Pazurkiem po ekranie #131: Hity, kity i nic pośrodku
Marta Wawrzyn
18 września 2016, 20:02
"Westworld" (Fot. HBO)
Po letniej przerwie czas wrócić do rzeczywistości, czyli chwalenia tych wszystkich cudnych wrześniowych komediodramatów, a także seriali, które widziałam przed premierą. Jak – uwaga, uwaga! – "Westworld" i "Luke Cage".
Po letniej przerwie czas wrócić do rzeczywistości, czyli chwalenia tych wszystkich cudnych wrześniowych komediodramatów, a także seriali, które widziałam przed premierą. Jak – uwaga, uwaga! – "Westworld" i "Luke Cage".
"Pazurkiem na ekranie" zrobiło sobie przerwę, z której długości, przyznaję, w ogóle nie zdawałam sobie sprawy. Po prostu w pewnym momencie zaczęłam oglądać wszystko w innym tempie niż reszta świata. Przestało mi wystarczać czasu na cotygodniowe spotkania z "Halt and Catch Fire", "Casual" czy nawet "Mr. Robot", a "Długą noc" obejrzałam prawie całą na początku lipca i przed końcem sierpnia wiele szczegółów zdążyło mi wylecieć z pamięci. Czemu tak? Bo screenery.
Screener naszym słowem roku 2016
To, jak bardzo przedpremierowe screenery – udostępniane głównie przez HBO i Netfliksa, ale nie tylko – zmieniły w ostatnich miesiącach życie Serialowej, widać było już latem, a jeszcze bardziej widać będzie jesienią. Trudno pisze się cotygodniowe podsumowanie najnowszych odcinków, kiedy dla mnie one już nie są najnowsze. A jednocześnie bardzo często nie mogę powiedzieć nic o tym, co oglądam – czasem nawet nie mogę powiedzieć, że coś oglądam albo że jakiś serial istnieje. Nie wiem, jak amerykańscy krytycy to robią, że jednocześnie ogarniają screenery, przysyłane przez stacje telewizyjne w hurtowych ilościach, i są w stanie komentować wszystko na bieżąco, tak jak leci w telewizji. Prawdopodobnie po prostu przygotowują teksty z kilkutygodniowym wyprzedzeniem. Na oglądanie czegokolwiek po dwa razy nikt już chyba nie ma czasu.
Serialowa na widok screenerów – których w pewnym momencie mieliśmy do przerobienia kilkadziesiąt godzin – trochę, muszę przyznać, zgłupiała. Oczywiście, fajnie było zobaczyć "Narcos" w lipcu i fajnie jest oglądać teraz (fragment ocenzurowany), ale konieczność zachowywania milczenia przez długie tygodnie bywa straszna. Zwłaszcza kiedy poświęcasz na screenery całe noce, zaniedbując wszystko inne, a przy tym nie możesz nikomu powiedzieć, co robisz! Jesteśmy jak dzieci, które wpuszczono do fabryki czekolady i mogą pożerać wszystko w dużych ilościach, aż padną. I doprawdy nie wiem, jak mamy przedzierzgnąć się w tych wspaniałych krytyków w amerykańskim stylu – czego chyba wszyscy od nas oczekują.
Ale zostawiając żarty na boku, powiem Wam jedno. Kiedy zakładaliśmy Serialową, nie marzyliśmy o tym, że prawie wszystko co interesujące będzie miało w Polsce premierę dzień po USA (albo i w tym samym dniu). Nie sądziliśmy, że będziemy dostawać do recenzowania dokładnie te same odcinki i w tym samym czasie co Alan Sepinwall, Tim Goodman albo Maureen Ryan. I że razem z nimi będziemy oglądać seriale niedokończone, trafiając na takie oto perełki:
Opening credits on a screener aren"t finished yet, so every role on this show is played by "Name Surname."
— Alan Sepinwall (@sepinwall) September 18, 2016
Guys, no spoilers, but Name Surname is KILLING it so far in this screener. An Emmy lock for sure!
— Alan Sepinwall (@sepinwall) 18 września 2016
Żałuję, że nie mogę Wam powiedzieć, o jaki serial chodzi, ale zgadzam się, że Name Surname wymiata, a sam serial jest imponujący jak na teatr jednego aktora. I przy okazji bardzo mnie to wszystko cieszy, bo jeszcze kilka lat temu to było niewyobrażalne. Dziś to nasza rzeczywistość i, szczerze mówiąc, jedyne, czego mi naprawdę jeszcze brakuje, to Amazon w Polsce. Bez seriali Wielkiej Czwórki mogę żyć, cała reszta pojawia się w Polsce bardzo, bardzo szybko. No, jeszcze tylko FOX mógłby zacząć pokazywać komedie FX zamiast "New Girl" na zmianę ze "Scream Queens". Poza tym zero powodów do narzekania.
Rewolucję zapoczątkował Netflix, który i nas, recenzentów, i Was, widzów, przyzwyczaja do jednej rzeczy, wcześniej przez nikogo nie traktowanej jako coś oczywistego: że cały świat może i powinien mieć dostęp do tych samych dóbr kultury w tym samym czasie. HBO wie to niby od lat i konsekwentnie walczy o to, żeby Polska była bliżej cywilizowanego świata, ale wciąż jeszcze zdarzają się wtopy w stylu tej z "Bitwą bękartów", której premiera w HBO GO została opóźniona, prawdopodobnie z powodu problemów technicznych. O tym, że wypadałoby uniezależnić dostęp do usługi od pośredników, już nie wspominam… To jest coś, na co czekam – podobnie jak na wejście Amazona do naszego kraju.
I myślę, że się doczekam. Zauważyliście, że Amazon nie sprzedaje praw do swoich seriali, tak jak kiedyś Netflix robił to z "House of Cards"? To dobry znak – ktoś myśli o ekspansji na kolejne kraje. Pytanie, czy będzie z czym, bo o ile uwielbiam wszystkie niszowe seriale, które wypuszcza Amazon, jestem przekonana, że dopóki nie dorobi się własnego wielkiego dramatu, nie będzie konkurencją dla Netfliksa. Ani serwisem, który będzie opłacało się "eksportować".
Raj dla miłośników komediodramatów
Dzięki Amazonowi, FX, a także BBC pierwsza połowa września była znakomita dla wszystkich, którzy lubią komediodramaty z charakterem. Ostatnio zachwyciło mnie "High Maintenance", które obejrzałam w całości w jedną noc i szczerze żałuję, że nikt Wam nie chce go pokazać w takim właśnie trybie. Serial o dilerze trawki, którego osoba łączy ze sobą różne historie dziejące się w Nowym Jorku, nie błyszczy od pierwszej chwili, a od drugiego, trzeciego odcinka. Będzie bardzo szkoda, jeśli widownia porzuci go po pierwszym odcinku. A jeszcze bardziej boję się tego, że "High Maintenance" nie przetrwa, bo nikt nie dowie się o jego istnieniu. HBO prawie go nie promuje, więc będziemy to robić my!
Niesamowicie podoba mi się "Better Things", którego w żadnym razie nie sprowadzałabym do kobiecego "Louiego" czy też nowego serialu Louisa C.K. – a już widziałam takie opinie. Nie, to jest serial Pameli Adlon, która jest charyzmatyczną aktorką i osobą mającą bardzo wiele do powiedzenia. Oba odcinki były w stu procentach oryginalne i dosłownie obfitowały w świetne, małe sceny. Po tym tygodniu zapadnie mi w pamięć mina Sam, kiedy zobaczyła własny dom po niezapowiedzianym powrocie, rewelacyjny moment pijaństwa z własną matką i oczywiście najlepsza na świecie feministyczna pogadanka. Pamiętam, jak w "30 Rock" żarty na temat okresu były wyznacznikiem tego, co w komedii najgorsze, bo totalnie seksistowskie. Pamela Adlon może żartować ze wszystkiego, z okresu też, bo robi to mądrze i po swojemu. I, co tu dużo mówić, nie jest facetem. To kobieta, która pisze o kobietach i zwraca się do kobiet – dlatego to działa.
Kobiece komedie w ogóle są na fali, a kolejne dowody to omawiane już na Serialowej "Fleabag" i "One Mississippi". Podobnie jak koledzy recenzenci, ja również pochłonęłam oba seriale w szalonym tempie i chcę więcej. Świetna jest też "Atlanta", po której nie spodziewałam się takich pokładów surrealizmu. Słowo daję, gdzie nie spojrzeć, tam rewelacyjny komediodramat. A w kolejce u mnie czekają jeszcze screenery – słowo roku, kurcze! – "Divorce" i "Insecure". Sarah Jessica Parker będzie się rozwodzić, a ja już bym sobie na to popatrzyła…
…gdyby nie to, że pochłania mnie "Luke Cage" do spółki z "Westworldem".
Za wiele Wam zdradzić nie mogę, choćby po to, żeby nie spoilerować naszych własnych recenzji, które pojawią się pod koniec września. Powiem jedynie tyle: to bardzo, bardzo mocna dwójka. Na "Luke'a Cage'a" właściwie nie czekałam aż tak bardzo, bo to "tylko" kolejny serial Marvela i Netfliksa. No i oczywiście nie miałam tutaj racji. "Luke Cage" jest inny niż "Daredevil" i "Jessica Jones". Ma swój klimat, rewelacyjną muzykę i choć oczywiście nikt tu prochu nie wymyślił – to nadal opowieść o facecie, który zajmuje się ratowaniem świata przed złoczyńcami – serial wydaje się świeży. Chociażby dlatego, że wygląda inaczej, stawia na ciepłe barwy (podczas gdy "Daredevil" był ciemny, a "Jessica Jones" chłodna) i autentyczność. Podoba mi się i z pewnością obejrzę cały sezon, choć właściwie planowałam już odpuścić śledzenie wszystkiego, co wypuszcza Marvel razem z Netfliksem.
Z kolei "Westworld"… ach, "Westworld" jest wielki! Po czterech odcinkach nie jestem co prawda jeszcze w stanie zdecydować, czy jest to nowa "Gra o tron", ale z pewnością jest to serial bardzo dobry. Dopracowane do ostatniego szczegółu jest tu wszystko, wszyściuteńko; szczęka opada do samej ziemi już na widok czołówki i ten stan utrzymuje się do końca. "Westworld" jest jak gigantyczny film, podzielony na odcinki. I tak, angażującą fabułę też posiada. Na tę chwilę nie jest to jeszcze co prawda mój serial roku, ale myślę, że jesienią nie przebije go nic.
Tyle mogę zdradzić przed premierą…
…i zapraszam na koniec jeszcze na ogłoszenia parafialne. Jak już sami zauważyliście, przez wakacje trochę się u nas zmieniło, pod każdym względem. Nie zmieni się na pewno jedna rzecz – będziemy starali się recenzować wszystkie nowości na bieżąco. Kompletnie już nie wiemy, jak recenzować seriale Netfliksa – wypuszczanie tekstu bez spoilerów na dzień przed premierą wydaje nam się dobrym pomysłem, ale niestety recenzji spoilerowych, obejmujących cały sezon, prawie nie czytacie. Nie wiemy, z czego to wynika – oglądacie szybciej niż my? Wolniej niż my? Jest tu w ogóle jakaś metoda? I czy jest sens recenzować każdy odcinek "Black Mirror" albo "Gilmore Girls" z osobna? Grzecznie pytam, bo już naprawdę nie wiemy, co zrobić z netfliksowymi serialami, których liczba jest coraz bardziej przerażająca (a jakość nie spada i nie spadnie).
W przyszłą niedzielę powrócą Hity i kity, ale w trochę innej formule. Zdecydowaliśmy się zrezygnować z cotygodniowych głosowań na Wasze hity i kity i bardzo prosimy, żebyście się na nas nie obrażali. Cykl istniał przez cztery sezony w niezmienionej formie i niestety wiosną było już bardzo widać, że się zestarzał. Kiedyś głosowały setki osób, ostatnio – trzydzieści, czterdzieści. Po tym jak wprowadziliśmy obowiązek rejestracji, na Serialowej spadła liczba komentarzy, więc przypuszczamy, że hity i kity wybierałoby z nami jeszcze mniej osób niż wiosną. Nie ma to większego sensu, ale mamy nadzieję, że spodoba Wam się to, co szykujemy w zamian – głosowanie na serial miesiąca. Jakieś zmiany co jakiś czas być muszą, staramy się jednak nie podejmować żadnych drastycznych decyzji.
Nie ustaliliśmy jeszcze, w jaki dzień tygodnia będzie się teraz ukazywało "Pazurkiem po ekranie", ale na pewno wróci za tydzień i będzie kontynuowane bez przerw. Spodziewajcie się także powrotu "Seryjnie oglądając", a "7 rzeczy, które uczyniły mój tydzień lepszym" przejmie na stałe Marcin Rączka.
I pamiętajcie, że jutro spotykamy się przed 7:00 rano, żeby sprawdzić, co tym razem przeskrobała akademia przyznająca nagrody Emmy. Do następnego!