Ludzie lubią przeklinać! Rozmawiamy z Kristen Bell o serialu "Kłamstwa na sprzedaż"
Nikodem Pankowiak
1 lipca 2016, 12:33
O znaczeniu fucków we współczesnej telewizji, kręceniu serialu na Kubie – gdzie amerykańskie produkcje nie docierają – a także o tym, jak się gra silne kobiety, rozmawiamy z Kristen Bell z "House of Lies" ("Kłamstwa na sprzedaż"). 5. sezon – który w międzyczasie okazał się finałowy – możecie już oglądać w całości w HBO GO.
O znaczeniu fucków we współczesnej telewizji, kręceniu serialu na Kubie – gdzie amerykańskie produkcje nie docierają – a także o tym, jak się gra silne kobiety, rozmawiamy z Kristen Bell z "House of Lies" ("Kłamstwa na sprzedaż"). 5. sezon – który w międzyczasie okazał się finałowy – możecie już oglądać w całości w HBO GO.
Nigdy nie sprawdzałem tego dokładnie, ale wydaje mi się, że "House of Lies" może być serialem z największą liczbą fucków na minutę, na pewno jest to jeden z liderów w tej kategorii. Czy to trochę Was nie bawi, gdy możecie mówić takie rzeczy? Nie jest Wam ciężko powstrzymywać się czasem od śmiechu?
No cóż, dialogi są bardzo błyskotliwe i zabawne, więc musimy część robić przerwy. Ale prawdę mówiąc, ja sama bardzo dużo przeklinam. Nie chodzi tu o obrażanie kogokolwiek – po prostu, używam bogatego słownictwa, w tym wielu naprawdę szalonych przymiotników. Myślę, że ludzie lubią przeklinać, więc tym bardziej doceniam realistyczne dialogi w scenariuszu. Nasi bohaterowie są ostrzy i drażliwi… Wybacz, moje dziecko się na mnie wspina… Ostrzy i drażliwi, a ich język to odzwierciedla.
Chyba sporo w tym prawdy – gdy rozmawiamy ze swoimi współpracownikami czy znajomymi, często używamy wulgarnego słownictwa. Wygląda na to, że telewizja zaczęła pod tym względem odzwierciedlać prawdziwe życie.
Na pewno telewizja kablowa zaczęła to robić już jakiś czas temu. To jedna z zalet kablówek – scenarzyści mogą pisać tak, jak mówią zwykli ludzie. Nie musisz przejmować się cenzurą, piszesz zwyczajną rozmowę. Myślę, że pod względem przekleństw wyprzedza nas tylko "Deadwood".
A jak pracowało się na Kubie? To w końcu było historyczne wydarzenie – "House of Lies" było pierwszym serialem, którego cały odcinek nakręcono w tym kraju. Możesz powiedzieć nam o nim coś więcej?
To było coś niesamowitego. Możliwość produkcji w tym kraju ma wyjątkową wartość. W Hawanie jest tyle magicznych zaułków, które nigdy wcześniej nie były pokazane… Większość ekipy, która tam z nami pracowała, to Kubańczycy, którzy naprawdę byli wspaniali. Nie wiedzieliśmy, czego możemy się spodziewać, ponieważ byliśmy pierwszą amerykańską produkcją, którą tam kręcono, ale wszyscy byli bardzo kompetentni. W tym odcinku, na Kubie, każdy z naszych bohaterów będzie mógł przejrzeć się trochę jak w lustrze.
Poprzednio gdy widzieliśmy Jeannie, rodziła ona dziecko Marty'ego – przełomowe wydarzenie w ich "związku". Możesz zdradzić, na jakim etapie zobaczymy ich relację w tym sezonie? Masz jakieś nadzieje z nimi związane?
Przed każdym sezonem mam nadzieję, że ta dwójka wreszcie rozwiąże swoje problemy. Myślę, że to będzie ich sezon i wreszcie się zejdą, do tej pory mieli sporo pecha. Czuć między nimi ogromne przyciąganie, ale oboje są trochę infantylni i emocjonalnie uszkodzeni, przez co ciągle wydaje się, że nigdy nie będą razem. Na początku sezonu Jeannie pracuje jako CEO w firmie farmaceutycznej, więc ona i Marty nie pracują już razem, ale dzielą się wychowywaniem dziecka.
Czyli będzie interesująco…
Tak, na dodatek Jeannie próbuje odnaleźć się w roli matki, przyzwyczaić do faktu, że w jej życiu pojawił się ktoś, kto jest od niej kompletnie zależny. No i jeszcze musi pogodzić rolę matki z pracą na pełen etat.
A jakie Twoim zdaniem są największe zmiany, które Twoja bohaterka przeszła na przestrzeni tych pięciu sezonów? Oczywiście pomijając fakt, że urodziła dziecko… Myślisz, że Jeannie wydoroślała?
Myślę, że wszystko blednie w porównaniu do macierzyństwa, ale gdybym miała wybrać inną ważną zmianę, byłoby to rozpoczęcie relacji z Martym. Wcześniej byli współpracownikami, między którymi można było wyczuć seksualne napięcie, ale decyzja o przekroczeniu linii i nawiązaniu romansu ze swoim szefem zmienia wszystko – zarówno w pracy, jak i w życiu prywatnym. Jeannie zaczęła wtedy oczekiwać od niego więcej w sferze biznesowej, a także prywatnej, a on nie był w stanie jej tego dać. To tylko ją zezłościło i sprawiło, że stała się bardziej ostrożna, przez co ona i Marty razem wylądowali na tym rollercoasterze.
Identyfikujesz się z Jeannie w jakikolwiek sposób?
Nie wiem, czy się identyfikuję, na pewno odczuwam wobec niej sympatię. Wiem, że w młodym wieku nie otrzymała ona tyle emocjonalnego wsparcia, ile powinna. Z powodu tych szkód, jakich wtedy doznała, jest dziś bardzo wycofana, ale stara się dawać z siebie wszystko za pomocą narzędzi, które otrzymała. Jeannie przeraża, paralizuje myśl, że mogłaby być podatna na zranienie. Dlatego też podejmuje wiele impulsywnych decyzji, które cechuje chciwość i samolubność. Z pozoru może się wydawać, że ciężko z kimś takim sympatyzować, ale ja to robię, bo wiem, skąd pochodzi jej ból.
Grałaś już kilka silnych kobiet w przeszłości. Myślisz, że kiedyś było Ci trudniej stworzyć takie bohaterki? Ewoluowałaś jako aktorka?
W przeszłości stawiałam się w roli moich bohaterek, dlatego w każdej z nich jest wiele ze mnie. Obecnie jestem w stanie spojrzeć na swoje role inaczej. Ponieważ mam dużo więcej doświadczenia życiowego, jestem w stanie swobodnie wybierać cechy, które chcę wnieść do swojej roli, i niekoniecznie są to moje cechy. Jeannie jest kompletnie inna niż ja, kieruje się zupełnie innymi instynktami. Jestem w stanie je zrozumieć, ale to zdecydowanie nie jestem ja. Teraz jestem w stanie stworzyć zupełnie inną postać, podczas gdy na początku kariery starałem się być jak najbardziej szczera i stworzyć jak najbardziej wiarygodną postać, która składała się z moich cech. Teraz jestem w stanie wnieść więcej i zbudować bardziej złożone bohaterki.
W jednym z wideo zza kulis powiedziałaś, że nie ma w telewizji zbyt wiele kobiecych postaci, które miałyby takie cojones jak Jeannie. Zastanawiam się w takim razie, czy granie tej postaci czegoś Cię nauczyło.
Zdecydowanie. Chociażby tego, że w świecie biznesu nie ma wielkiego podziału między płciami. Jeannie jest tak samo ambitna, chciwa i inteligentna, jak jej koledzy. W Kaan & Associates nie liczy się płeć i ja to bardzo doceniam. Co prawda zdarzają się momenty, gdy Jeannie wykorzystuje fakt, że jest kobietą, ale przez większość czasu jest ona na równi z resztą.
Przyznam szczerze, że bardzo podoba mi się w Jeannie to, jak świetnie radzi sobie w świecie zdominowanym przez mężczyzn.
Tak, i to dowodzi, że taka sytuacja nie jest nierealistyczna. Myślę, iż tutaj dobitnie widać, że kobiety mogą wykonywać dokładnie te same prace co mężczyźni. Czasem nawet lepiej.