Nasz top 10: Najlepsze seriale czerwca 2016
Redakcja
2 lipca 2016, 12:03
10. "Outcast: Opętanie" (nowość na liście)
Marta Wawrzyn: Zadziwiające, jak bardzo przypadł mi do gustu nowy straszny serial Roberta Kirkmana. "Outcast" to klimatyczny horror, który jako jedna z niewielu tego typu produkcji potrafi rzeczywiście przerazić. Ale nie to jest dla mnie najważniejsze – to przede wszystkim jest po prostu dobry serial dramatyczny z kablówki, który ma wspaniałą stronę wizualną, porządnie napisanych bohaterów i nie sprowadza się do taniego straszenia. Zło ma tutaj bardzo wiele oblicz, tytułowe opętanie nie zawsze należy rozumieć dosłownie, a psychologia postaci jest na bardzo wysokim poziomie.
Nie da się też przecenić obsady. Patrick Fugit wydobywa na wierzch coraz to nowe warstwy swojego bohatera, Philip Glenister przemawia jak natchniony z amerykańskim akcentem, Wrenn Schmidt jest prawdziwą ozdobą – i często też głosem rozsądku – a na Rega E. Catheya zawsze miło popatrzeć w rolach, które go nie zmuszają do podawania żeberek Frankowi Underwoodowi.
Wszystko w tym serialu jest znakomite – nawet takie drobiazgi, jak czołówka czy muzyka. A na dodatek możemy go oglądać w Polsce zaraz po amerykańskiej premierze.
9. "Penny Dreadful" (utrzymana pozycja)
Marta Wawrzyn: Choć nie ma zgody co do tego, czy zakończenie "Penny Dreadful" jest satysfakcjonujące, czy niekoniecznie, jedno można powiedzieć na pewno. John Logan w trzech sezonach zmieścił spójną historię, którą opowiedział od początku do końca i którą zapamiętamy również dzięki takiemu a nie innemu finałowi. Bo co by o wizji Logana nie powiedzieć, ten finał po prostu miał moc, wyciskał łzy i dał bohaterom to, co wydawało się w tym momencie właściwe.
A dodatkowo w pamięć zapadnie to, jak zrealizowano kluczowe sceny. Londyn jako mroczne cmentarzysko spowite mgłą. Walka pośród lampionów. Scena Ethana i Vanessy. Samotny Dorian otoczony portretami. Potwór na grobie. Ta ostatnia czołówka. Wystylizowany napis "The End". To wszystko było piękne, eleganckie, stylowe i bardzo wymowne. Będzie mi brakować "Penny Dreadful" również dlatego, że każdy odcinek był ucztą dla oczu.
8. "Casual" (powrót na listę)
Mateusz Piesowicz: Starało się Hulu bardzo mocno, ale minął rok i to nadal skromny "Casual" jest ich najlepszą serialową propozycją. Żaden to jednak wstyd, a wręcz przeciwnie – powód do dumy, bo mało kto może się pochwalić równie inteligentną, życiową i celną komedią.
Życie Alexa, Valerie i Laury nie zmieniło się szczególnie od czasu, gdy widzieliśmy ich poprzednio. Cała trójka to nadal życiowi rozbitkowie, starający się znaleźć jakikolwiek sposób, by ustabilizować swoją sytuację. Zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym/szkolnym (to zresztą może się przenikać).
"Casual" wciąż ma tę niezwykłą łatwość opowiadania o nieraz trudnych sprawach w banalny wręcz sposób, sprawiając, że są chwile, gdy w losach bohaterów możemy przeglądać się jak w lustrze. Nie stracił przy tym niczego ze swojego uroku, potrafiąc bawić w sposób sympatyczny i ciepły, ale też taki, gdy śmiejemy się z życiowej nieporadności naszej trójki. Klasa.
7. "UnReal" (nowość na liście)
Marta Wawrzyn: Najbardziej szatański kobiecy duet, jaki możecie teraz oglądać w serialach, powrócił w rewelacyjnej formie. "UnReal" jako satyra na kulisy telewizji jest jeszcze lepsze – ostrzejsze, bardziej cyniczne i na swój sposób bardziej wyrafinowane – niż w zeszłym roku. A totalna wojna, którą uprawiają Rachel i Quinn, smakuje po prostu rewelacyjnie.
Dokładnie tak jak przed rokiem "UnReal" bez owijania w bawełnę powtarza nam, że telewizja kłamie, bajki nie istnieją, a magicy, dzięki którym powstają nasze ulubione programy, to manipulanci czy wręcz totalni socjopaci. Na prawdziwe tragedie, do których te manipulacje na pewno prędzej czy później doprowadzą, na razie jeszcze czekamy. Ale nawet kiedy w "UnReal" od fabuły bardziej liczy się komentarz społeczny, serial po prostu wymiata.
Mało który z obecnie emitowanych tytułów może się też równać z produkcją Lifetime, jeśli chodzi o konstrukcję swoich (anty)bohaterek. Tak niejednoznaczne postacie kobiece wciąż nie są w telewizji oczywistością, a 2. sezon wydaje się je wręcz wynosić na nowy poziom.
6. "Peaky Blinders" (spadek z 5. miejsca)
Marta Wawrzyn: Ależ to był sezon! Najlepszy ze wszystkich trzech, nie mam co do tego wątpliwości. Dojrzały, mroczny, jeszcze bardziej spójny i wciągający jak diabli. Pokazujący nowe twarze Tommy'ego i dający ogromne pole do popisu Cillianowi Murphy'emu. Mocny, dramatyczny, bezlitosny. Pełen świetnie napisanych intryg, zaskoczeń, doskonałych czarnych charakterów.
Zapadła mi w pamięć zwłaszcza końcówka, z rodzinnym spotkaniem i samotnym Tommym w wielkim domu, który widział w tym sezonie rzeczy bardzo dramatyczne. I ta konkluzja, że cokolwiek ci ludzie nie zrobią, nigdy nie będą równi arystokratom. Będą musieli walczyć o swoje do ostatniej kropli krwi, a jak wygląda taka walka, przekonaliśmy się najlepiej, patrząc na Tommy'ego w finale.
Nic w tym sezonie nie zawiodło, nawet rozwiązanie rosyjskiej intrygi, którego można się przecież było po drodze domyślić. "Peaky Blinders" było, jest i jeszcze przez jakiś czas będzie jedną z najdoskonalszych brytyjskich perełek.
5. "The Americans" (spadek z 4. miejsca)
Andrzej Mandel: Finałowe odcinki 4. sezonu "The Americans" niesamowicie mocno trzymały w napięciu. Starannie przygotowane na ten moment wątki w odpowiedni sposób rozwiązały się (a co poniektóre zapętliły). Fascynował Stan ścigający bezlitośnie radziecką agenturę kosztem wszystkiego (z synem to on za wiele nie przebywa), wciągały problemy Jenningsów z Paige i pracą, a za serce chwytał los Williama, który umierał samotnie otoczony tylko przez wrogów.
Znakomicie i przekonująco wypadła też zdrada Olega, w którym nagle przebudziło się sumienie. Skutki tego zbliżają Beemana mocno do Jenningsów i sprawiają, że czekamy już z niecierpliwością na moment, w którym domyśli się on, kim są jego sąsiedzi. I na moment, w którym oni będą wiedzieć, że on wie.
Końcówka sezonu podkreśliła też wagę wątku Paige. Bardzo wiarygodnie wypada to, jak radzi ona sobie z tym, kim są jej rodzice i z obowiązkami, które z tego wynikają. Widać też, że nastolatka powoli wkręca się w ten specyficzny zawód i nie waha się wykorzystywać swojego wpływu na płeć przeciwną (choć tu wchodzi też w rachubę fakt, że ona po prostu lubi syna Stana). Dzieci Jenningsów dostarczą nam jeszcze sporo wrażeń i ich wątki zapowiadają się interesująco – szczególnie ewentualna reakcja Henry'ego na prawdziwą tożsamość rodziców.
Serial tak perfekcyjny, jak "The Americans" musi być doceniany i staramy się to robić. Szczególnie po TAKIM sezonie jak czwarty.
4. "Person of Interest" (skok z 10. miejsca)
Bartosz Wieremiej: Ostatnie trzy odcinki "Person of Interest", które dane nam było zobaczyć w czerwcu, zakończyły ten bardzo udany 5. i ostatni sezon na szalenie wysokim poziomie. Na dodatek fani serialu, podobnie jak i sami bohaterowie, wciąż jeszcze musieli odchorować utratę Root. Nie brakowało więc emocji, a i pełno było ważnych wydarzeń. Nawet takie momenty jak zobaczenie ponownie mayhem twins razem w akcji, zasługuje na krótkie wspomnienie.
Były to też tygodnie, w których Maszyna wreszcie swobodnie przemówiła – głosem Root zresztą. Były to godziny, w których Finch (Michael Emerson) pokazał swoją mroczniejszą stronę, a i doczekał się własnego szczęśliwego zakończenia. Wcześniej popsuł cały internet i nie tylko. Były to też czas poświęceń, tak z powodu heroizmu – Reese (Jim Caviezel), jak i wcześniej – uległości, patrz: Greer (John Nolan). Choć do tego ostatniego przypadku bardziej pasuje bycie poświęconym przez swego władcę lub coś w tym stylu.
Był to wreszcie czas, w którym opowieści o wszystkich naszych bohaterach dotarły do satysfakcjonujących końców, a w co najmniej jednym wypadku do początku, który także chciałoby się zobaczyć na ekranie monitora czy telewizora. Tyrania Samarytanina wreszcie się skończyła, a widzom chyba teraz pozostało już tylko oglądanie w kółko najlepszych scen ostatnich tygodni.
3. "Veep" (spadek z 2. miejsca)
Mateusz Piesowicz: Kolejny miesiąc i kolejny raz "Veep" nie daje żadnych argumentów, by na niego narzekać. Wręcz przeciwnie, w czerwcu pojawiły się nowe powody, by komedię HBO wychwalać pod niebiosa.
Tak odważnego eksperymentowania formą, jak w odcinku "Kissing Your Sister", jeszcze tu nie było, a dokument Catherine był przecież ciekawy nie tylko ze względów formalnych. Pozwolono nam przyjrzeć się dobrze znanym bohaterom z innej niż zwykle perspektywy, a dzięki temu odkryć albo ich całkiem nowe oblicze, albo potwierdzić, że gorszych ludzi ze świecą szukać. Była w tym jednak taka szczerość i naturalność, na jaką nawet "Veep" wcześniej sobie nie pozwalał.
A potem, jakby chcąc udowodnić, że wcale nie pokazali wszystkiego, na co ich stać, twórcy wyciągnęli jeszcze jednego asa z rękawa i zafundowali nam prawdziwy rollercoaster w finale. Jego skutki są na ten moment nie do przewidzenia, bo otwierają przed serialem zupełnie nowe możliwości. Jakąkolwiek ścieżkę obierze teraz "Veep", jakoś nie wątpię, że będzie ona właściwa.
2. "Orange Is the New Black" (nowość na liście)
Mateusz Piesowicz: Jak co roku serial Jenji Kohan jest bardzo mocnym punktem letniej ramówki. Znów zarzucono nas masą wątków, wśród których można wybierać i przebierać. Są takie bardzo poważne, trochę mniej i zupełnie zwariowane, ale jak zwykle łączy je równy, wysoki poziom.
To już czwarty sezon, więc siłą rzeczy w serialu muszą występować jakieś zmiany. Twórcy nie wywracają jednak "OITNB" do góry nogami, zamiast tego skupiając się na postaciach – zarówno tych dobrze znanych (świetnie poprowadzono m.in. wątek Piper), jak i tych, o których za wiele nie wiedzieliśmy (Lolly!). A dodając do tego sporo nowych twarzy i wśród osadzonych, i strażników, mamy galerię bohaterów tak barwnych, że każdy znajdzie swojego ulubieńca.
Znakomicie wypadł też przewodni motyw tego sezonu, czyli konflikt jednostki z instytucją. Mocno zindywidualizowane bohaterki zostały wciśnięte w tryby bezdusznej korporacyjnej machiny, co musiało zaowocować otwartym konfliktem. Skutek tegoż był jednak szokujący i przyniósł nam być może najbardziej poruszający moment w historii serialu, o którym jeszcze długo nie zapomnimy. Podobnie zresztą jak nasze bohaterki, bo skutki wydarzeń w Litchfield mogą być poważne.
1. "Gra o tron" (skok z 3. miejsca)
Mateusz Piesowicz: Czegokolwiek by nie napisać, nie da się ukryć, że "Gra o tron" wygrywa ten miesiąc dzięki dwóm spektakularnym odcinkom, jakie zafundowali nam twórcy na koniec szóstego sezonu. Nie dawano nam ani chwili wytchnienia, przeskakując od jednej wielkiej bitwy do drugiej i z jednego przełomowego wydarzenia do innego.
Bitwa bękartów rozmachem bije oczywiście na głowę nie tylko pozostałe wydarzenia w Westeros, ale również całą telewizyjną konkurencję. Czegoś takiego na małym ekranie jeszcze nie widzieliśmy i pewnie przez jakiś czas nie zobaczymy. No, przynajmniej do następnego sezonu.
Sprowadzanie wszystkiego do batalistycznego widowiska byłoby jednak niesprawiedliwe, bo serial HBO miał w czerwcu do zaoferowania o wiele więcej. Czuć wreszcie, że wielkimi krokami zbliżają się ostatnie rozdziały tej historii, a oczekiwanie na nie znów jest nieznośnie długie.