"Dolina Krzemowa" (3×10): Raz w górę, raz w dół
Mateusz Piesowicz
29 czerwca 2016, 19:33
Losy Richarda i jego przyjaciół od początku serialu przypominały sinusoidę – za każdym sukcesem podążała klęska, która jednak nigdy nie była długotrwała. Finał trzeciego sezonu to pod tym względem "Dolina Krzemowa" w pigułce, bo zmian nastrojów było w nim pod dostatkiem. Spoilery.
Losy Richarda i jego przyjaciół od początku serialu przypominały sinusoidę – za każdym sukcesem podążała klęska, która jednak nigdy nie była długotrwała. Finał trzeciego sezonu to pod tym względem "Dolina Krzemowa" w pigułce, bo zmian nastrojów było w nim pod dostatkiem. Spoilery.
Patrząc na ostatnią scenę odcinka "The Uptick" można mieć wrażenie déjà vu. Wszyscy bohaterowie zgromadzeni w domu Erlicha świętują pokonanie kolejnej przeszkody i z nadzieją spoglądają w przyszłość. Wydawałoby się, że dokładnie w tym samym miejscu skończyliśmy poprzedni sezon. Jest jednak pewna, fundamentalna różnica.
Przed rokiem, jak pamiętacie, radość była krótkotrwała, bo Richard stracił pozycję prezesa, z czym zmagał się przez większość zakończonego właśnie sezonu. Tym razem twórcy oszczędzili bohaterom finałowego rozczarowania, oddając Pied Piper w ręce Elricha i Big Heada, co oznacza… no właśnie, co to właściwie oznacza?
O ile przyzwyczailiśmy się już do tego, że los kopie dołki pod Richardem w każdy możliwy sposób, o tyle teraz sytuacja wygląda inaczej. Trudno przecież nie uznać zakończenia "The Uptick" za szczęśliwe. Chłopaki mają wreszcie firmę w swoich rękach, uwolnili się od Ravigi, Hooli i każdego, kto chciałby zamknąć ich pomysł w skrzynce. Są wolni i samodzielni, a do tego jak z nieba spadła im możliwość zainwestowania w zaskakująco popularny wideo czat. Żyć, nie umierać, przecież o to chodziło od samego początku.
Tli się w tym wszystkim jednak jakaś iskierka wątpliwości – czy na pewno wszystko pójdzie teraz jak po maśle? W poprzednich przypadkach bohaterowie zawsze mieli wspólnego wroga, czy to Gavina Belsona, czy Jacka Barkera, i jasne było, że aby ich pokonać, trzeba działać razem. Teraz nikogo takiego nie ma, a już w finałowej scenie zarysowują się podziały. Czy zespół Pied Pipera (o ile to ciągle będzie Pied Piper) zdoła przetrwać, gdy na pierwszy plan wysuną się jednostkowe interesy?
"Dolina Krzemowa" zalicza więc tym finałem wielką pętlę, na powrót dając bohaterom wolną rękę w działaniu, jednocześnie nie mówiąc wprost, w jakim kierunku serial podąży dalej. Przywykliśmy już do tutejszych szalonych zwrotów akcji, więc spodziewam się, że i w przyszłości ich nie zabraknie, ale tym razem naprawdę nie sposób wyrokować, co dokładnie się stanie.
Stwarza to tym większe pole do popisu dla scenarzystów, którzy już nieraz udowadniali, że należą do najlepszych w swoim fachu. Widać to było również w tym odcinku, w którym znów okazało się, że nie ma aktualnie bardziej drobiazgowo zaplanowanego serialu komediowego niż "Dolina Krzemowa". Poczynając od "tajemnicy" Jareda, a kończąc na roli Gavina w tej układance, wszystkie elementy fabuły stopniowo zazębiały się w całość i prowadziły do jasnego wyjaśnienia, jakim sposobem Pied Piper mógł znaleźć się w posiadaniu Bachmanity. Nigdzie indziej martwy słoń na dnie oceanu nie mógłby odegrać tak istotnej roli.
Bo należy przy tym pamiętać, że "Dolina Krzemowa" to ciągle komedia, chwilami niezbyt wyrafinowana, ale w tym podejściu absolutnie błyskotliwa. Jak podczas przemowy Erlicha, w której ten objaśniał swój genialny plan, wpisując go w ramy opowieści o masturbacji. A to nie wszystko, bo dostaliśmy również kapitalną scenę z posiedzenia zarządu Pied Pipera czy jak zwykle cudowne wstawki Dinesha i Gilfoyle'a (mój faworyt to ta o satanistach w Bostonie), nie zapominając oczywiście o Jaredzie i jego spojrzeniu zbitego psa.
Do humoru na poziomie doszły też emocje, jakich w "The Uptick" dostarczali przede wszystkim Richard i Erlich. Ich kłótnia wypadła bardzo autentycznie i jeśli miałbym stawiać na jakiś wątek przewodni w przyszłym roku, to wskazałbym tę dwójkę. Ta relacja od początku serialu miała swoje wzloty i upadki, ale po raz pierwszy to Richard jest prowodyrem awantury, co stwarza wiele możliwości rozwoju obydwu bohaterów. Bo nie wierzę, by cała sytuacja rozeszła się po kościach. Swoją drogą, fakt, że Thomas Middleditch za swoją rolę nie dostał jeszcze nominacji do Emmy czy Złotego Globu, to nieporozumienie.
Jak już jednak pisałem, przewidzenie tego, co szykują na kolejny sezon dla swoich bohaterów scenarzyści, jest jak wróżenie ze szklanej kuli. Historia może teraz skręcić w dowolnym kierunku, a pewne jest tylko to, że chłopakom znów ktoś będzie rzucał kłody pod nogi. Oby z podobnym skutkiem jak do tej pory, bo w takiej formie mogę oglądać "Dolinę Krzemową" z ogromną przyjemnością jeszcze przez długi czas.