Pazurkiem po ekranie #127: Kierunek Netflix
Marta Wawrzyn
8 lipca 2016, 19:44
Jak pewnie zauważyliście, Serialowa spędziła ostatnie dni na Wyspach. Nie możemy zdradzić wszystkich tajnych projektów Netfliksa, które nam pokazano, możemy za to powiedzieć, czemu Netflix wygrywa i będzie wygrywał ze wszystkimi.
Jak pewnie zauważyliście, Serialowa spędziła ostatnie dni na Wyspach. Nie możemy zdradzić wszystkich tajnych projektów Netfliksa, które nam pokazano, możemy za to powiedzieć, czemu Netflix wygrywa i będzie wygrywał ze wszystkimi.
W tym tygodniu nie widziałam ani jednego bieżącego odcinka serialu – ani podupadającego, zanim zdążył się na dobre zacząć, "Preachera", ani mojego ukochanego "UnReal", ani… ech, coś jeszcze z tego tygodnia dałoby się obejrzeć? Widzieliśmy za to z Nikodemem kilkanaście nowych odcinków seriali, w tym "The Get Down" – muzycznej produkcji Baza Luhrmanna, która jest po prostu nieziemska i to właściwie wszystko, co mogę o niej w tym momencie napisać.
Bo Netflix nie tylko prowadzi bardzo otwartą politykę w stosunku do dziennikarzy, ale też naprawdę potrafi zadbać o to, żeby nic nie wyciekło. Najpierw wydawało nam się, że największym spoilerem, jaki będziemy mogli zdradzić, będzie ten widok:
Takie widoki ma dziś #serialowa. Bardzo proszę zazdrościć, a my się już bierzemy do pracy!
Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika marta wawrzyn (@pazurkiem)
Potem mogliśmy pokazać Wam coś takiego:
Tradycyjne zdjęcie poduszki. #netflix
Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika marta wawrzyn (@pazurkiem)
Na koniec zaś dowiedzieliśmy się, że Baza Luhrmanna też restrykcje nie dotyczą:
Australijski reżyser, twórca takich hitów filmowych jak "Romeo i Julia" czy "Moulin Rouge", miał świetne wejście, bo po prostu wmieszał się w tłum i pojawił się nagle w pokoju pełnym dziennikarzy z pustym kieliszkiem w dłoni, by dosłownie w kilka sekund zostać mistrzem ceremonii. Później zaprosił nas na pokaz swojego serialu, a następnego dnia mieliśmy okazję porozmawiać z nim, a także z Jadenem Smithem i Catherine Martin, która prywatnie jest żoną Luhrmanna, a zawodowo zajmuje się tworzeniem kostiumów i scenografii do jego filmów. W przeciwieństwie do jej męża, którego Amerykańska Akademia Filmowa uparcie nie docenia, Catherine ma na swoim koncie już cztery Oscary, co czyni ją rekordzistką w Australii.
Tak, tak, tacy ludzie teraz tworzą seriale i to nie w telewizji, a w czymś, co tradycyjną telewizją nie jest i z czym tradycyjna telewizja ma problem. Nie wiemy, ile kosztował "The Get Down", wiemy, że w sierpniu zobaczymy zaledwie sześć odcinków, bo reszta dopiero powstaje. I nic dziwnego, bo to serial zrobiony z iście bizantyjskim rozmachem. Baz Luhrmann udzielił bardzo wymijającej odpowiedzi na moje pytanie, jak długo powstawał pierwszy odcinek (właściwie to mnie zbył z miną pt. "A kogo obchodzą takie bzdury jak czas?"), ale sama mogę stwierdzić jedno: oglądało się go po prostu jak jeden z jego filmów.
https://www.youtube.com/watch?v=zejyzr5vW3A
Netfliksową otwartość na wszelkie pomysły chwalili właściwie wszyscy twórcy, z którymi mieliśmy przyjemność porozmawiać. Dziennikarze też mają za co chwalić Netfliksa. Po raz pierwszy w historii naszego serwisu zdarzyła nam się sytuacja, kiedy mieliśmy gwiazdy pierwszej wielkości podchodzące po kolei na luźne pogawędki – które nazwiemy dla niepoznaki wywiadami – przy naszym stoliku.
Wyszedł Baz Luhrmann, przyszedł Wagner Moura – serialowy Pablo Escobar, który w białej koszuli i idealnie skrojonym czarnym garniturze wyglądał jak model, a nie ten obślizgły gość, którego gra w "Narcos". Moura swego czasu sporo przytył specjalnie do roli Escobara, ale patrząc na niego teraz trudno w to po prostu uwierzyć.
Zanim jeszcze zdążył minąć efekt WOW, spowodowany różnicą pomiędzy jego ekranową a prawdziwą wersją, okazało się, że to facet, który ma do powiedzenia fascynujące rzeczy i o swojej pracy, i o Ameryce Łacińskiej. Ostro skomentował list brata Escobara do Netfliksa, mówiąc, że to absurd pod każdym względem i nikt nic temu człowiekowi nie jest winny. Minęliśmy się niestety z Pedro Pascalem, który kręci w Londynie film i wpadł tylko na moment, zanim zaczęła się nasza runda wywiadów.
I tu właściwie nasza relacja się urywa, bo nie możemy Wam jeszcze opowiadać o jesiennych planach Netfliksa, które oficjalnie ogłoszone nie są. Widzieliśmy nowe trailery, odcinki seriali, których dat premier jeszcze nie wyjawiono, i inne ciekawe rzeczy. Dwa dni w Londynie wystarczyły, żeby zrozumieć, jaką potęgą jest teraz Netflix i jak bardzo chce mieć jeszcze więcej wszystkiego. Dużo, dużo więcej.
Nie wiem, czy Netflix wykończy tradycyjną telewizję – tak drastyczne sądy są mi obce – ale wiem, że niedługo rzeczywiście każdy znajdzie tam coś dla siebie. A my na Serialowej będziemy poświęcać więcej czasu na przedpremierowe odcinki seriali netfliksowych niż na cokolwiek innego, i to nie dlatego że ktoś nas będzie do tego zmuszał, a dlatego że będziemy chcieli. No, "Fuller House" pewnie nie tkniemy, choćby nie wiem co. A Netfliksowi pewnie nie będzie to przeszkadzać, bo krytycy z muchami w nosie tak czy siak nie są w tym przypadku targetem. To jednak raczej wyjątek niż reguła.
Gdyby ktoś nam powiedział w 2011 roku, kiedy zakładaliśmy Serialową, że pięć lat później "seriale internetowe" zaczną wygrywać z kablówkami, a jeden z nich zrobi Baz Luhrmann we własnej osobie, prawdopodobnie uznalibyśmy go za nieszkodliwego wariata. Tego, że zaczniemy być traktowani dokładnie tak samo jak amerykańscy krytycy, tym bardziej byśmy nie przewidzieli. Witamy w nowej erze i nawet nie będziemy próbowali zgadywać, do czego to wielkie serialowe szaleństwo zaprowadzi nas za pięć lat. Zapnijcie pasy i bawcie się dobrze.