Zwykłe życie, niezwykły serial. Recenzujemy "Niepewne" – komediową nowość od HBO
Mateusz Piesowicz
10 października 2016, 17:03
"Insecure" (Fot. HBO)
Pomiędzy jednym wielkim hitem a drugim HBO nie zapomina o swoich znacznie skromniejszych produkcjach. "Niepewne" od Issy Rae to kolejny serial, który potwierdza, że klucz do sukcesu leży w prostocie.
Pomiędzy jednym wielkim hitem a drugim HBO nie zapomina o swoich znacznie skromniejszych produkcjach. "Niepewne" od Issy Rae to kolejny serial, który potwierdza, że klucz do sukcesu leży w prostocie.
"Niepewne" (w oryginale "Insecure") to ośmioodcinkowa komedia (przynajmniej w teorii) autorstwa Issy Rae, luźno oparta na jej internetowym serialu "Awkward Black Girl". To kolejna w ostatnich miesiącach produkcja, w której twórczyni sama rozwija swój pierwotny koncept, robiąc za scenarzystkę, producentkę i odtwórczynię głównej roli. Tutejsze alter ego Rae, Issa Dee, to niespełna trzydziestoletnia kobieta, której życie wydaje się dość poukładane – ma pracę, chłopaka, mieszkanie, przyjaciół i właściwie żadnych większych zmartwień na głowie. Wszystko to rzecz jasna pozory, sprawiające, że idealnie pasuje ona na bohaterkę współczesnego serialu, który w chwilami ostry, ale zawsze celny i zabawny sposób opisuje rzeczywistość.
Ta może się nam na pierwszy rzut oka wydawać obca, ale nie dajcie się zwieść. "Niepewne" nie są głosem czarnej Ameryki, a Issa Rae nie aspiruje do miana twarzy młodych Afroamerykanek. Oczywiście pewnego rodzaju specyfika jest wyraźnie odczuwalna i służy za istotny element serialu, ale ten używa jej raczej jako dopełnienia i tła, nie stawiając sobie celu sportretowania całej społeczności. Issa to po prostu młoda kobieta, która spokojnie może służyć za reprezentantkę swojego pokolenia niezależnie od koloru skóry czy miejsca zamieszkania. "Niepewnym" udaje się zachować swój wyjątkowy charakter, nie rezygnując jednocześnie z uniwersalizmu.
Bo wczuć się w sytuację i rozterki postaci przychodzi naprawdę łatwo, tak jakbyśmy ją znali od bardzo dawna. Issa niczym się bowiem nie różni od tłumu próbujących się odnaleźć w rzeczywistości młodych ludzi, jakich widzieliśmy już na ekranach w przeróżnych wersjach. Wystarcza kilka minut pierwszego odcinka byśmy się zorientowali, że praca w organizacji non-profit wcale nie należy do najłatwiejszych, a jej prywatnemu życiu również daleko do ideału. Nie można jednak mówić o kobiecie w rozsypce – Issa jest jak każdy inny, raz odnosi sukcesy, innym razem wręcz przeciwnie, ale nigdy nie można jej odmówić optymistycznego podejścia i prób zmiany czegoś na lepsze.
Jeśli "Niepewne" czymś zaskakują, to właśnie tą naturalnością, z jaką podchodzą do wszystkiego, co przydarza się bohaterce. Serial potrafi zarażać pozytywną energią, ale równie dobrze sprawdza się, gdy Issa zmaga się z samotnością, stresem czy całkiem życiowymi problemami, jak brak pieniędzy. Nikt tu jednak nie popada w czarną rozpacz i nie definiuje bohaterki przez jej kłopoty. Te wszak przydarzają się każdemu i nie ma sensu robić z tego wielkiego zamieszania. Podobna myśl przewija się zresztą przez cały serial, który trudno opisać innym słowem niż po prostu "zwykły".
Uderzające jednak, jak ta normalność wydaje się czymś wyjątkowym. Mamy wszak do czynienia z serialem o młodej, wykształconej i pracującej czarnoskórej kobiecie, ale nikt nie próbuje nam wmówić, ze to jednocześnie coś więcej. Podkreślałem już, że "Niepewne" nie chcą być głosem czarnej Ameryki, ale w pewien przewrotny sposób i tak się nim stają. Zamiast jednak uderzać w podniosłe tony i bezpośrednio bić w kwestie dyskryminacji rasowej, twórczyni woli zrobić to bardziej subtelnie. Delikatnie obśmiewa więc wszelkie próby stereotypowego myślenia o Afroamerykanach, wykpiwając to, jak bardzo rasistowski potrafi być współczesny świat, gdy stara się pozostać otwartym i skrywa brak pewności choćby za ścianą korporacyjnego myślenia.
Nie dajcie się jednak zwieść pozorom, że "Niepewne" to kolejny manifest o równości społecznej. Issa Rae potrafi w niepowtarzalny sposób wprowadzić widzów w poczucie dyskomfortu, gdy ci dojrzą bezsens w jakimś codziennym zachowaniu. Absolutnie nie ma tu jednak oceniania, raczej sympatyczny przytyk i sugestia. Bo Issa, zarówno ta ekranowa, jak i jej prawdziwa wersja, nie są symbolami, czy kobietami, które mają za zadanie wyzwolić uciskaną grupę społeczną. Chcą po prostu, by wszyscy spojrzeli na nie tak jak na każdego innego, bez automatycznie przychodzących na myśl kulturowych stereotypów. "Niepewne" poruszają duże tematy, ale robią to w niewymuszony sposób, ponad nie stawiając swoich bohaterów i nie zapominając, że za każdą ideą kryje się żywy człowiek.
Dlatego też błędem byłoby oceniać "Niepewne" tylko przez wzgląd na ten aspekt całej historii. Wszak swobodnie poprowadzona, niechaotyczna, ale też nie trzymająca się kurczowo jednego kierunku fabuła oferuje znacznie więcej niż tylko kwestię traktowania do głównej bohaterki. Bardzo ważną rolę odgrywają choćby sprawy sercowe, ale i tu nie można mówić o schematycznym spojrzeniu na temat. Związek Issy z Lawrence'em (Jay Ellis) wprawdzie wyraźnie przechodzi kryzys, lecz zamiast krzyków i rozpaczliwych zdrad serial oferuje nam spokojne podejście do sytuacji, analizę i próbę rozwiązania problemu. Poświęca przy tym również sporo uwagi drugiej stronie tego związku, bo Lawrence nie robi tylko za wypełnienie tła. Serial każe spojrzeć na niego inaczej, niż tylko przez pryzmat wad. Podobnie rzecz wygląda z przyjaciółką bohaterki, Molly (Yvonne Orji, którą można spokojnie postawić na pierwszym planie wraz z Issą Rae), i jej najczęściej bardzo nieudanymi próbami poważniejszych relacji.
"Niepewne" zyskują najbardziej właśnie dzięki temu życiowemu podejściu – jestem pewien, że niejeden widz zdoła się tu przejrzeć jak w lustrze – bo unikając ekranowych dramatów są zwyczajnie autentyczne. Sama relacja Issy z Molly jest przecież tak wciągająca w głównej mierze za sprawą scenariuszowej wiarygodności. Żadnej nie można nazwać plastikową postacią, bo obydwie mają wady i zalety, a czasem zachowują się irracjonalnie. Są najlepszymi przyjaciółkami, ale potrafią się na siebie obrazić, czy coś przed sobą ukryć, a serial nie czyni ich sztucznymi figurami, które mają tylko przedstawić jakąś fabularną tezę, lecz żywymi ludźmi z prawdziwymi emocjami, które niekiedy bywają niezrozumiałe.
Samoświadomość "Niepewnych" to zresztą kolejny element, który wyróżnia serial HBO wśród konkurencji. Bywa, że potrafi on nawet otwarcie wyśmiać pewne fabularne skróty, pokazując, że i autotematyzm nie jest twórcom obcy. Issa Rae doskonale wie, że widzów i realny świat oddziela od niej ekran telewizora, ale czyni wiele, by ta przeszkoda stała się niewidzialna. "Niepewne" to produkcja tak bliska rzeczywistości, jak to tylko możliwe, bo zachowuje bezpieczny dystans wobec samej siebie. Aż dziwne, że tak normalne podejście robi wrażenie czegoś wyjątkowo świeżego, ale tak właśnie jest. "Niepewne" oddają w stu procentach, jak skomplikowana potrafi bywać współczesność, pozostając przy tym całkiem zwyczajnym.
Co nie oznacza, że serialowi HBO brakuje jakichkolwiek wyróżników. Za takie można przecież uznać choćby "raperskie" wstawki Issy przed lustrem (i nie tylko), czy jej wyobraźnię, która czasem podsuwa nam nietypowe sceny. "Niepewnym", wbrew tytułowi, nie brak pewności siebie, dzięki czemu tutejszy język jest wyjątkowo "kwiecisty", ale nie brzmi przy tym sztucznie. Momentami samo słuchanie najbardziej nawet pospolitych dialogów sprawia wyjątkową przyjemność, bo poprzetykane wulgaryzmami kwestie wydają się płynąć gładko niczym raperskie wersy. Dodatkowym atutem jest bardzo bogata ścieżka dźwiękowa, w której aż roi się od znanych (i nie tylko) kawałków. Czasem bardzo odważnych i takich, których z pewnością byście się tu nie spodziewali. Zresztą czemu się dziwić, skoro nawet główna bohaterka rapuje na tematy, jakich telewizja raczej unika.
"Niepewne" to serial specyficzny, który z pewnością nie przypadnie do gustu masowej publiczności i podobnie jak inne skromne produkcje jest skazany na mniejsze grono odbiorców. Ci jednak powinni się w produkcji Issy Rae zakochać bez reszty, bo to dzieło pokazujące, że pomimo pozornych różnic, wszyscy przeżywamy podobne problemy i cieszymy się dokładnie takimi samymi rzeczami. Issa Rae jest tak naturalna w zwykłej radości z życia, nawet wtedy, gdy nie jest ono najłatwiejsze, że trudno jej stanu nie podzielać. Wśród sześciu odcinków, które widzieliśmy przedpremierowo, nie sposób znaleźć choćby jednego wyraźnie słabszego punktu, a całość jest wyjątkowo przyjemną i satysfakcjonującą podróżą. Spróbujcie, może i Wy odnajdziecie tu coś dla siebie.