15 jesiennych nowości, na które czekam najbardziej
Marta Wawrzyn
6 września 2016, 12:03
Tegoroczna jesień serialowa zapowiada się więcej niż świetnie. Po raz pierwszy w historii, tworząc listę najbardziej oczekiwanych nowości, wyrzuciłam nie tylko prawie wszystko, co ma do zaproponowania telewizja ogólnodostępna, ale także dobrze zapowiadające się tytuły, które wydają się być nie do końca w moim stylu, jak "Atlanta" albo "One Mississippi". Wyleciały też produkcje, które nie mają prawie żadnych materiałów promocyjnych, jak "Good Girls Revolt". Oto piętnastka wybrańców, którą pewnie spokojnie mogłabym poszerzyć o kolejną piętnastkę. Szaleństwo!
Tegoroczna jesień serialowa zapowiada się więcej niż świetnie. Po raz pierwszy w historii, tworząc listę najbardziej oczekiwanych nowości, wyrzuciłam nie tylko prawie wszystko, co ma do zaproponowania telewizja ogólnodostępna, ale także dobrze zapowiadające się tytuły, które wydają się być nie do końca w moim stylu, jak "Atlanta" albo "One Mississippi". Wyleciały też produkcje, które nie mają prawie żadnych materiałów promocyjnych, jak "Good Girls Revolt". Oto piętnastka wybrańców, którą pewnie spokojnie mogłabym poszerzyć o kolejną piętnastkę. Szaleństwo!
15. "Luke Cage" – 30 września na Netfliksie
https://www.youtube.com/watch?v=ytkjQvSk2VA
Po 2. sezonie "Daredevila" – który był w porządku, ale wiele do mojego serialowego doświadczenia nie wniósł – nie czekam już z takim zapałem na kolejne produkcje Netfliksa i Marvela. Ale na "Luke'a Cage'a" z pewnością zerknę, choćby dlatego, że dobrze wspominam Mike'a Coltera z czasów "Żony idealnej".
A poza tym liczę na to, że jednak schematy nie będą mi aż tak przeszkadzać, bo i tym razem uda się stworzyć coś dojrzalszego niż przeciętna superbohaterska sieczka. Na pewno miejsce akcji – mroczny Harlem – i postawienie na bardzo wyrazisty soundtrack nada serialowi charakteru, ale czy to będzie marvelowskie "The Wire", jak sugerują twórcy? W to już śmiem wątpić. Ale nawet jeśli takie porównania wydają się lekko przesadzone, jestem (prawie) pewna, że otrzymamy kolejny solidny produkt marki Netflix. Co w zupełności wystarczy.
https://www.youtube.com/watch?v=axd-SR43mKE
Warto też pochylić się chwilę nad obsadą, bo jest ona rzeczywiście niezła. Obok Coltera grają tutaj Mahershala Ali (Cornell "Cottonmouth" Stokes), Alfre Woodard (Mariah Dillard), Simone Missick (Misty Knight), Theo Rossi (Shades), Frank Whaley (Rafael Scarfe) i Rosario Dawson (Claire Temple). Mam też cichą nadzieję na wizytę Krysten Ritter w roli Jessiki Jones.
https://www.youtube.com/watch?v=Ymw5uvViqPU
14. "No Tomorrow" – 4 października
Kolejny serial telewizji CW, stworzony na bazie telenoweli. Czy stanie się takim hitem jak "Jane the Virgin"? Nie mam pojęcia i właściwie nawet na to nie liczę. Liczę na 40 minut bezpretensjonalnej rozrywki w tygodniu, w miłym towarzystwie serialowego Galavanta i ładnej blondynki.
Fabuła jest dość specyficzna, bo oto poukładana, unikająca ryzyka menedżerka (Tori Anderson), która pracuje w centrum dystrybucyjnym sklepu w stylu Amazona, zakochuje się w totalnym lekkoduchu (Joshua Sasse, czyli właśnie Galavant). Facet żyje pełnią życia, bo… wierzy w zbliżającą się apokalipsę. Ona raczej nie zacznie podzielać jego wiary, ale właściwie nie jest to potrzebne. Ważne, że zaczyna mu towarzyszyć w różnego rodzaju szaleństwach, a w międzyczasie rodzi się między nimi coś fajnego i wdzięcznego.
Mam nadzieję, że w "No Tomorrow" żadnej apokalipsy nie będzie i bardzo bym chciała, aby ten serialik udał się i przetrwał w czasach marnej oglądalności wszystkiego, co nie powstało na bazie komiksu.
13. "Easy" – 22 września na Netfliksie
Netflix jest tak tajemniczy w przypadku tego serialu, że aż trochę się boję, co z tego wyjdzie. Wciąż jeszcze nie wypuszczono prawdziwego zwiastuna, jest tylko ten teaser, który widzicie powyżej i który sugeruje, że w "Easy" będzie chodziło przede wszystkim o seks i związki międzyludzkie.
Czemu w takim razie serial znalazł się na liście? Po pierwsze dlatego, że to Netflix. Po drugie, nazwisko Joego Swanberga ("Drinking Buddies") kojarzy mi się raczej dobrze i wydaje mi się, że może on mieć do powiedzenia coś ciekawego o ludziach z dużego miasta, którzy próbują sobie poukładać życia w "nowoczesnym labiryncie miłości, seksu, technologii i kultury". Nawet jeśli takich historii trochę już było, nie mam nic przeciwko obejrzeniu kolejnej. Oczywiście pod warunkiem, że wniesie cokolwiek świeżego.
Swoje też robi obsada. W serialu grają Orlando Bloom, Malin Ackerman, Jake Johnson, Marc Maron, Dave Franco, Hannibal Buress, Emily Ratajkowski, Michael Chernus, Gugu Mbatha-Raw, Aya Cash, Jane Adams, Elizabeth Reaser, Evan Jonigkeit – imponująca lista, przyznacie. Także czekam na "Easy", trochę tylko zdziwiona tym, że na kilkanaście dni przed premierą nie ma nawet zwiastuna.
12. "Goliath" – 14 października
Nowy serial Amazona, o którym nie jestem w stanie wyrobić sobie sensownej opinii po zwiastunie. Tytuł jest pompatyczny, czego nie lubię, i w ciągu tej minuty nie dzieje się nic, co by mnie zdziwiło, zaskoczyło bądź zachęciło do oglądania. Wygląda to niestety jak piosenka, którą znam, i taki też jest opis: upadły prawnik walczy o odzyskanie dawnej reputacji i szuka sprawiedliwości w amerykańskim systemie, faworyzującym bogatych i mających władzę.
Czemu w takim razie "Goliath" (ach, czemu twórcy nie pozostali przy tytule "Trial"?) znalazł się na tej liście? Nazwiska. Po pierwsze, David E. Kelley, do którego mam słabość od dobrych dwudziestu lat. Po drugie, Billy Bob Thornton w głównej roli. Po trzecie, Maria Bello, William Hurt i inni. Mam nadzieję, że aktorstwo zrobi różnicę, a i scenariusz jednak nie będzie składał się z samych klisz (co niestety zapowiada zwiastun).
I naprawdę bym chciała, żeby Amazon wyprodukował wreszcie serial dramatyczny, który rzuci mnie na kolana. Może jednak to będzie "Goliath"?
11. "Chance "- 19 października
https://www.youtube.com/watch?v=TIPRjWN8hcg
Hugh Laurie znów zostanie lekarzem, tyle że zmieni się specjalizacja i miejsce akcji, a do tego dojdzie skomplikowana intryga. "Chance" to serial oparty na książce Kema Nunna. Hugh Laurie wcieli się w Eldona Chance'a, neuropsychiatrę sądowego z San Francisco, który uwikłał się w romans z femme fatale cierpiącą na różne zaburzenia osobowości, zanim dowiedział się, że jej były mąż jest niebezpiecznym detektywem z wydziału zabójstw.
Serial ma być thrillerem psychologicznym, opowiadającym o człowieku wciąganym w niebezpieczny świat fałszywych tożsamości, policyjnej korupcji i chorób psychicznych. W obsadzie znajdują się Gretchen Mol ("Boardwalk Empire"), LisaGay Hamilton ("The Practice") czy Paul Adelstein ("Private Practice"). Hulu już zamówiło dwa sezony, składające się łącznie z 20 odcinków.
A to wszystko brzmi… no cóż, tak sobie. Podobnie jak Amazon, Hulu wciąż nie potrafi wyprodukować wybitnego serialu dramatycznego i zdziwię się, jeśli "Chance" okaże się tutaj przełomem. Ale chętnie zobaczę Hugh Lauriego w nowym serialu. Wierzę, że jeśli przyjął tę rolę, to "Chance" jest coś warte.
10. "Timeless" – 3 października
https://www.youtube.com/watch?v=4glJzvUunOE
Wątpię, żeby to się udało, ale i tak będę oglądać. Dokładnie tak jak kiedyś oglądałam "Revolution", z którym zresztą łączy "Timeless" osoba twórcy (Eric Kripke, a oprócz niego w ekipie producentów jest także dobrze znany fanom "The Shield" Shawn Ryan). Serial opowiadać będzie o podróżach w czasie i ratowaniu świata co tydzień od nowa.
Wszystko zacznie się od tego, że pewien tajemniczy i na dodatek przystojny kryminalista (Goran Visnjic) ukradnie stanowiący tajemnicę państwową wehikuł czasu, po to aby zmienić przeszłość – nie tylko swoją, ale i całego świata. Ratować ludzkość będzie ekipa złożona z trzech osób: naukowca (Malcolm Barrett), żołnierza (Matt Lanter) i profesorki historii (Abigail Spencer).
I tu właściwie możemy przerwać streszczanie, a następnie dorzucić zwiastun, w którym Abigail Spencer ciągle się przebiera. Jeśli serial nie będzie na siłę próbował być głęboki i będzie w stanie dostarczać takiej frajdy, jak właśnie ten zwiastun, jest szansa, że coś z tego wyjdzie.
9. "The Good Place" – 19 września
W tym przypadku sama nie wiem, czy bardziej chcę, czy się boję, bo serial, co tu dużo mówić, wygląda dziwnie, i to niekoniecznie w dobrym sensie. Poznajemy młodą kobietę, która najwyraźniej umiera i trafia do czegoś w rodzaju czyśćca, gdzie ma pracować nad sobą pod okiem siwowłosego nauczyciela. Brzmi to jak najbardziej przekombinowany pomysł na świecie i pewnie nigdy bym tego nie kupiła, gdyby nie nazwiska.
Po pierwsze, serial tworzy Mike Schur, który ma na koncie rewelacyjne "Parks and Recreation" i trochę mniej rewelacyjne, ale wciąż niezłe "Brooklyn Nine-Nine". Po drugie, panią, która ma stać się lepszą osobą, gra Kristen Bell, zaś w jej mentora wciela się Ted Danson. I to dla mnie jest duet, który mógłby nic nie robić, tylko sobie być na ekranie, a ja i tak bym oglądała.
Pewności, że coś z tego wyjdzie, nie mam żadnej – zwłaszcza że jeszcze pojawia się tu problem pod tytułem "oglądalność" – ale będę trzymać za ten serial kciuki. Jeśli coś jeszcze w amerykańskiej telewizji ogólnodostępnej zostało dobrego, to są to komedie. Oby i ta dała radę.
8. "Divorce" – 10 października w HBO Polska
Sarah Jessica Parker nie tak dawno temu uprawiała seks w wielkim mieście, a teraz będzie się rozwodzić. Też w HBO. Zwiastuny są na tyle enigmatyczne, że właściwie nie wiem, co to będzie za serial. Zakładam jednak, że skoro to HBO, ktoś tu powie mi coś nowego o tym, jak to jest dobrnąć do pięćdziesiątki i odkryć, że właściwie to my zbyt szczęśliwi nie jesteśmy.
Cieszą mnie też zapowiedzi, że "Divorce" nie będzie rewią mody, ale serialowa Frances będzie miała swój styl. To znaczy będzie nosiła ciuchy vintage, używane oczywiście, często w stylu lat 70. Mam nadzieję, że serial także będzie miał swój charakter i że Sarah Jessica Parker będzie tutaj miała coś do zagrania.
7. "Zamęt" ("Quarry") – 10 września w polskim Cinemax
Wiosną w Cinemax zakończyło się "Banshee", jesienią może się pojawić godny następca. Oparty na książkach Maxa Allana Collinsa "Zamęt" wygląda na kolejny mocny, dojrzały, męski serial, który powinien spodobać się każdemu, kto szuka na małym ekranie ambitniejszej rozrywki.
Głównym bohaterem jest Mac Conway (Logan Marshall-Green), żołnierz marines, który w 1972 roku wraca do domu, do Memphis, z Wietnamu. Wraca i ze zdziwieniem orientuje się, że nie jest uważany za bohatera, wręcz przeciwnie, na temat takich jak on toczą się przeróżne dyskusje, zaś wartości, które on uważa za święte, są demonizowane przez opinię publiczną.
Sytuacja trochę jak z "Urodzonego 4 lipca", ale na tym prawdopodobnie podobieństwa się skończą. W "Zamęcie" ważne jest z jednej strony miejsce akcji – amerykańskie Południe zawsze ma w serialach i filmach niepowtarzalny klimat – a z drugiej to, co się dzieje z bohaterem, który wkracza na przestępczą ścieżkę. Zamiast prawienia morałów będzie akcja, akcja i jeszcze więcej akcji. A ponieważ za kamerą stanął Greg Yaitanes – dobrze znany fanom "Banshee" – myślę, że możemy spodziewać się rozrywki na wysokim poziomie.
6. "This Is Us" – 20 września
Nie pamiętam, kiedy ostatnio jakikolwiek serial dramatyczny telewizji ogólnodostępnej podobał mi się w zwiastunach tak jak ten. Właściwie to nie dramat, a komediodramat, ale z 40-minutowymi odcinkami, który bardziej wydaje się przypominać choćby "Parenthood" niż sitcomy. Jego twórcą jest Dan Fogelman ("Galavant", "Grandfathered"), a zarys fabuły prezentuje się jednocześnie ambitnie i przystępnie.
Bohaterami będzie grupka osób, które poznają się w nietypowy sposób (niektórych łączy ta sama data urodzin) i przeżywają razem różne ważne życiowe momenty. Obsada jest świetna; grają tu Mandy Moore ("Red Band Society"), Milo Ventimiglia ("Gilmore Girls"), Sterling K. Brown ("American Crime Story"), Justin Hartley ("Revenge"), Chrissy Metz ("American Horror Story"), Susan Kelechi Watson ("Louie"), Chris Sullivan ("The Knick") czy Ron Cephas Jones ("Mr. Robot).
Wyraźnie widać, że serial ma ambicje, ale same zwiastuny nie wystarczą, aby stwierdzić, czy jest szansa, aby zostały one spełnione. To może być rzeczywiście świetny serial, w stylu "American Crime" (tylko bez tytułowej zbrodni), albo przesłodzona bajka jak "Red Band Society". Liczę na to pierwsze i rzeczywiście na "This Is Us" czekam.
https://www.youtube.com/watch?v=rfUiKg28r_M
5. "The Crown" – 4 listopada na Netfliksie
Netflix wypuścił już w tym roku jednego giganta – "The Get Down" – a to, że nie zrobił takiej furory jak choćby zrealizowane z dużo mniejszym rozmachem "Stranger Things", z pewnością jest rozczarowaniem. Ale to dopiero początek. O budżecie "The Crown" – serialu, którego tematem jest brytyjska Korona – krążą jeszcze większe legendy niż o tym, co wyprawiał Baz Luhrmann. Ponoć wyniósł on 100 mln funtów (prawie 160 mln dolarów), co jak na brytyjskie warunki jest sumą wręcz absurdalną, nikt z komentujących jednak nie ma pewności, czy tyle wydano na 10 odcinków, czy też ma wystarczyć na kolejne sezony.
"The Crown" opowiada o Wielkiej Brytanii za rządów Elżbiety II, od czasu przejęcia korony na początku lat 50. aż do współczesności. Scenariusz napisał Peter Morgan na podstawie własnej sztuki zatytułowanej "The Audience", opowiadającej o cotygodniowych audiencjach u królowej. Serial już został rozpisany na sześć sezonów (choć nie wiadomo, czy ostatecznie Netflix tyle zamówi).
"The Crown" wypełniać mają personalne intrygi, romanse i polityczne rywalizacje, stojące za kulisami wielkich wydarzeń, które pomogły uformować drugą połowę XX wieku. Młodą królową Elżbietę gra Claire Foy ("Wolf Hall"), a w jej męża Filipa wciela się Matt Smith. Z kolei znany z "Dextera" John Lithgow gra premiera Winstona Churchilla.
To wszystko wystarczy, żeby spodziewać się po "The Crown" czegoś więcej niż po "zwykłym" serialu – choć oczywiście może wyjść bardzo drogie nudziarstwo. Zobaczymy.
4. "The Young Pope" – 27 października
Serial, który zapowiada się świetnie, bo nie może zapowiadać się inaczej. Nie dość że stoi za nim Paolo Sorrentino, to jeszcze główną rolę – dość nietypowego papieża – gra Jude Law, w obsadzie znajduje się też Diane Keaton, a w produkcję zaangażowane są Sky Atlantic, HBO i Canal+. To wszystko wystarczy, żeby "The Young Pope" znalazł się bardzo wysoko na liście najlepiej zapowiadających się produkcji telewizyjnych jesieni.
A to dopiero początek, bo sam pomysł na serial brzmi dość intrygująco. Grany przez Jude'a Law papież Pius XIII jest Amerykaninem, na dodatek zaskakująco młodym. Oficjalny opis głosi, że wydaje się być tajemniczy i pełen sprzeczności – przebiegły i naiwny, staromodny i bardzo nowoczesny, wątpiący i zdecydowany, ironiczny, pedantyczny, zraniony i bezwzględny. Idzie samotną ścieżką, szukając Boga dla ludzkości, ale sam też poszukuje.
Nie mam pojęcia, co z tego wyjdzie, ale spodziewam się wszystkiego co najlepsze. I nie chodzi mi wcale o realizacyjny rozmach, bardziej liczę na emocje, jakich na małym ekranie jeszcze nie było. W końcu mamy tutaj papieża, który jest człowiekiem, a nie istotą niemalże boską czy dla odmiany zbrodniarzem, jak to bywało w innych serialach.
3. "Better Things" – 8 września
https://www.youtube.com/watch?v=UivyT8nZVx8
Na ten serial czekają z niecierpliwością chyba wszyscy fani "Louiego". I nawet nie o to chodzi, że skoro Louis C.K. zrobił sobie przerwę, to musi nam wystarczyć Pamela Adlon. O nie, ja tutaj liczę na coś w rodzaju kobiecej wersji "Louiego", ale zrobionej we własnym, niepowtarzalnym stylu. I myślę, że Pamela mnie nie zawiedzie.
W "Better Things" – którego jednym z producentów jest Louis C.K. – Pamela ma na imię Sam, jest samotną matką trójki dzieci, a do tego musi jakoś zarabiać na życie. Jej sytuacja trochę przypomina to, co oglądaliśmy w "Louiem", ale przypuszczam, że na tym jednak podobieństwa się skończą. W przypadku seriali komediowych, które są wyraźnie firmowane nazwiskiem twórcy – w tym przypadku twórczyni – zawsze to jego/jej sposób widzenia świata jest tym najbardziej interesującym elementem. Tak zapewne będzie i w tym przypadku.
Zapowiedzi prezentują się rewelacyjnie i naprawdę się cieszę, że premiera dosłownie już za moment. Kobiety z charakterem, takie jak właśnie Pamela Adlon, to najlepsze, co współczesna telewizja ma do zaoferowania.
2. "Crisis in Six Scenes" – 30 września
W tym przypadku sprawa jest prosta: mam ogromną słabość do Woody'ego Allena i tych wszystkich podszytych neurozami historii, które wymyśla niemalże hurtowo, dlatego jego serial też biorę w ciemno. Dobrze sobie przy tym zdając sprawę, że jest to twórca, któremu raz wychodzi, a raz nie (ostatnio głównie nie wychodzi).
Mam nadzieję, że tym razem jednak się uda, bo mamy tu zapowiedź powrotu do przeszłości w rewelacyjnej obsadzie. "Crisis in Six Scenes" dziać się będzie w latach 60., a bohaterami będą członkowie mieszkającej na przedmieściu rodziny, którzy postrzegają świat w dość tradycyjny sposób, i młoda hipiska, która przewróci wszystko do góry nogami.
Hipiskę gra Miley Cyrus, która wydaje mi się strzałem w dziesiątkę – spójrzcie tylko na nią! – a oprócz niej w obsadzie znajdują się Elaine May, Rachel Brosnahan, John Magaro i oczywiście sam Allen. Nie wiem, jak bardzo ten (mini)serial musiałby zostać schrzaniony, żebym była niezadowolona.
1. "Westworld" – 3 października w HBO Polska
Serial, który z każdym kolejnym zwiastunem wygląda coraz bardziej niesamowicie. I nawet nie chodzi o to, że to gigantyczny projekt, a ten rozmach na ekranie rzeczywiście widać. Bardziej dla mnie liczy się to, że "Westworld" wygląda na mocny, dojrzały serial dla dorosłych widzów – jak kiedyś "Rodzina Soprano" albo "The Wire". To jest HBO, które po prostu kocham, i nawet sobie nie potrafię wyobrazić, co będzie jeśli mnie zawiedzie i tym razem.
Luźno oparty na filmie Michaela Crichtona z 1973 roku serial opowiadać będzie o parku rozrywki z androidami, które uświadamiają sobie swoją sytuację i zaczynają się buntować. Wszystko ma się zacząć od Dolores Abernathy (Evan Rachel Wood), pięknej dziewczyny z prowincji, która jest trochę jak córka farmera. Pewnego dnia odkryje ona, że cała jej idealistyczna egzystencja to jedno wielkie kłamstwo.
Obsada jest po prostu rewelacyjna; obok Evan Rachel Wood grają tu Anthony Hopkins, James Marsden, Ed Harris, Thandie Newton i Jeffrey Wright. Hopkins wcieli się w doktora Roberta Forda, genialnego, małomównego i skomplikowanego dyrektora kreatywnego, szefa programowego i założyciela parku Westworld. Harris zagra w Faceta w Czerni, łotra, który łączy w sobie wszystko co najgorsze, ale dla uwięzionych androidów wydaje się być raczej kimś w rodzaju wybawiciela.
Wszystko, dosłownie wszystko wydaje się tutaj być na najwyższym poziomie. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że Jonathan Nolan i spółka nie poszli na żadne kompromisy i stworzyli nie kolejny dobry serial dla fanów science fiction (których, tak na marginesie, wciąż bardzo brakuje), a po prostu nowy wybitny serial dramatyczny HBO. Taki, który będzie mieć rozmach "Gry o tron" i scenariusz na poziomie "Rodziny Soprano". Chyba nie żądam zbyt wiele?