W szponach systemu. Recenzujemy "Długą noc"
Marta Wawrzyn
13 lipca 2016, 20:35
Było kiedyś takie hasło "It's not TV, it's HBO". Jeśli o nim zapomnieliście, bo w międzyczasie bardziej trafne okazało się "It's not porn, it's HBO", "Długa noc" pokaże Wam, jak wygląda świetny dramat z kablówki, która stała się wielka dzięki takim właśnie serialom. Spoilery tylko z pierwszego odcinka, choć widzieliśmy już wszystkie oprócz finału.
Było kiedyś takie hasło "It's not TV, it's HBO". Jeśli o nim zapomnieliście, bo w międzyczasie bardziej trafne okazało się "It's not porn, it's HBO", "Długa noc" pokaże Wam, jak wygląda świetny dramat z kablówki, która stała się wielka dzięki takim właśnie serialom. Spoilery tylko z pierwszego odcinka, choć widzieliśmy już wszystkie oprócz finału.
Co się wydarzyło w noc morderstwa? To pytanie towarzyszy telewidzom od tak dawna, że wymyślenie świeżej odpowiedzi w roku 2016 wydaje się więcej niż karkołomne. A już zwłaszcza kiedy robisz serial na zagranicznym formacie z 2008 roku. "Długa noc", z której HBO omal nie zrezygnowało po śmierci jej producenta Jamesa Gandolfiniego, wydawała mi się przed premierą raczej kandydatem na typowego letniego średniaka niż następną wielką rzecz, jaką zrobi HBO. Jakże się cieszę, że się myliłam!
Gdyby chcieć oceniać "Długą noc" po samym opisie, oczywiście wyszłoby, że nie jest to nic nowego. Bo oto oglądamy chłopaka – takiego typowego naiwnego dzieciaka, który zabłąkał się i nie wie, co się wokół niego dzieje – zamieszanego w morderstwo, jego zmagania z przypominającym bezosobową machinę systemem sprawiedliwości, batalię w sądzie, perypetie więzienne itp. Na pierwszy rzut oka nic nie jest odkrywcze – główny bohater na winnego nie wygląda, policjanci są a to zmęczeni i przepracowani, a to niekompetentni, siatka wzajemnych powiązań i zależności w tzw. systemie potrafi człowieka obrzydzić, a do tego wszystkiego dochodzą jeszcze szuje zwane prawnikami. Nic, czego byśmy nie widzieli wcześniej? Błąd!
W "Długiej nocy" nie brak drobiazgów, które robią różnicę, a pierwszym z nich dla mnie okazało się nazwisko Jamesa Gandolfiniego w czołówce. Oglądając ją raz za razem, nie mogłabym oprzeć się myśli, co by było gdyby… Ta myśl pojawia się za każdym razem, przed każdym odcinkiem, ale szybko ucieka, zastępowana przez zwykły, ludzki zachwyt. Poczynając od klimatycznych zdjęć, a kończąc na wyrazistych kreacjach aktorskich i świetnie napisanym scenariuszu – "Długa noc" to serial wielki, który HBO powinno kontynuować w tej czy innej formie, zamiast nazywać serią limitowaną.
Rzecz się zaczyna zupełnie zwyczajnie, to znaczy od serii głupich błędów i pomyłek. Mieszkający w Nowym Jorku student pakistańskiego pochodzenia Naz Khan (w tej roli Riz Ahmed), który wygląda na cichego, nieśmiałego chłopca, podkrada ojcu taksówkę, żeby dostać się na atrakcyjnie brzmiącą imprezę na Manhattanie. Do auta przypadkiem wsiada znajdująca się w stanie życiowego pogubienia Andrea (Sofia Black D'Elia), która każe wieźć się na plażę (co na Manhattanie nie jest takie proste). Jedno wydarzenie prowadzi do drugiego – Naz ląduje w jej mieszkaniu, a nie na imprezie u znajomych. Idą do łóżka, a kiedy się budzi, dziewczyna wciąż tam leży. Martwa.
Co się stało? Czy chłopak o spojrzeniu niewinnej sarenki jest mordercą? Tego się prędko nie dowiecie, a zanim w ogóle serial zacznie docierać do prawdy, czeka Was podróż przez kolejne etapy amerykańskiego systemu sprawiedliwości. W pierwszym odcinku mamy zaledwie zawiązanie akcji. Oczami Naza oglądamy, jak służby policyjne sobie radzą – a dokładniej, jak sobie nie radzą – w takich sytuacjach. Towarzyszymy mu w drodze za kratki i spotykamy razem z nim barwnego prawnika, Johna Stone'a (John Turturro), który z jakiegoś powodu zwraca na niego uwagę.
W tym momencie sprawa wydaje się jasna – z jednej strony jest przerażony dzieciak, któremu trzeba pomóc, z drugiej bezduszna instytucja. W kolejnych odcinkach wszystko staje się znacznie bardziej zniuansowane i niejednoznaczne, a bohaterowie bardziej skomplikowani. Razem z Nazem dowiemy się, jak działa system sprawiedliwości – zobaczymy salę sądową, a także więzienie. Będziemy też świadkami fraternizacji osób, które powinny trzymać się od siebie z daleka ze względu na wykonywany zawód, i przekonamy się, że w takiej sytuacji największe znaczenie mają zawsze ludzie. Ci, których spotykasz przypadkiem, i ci, z którymi spotkania nie unikniesz.
Na pierwszy plan wyraźnie wysuwa się Stone, który swoją osobowością potrafi nadać jakości każdej scenie. A i wprowadzany przez niego humor nie pozostaje bez znaczenia. Adwokat z niego specyficzny, daleki od tych, których oglądamy w "Suits" albo "Żonie idealnej". Z wyglądu przypomina raczej oldskulowego reportera, a ohydne stopy w sandałach – które mają w serialu praktycznie własny wątek, od początku do końca genialny – sprawiają, że nie da się na niego nie zwrócić uwagi. Niełatwo rozgryźć jego i jego motywacje, to jeden z tych bohaterów, którzy cię fascynują tym bardziej, im dłużej ich znasz.
Turturro tym występem walczy o Emmy – i pewnie ją dostanie – ale trzeba powiedzieć, że "Długa noc" dosłownie wypakowana jest charyzmatycznymi bohaterami. Bill Camp jest świetny jako odchodzący wkrótce na emeryturę detektyw Dennis Box, Michael K. Williams rządzi w więzieniu, Amara Karan przyciąga wzrok jako młoda prawniczka, która gotowa jest pracować dla sprawy. Nawet patologa (w tej roli Chip Zien) mógłby "Długiej nocy" pozazdrościć każdy procedural!
I na tym właśnie polega siła nowego tytułu HBO – z dobrze znanych schematów wyciska, ile się da, dodając od siebie takie smaczki i tak wyraziste postacie, że nie da się nie uznać serialu za coś nowego, świeżego i wyjątkowego. O jakości "Długiej nocy" stanowią pyszne drobiazgi, genialni aktorzy i scenariusz napisany tak, że tę zupełnie zwyczajną wędrówkę człowieka przez system ogląda się, siedząc na krawędzi fotela.
A do tego wszystkiego dochodzi jeszcze tło społeczne, oddane z pieczołowitością, która stawia "Długą noc" w jednym rzędzie z "The Wire". Problemy etniczne współczesnej Ameryki dosłownie tu buzują, nie raz, nie dwa mydląc oczy i widzowi, i bohaterom serialu. Twórcy serialu, Richard Price i Steve Zaillian, i w tym przypadku jednak unikają ostrych diagnoz, stawiając na szarości i niejednoznaczności. Zamiast szukania winnych i rzucania oskarżeń mamy reporterską szczegółowość, różne postawy i różne punkty widzenia. Brawa dla tego, kto w tym galimatiasie będzie w stanie odnaleźć prawdę.
"Długa noc" potrafi zachwycać jak wybitne seriale dramatyczne HBO z czasów największej świetności tej stacji, a przy tym nie trąci myszką i z pewnością nie wygląda jak coś, co tworzono z przygodami przez prawie pół dekady. To świetna, nowoczesna produkcja, której twórcy świadomie czerpią z wielu źródeł, tworząc przy tym nową jakość i umiejętnie wciągając widzów w historię niby zwyczajną, a jednak niezwykłą. Niczego lepszego w najbliższych miesiącach nie zobaczycie, a Johna Turturro już w tym momencie możemy ogłosić królem tego lata. Oglądajcie, warto!
Nowe odcinki "Długiej nocy" możecie oglądać w poniedziałki o godz. 20:10 w HBO. Są także dostępne od rana w HBO GO.