Serialowa alternatywa: "National Treasure", czyli między sprawcą a ofiarą
Mateusz Piesowicz
26 października 2016, 20:03
"National Treasure" (Fot. Channel 4)
Wyobraźcie sobie, że jesteście popularną osobistością, którą lubi się w całym kraju. I nagle sytuacja zmienia się o 180 stopni. Taki właśnie los spotkał Paula Finchleya, bohatera miniserialu "National Treasure".
Wyobraźcie sobie, że jesteście popularną osobistością, którą lubi się w całym kraju. I nagle sytuacja zmienia się o 180 stopni. Taki właśnie los spotkał Paula Finchleya, bohatera miniserialu "National Treasure".
Produkcja Channel 4, której scenarzystą jest Jack Thorne (m.in. seria "This Is England" i "The Last Panthers", ale ostatnio zasłynął głównie jako autor "Harry'ego Pottera i przeklętego dziecka") została zainspirowana tzw. Operacją Yewtree. Była to zakrojona na szeroką skalę akcja brytyjskiej policji wymierzona w przestępców seksualnych, dzięki której postawiono zarzuty znanym telewizyjnym (i nie tylko) osobistościom. Temat wdzięczny, bo nic przecież nie przyciąga uwagi masowej publiki lepiej niż głośny skandal. Czteroodcinkowy "National Treasure" daleki jest jednak od taniej sensacji.
Głównym bohaterem jest tu niejaki Paul Finchley (Robbie Coltrane), członek popularnego duetu komediowego, który wprawdzie lata największej świetności ma już za sobą, ale ciągle cieszy się dużą sympatią. Gdy po raz pierwszy go spotykamy, Paul akurat wręcza nagrodę za życiowe osiągnięcia swojemu wieloletniemu scenicznemu partnerowi, Karlowi Jenkinsowi (Tim McInnerny), ale sam nie może narzekać na zapomnienie. Prowadzi telewizyjny quiz, a jego stare komediowe numery nadal są żywe w pamięci wszystkich dookoła. Prawdziwa ekranowa legenda, człowiek, którego nie da się nie lubić, i którego twarz utożsamia się z poczciwością i ciepłem. Co niby mogłoby komuś takiemu zaszkodzić?
Odpowiedź otrzymujemy następnego ranka, gdy do drzwi Paula puka policja i oznajmia mu, że został oskarżony o gwałt. Rzecz miała mieć miejsce przed laty, sam bohater oczywiście wszystkiego się wypiera, ale sprawę trzeba wyjaśnić. Wszystko zaczyna się komplikować, gdy temat dociera do uszu mediów – wiadomo, że te nie odpuszczą takiej okazji i wycisną z niej wszystko, co się da, nie zważając na okoliczności. A niestety dla Paula te są dla niego wyjątkowo niekorzystne, bo za pierwszym oskarżeniem podążają kolejne, a jego rozgrzebywane teraz publicznie życie osobiste okazuje się mieć wiele podejrzanych fragmentów.
Siłą "National Treasure" jest to, że ani nie próbuje portretować tandetnego skandalu, ani nie staje w stu procentach po stronie swojego bohatera. To raczej dokładny zapis całej sytuacji, sposobu działania zaangażowanych w nią stron i jej wpływu na wszystkich dookoła, łącznie z głównym zainteresowanym. Serial stara się w jak największym stopniu uwiarygodnić tę historię, przedstawiając po kolei okoliczności, policyjne śledztwo, medialną nagonkę i wreszcie uczucia towarzyszące Paulowi i jego rodzinie. Pozostaje przy tym bezstronny, ani nie robiąc z bohatera aniołka, ani tym bardziej potwora.
Wielka w tym zasługa Coltrane'a, któremu swoją drogą należy się uznanie za samą odwagę, by zagrać tę rolę, bo wspomniana już Operacja Yewtree nie cieszyła się popularnością wśród brytyjskiego środowiska artystycznego. Na odwadze się jednak nie skończyło, bo sposób, w jaki aktor odgrywa skomplikowaną postać Paula, zasługuje na oklaski. To mężczyzna, o którym trudno wydać jakikolwiek jednoznaczny sąd. W miarę rozwoju akcji na jaw wychodzą wprawdzie kolejne fakty o nim, ale w niczym to nie ułatwia sprawy. Trudno jednocześnie powiedzieć, by wzbudzał sympatię – twórcy próbują nas raczej przekonać, że każdy zasługuje nie tylko na sprawiedliwy proces, ale również na odrobinę zrozumienia. Nie stają po stronie Paula, ale pokazują, że przedwczesne wydawanie wyroków może być równie niegodziwe, co jego domniemane występki. Nie jest to może szczególnie odkrywcze postawienie sprawy, ale sprawia, że całość skutecznie przykuwa do ekranu i unika szczególnych banałów.
Resztę natomiast serial zawdzięcza swoim drugoplanowym postaciom, wśród których praktycznie co rola, to perełka. "National Treasure" nie odkrywa Ameryki w wielu kwestiach, ale warto poświęcić te niespełna cztery godziny przed ekranem choćby tylko po to, by móc podziwiać kunszt tutejszych wykonawców. Coltrane wcale bowiem nie kradnie całego show dla siebie, bo równie wysoko trzeba ocenić kreację Julie Walters w roli Marie, żony Paula. Ileż ona skrywa emocji pod tą pozornie nienaruszoną maską zarzuconą na twarz! Tylko w okazjonalnych drgnięciach mięśni czy lekkim zawahaniu w głosie można poznać, że ta kobieta przeżywa prawdziwe katusze. Nie chcąc nic zdradzać z fabuły, mogę tylko napisać, że jej wątek zrobił na mnie największe wrażenie w serialu. Subtelnie napisany, ale momentami tak piekielnie mocny, że większość współczesnych dramatów się chowa. Kolejny dowód na to, że im mniej łez i wrzasków, tym większa naturalność i siła przedstawienia.
A to ciągle jeszcze nie koniec, bo równie fantastyczną historię otrzymujemy w osobie Danielle (Andrea Riseborough), córki Finchleyów. To już dorosła kobieta z dwójką dzieci, ale i wyjątkowo spapranym życiem – poznajemy ją, gdy jest w trakcie odwyku, a łatwo się domyślić, że sytuacja z jej ojcem absolutnie nie sprzyja spokojnemu wychodzeniu z nałogu. Zwłaszcza gdy wplątują się w to nachalne media, a jej życie staje się tematem pierwszych stron gazet. Danielle zachowuje się podobnie jak matka, skrywając emocje przed światem, ale zamiast maski uśmiechu, zasłania się tarczą cynizmu, sarkastycznych komentarzy i złości. Wśród wszystkich tutejszych bohaterów, to ona wygląda na największą ofiarę całej sytuacji, co serial przedstawia nam stopniowo, ale skutecznie. Ułożenie w całość wszystkiego, co doprowadziło Danielle do obecnego stanu to wyzwanie, ale i prawdziwa przyjemność.
Podobnie można powiedzieć o całym serialu, bo oglądanie "National Treasure" zdecydowanie nie należy do najłatwiejszych i najprzyjemniejszych rzeczy na świecie. To serial, w którym królują niedopowiedzenia i odcienie szarości, a jedyne prawdziwe zło pochodzi z braku jakichkolwiek wątpliwości i szybkich wyroków. Twórcy stawiają pytania, na które trudno znaleźć jasne odpowiedzi i każą się zastanawiać nad kwestiami, które nijak nie pasują do oglądania przy niedzielnym obiedzie. Czy ochrona potencjalnego sprawcy może być ważniejsza od jego ofiar? Czy kierowanie się moralnością jest usprawiedliwione w momencie, gdy dzieje się krzywda? Czy w pewnych sytuacjach należy przymykać oczy, choćby miało się to skończyć tragicznie?
"National Treasure" to telewizja z gatunku najtrudniejszych możliwych, ale jej oglądanie potrafi być bardzo satysfakcjonujące. W zamian za zaangażowanie oferuje wielkie kreacje aktorskie, doskonały scenariusz i historię, którą śledzi się z prawdziwą fascynacją. Ciągle zbyt rzadko spotyka się takie rzeczy na małym ekranie.
***
W kolejnej Serialowej alternatywie wracamy do kryminalnych klimatów. Zajmiemy się serialem "Paranoid" z Indirą Varmą, który będzie można obejrzeć również na Netfliksie. Zapraszam!