Robocie, dokąd zmierzasz? Podsumowujemy pierwszą połowę 2. sezonu "Mr. Robot"
Mateusz Piesowicz
12 sierpnia 2016, 19:04
Półmetek sezonu "Mr. Robot" to dobra pora na krótkie podsumowanie, zwłaszcza że ostatnie odcinki obfitowały w ważne i dziwne wydarzenia. Uwaga na duże spoilery!
Półmetek sezonu "Mr. Robot" to dobra pora na krótkie podsumowanie, zwłaszcza że ostatnie odcinki obfitowały w ważne i dziwne wydarzenia. Uwaga na duże spoilery!
Muszę zacząć od tego, co miało miejsce w ostatnim odcinku, bo to zdecydowanie najbardziej pokręcona rzecz, jaką twórca serialu nam do tej pory zaserwował. Takiego odlotu dawno w telewizji nie widziałem, więc jeśli seans jeszcze przed Wami i nie chcecie zepsuć sobie kapitalnej niespodzianki, to ABSOLUTNIE PRZESTAŃCIE CZYTAĆ i najpierw obejrzyjcie. Sam Esmail ma podobne zdanie.
#MrRobot viewers, do NOT miss tonight's episode. It is our best one to date. It also features one of my favorite guest stars.
— Sam Esmail (@samesmail) August 10, 2016
Zanim jednak doszliśmy do występu gościnnego, udaliśmy się na… doroczną przejażdżkę rodziny Aldersonów. Znowu retrospekcja? Nic z tych rzeczy – Sam Esmail uraczył nas kolejnym wytworem Elliotowego umysłu, ale tym razem jego pomysłowość przeszła samą siebie. Stylizowany na sitcom sprzed lat obszerny fragment odcinka to bowiem nie tylko cudowna zabawa konwencją, ale również prawdopodobne zamknięcie jednego z głównych wątków pierwszej połowy sezonu. Mam na myśli oczywiście walkę Elliota z Panem Robotem, której ten pierwszy w żaden sposób nie mógł wygrać, choć próbował różnych metod.
Dopiero dramatyczna sytuacja, w jakiej znalazł się bohater, spowodowała, że zrozumiał, iż walka z Robotem to bezsensowny pojedynek z samym sobą. Co więcej, odkrył, że obecność "drugiego ja" wcale nie musi mieć tylko złych stron. Potwierdza to Sam Esmail, który tłumacząc ostatnie wydarzenia dla Entertainment Weekly, mówił: "Naszym zamiarem było pokazać, że posiadanie alter ego ma też zalety. Elliot widział wady. Nie mógł się go pozbyć, nawet jeśli chciał. Nie mógł go kontrolować. Teraz zobaczył, że dobrze mieć go obok siebie". Najciekawsze jednak, że nie jest to wymysł twórcy, bo zaczerpnął go z prawdziwych doświadczeń chorych na zaburzenie dysocjacyjne tożsamości.
Sitcomowa sceneria była swego rodzaju "bezpiecznym miejscem", które Pan Robot stworzył, by ukryć w nim świadomość Elliota. Dzięki temu główny bohater mógł zbierać ostry wycisk od zbirów Raya, ale jego umysł niemal zupełnie tego nie rejestrował (były przebłyski w gameboyu i lusterku, ale Pan Robot odwracał od nich uwagę bohatera). Pytanie tylko, jakie miejsce mogło być "zabezpieczeniem" dla Elliota? Esmail odwołał się tu do własnych wspomnień z dzieciństwa i komediowego bloku nadawanego przez ABC w piątkowe wieczory (TGIF). "Zazdrościłem rodzinom z tych sitcomów, bo mimo że co tydzień dochodziło u nich do konfliktów, to zawsze je rozwiązywali. Wszyscy się kochali. Życie było o wiele prostsze. Każdy dom wyglądał cudownie, a ty miałeś wszystko, czego potrzebowałeś. Elliot udał się do takiego miejsca.".
Pomysł to jedno, zupełnie inną sprawą jest wykonanie. Przestawienie się na "sitcomowy" styl dla ekipy robiącej na co dzień zupełnie inny serial wcale nie było prostą sprawą. Esmail zasięgał porad Blair Breard, producentki "Horace and Pete", by "Mr. Robot" na chwilę cofnął się w czasie, i trzeba przyznać, że wyszło mu to perfekcyjnie (nawet piosenka w czołówce została napisana specjalnie na tę okazję). Gdybym nie wiedział, co oglądam, dałbym się złapać w tę pułapkę. Także dzięki aktorom, bo ci perfekcyjnie wpasowali się w stylistykę. Zwłaszcza Christian Slater czuł się tu jak ryba w wodzie, ale i Rami Malek ze swoimi jeszcze większymi niż zwykle oczami, pasował tu idealnie.
No i jeszcze ten występ gościnny. Przy Alfie bledną wszystkie szalone twisty, jakie "Mr. Robot" stosował do tej pory. A i w przyszłości wątpię, by coś mogło to przebić. Twórca legendarnego serialu, a także lalkarz i aktor użyczający Alfowi swojego głosu, czyli Paul Fusco, powrócił do roli sympatycznego kosmity, pozostawiając zarówno nas, jak i Elliota w wielkim szoku. Sam pomysł wydaje się tak absurdalny, że pisanie o nim teraz jest dziwne, a co dopiero zobaczenie go na własne oczy. A jednak, Alf naprawdę pojawił się jeszcze raz na małym ekranie i zrobił to w wielkim stylu. Jak każda wielka gwiazda, ma jednak swoje dziwactwa. "Alf jest niesamowity" – mówił Esmail – "Bywa złośliwy i ma swoje zachcianki, ale jego występ był tego wart". Mam tylko nadzieję, że na planie nie ucierpiał żaden kot!
Jednak ta pokręcona sekwencja to nie wszystko, co warto zapamiętać z ostatnich odcinków. Cała historia obfituje w wydarzenia, choć niestety nadal niewiele w nich konkretnych odpowiedzi. Wciąż nie wiemy choćby, co działo się z Elliotem pod koniec zeszłego sezonu, ani gdzie podział się Tyrell Wellick. Przeglądając komentarze w sieci, można zauważyć, że coraz więcej widzów niecierpliwi opieszałość twórców w podawaniu wyjaśnień, co szczerze mówiąc, nieustannie mnie zaskakuje. Przecież niemal cały urok tego serialu bierze się właśnie ze sposobu, w jaki nas zwodzi i unika jasnych deklaracji. A tę technikę w drugim sezonie udało się doprowadzić niemal do perfekcji.
Przy tym wszystkim jednak nadal sporo się dzieje, bo twórcy skupiają się na bieżących wydarzeniach. Znacznie więcej miejsca poświęca się choćby bohaterkom, dzięki czemu mogliśmy obejrzeć wizytę Dom (Grace Gummer) w Chinach, poznaliśmy bliżej Joannę Wellick (Stephanie Corneliussen), a ostatnio oglądaliśmy godną niejednego thrillera sekwencję hakowania FBI przez Angelę i Darlene. Im bliżej końca sezonu, tym bardziej poszczególne wątki powinny się zazębiać, a biorąc pod uwagę, że Elliot chyba wreszcie dojdzie do porządku z Panem Robotem, to może i doczekamy się jakichś odpowiedzi.
Dokąd to wszystko zaprowadzi, nie mam oczywiście bladego pojęcia, bo nawet rozsądna fanowska teoria nie wydaje się już tak przekonująca (jak umieścić w niej Raya?). Sam Esmail zwodzi więc nadal bardzo skutecznie, ale co najważniejsze, nie pozwala byśmy się przy tym nudzili. A znając go, to i odpowiedzi już trochę nam podrzucił. Po prostu jeszcze ich nie zauważyliśmy.