcu jej bohaterka niejedno przeszła przez te sześć odcinków. Zasmakowała wielkiego szczęścia i jeszcze większego upadku, a wszystkiemu towarzyszyły ogromne emocje – takie, jakie może odczuwać tylko młode dziewczę w serialu kostiumowym.
W tym miejscu wypada powiedzieć, że Lily James idealnie sprawdza się w takich rolach – i nie chodzi mi tu tylko o jej urodę. Ta delikatna dziewczyna jest stworzona do tego, żeby wcielać się czy to w małe trzpiotki z "Downton Abbey", czy rosyjskie hrabianki, czy też Kopciuszka we własnej osobie. W "Wojnie i pokoju" też mnie nie zawiodła, choć sam serial niestety wypadł dość przeciętnie.
Lili Taylor – "American Crime"
Najbardziej chyba emocjonalna rola w całym tym zestawieniu. Lili Taylor wcieliła się w matkę nastoletniego chłopaka, którego być może zgwałcono, a być może nie, i zafundowała nam prawdziwy roller-coaster. Odczucia widzów wobec tej postaci zmieniały się jak w kalejdoskopie – na początku wydawała się jedną z tych niezłomnych matek walczących do skutku o swoje dzieci, potem na jaw zaczęły wychodzić jej problemy i fakty, które nie do końca korespondowały z jedynym słusznym obrazem.
W efekcie powstała kreacja bardzo niejednoznaczna i już choćby przez to interesująca. Tej kobiety nie dało się sensownie zaszufladkować ani ocenić – jedyne, co można powiedzieć na pewno, to to, że nie miała złej woli. A Lili Taylor do samego końca dostarczała nam najwięcej emocji w "American Crime".
Lady Gaga – "American Horror Story: Hotel"
O ile nie jestem wielką zwolenniczką nagradzania wokalistów i wokalistek za występy w serialach – rzadko są one wybitne – a i Złotego Globu Lady Gadze bym nie dała, o tyle uważam, że na nominację do Emmy jak najbardziej zasłużyła. Nie okazała się drugą Jessicą Lange, ale też nikt od niej tego nie oczekiwał. Dostała rolę jak z teledysku w czymś, co w dużej mierze przypominało rozkrzyczany, pulpowy teledysk – i pokazała pazur.
Lady Gaga nie musi być dobrą aktorką, żeby grać w "American Horror Story", wystarczy, że jest osobowością. Jej zadaniem jest nadać całemu projektowi nową jakość, a to, czy ta nowa jakość nam odpowiada, czy nie, to już inna sprawa. Gaga raz jeszcze pokazała, że ma charyzmę i niczego się nie boi. I właśnie za to dałabym jej tę nominację. Oczywiście licząc na to, że jednak doceniony w ostatecznym rozrachunku zostanie ktoś, kto miał w tym sezonie trudniejszą rolę.