Ważne rozmowy, ukryte znaczenia i jedna porządna orgia. Recenzujemy 5. odcinek "Westworld"
Michał Paszkowski
31 października 2016, 21:20
"Westworld" (Fot. HBO)
Nowe elementy układanki, intrygujące przemiany, fascynujące rozmowy na szczycie i sporo szaleństw w rozrywkowym mieście Pariah. "Westworld" na półmetku odpalił kolejne działa. Spoilery!
Nowe elementy układanki, intrygujące przemiany, fascynujące rozmowy na szczycie i sporo szaleństw w rozrywkowym mieście Pariah. "Westworld" na półmetku odpalił kolejne działa. Spoilery!
Oglądanie "Westworld" opiera się w dużej mierze na dawaniu kredytu zaufania scenarzystom, którzy od samego początku nie są skłonni ujawniać za dużo o świecie serialu. Kiedy jednak dostajemy chociażby najmniejszą informację, która nawet trochę odsłania tajemnice "Westworld", jest to tym bardziej intrygujący i silniejszy moment. Piąty odcinek pełen jest właśnie takich małych a potężnych odkryć, które ukryte są w już i tak bardzo wciągającej historii.
Kiedy w pierwszych odcinkach Mężczyzna w Czerni wyruszał na poszukiwanie labiryntu, wydawało się być to tylko jedną z możliwości przeżywania doświadczeń w Westworld. Jednak w miarę jak oddalamy się od Sweetwater, okazuje się, że ten właśnie model działania będzie dominujący zarówno dla gości parku, jak i niektórych hostów (Dolores). Z terytorium parku rozrywki w stylu Disneylandu przechodzimy więc do prawdziwej gry, w której dwie grupy bohaterów pokonują misje, aby zdobyć informacje potrzebne do przejścia na dalsze poziomy. Jak pokazuje dzisiejszy odcinek, ten model stanowi idealną platformę do zapewnienia widzom rozrywki, zaś postaciom – koniecznego rozwoju.
"Contrapasso" skupia się przede wszystkim na grupie Dolores – William – Logan, którzy docierają do bogato zaprojektowanego miasta Pariah, wprawiającego w zachwyt nawet malkontenta Logana. Wprowadzenie postaci byłych konfederatów sugeruje całkiem nowy aspekt gry – wojnę, do której Logan z wszelkich sił pragnie dotrzeć. Swoją drogą, "poziom" wojny w Westworld musi być naprawdę brutalny i ciężki do przejścia, skoro już w Pariah hosty bez zawahania atakują ludzi. Jeden z żołnierzy Unii, którym nasza grupka bohaterów próbuje wykraść nitroglicerynę, dusi Logana, prawie go zabijając. I ostatecznie to Logan jest jedynym z trójki, któremu nie udaje się opuścić Pariah pod koniec odcinka.
Epizod z nitrogliceryną, podobnie jak uwolnienie Hectora przez Mężczyznę w Czerni w zeszłym odcinku, są elementami "Westworld", które najbardziej przypominają grę. To właściwie takie małe misje, które nam zapewniają świetną rozrywkę, ale na szczęście dają też bohaterom możliwość rozwinięcia się. Być może Williamowi i Dolores udaje się uciec z Pariah właśnie dlatego, że obydwoje zmienili się i przekroczyli pewne granice. William zabił kilka nieuzbrojonych hostów i wydarzenie to tylko jeszcze bardziej utwierdziło go w pogardzie dla zasad rządzących tym światem. Jak słusznie zauważa, Westworld odwołuje się do najbardziej prymitywnych instynktów swoich gości i nie jest przypadkiem, że mówi to, opuszczając scenę wielkiej orgii. Z kolei dla Dolores niezwykle ważny jest moment, kiedy otwarcie stwierdza, że nie chce grać już dłużej roli damy w opałach.
Nabieranie świadomości przez Dolores nadal jest jednym z najciekawszych elementów serialu, więc jej deklaracja (wzbogacona o niezwykle sprawne zastrzelenie kilku byłych konfederatów) daje nadzieję na jeszcze bardziej radykalne zmiany w jej zachowaniu. Jej sprzeciw wobec graniu roli dziewczyny, której ojciec jest mordowany, a ona sama gwałcona, nie jest tylko wyrazem buntu przeciw okrutnemu traktowaniu hostów przez gości. Jest dodatkowo sprzeciwieniem się roli ofiary i kobiety-przedmiotu, jaką twórcy dla niej zapisali. Sama Dolores zyskuje w tym odcinku świadomość poprzez sceny, które w serialach zazwyczaj zarezerwowane były tylko dla "prawdziwych ludzi", czyli sekwencje snu. Przy okazji powraca więc pytanie, jak to możliwe, że tak się dzieje. Skąd biorą się wizje, które ma? Czy na pewno jest to konsekwencja aktualizacji, która pozwoliła jej na bardziej autonomiczne działanie czy ktoś zaprogramował ją, aby w ten sposób odgrywała swoją rolę? Czy był to Arnold, który jak się okazuje chciał 35 lat temu zniszczyć Westworld właśnie przy pomocy Dolores? Za każdym razem kiedy "Westworld" choćby zdawkowo odpowiada na jakieś pytanie, rodzi przy okazji wiele innych.
Jednym wielkim człowiekiem-pytaniem nadal pozostaje doktor Ford. Absolutnie nie jest to żadnym zarzutem wobec twórców, bowiem jego tajemniczość jest atutem, a sama aura, jaką roztacza wokół siebie Anthony Hopkins, wystarcza, żeby jego postać interesowała, nawet jeżeli o jej motywach nie wiemy praktycznie nic. W poprzednim odcinku Ford określił się jako bóg w swoim świecie i w tym odcinku spełnia swoją rolę w pewien sposób czuwając nad wszystkimi. W rozmowie z Dolores, która, jak sam podkreśla, nie jest przyjacielską pogawędką, próbuje wydobyć informacje o jej relacji z Arnoldem. Nie zdradza zaniepokojenia, ale sprawdza, czy nic nie wymyka mu się spod kontroli. Widać to też w jego konfrontacji z Mężczyzną w Czerni. Ford wie wszystko o swoich gościach i pracownikach, więc fakt, że zna i jego, nie jest niespodzianką. Ciekawe jest natomiast, że ta krótka rozmowa stawia ich w pewnej opozycji, gdyż Mężczyzna w Czerni okazuje się kontynuować idee Arnolda, szukając tego, co on po sobie pozostawił. Biorąc pod uwagę to, że głos Arnolda nakazuje Dolores go znaleźć, scenarzyści pokazali nam już teraz całkiem ścisłą siatkę powiązań między Arnoldem, labiryntem, Dolores, Mężczyzną w Czerni i przede wszystkim Fordem. Oczywiście, absolutnie nie dostaliśmy jeszcze wszystkich elementów układanki i pytań jest nadal więcej niż odpowiedzi.
Co jest w labiryncie? Czy odnalezienie centrum labiryntu jest celem bądź znaczeniem, jakiego szuka w Westworld Mężczyzna w Czerni? Cel zdaje się być ważną kategorią, na jaką zwracają nam uwagę scenarzyści, pytając w serialu, co to znaczy być człowiekiem. Odcinek otwiera świetna scena (również z Fordem – Anthony Hopkins sprawia, że każda scena z nim jest genialna), w której doktor opowiada swoje wspomnienie z dzieciństwa o psie, który spełnił swój cel, rozszarpał gonionego kota, po czym nie wiedział, co z nim zrobić. Trudno powiedzieć, czy doktor Ford wie, co jest w sercu labiryntu, ale nawet jeśli Mężczyzna w Czerni to odnajdzie, to czy będzie wiedział, co z tym zrobić?
Poza scenami z Fordem, mało czasu spędzamy w tym tygodniu z pracownikami Westworld, ale również te sceny oferują nam informacje, które mogą znacznie wpłynąć na fabułę. Dzięki Elsie dowiadujemy się, że ktoś wykradał dane z Westworld na zewnątrz, co jest jednym z nielicznych odniesień do świata poza parkiem, którego w ogóle nie odwiedzamy. Również poprzez sceny w laboratoriach oglądamy tym razem historię Meave. Jako że większość bohaterów oddaliła się od Sweetwater, jej wątek w pomysłowy sposób został wpleciony do odcinka. Maeve nieustannie powraca na stół operacyjny z tą samą raną na brzuchu, którą zadaje sobie, usilnie próbując dociec, co się z nią dzieje. Właśnie dzięki temu, że Thandie Newton spędza cały prawie odcinek tylko leżąc, ostatnia minuta, w której przebudzona Meave oczekuje wyjaśnień, jest tym silniejsza jako cliffhanger.
Choć "Westworld" nadal więcej przed nami ukrywa niż pokazuje, nie można powiedzieć, że nie wiemy o świecie serialu nic. Już teraz drobne informacje dają nam większy obraz całości, natomiast jeśli dla niektórych widzów tajemnicy nadal jest za dużo, to same walory produkcyjne i sceny typowo westernowe wystarczają, żeby dobrze się bawić. "Westworld" pokazuje też, że w produkcjach, w których nie wszystko od razu podane jest na tacy, absolutnie kluczowym elementem jest dobrze dobrana obsada. Każdy moment w serialu z Anthonym Hopkinsem, Evan Rachel Wood czy Thandie Newton daje ogromną ochotę na więcej. A ponieważ jesteśmy już na półmetku pierwszego sezonu, za chwilę pewnie dostaniemy więcej.