Jak zostać trollem. Recenzja "Shut Up and Dance" – 3. odcinka 3. sezonu "Black Mirror"
Marta Wawrzyn
23 października 2016, 18:00
"Shut Up and Dance" to najbardziej przyziemny odcinek 3. sezonu "Black Mirror", którego odbiór zależny jest od tego, czy pokochacie końcowy twist, czy go znienawidzicie. Ogromne spoilery!
"Shut Up and Dance" to najbardziej przyziemny odcinek 3. sezonu "Black Mirror", którego odbiór zależny jest od tego, czy pokochacie końcowy twist, czy go znienawidzicie. Ogromne spoilery!
Podobnie jak kiedyś w "White Bear", tak i tutaj przez kilkadziesiąt minut oglądamy kogoś, kto przerażony biega, próbując się ratować, by dopiero na końcu dowiedzieć się, o co tak właściwie w tym chodziło. O ile w "White Bear" końcowy zwrot akcji był w miarę wyrafinowany, tak tutaj Charlie Brooker nie bawi się w żadne subtelności, i wali nas twistem między oczy, śmiejąc się przy tym bezczelnie. Zostaliśmy strollowani przez mistrza trollingu – i jedni z nas będą tym zachwyceni, inni z kolei poczują się zwyczajnie nabrani i wyrzucą cały odcinek do kosza.
By oddać Charliemu sprawiedliwość – twist nie pojawił się znikąd. Były po drodze wskazówki, ale aby je zrozumieć i połączyć w całość, najpierw jednak trzeba było wiedzieć, czego szukać. Jedna z pierwszych scen, w której widzimy Kenny'ego (absolutnie genialny w tej roli Alex Lawther), to ta z małą dziewczynką w restauracji. Uśmiechnął się do niej – i tak, było w tym uśmiechu coś dziwnego. Obsesyjność, z jaką ten chłopak chroni swój komputer i zamyka pokój na klucz, w połączeniu z brakiem zainteresowania roznegliżowanymi paniami z telewizji, też to i owo mogła zasugerować. A już kiedy w lesie pojawia się drugi amator dziecięcej pornografii i wydaje się przekonany, iż będzie walczyć z kimś, kto zawinił w ten sam sposób, naprawdę mogliśmy się wszystkiego domyślić.
Tylko czy komukolwiek z widzów wpadło rzeczywiście do głowy, że oglądamy cały czas walkę pedofila o to, aby jego obrzydliwe grzechy nie ujrzały światła dziennego? Mnie nie wpadło. Alex Lawther, który jest wielkim odkryciem tego sezonu "Black Mirror", oszukał mnie w stu procentach. Byłam cały czas po jego stronie i jeśli kogoś podejrzewałam o to, że jest "tym złym", to przede wszystkim Hectora (Jerome Flynn). Charlie Brooker sobie z tego myślenia okrutnie zakpił, a mnie pozostaje tylko schować się ze wstydu w najbliższym kącie. Twórca "Black Mirror" wie, co z człowiekiem robi nadmiar seriali, i potrafi to bezlitośnie wykorzystać.
I to jest powód, dla którego końcowy twist podnosi w moich oczach ocenę tego odcinka – oberwałam nim porządnie i z zaskoczenia. Rozumiem jednak, że z tego samego powodu "Shut Up and Dance" mogło Wam się nie podobać. Zwłaszcza że to nie jest odcinek, który odkrywa Amerykę – jak na współczesną opowieść o zbrodni i karze było to o wiele zbyt oczywiste. Zrobiłeś coś okropnego i nieważne, jak bardzo chcesz się wyplątać, anonimowa ręka sprawiedliwości z internetu i tak cię dopadnie. Nie ma od tego ucieczki. Łatwo sobie wyobrazić podobną sytuację nie tylko w świecie "Black Mirror", ale też choćby "Mr. Robot". No i rzecz jasna w naszym świecie.
Odcinek nie oferuje odkrywczej konkluzji. Działa, bo jest przyziemny, osadzony w naszej rzeczywistości, bez żadnych nowoczesnych gadżetów i fikuśnych pomysłów, i opowiada o czymś, co jak najbardziej może się zdarzyć. Kamery internetowe są hakowane, nasza działalność w internecie jest śledzona, wszystkiego o nas może dowiedzieć się nie tylko amerykańskie NSA, ale też jakiś koleś o ambicjach Eliotta Aldersona. Nie ma tu ani grama science fiction czy też przerysowania. Charlie Brooker do spółki z Williamem Bridgesem wymyślili najbardziej paskudny scenariusz, jaki sobie można wyobrazić w rzeczywistości.
Oglądamy więc tego cichego, skrytego chłopca, jak pracuje na zmywaku (w tym miejscu warto przypomnieć, że Charlie Brooker przed premierą mówił o tym odcinku, iż jest to "koszmarny thriller kuchennego zlewu", a ja zastanawiałam się, jakim cudem to ma nie być oksymoron – no to już znamy odpowiedź!), kłóci się z siostrą, masturbuje się przed komputerem i staje się bohaterem istnego horroru. "Widzieliśmy, co zrobiłeś" – to jest wiadomość, którą w takiej sytuacji może dostać dosłownie każdy z nas.
Ciąg dalszy staje się totalną jazdą bez trzymanki, w miarę jak pojawiają się kolejne zadania i kolejni gracze – jak w jakimś porytym RPG. Jedno wykonane zadanie natychmiast prowadzi do drugiego i wydaje się, że ten biedny Kenny, który przecież zrobił to, co nam wszystkim zdarza się robić, nigdy się nie uwolni. Emocji jest od groma i trochę, a zapewnił nam je Alex Lawther, który całkowicie przyćmił dużo bardziej znanego Jerome'a Flynna. Na im wyższy poziom wspinała się ta koszmarna gra, tym bardziej chłopaka było szkoda. Aż do momentu, kiedy dosłownie w jednej sekundzie stało się jasne, czemu on walczył z taką determinacją, i wszystkie ciepłe uczucia, którymi go obdarzyliśmy, zmieniły się w stuprocentowe obrzydzenie.
Patrząc na trollface, pojawiające się na kolejnych ekranach, miałam ochotę głośno krzyknąć: "Charlie, Ty wspaniały trollu!". Dałam się porwać, dałam się nabrać, zaangażowałam się emocjonalnie i uwierzyłam, że patrzę na coś, co może spotkać i mnie. Zdarzało mi się uśmiechać, słuchając zahaczających niekiedy o farsę dialogów Kenny'ego i Hectora – których relacja miała świetną, zmieniającą się cały czas dynamikę, opartą na stuprocentowym braku zaufania połączonym z kurczowym trzymaniem się siebie nawzajem – a raz nawet zaśmiałam się głośno, kiedy Hector oznajmił, że "p***ony papież pewnie też to robi", mając oczywiście na myśli masturbację.
Krótko mówiąc, był to pokręcony, absolutnie koszmarny odcinek, który oglądałam, siedząc na krawędzi fotela i ściskając nerwowo koc, by na koniec otrzymać w nagrodę za swoje zaangażowanie okrutny prztyczek w nos. Charlie Brooker i współtworzący scenariusz William Bridges zabawili się kosztem widzów, ale właściwie nie dali nam nic ponad to. "Shut Up and Dance" wiele do "Black Mirror" nie wniosło i z pewnością wyląduje za chwilę na listach najsłabszych odcinków serialu. Sama pewnie też go tam umieszczę, kiedy mi przejdzie zachwyt nad własną głupotą.
Na razie jednak bardzo mi do tego daleko – ten sezon świetnie działa jako całość i "Shut Up and Dance", pomimo oczywistych wad, spełnia swoją rolę, oferując nam najbardziej realistyczny z koszmarów, tyle że z twistem.