Tylko nie mów na nich "porwani". Recenzja "People of Earth" – nowej komedii TBS
Michał Paszkowski
3 listopada 2016, 12:32
"People of Earth" (Fot. TBS)
Nowy serial TBS zamienia w komedię porwania przez kosmitów. Porwani są w centrum tej historii i to ich głos jest najważniejszy. I wszystkie znaki na niebie wskazują, że warto będzie ich posłuchać. Spoilery z pierwszych dwóch odcinków.
Nowy serial TBS zamienia w komedię porwania przez kosmitów. Porwani są w centrum tej historii i to ich głos jest najważniejszy. I wszystkie znaki na niebie wskazują, że warto będzie ich posłuchać. Spoilery z pierwszych dwóch odcinków.
Do małego miasteczka przyjeżdża dziennikarz Ozzie Graham (Wyatt Cenac) zażenowany poziomem swojego zadania do wykonania – musi napisać reportaż o grupie wsparcia dla ofiar porwania przez kosmitów. Jak można się spodziewać, życie mieszkańców Beacon do najciekawszych nie należy, więc czyż uprowadzenie przez obcych nie jest czymś, co czyni grupkę wybranych specjalnymi? Szczególnie kiedy po doświadczeniu z kosmitą, ten żegna cię mówiąc: "Jesteś wyjątkowy". Wizytę w Beacon i tych szalonych ludzi Ozzie najchętniej usunąłby ze swojej pamięci, gdyby nie jeden komplikujący sprawę fakt – w czasie swojego pobytu on również został porwany. Co więcej, z jego wspomnień wynika, że kosmici chcą zapanować nad ludźmi, więc czy tego chce, czy nie, Ozzie zmuszony jest pozostać w Beacon.
Choć sam Ozzie do grupy wsparcia jest nastawiony sceptycznie, to jako główny element serialu komediowego sprawdza się ona fantastycznie. Grupy wsparcia można parodiować na wiele sposobów, ale scenarzyści mądrze zdają sobie sprawę, że śmieszniejsza nawet od samego pomysłu koła wsparcia dla ofiar porwania przez kosmitów, jest motywacja, dla której członkowie grupy chcą w niej być. Wszyscy ci ludzi pragną po prostu czuć się wyjątkowi i jakakolwiek wzmianka, że ich przeżycia mogły być podobne, jest nie do przyjęcia. No i trzeba pamiętać, żeby absolutnie nie nazywać ich porwanymi, bo jest to bardzo obraźliwy termin. Właściwy termin to experiencers.
Tych kilkoro experiencers to grupa ludzi rzeczywiście na pozór szalonych, ale przy tym mocno zabawnych. Choć pilot tylko zdawkowo przedstawia bohaterów i ich mniej niż niesatysfakcjonujące życia (z których chyba absolutny dół osiągnęła Kelly, pracująca tymczasowo na pół etatu w zakładzie pogrzebowym), to już drugi odcinek daje nadzieję, że każdego z nich będziemy mieli okazję poznać bliżej. Kiedy ksiądz, w którego kościele odbywają się spotkania grupy, skarży się ich liderce Ginie (niezawodna Ana Gasteyer), że ostatnio sesje są coraz głośniejsze, ta od razu odpowiada, że to dźwięk uzdrawiania. Choć bohaterowie "People of Earth" nie potrzebują uleczenia w normalnym tego słowa znaczeniu, to jednak spotkania ich grupy mogą rzeczywiście przynieść im jakieś wytchnienie od nudnego życia. Paradoksalnie właśnie dlatego, że nadciągają kosmici pragnący przejąć nad nimi władzę.
Dla tych, którym ciężej przełknąć teorie o ufoludkach ruszających na podbój Ziemi, główny bohater Ozzie będzie nieocenionym kompanem w podróży. Jego sceptycyzm i dystans jest wręcz potrzebny serialowi, żeby nie popadł od razu za bardzo w kosmiczne szaleństwo. Nie jest też trudno zauważyć, dlaczego Ozzie początkowo nie chce uwierzyć, że został porwany. To doświadczenie stawiałoby go na równi z ludźmi, z którymi normalnie nie chciałby mieć zbyt wiele do czynienia. Jednak nie da się zaprzeczyć, że jego życie również ostatnio nie było takie, o jakim by sobie marzył, więc tym silniejsze jest jego przyznanie się do bycia experiencerem. Niczym w prawdziwej grupie wsparcia czyni pierwszy krok na swojej drodze do "wyzdrowienia". Ciężko jeszcze stwierdzić, gdzie ta droga może go zaprowadzić.
Jednak "People of Earth" jak na razie dosyć szybko odsłania swoje karty. Oczywiście najwięcej zagadek w serialu dostarczać będą obcy, ale już po dwóch odcinkach wiemy o nich całkiem sporo. Choć poza małą wzmianką o tym, że będą nami rządzić, ciężko na razie powiedzieć, jak chcą tego dokonać, to i tak wiemy już mniej więcej, jak działają i kto na Ziemi im pomaga. Fakt, że szef Ozziego jest kosmitą, tak samo jak (najprawdopodobniej) miejscowy policjant w Beacon, nie były jakimiś wielkimi niespodziankami, co absolutnie nie oznacza, że scenarzyści nas jeszcze nie zaskoczą.
Na razie jednak nawet same postacie kosmitów, które reprezentują najbardziej znane w popkulturze wyobrażenia istot pozaziemskich, nie są szczególnie intrygujące, być może właśnie z tego powodu. Choć trzeba przyznać, że w scenach kłótni między trójką głównych kosmicznych postaci jest dużo komediowego potencjału. Takich scen prędzej można byłoby się spodziewać u postaci z Ziemi, więc to co może w końcu wyróżniać obcych w "People of Earth" to fakt, jak bardzo przypominają badanych przez siebie Ziemian. Ich "zwyczajność" jest pewnego rodzaju odbiciem nudy i braku wyjątkowości, jaka rządzi życiem mieszkańców Beacon.
"People of Earth" oferuje nam ciekawy pomysł, który odpowiednio rozwinięty może zagwarantować nie tylko śmieszny, ale i interesujący sitcom. Przy tak nietypowym podejściu do tematu porwań, miejmy nadzieję, że kosmici okażą się godnymi antagonistami dla zwariowanej grupy bohaterów. Tak długo jak serial skupi się na właśnie na nich – tytułowej grupie ludzi z Ziemi – pod względem komediowym i emocjonalnym powinno być bardzo dobrze.